[8]




Długie palce, tak przypominające ludzkie. Mogące niszczyć i tworzyć, w zależności od kaprysu właściciela. Obecnie przesuwały się powolnie w dół chłodnego kamienia marmuru, z którego wykonana została rzeźba, przedstawiająca anioła o dużych, pozłacanych skrzydłach. Na połowie twarzy miał maskę w tym samym kolorze, która kontrastowała mocno z bielą. Spojrzenie miał puste, acz i skrywające nieco odgórnego osądu.

Prawda dłoń dzierżyła bowiem wagę, której szalki były nierówne.

5A30 zatrzymał swoje ruchy, odchodząc przy tym od rzeźby odrobinę. Leciutko przejechał językiem po ustach, choć nie było to konieczne. W końcu nie wymagały one nawilżenia. Właściwie niczego, jak cała jego skóra.

Oczami jeszcze raz pozwolił sobie przeskanować całość figury, doszukując się najmniejszych wad. Nie miała ich ona jednak właściwie wcale, a przynajmniej nie takich, jakie można by dostrzec od razu, czy nawet po dłuższym wpatrywaniu.

- Wezmę ją – powiedział tylko pewnie, obracając się w kierunku jednego człowieka, z którym w ogóle zamieniał jakiekolwiek zdania w takim tonie. – Co myślisz? – nie to, żeby obchodziła go opinia chłopaka, ale jednocześnie w jakimś stopniu jej oczekiwał.

- Jest przepiękny, sir – usłyszał w odpowiedzi, uśmiechając się leciutko.

- Proszę, nie pozwalaj sobie w miejscach publicznych – odparł ostrzej, przez co towarzyszący mu młodzieniec zerknął na podłogę w geście skruchy, jaką faktycznie odczuwał. Wymsknęło mu się. I doskonale o tym wiedział. Nauczono go stuprocentowej dyscypliny, jakiej nie zwykł łamać. Dawno już jednak nie wychodził nigdzie z androidem i przez to ciężko mu było przejść w większy formalizm.

- Jest przepiękny, 5A30 – powtórzył, czując na sobie wzrok drugiego, tak przeszywający, ale łagodniejący po sekundzie.

- Lepiej – odparł Taehyung, bardziej do siebie niż do chłopaka. – Skoro tak myślisz, będzie stał niedaleko mojego pokoju. Idealnie się wpasuje przy oknie – dodał jeszcze z pewnością. - Chodź, zapłacimy za tego jegomościa – odparł, rzucając jeszcze ulotne spojrzenie w kierunku rzeźby. Podobno była naprawdę stara, ale zachowała się w niemalże nietkniętym stanie, co było dość dużym wyczynem. Oczywiście przeszła również odpowiednie renowacje, ale przy obecnej technologii nie był to proces pracochłonny, czy trudny. Mimo to miała jednak sporo oryginalnych elementów i to podobało się androidowi najmocniej.

Czasami miał żal do siebie za takie zachwycanie się ludzkimi wytworami, nie potrafił jednak opierać się sztuce. Musiał od czas do czasu znaleźć sobie nowy nabytek, którym mógłby się szczycić. Kolekcjonowanie rzadkich eksponatów należało do jego swego rodzaju nawyku, który kosztował więcej, aniżeli zwykła osoba mogłaby sobie wyobrazić.

Przeszedł alejką muzealną, wraz z białowłosym u boku. Przyciągał nieco spojrzeń przez obecność chłopaka, zwłaszcza, że był znany w tym miejscu – i nie tylko w nim. Miał to jednak głęboko gdzieś. Wszyscy znali jego stosunek do akurat tego chłopca, nic więc nie stawało mu na przeszkodzie, by go gdzieś okazjonalnie zabrać.

W końcu był jego perełką. Tym, kim Jimin dla Seokjina.

Z tą różnicą, iż nigdy nawet by mu przez myśl nie przeszło, by pozwolić mu zdjąć obróżkę, jaką miał na sobie już prawie dwa lata, bez przerwy. Nie pozwoliłby mu również siebie dotknąć, ani dać mu szansy się do tego przekonać. Żadnego kontaktu fizycznego, a już zwłaszcza podszytego seksualnością. Jedyne, co ich łączyło, to formalności, jak i fakt, iż białowłosy sprawował się niezwykle, wręcz idealnie, od kiedy tylko Taehyung podarował mu możliwość stania się kimś.

W końcu nie miał innego wyboru.

Owszem, był dobrze urodzony – to w ogóle sprawiło, że android na niego spojrzał – mimo to nie miał perspektyw przez chorobę nóg, na której uleczenie, mimo statusu majątkowego jego rodziców, nie było ich stać.

Ale Taehyunga było. Pod pewnymi warunkami jednak.

