[5]


Yoongi rzadko spoglądał na zdjęcie matki. Przypominało mu głównie ból, delikatna tekstura papieru za mocno dawała znać o istniejącej subtelności kobiety, a wyblakłe kolory – o jej cieple i przemijającej urodzie, jaką posiadała od zawsze. Zdawała się nie starzeć, była adorowana, podobnie jak obecnie jej syn. Gdyby mogła pewnie zapewniłaby mu inne życie, w końcu miała ku temu sposobność. Sęk w tym, że nie potrafiła. Nie chciała. Tego nie wiedział. I mimo, iż w umyśle wciąż miał ją namalowaną niczym obraz olejny, to ściskało go w sercu, gdy utrzymywał go w sobie zbyt długo.

Wciąż bowiem czuł tamto zimno, szorstkość grubszego płaszcza jaki miał na sobie, wiatr unoszący jego włosy, oraz myśl, że już po nim. Miał czternaście lat, pogoda nie sprzyjała, a jego matka postanowiła go porzucić.

Do teraz nie umiał zrozumieć jej decyzji. Nie był w stanie znaleźć ani jednego czynnika, który mógłby ją do tego zmusić. Żadne usprawiedliwienie nie wydawało się wystarczająco dobre, choćby wymyślił sobie to najbardziej finezyjne i mające choć odrobinę sensu. Przekonanie samego siebie należało do rzeczy niemożliwych, z tego zdawał sobie sprawę doskonale. A mimo to, ludzkim odruchem, starał się wciąż próbować zrozumieć, próbować postawić się na jej miejscu.

Powietrze wypełniło jego kolejne, ciężkie westchnienie. Wciąż wpatrywał się w holograficzną fotografię, jaką wyświetlał w powietrzu. Mógł jej dotknąć, poczuć, jakby istniała, a tak naprawdę była ona tworem jego umysłu. Wpisał po prostu odpowiednie dane, dodał portret z pamięci i oto mógł przed sobą zobaczyć osobę, jakiej nie widział tak wiele lat.

Pojedyncza łza przyozdobiła jego policzek, powolnie zmywając smutek oraz żal z jego serca. Nie kojarzył takich chwil z niczym przyjemnym, a jednak czasami chęć zobaczenia jej, choćby na fotografii, która nie istniała, albo we własnej głowie, była zbyt silna. Pomimo tego, co się wydarzyło, pomimo faktu, iż spędził mniejszą część swojego życia bez niej – dalej ją kochał. Jakby nie umiał kompletnie nic na to poradzić. I nie był pewien, czy czuła ona to samo, gdzie była, ani czy wciąż dawała sobie radę – wiedział jedynie, że został sam, a jedyne, co od niej dostał, to anielską urodę, która obecnie ratowała mu życie.

Wyłączył zdjęcie, nie chcąc dłużej skupiać się na przeszłości. Zerknął przez okno, na rozświetlone miasto, które właśnie budziło się do życia. Promienie słońca odbijały się w jego schnącej łzie, tworząc delikatne perełki na jej niknącej powierzchni. Wszystko wydawało się przykryte spokojem, nieruchome, a jednak i tak pędziło do przodu z zawrotną prędkością.

Fioletowowłosy sięgnął do kieliszka z winem, jakie nalał sobie dwadzieścia minut temu. Słodycz napoju nieco go ogrzała i rozbudziła od środka, pozwalała zapomnieć o niektórych rzeczach, jak i o niezwykle skromnym śniadaniu, jakie zjadł. Tęczówki jeszcze przez chwilę przesłaniały mu stare obrazy, by po chwili się ich pozbył, ponownie chowając je w zakamarki siebie, gdzieś głęboko. Musiał się ocucić, przestać myśleć i skupić się na tym, co obecnie było istotne.

Ubrał się powoli w delikatne, błękitno złote spodnie, oraz koszulę. Założył jasne, lekko szpiczaste buty, przeszywane nićmi w tych samych kolorach. Pozwolił sobie jeszcze na jeden łyk trunku, nim musiał zebrać swoje rzeczy i wyjść z apartamentu, by pojechać na sesję za miasto. Nie miał być sam, a całość miała subtelnie nawiązywać do rozpoczynającego się sezonu występów. Pierwszy z nich, najbardziej wyczekiwany i huczny miał się rozpocząć już za tydzień. Yoongi oczywiście był zaproszony i mile widziany, choć osobiście wolał inne formy spędzania czasu. Nie pytano go jednak o zdanie, gdy chodziło o reprezentację, czy rzeczy związane z pracą. Tak to po prostu działało.

Nim zamknął drzwi jeszcze przez ułamek sekundy pomyślał o matce, by ostatecznie zapomnieć o tym dokładnie, gdy drzwi zamknęły się na odcisk jego palca.

***

- Brakuje ci cierpliwości – powiedział rzeczowo Jimin, spoglądając na ruchy Jungkooka. Nie zostało im wiele czasu do występu, wszystko było już dopięte na ostatni guzik, przygotowania niemalże się zakończyły. Tym czasem oni wciąż tkwili po wiele godzin w sali treningowej, kontrolowani od czasu do czasu przez Seokjina, który patrzył głównie na postępy młodszego. Chciał wiedzieć, czy całość idzie w dobrym kierunku. I można powiedzieć, że się nie zawodził, wciąż jednak widać było, że chłopak nie jest perfekcyjny.

- Ty tak uważasz – odpowiedział Jungkook, dysząc nieco między wyrazami, zmęczony, czujący jak mięśnie odmawiały mu powoli posłuszeństwa. – Mogę zrobić sobie przerwę? – zapytał, unosząc wzrok na mężczyznę, który z całych sił próbował nie ulec spojrzeniu, w jakim zdawały się znajdować pojedyncze iskierki, przypominające te of fajerwerków wybuchających na tle nocnego nieba.

- Zrób to ostatni raz i oboje damy sobie chwilę na odpoczynek – powiedział jedynie, trzymając ton trenera, jakim przecież był już od jakiegoś czasu.

- Ale ja już...

- Żadnych ale. Musisz to opanować. Nie śpiesz się i skup uwagę na każdym ruchu, na każdym drgnieniu. Pędzisz jak strzała, a masz