Tym samym chłopiec stał się mu wierniejszy niż pies, gotów do czegokolwiek. Rozumiał mechanizmy rządzące światem, w jakim się obracał, mimo to potrafił się całkowicie drugiemu poddać. I podobało mu się to właściwie. I tak dostawał większą wolność, niż inni. Był wyraźne faworyzowany, ale i nietykalny. Dbano o niego, jak o najpiękniejsze dzieło.

Bo takim częściowo był.

Co prawda wielu powiedziałoby inaczej, wiedzionych własnymi przekonaniami – w końcu nie był to jedyny młody artysta, który powalał wszystkich urodą, jak i ruchem ciała podczas występów – ale równie wielu mówiło coś zupełnie odwrotnego, dzieląc 5A30 i D415 jeszcze mocniej.

W końcu Kai w istocie prezentował się nietuzinkowo dobrze.

Był wysoki, proporcjonalnie zbudowany, poruszający się jakby w ogóle nie istniał. Lekko oliwkowa skóra, pełne wargi, spojrzenie przymglone gęstym rzędem rzęs mogące kraść odłamki czyjejś duszy. Ostra linia szczęki, lekko widoczne obojczyki, mięśnie brzucha, jakie widoczne były obecnie pod prześwitującą koszulką, oraz kolczyki w uszach i brwi, które nadawały mu nieco zadziorności, mimo tego, że i tak był dość delikatny.

Nie było w nim nic, czego nie można by podziwiać i to zapewniło mu obecny status, tak, jak i wielu innym.

Choć w istocie miał lepszą pozycję od większości w podobnej sytuacji. Taehyung po prostu nie ukrywał swojej własnej fascynacji białowłosym, chociaż ukrywał ją skrzętnie nawet przed samym sobą. Lubił jednak obserwować chociażby jak ten tańczy, lub ćwiczy. Wyglądał wtedy ślicznie, niczym nie z tego świata.

Bezceremonialnie zostawił w systemie muzeum kilkanaście milionów, żegnając się słodko z obecną tam kustoszką, która służyła bardziej za po prostu zarządzająca obiektem, wraz z kilkoma innymi androidami. Lubił ją, choć nie do końca jeszcze rozumiał znajomości.

- Chcesz jeszcze gdzieś pójść? – zapytał Kai'a niespodziewanie, w spontanicznym geście spowodowanym dawką szczęścia, jakie sprawił mu zakup. Był doprawdy w lepszym nastroju, co już nauczył się kontrolować. Niedawno z resztą, ale jednak. Szczęście miał wypracowane praktycznie do perfekcji.

- Nie wiem, czy mogę, 5A30 – usłyszał w odpowiedzi niepewne słowa. – Dotąd nie pozwalał mi pan za często wybierać.

- Potraktuj to jako akt łaskawości – odpowiedział mu android, poprawiając spinki koszuli, które lśniły w świetle holu szmaragdowym blaskiem. – Skoro pytam, to udzielam ci przyzwolenia.

Kai milczał przez moment, nieco zaskoczony propozycją. Naprawdę była to ostatnia rzecz, o jaką podejrzewałby swojego pana. Chwilkę pomyślał, próbując wymyślić miejsce, w którym naprawdę chciałby się znaleźć, jako, że taka okazja mogłaby się już nie powtórzyć.

- Arkadia, panie. – powiedział po chwili, przypominając sobie zapach lilii oraz otoczenie bladych kolumn. – Już ledwo pamiętam, jak cudownie tam jest – stwierdził pewnie, a Taehyung uśmiechnął się do siebie.

Sam nieco zapomniał.

- W porządku. Dobry wybór – pochwalił białowłosego, któremu oczy aż zalśniły na te słowa, choć android tego nie dostrzegł, kiedy oboje zaczęli już wychodzić z budynku. Od razu skierowali się do zaparkowanego pojazdu, jaki już na nich czekał. Był naświetlany jasnobłękitnymi światłami i niczym nie przypominał normalnego samochodu. W sumie takim nie był i poruszał się po specjalnym pasie wytyczonym dla takich hybryd. Napędzany energią jądrową o niewielkiej ilości był właściwie niewyczerpalnym środkiem transportu, z jakiego korzystali jedynie ci na szczycie.

Kai wsiadł za androidem, siadając w odpowiedniej odległości od niego, z tyłu pojazdu. Kierowca ruszył, po wymienieniu kilku zdań z Taehyungiem. Po tym zapadła cisza, jaką chłopak wypełnił sobie podziwianiem krajobrazu za oknem.

A android planowaniem, jak powiedzieć drugiemu o swoich zamierzeniach wobec niego.

***

Obudził się obolały i zdecydowanie nierozumiejący, co działo się dookoła niego. Odruchowo przetarł oczy, próbując odzyskać resztki pamięci z poprzedniego wieczoru. Wiele mu jednak nie zostało, jakby ktoś perfidnie wymazał mu część wspomnień i już nie zamierzał ich oddać. Zirytowany westchnął ciężko, spoglądając na sufit.

Który nie wydawał mu się znajomy.

Zmarszczył brwi. Nie pamiętał, by malował go na niebiesko. Poza tym, od kiedy to miał jedwabną pościel? I na Boga, dlaczego praktycznie nie miał na sobie ubrań?

Momentalnie poczuł, jak przyspiesza mu rytm serca, spowodowany dezorientacją oraz nieco sugestywną sytuacją, której jednak wolał uniknąć, oraz nie rozpatrywać, że miała miejsce. Rozejrzał się dookoła, tym razem nieco trzeźwiej i z większym skupieniem, mimo ciągłego bólu pod czaszką, najwyraźniej nie mającego zamiaru dać mu spokoju.

Z pewną dozą przerażenia stwierdził, iż nie ma zielonego pojęcia, gdzie się znajdował. Jedyne, co zdołał zrozumieć to fakt, iż jest w sypialni, zapewne używanej, gdyż dostrzegł kilka rzeczy osobistych. Miał szczerą nadzieję, że owa sceneria nie potwierdzała tylko jego przypuszczeń o tym, iż zrobił coś cholernie głupiego po pijaku, a teraz nawet nie wie z kim, ani właściwie co, choć mógł się domyślić.

Jeszcze raz przetarł palcami powieki, próbując zapanować nad rosnącym wstydem, jak i brakiem jakiegokolwiek planu. Mógł owszem po prostu wstać, być może znaleźć swoje rzeczy i postarać się opuścić mieszkanie, ale czy nie byłoby to zbyt bezpieczne i proste? Bo zapewne, znając swoje szczęście, natrafi przy tym na osobę, z którą tutaj przyszedł, tworząc niezręczną atmosferę zostania z nieznajomym na jedną noc.

Zebrał się jednak, wiedząc, że nie może zostać w pościeli do końca życia i powolnie spalać się z poczucia winy tak, żeby nikt nie widział. Odsunął więc materiał, po czym ułożył go odpowiednio tak, że wyglądał, jakby właściwie łóżko pozostało puste całą noc. Ulotnie przejrzał jeszcze pomieszczenie, poszukując swoich ubrań, z rezygnacją musiał jednak przyznać, iż nie było po nich śladu i zmuszony został opuścić pomieszczenie w samych bokserach i koszuli, jaką miał wczoraj na sobie, w dodatku nieco rozpiętej.

Miał naprawdę dość, już gdy zrobił pierwsze kroki, jakie zaprowadziły go na niewielki hol, który wychodził na otwarty salon, oraz miał w sobie drzwi do jeszcze jednego pokoju. Przy każdym stąpnięciu czuł się tylko gorzej, poza tym musiał iść do łazienki i napić się wody, gdyż jego organizm zdecydowanie nie był gotowy na taką dawkę alkoholu zeszłego wieczora.

Jakby tego było mało, wcale nie usunął sobie z głowy tamtego incydentu, który wciąż tkwił mu w myślach niczym nieproszony gość. Nie miał zamiaru obecnie tego analizować i wracać do tych kilku chwil, jego umysł robił to jednak za niego, świetnie się przy tym bawiąc oraz czyniąc jego humor jeszcze bardziej parszywym.

Po jeszcze kilku metrach przerwanych jednym dłuższym postojem, by odzyskał równowagę, jaką ledwo zapewniało mu skacowane ciało, znalazł się na otwartej przestrzeni, wypełnionej subtelną wonią jakiegoś bliżej nieokreślonego jedzenia. Pierwsze, co przyszło mu na myśl to fakt, iż gospodarz musiał najwyraźniej coś gotować, a druga – że zapewne oznaczało to, iż zaraz stanie z nim twarzą w twarz, a nie był na to gotowy.

Uniósł wzrok tylko po to, by dostać piekący policzek od rzeczywistości. Przez chwilę tylko rozważał, czy śni, czy jednak naprawdę tutaj stoi, ledwie w pół ubrany, w takim stanie, z dziurą pamięci, patrząc na anielskie rysy sylwetki Yoongiego, odwróconego bokiem za wysepką kuchni i sięgającego po coś z górnej szafki.

Namjoon był bliski czegoś w rodzaju paniki wymieszanej z nutkami frustrującego gniewu na siebie samego. Jak do tego w ogóle doszło? Jakim cudem skończył akurat w domu osoby tak dla niego istotnej, przy tym będąc zapewne kompletnie pijanym, nie wiadomo, jak się zachowującym. Już stworzył w swojej głowie miliony scenariuszy wydarzeń, również tych połączonych z jego brakiem odzienia. Nie, na pewno do tego nie doszło. Nie mógłby. Przecież Yoongi by do tego nie dopuścił.

Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że mógł drugiego to tego zmusić. W końcu nic nie pamiętał. I co z tego, że w życiu by go nie skrzywdził – nie mówiąc już o czymś tak ohydnie odczłowieczonym jak gwałt. Brzydziłby się sobą do końca swoich dni, a te, gdyby faktycznie uczynił mu coś takiego, były z pewnością policzone.

Szybko jednak odrzucił te wizje, próbując panować nad rosnącą w nim histerią, która kryła się pod jego skórą, leniwie starając się wyjść na wierzch w napadzie autoagresji, na jaki nie mógł sobie jednak pozwolić w obecnych okolicznościach.

- Oh, wstałeś – usłyszał ten różany ton głosu, jaki momentalnie przyprawił go o zupełne zakłopotanie, bo o to stał przed nim sam anioł, a on wyglądał niczym katastrofa, widok taki nie należał do najbardziej odpowiednich, tego mógł być pewien. Ośmieszył się w oczach osoby, której oddał serce, tak prosto i bezpowrotnie.

Ostatkiem rozsądku chwycił dużą poduszkę z kanapy, próbując zakryć choć część swojego ciała. Miał wrażenie, że właśnie osiąga swoje limity, jakich granic nie zamierzał dotąd przekraczać.

Ale zrobił to, na własne życzenie.

- Spokojnie, nie musisz się wstydzić – padły znowu słowa, śledzone cichym śmiechem, który nawet z tej odległości odbierał starszemu oddech. – Twoje ubrania przed chwilą wróciły z pralni. Są ułożone na stole – dodał jeszcze Yoongi, obracając się w aksamitnym szlafroku, który tworzył dookoła niego ciemnoczerwone fale, niebezpiecznie podkreślające bladość jego skóry, oraz delikatność dłoni, którymi wciąż coś robił, mieszając i dodając składniki. Rzadko gotował, ale tym razem postanowił ugościć kogoś w odpowiedni sposób, zwłaszcza, że nie był to byle kto.

Miał pod nosem słodki, niewinny uśmiech, którego drugi nie mógł dostrzec, a jaki wyrażał prawdopodobnie więcej, niż jego właściciel był w stanie rzec.

Kiedy Namjoon finalnie odzyskał utraconą godność, zakładając na siebie swoje wczorajsze odzienie, posiadał w głowie tylko setkę pytań więcej. Właściwie potrafił na razie tylko dywagować, co dokładnie miało miejsce, a jego źródłem informacji był obecnie tylko Yoongi.

I z tego, co już mógł spokojnie wywnioskować – pewnie i jedynym.

- Yoongi, ja... - zaczął niepewnie, odciągając uwagę drugiego od przygotowywania potrawy. Ich tęczówki spotkały się na moment, na ulotną chwilę. – Przepraszam, jeśli a jakikolwiek sposób cię uraziłem swoją postawą tej nocy – stwierdził z wyraźną skruchą i żalem kierowanym we własną osobę. – Nie wiem, czemu tyle wypiłem – kłamstwo. – I wybacz mi proszę, jeśli możesz, iż musiałeś mnie stamtąd zabierać, choć nie gniewałbym się pewnie, gdybyś mnie zostawił. Należało mi się – dodał po chwili, studiując czubki swoich butów, jakie pachniały obecnie mieszanką wanilii i truskawek od środków czyszczących nowej generacji. Drogich. Wiedział jednak, że dla drugiego pewnie był to żaden wydatek.

- Spokojnie, nic się nie stało – odparł tylko drugi, z łagodnością w głosie. – Nie zrobiłeś niczego złego, każdemu się zdarza – powiedział jeszcze, przechodząc obok wysepki i podchodząc bliżej rozmówcy. Namjoon momentalnie odczuł delikatne dreszcze wywołane ilością skóry, jaką odsłaniał szlafrok, głównie tej należącej do szyi i klatki piersiowej Yoongiego. Natychmiastowo skupił wzrok na czymś innym, nie chcąc korzystać z takich okazji podziwiania formy ciała chłopaka.

- Powiedziałbym, że to nie do końca prawda – odpowiedział tylko, nieco ciszej. – Cieszy mnie jednak, że chociaż udajesz, że nie chowasz urazy – uśmiechnął się, równie smutno, jak brzmiały mówione przez niego sylaby.

- Przestań, naprawdę mam to na myśli – usłyszał w odpowiedzi, mówione miękko i tak, by podnieść na duchu. – Wszystko jest w porządku. Poza tym nie mów głupot, nie miałbym serca cię tam zostawić. Zwłaszcza, że kilku takich kręciło się dookoła ciebie, jakby chciało cię przynajmniej upolować – niespodziewanie zarumienił się na tą część wypowiedzi, a Namjoon nie umiał już znieść niewinności drugiego i uśmiechnął się tylko ponownie, w słodko rozczulony sposób.

- W takim razie jestem ci podwójnie wdzięczny. I mam u ciebie ogromny dług. Musiałem być nieznośny – stwierdził pewnie, z nutą humoru. – Poza tym... chyba poważnie nic nie pamiętam. Niczego. Możesz więc przynajmniej powiedzieć mi, za co jeszcze mam przeprosić – dodał, tonem jaki był mieszanką żartu, oraz szczerej chęci żałowania za swoje czyny.

- Uwierz mi, nic mi nie jesteś winny – odparł tylko drugi, wracając do kuchnii, by skończyć potrawę. – A zachowywałeś się w miarę dobrze, po prostu mówiłeś dużo, i trochę bełkotliwie. Współpracowałeś jednak, póki nie zostawiłem cię w sypialni gościnnej. Tam zrobiłeś trochę bałaganu, jeszcze większego, niż na przyjęciu. Przynajmniej sam ściągnąłeś z siebie ubrania i momentalnie zasnąłeś. A ja odstawiłem je do pralni, bo nie wiem, jak to zrobiłeś, ale na wszystkim miałeś rozlaną ambrozję – zakończył z rozbawieniem, a Namjoon tylko słuchał oczarowany tego głosu, oparty o wysepkę, do której podszedł trakcie relacjonowania wydarzeń.

- Czyli nie było tak źle – odparł ostatecznie, oddychając z ulgą nieco. – To dobrze, bałem się, że zupełnie wymknąłem się z pod kontroli – dodał, zmieniając pozycję nieco, by mógł patrzeć na drugiego. – I dziękuję za te ubrania – powiedział, przerywając sekundy ciszy.

- Nie ma sprawy – odparł tylko drugi, wyłączając wszystkie urządzenia. – To drobiazg.

- Nie nazwałbym tak tego, ale jak uważasz – odpowiedział, spoglądając na nakładane na dwa talerze jedzenie. – W dodatku ugotowałeś mi śniadanie, i to w imię czego? – zaśmiał się, choć nie z sarkazmem, a z wdzięcznością.

- Od tak, stwierdziłem, że będzie miło – Yoongi miał lekko błyszczące oczy, a drugi momentalnie w nich zatonął na sekundę za długo. – Smacznego – obudziło go dopiero, kiedy twórca dania był już w salonie i siadał na kanapie.

- Dziękuję – odparł Namjoon i również udał się ze swoim talerzem do salonu. – Powiesz mi, co zrobiłeś? – zapytał, spoglądając na mieszankę warzyw, jajka i ciasta dookoła nich.

- Małe tarty, nie są trudne, a smakują cudownie – powiedział drugi szybko. – Poza tym mają mało kalorii i są odpowiednie dla mnie, wybacz więc, jeśli się za mocno nie najesz – stwierdził z nutą zakłopotania.

- Będę najedzony tylko przez patrzenie, jak ty jesz – odparł Namjoon łagodnym tonem, dopiero po sekundzie zdając sobie sprawę, co powiedział i jak mogło to zostać odebrane. Nie widział jednak w reakcji drugiego nic, co mogłoby wskazywać na dyskomfort, raczej odwrotnie, uśmiechnął się lekko, trochę do siebie i dalej jadł w najlepsze, co odciążyło trochę chwilowy niepokój mężczyzny.

Musiał bardziej uważać. Nawet, jeśli prawdopodobnie nigdy więcej nie zdobędzie okazji, by być w domu Yoongiego. Nie miał tego jednak za złe – wolał już nigdy nie postawić tu nogi, niż znów być przed drugiego ratowanym, będąc w stanie upojenia procentami. Zabrakło mu już słów do wyzywania siebie w myślach, za taką bezmyślność i pójście po najniższej linii oporu.

Co i tak, mówiąc szczerze, nic mu nie dało, bo na wargach wciąż miał smak ust androida, co niemożliwie go irytowało, bo przecież nie zamierzał mieć w myślach akurat tego.

I nawet rozpływająca się w ustach potrawa Yoongiego nie mogła mu zabrać tego niechcianego dotyku, jakiego zaznał.

- O czym myślisz? – słowa przerwały mu rozdrapywanie obrazów z minionego wieczoru.

- O niczym szczególnym – odparł naturalnie. – Tylko trochę się zamyśliłem.

- Wyglądałeś na przygnębionego... na pewno to nic takiego? – dopytał jeszcze Yoongi, odkładając swój pusty talerz na stół, który momentalnie go zabrał, wysyłając naczynie do zmywarki w kuchni.

- Mhm, nie przejmuj się – odpowiedział Namjoon, idąc w ślady drugiego. – Muszę przyznać, że to było przepyszne – zmienił szybko temat, z radością oglądając, jak Yoongi się rozpromienia. – Kiedyś ja ci coś ugotuję, obiecuję – rzekł jeszcze, wstając z mebla.

- Trzymam za słowo – powiedział białowłosy od razu, również schodząc z kanapy. – Chcesz może coś jeszcze? Tabletkę na kaca? Mam te najnowsze, działają w ciągu kilku sekund – powiedział, obserwując, jak drugi rozgląda się za wyjściem.

- Nie, dam sobie radę, już i tak dużo dla mnie zrobiłeś – odparł Namjoon grzecznie, nie mając odwagi pytać drugiego o cokolwiek więcej, choć wciąż czuł się obolały i ciężki. Mógł jednak sam kupić sobie lekarstwo w każdym obecnym po drodze sklepie.

- Jak chcesz, mam nadzieję, że faktycznie tak będzie – powiedział jeszcze Yoongi, opierając się o oparcie w okolicach bioder. – Jeśli szukasz wyjścia, to są pierwsze drzwi po prawej, zaraz od strony dalszego korytarza – wyjaśnił, na co drugi odpowiedział uśmiechem wdzięczności popartym kiwnięciem głowy.

- Jeszcze raz dziękuję za wszystko – powiedział nieco głębszym tonem, który Yoongi poczuł, choć chyba nie miał takiego zamiaru, gdzieś w swoim środku, niczym falę ciepła rozchodzą się po jego ciele. – Obyśmy więcej nie spotkali się w takiej sytuacji. I tak mi już głupio, że nawet nie masz pojęcia – dodał jeszcze, śmiejąc się cicho.

- Przestań. Zbytnio dramatyzujesz – jasnowłosy brzmiał szczerze, acz i z ukrytą nutą nieznanego, drugiego dnia. – I popieram, oby tak się nie stało – tymi słowami odprowadził drugiego aż do samych drzwi, które ten zamknął za sobą po chwili, opuszczając apartament modela.

To, oraz kilka kwestii, o których białowłosy mu nie powiedział.

***

- Powiedz mi, co robię nie tak – głos chłopca rozbrzmiał w pomieszczeniu, pustym, w którym znajdował się tylko on i Jimin, gdyż mieli przerwę w treningu. Do niedawna towarzyszył im jeszcze Taemin, ale postanowił opuścić pomieszczenie tak szybko, jak zauważył, że dwójka zaczyna ze sobą żywszą rozmowę.

- Już ci mówiłem, głuptasie – odezwał się srebrnowłosy, mając rozbawienie ukryte w iskierkach oczu. – Wszystko jest jak należy, jedyne, nad czym musisz popracować to balans ciała przy tych kilku skokach. Niektóre upadki ciągle masz dość nieprzewidziane, a to nie szkodzi tylko wizualnej stronie, ale również twoim stawom i mięśniom. I uwierz mi, nawet tabletki wspomagające nie uchronią cię przed ewentualnym urazem – wyjaśnił, przewracając kolejną kartkę czytanej książki, na której treści skupiał się jednak coraz mocniej przez głowę Jungkooka na swoim ramieniu, jego ciepło, oraz dotyk miękkich kosmyków włosów na szyi.

On sam się prosił o poświęcenie mu całej możliwej uwagi.

- Nie sądzę, żeby to załatwiało sprawę – powiedział szatyn prawie jękliwym tonem, po czym odsunął się odrobinę od swojego towarzysza. – Na pewno jest coś, co jeszcze mogę poprawić.

- Posłuchaj – zaczął Jimin, nieco poważniej, odkładając przy tym lekturę na niewielki stolik obok sporawej pufy, na której we dwójkę leżeli. – Gdyby cokolwiek, co robisz, było wadliwe... - kontynuował, odwracając się na bok, w stronę chłopaka, przez co mogli teraz spoglądać na siebie, z niebezpiecznie bliskiej odległości, na którą jednak żaden nie zwrócił większej uwagi.

Już nie.

- To powiedziałbym ci od razu, nie narażałbym cię tak – zakończył, na co Jungkook uniósł leciutko brew w niemałej konsternacji.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytał niepewnie, przesuwając się trochę do tyłu. Owszem, mówiono mu już nie raz o konsekwencjach, ale Jimin brzmiał, jakby istniało coś jeszcze, ukryte między linijkami.

- Tylko tyle, że złe wykonanie równe jest temu, jak czujesz się tu, gdzie teraz jesteś – powiedział srebrnowłosy, z taką goryczą, że szatyn już wiedział, co się wydarzyło.

Musiał tego wcześniej doświadczyć.

Nie zamierzał zadawać pytań, ale zrozumiał, że cokolwiek to było, sprawiało, że nikt nie chciał popełnić błędu, ani szlifować niedoskonałości. Po prostu nie mogli sobie na to pozwolić w obawie przed... czymś.

Albo kimś.

- Nie sądziłem, że panują tutaj takie zasady – odpowiedział cicho, naprawdę nie mając pojęcia, że można dostawać tutaj kary. Od początku mówiono mu raczej o wyrzuceniu. Tyle. Koniec historii.

Z drugiej strony mógł się przecież domyśleć, że zapewne nie był to temat omawiany na lewo i prawo. Przecież nikt nie chciał wyjaśniać tego typu rzeczy, zwłaszcza bez okazji i powodu, w dodatku z opcją "po prostu cię wyrzucą" ukrytą w rękawie. 

- Cóż, jeszcze wiele nauki przed tobą – stwierdził Jimin, prawie rodzicielsko, tarmosząc trochę włosy chłopca, na co ten zmarszczył nosek nieco, przypominając trochę małego kotka, proszącego się o pieszczoty.

Dłoń więc zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. W końcu nie o to chodziło, aczkolwiek widmo gestu wciąż między nimi zostało.

- Musisz w pełni poznać to, jak wygląda życie w takim środowisku – kontynuował po chwili, znów wpatrując się w usta chłopca trochę zbyt długo. – To nie jest świat, do którego jesteś przyzwyczajony. Nie martw się jednak, pewnie za trochę poczujesz się już pewnie na tym gruncie.

- Obyś miał rację – powiedział Jungkook, kuląc się w sobie nieco. - Chociaż już wydawało mi się, że znam się na wszystkim – zaśmiał się nieśmiało, a dźwięk ten brzmiał, jak kwitnące konwalie.

- Sam zobaczysz – odparł tylko drugi rzeczowo. – Dostrzeżesz zmiany. I z czasem nawet je polubisz – dodał, choć nie mając w tych słowach aż tyle przekonania. Jungkook jednak nie wyczuł tej subtelnej zmiany w tonie i jedynie kiwnął głową, zgadzając się z każdą sylabą.

- Ile jeszcze zostało nam czasu? – zmienił temat szybko, podnosząc się z pufy i poruszając ramionami, żeby je trochę rozluźnić od przebywania w tej samej pozycji.

- Kilka minut. Możemy się już zbierać z powrotem na salę – odparł Jimin, po czym przeszedł na chłodną posadzkę, a szatyn poszedł w jego ślady. – Swoją drogą, wiesz już, że mamy wolne dzisiaj wieczorem? – zapytał nagle, co zbiło nieco z tropu Jungkooka.

- Nie – stwierdził ze zdziwieniem. – Nikt mi nie powiedział – dodał jeszcze, na co srebrnowłosy poczuł, jak wzrasta w nim delikatna łodyżka złości.

Taemin miał przekazać szatynowi wszystko. Najwyraźniej jednak nie pokwapił się, by to uczynić.

- Dziwne... - powiedział tylko drugi, jakby tak naprawdę nic się nie stało. – W każdym razie, możemy gdzieś wyjść. D415 oczywiście pójdzie z nami. Ale pozwolił nam wybrać miejsce, jakieś propozycje? -0 zapytał jeszcze, kiedy opuścili pokój, by przejść w kierunku sali kolejnym korytarzem.

- Nieszczególnie. Znam miasto w bardzo niewielkim stopniu – odparł szczerze szatyn, acz z nutką wstydu. Nie odwiedził do tej pory wielu dzielnic, o niektórych zapewne w ogóle nawet nie słyszał. Ale taki miał los, póki nie trafił tutaj. Lekko na poboczu, ale mimo wszystko w miarę stabilny.

Choć bywało ciężko. Przez co niektóre partie miasta wciąż były dla niego tajemnicą, szczególnie te bogatsze, w jakich obecnie mieszkał.

- Hm, w takim razie zabiorę cię w jedno miejsce. Spodoba ci się na pewno – powiedział Jimin z uśmiechem, już widząc znajomy budynek w myślach. Dawno go tam nie było, ostatni raz odwiedził je z Seokjinem podczas jakiejś konferencji i z ledwością udało mu się namówić androida na skorzystanie z jednego z dóbr budynku.

Za co musiał potem oczywiście zapłacić, ale nie było to dla niego niczym wielkim i w tej kwestii nic się nie zmieniło.

- Pewnie nic mi nie powiesz, co? – zapytał jeszcze Jungkook, wchodząc za srebrnowłosym do sali, już wyczyszczonej i gotowej do ponownego treningu. Gdy tylko przekroczyli próg, ze ścian i sufitu już zaczęła sączyć się muzyka, a podłoga przybrała ciemnofioletowy odcień neonów, gdyż taki był motyw występu.

- Nie, muszę zobaczyć twoją reakcję, jak to zobaczysz – uśmiechnął się Jimin szeroko, a chłopak odpowiedział tym samym, lekko kręcąc głową, by po chwili zająć się już pracowaniem z brzmieniem dźwięków, oraz własnym ciałem.

Wypełniony jednocześnie ekscytacją, ale również niepokojem, którego źródło było mu nieznane, a jaki niesłusznie zrzuciła fakt poznania nowych rejonów miasta.

Powód był bowiem nieco inny, choć nie był go jeszcze świadom.

***

- Nie odmówisz mi – rozkazał, zwyczajowym tonem, jakie nie znosił ani nuty sprzeciwu od kogokolwiek, czy był to android, czy, przede wszystkim – człowiek.

I szczerze, Kai nawet tego nie rozważał, ale obecnie nawet nie był w stanie o tym pomyśleć, pouczony w odpowiedni sposób. Schylił tylko głowę i kiwnął nią ulegle, zgadzając się w zupełności.

- Czego ode mnie oczekujesz, panie? – dopytał, skupiając się w zupełności na androidzie, nawet, jeśli obecnie właśnie brał kąpiel w miodzie z drobinkami złota, które pod wpływem odpowiednich nanotechnologii przedłużały żywotność ludzkiej skóry, a androidom pozwalało w jeszcze większym jej wygładzeniu, oraz nadaniu niemalże nieczłowieczej perfekcji.

- Niczego wielkiego. Myślę, że dasz sobie radę – stwierdził, obserwując swoje pierścienie bardziej, niż białowłosego, z którym przecież rozmawiał.

Nie miał jednak w zwyczaju poświęcać mu więcej uwagi, niż to konieczne.

- Chodzi o zlikwidowanie czyjejś własności – dodał, kompletnie obojętnie i bez emocji, jakby mówił o wczorajszym śniegu. – Podobnej do ciebie – stwierdził jeszcze, nieco poważniej.

- Podobnej do mnie? – zapytał z niezwykłym wręcz zdziwieniem. – Czy pan mówi o...

- Jeszcze raz – uciął mu android z irytacją.

- Czy 5A30 mówi o tym obiekcie 385? – zapytał jeszcze raz, ganiąc się za nieokazanie szacunku. Przecież doskonale wiedział, ile razy może używać mniej formalnych stwierdzeń, aniżeli nazwę swojego właściciela. Czasami jednak zapominał się, co wprawiało go w niemały smutek.

W końcu nie chciał zrobić niczego złego.

- Owszem – potwierdził z delikatnym uśmiechem Taehyung, finalnie zerkając na białowłosego. – Nawet z wyglądu cię przypomina, ale nie jest aż tak dobry – stwierdził, na co Kai zarumienił się delikatnie, co android zignorował, mimo, że już wiedział, co oznaczają one u ludzi w zależności od kontekstu. Sam jednak nie używał tej wiedzy w swoim przypadku. – Nie obawiaj się, nie zależy mi na odebraniu mu życia – zaczął od razu, tłumacząc nieco więcej za słowem „zlikwidowanie". – To by było za proste.

- Cóż więc mam zrobić, 5A30? – zapytał, przemieszczając się nieco w złotej cieczy, żeby znaleźć się jeszcze bliżej androida, na co ten zareagował tylko odsunięciem się kawałek, już nawet nie marnując czasu na karcenie chłopaka.

- Sprawić, żeby przestał lśnić – powiedział nieco metaforycznie. – Masz latać wyżej, niż on. Poruszać się szybciej. Być o trzy metry nad nim. Zbić go z planszy i nie pozwolić wrócić – dodał jeszcze, odchylając głowę do tyłu i przesuwając dłonią we włosach w czystym nawyku, jaki niekiedy stosował. – Innymi słowy, bądź taką konkurencją, żeby właściwie nie mieć żadnej. Poza tym chciałbym jeszcze, żebyś spróbował dokonać pewnego zabiegu. Małego przypomnienia, że czasami można grać nieczysto.

- Rozumiem... - zaczął chłopak, chłonąc nowe informacje z dość dużą szybkością. – Oczywiście, że spełnię to wszystko z przyjemnością, 5A30 – powiedział oddanie, nawet opuszczając nieco głowę. – Nie skończył pan jednak – dodał jeszcze, wpatrując się w androida wyczekująco.

- Zdradzę ci tylko tyle, że czeka nas wizyta w dzielnicy, której bardzo nie lubisz – odparł, a Kai zamarł momentalnie, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Nie spodziewał się tego, kompletnie. Mimo to w milczeniu i posłuszeństwie przyjął prośbę, jednocześnie będącą właściwie rozkazem.

Nawet jeśli oznaczało to odwiedziny terenów, jakie przyprawiały go o chorobę, bo kojarzyły się ze złymi chwilami jego dzieciństwa.

Margolia. Dzielnica handlu legalnymi używkami, sprzedawanymi w bezpiecznych porcjach. Wszelkiego rodzaju. Głównie istniejąca przez biznes, w jakim Kai się obracał, a co od czasu do czasu wypełniało go żółcią swego rodzaju obrzydzenia, choć tylko na moment.

Oprócz tego jednak była to jedyna część miasta, w której można było kupić broń.

I domyślał się już, że nie będą tam po środki dopingowe, a po coś zdolnego odebrać życie, lub kogoś skrzywdzić, nie androida jednak.

A człowieka.

I mimo ciężaru tej myśli, przyjął ją dokładnie tak, jak miał – niemalże stoicko, mechanicznie, w sposób, w jaki powinien. Nie przejmował się już moralnością, ani sumieniem, bo pojęcia te przestały być mu znane w sposób, jaki rozumieli go wciąż niektórzy ludzie.

Tym więc sposobem leżał otoczony złotem, zapachem miodu, oraz widmem wydarzeń, które miały dopiero nadejść, z pewnością, acz powolnie, niemalże w torturującym tempie, nie dającym nikomu możliwości na poczucie się bezpiecznym.

Zwłaszcza niewiedzącej ofierze i temu, który ją posiadał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top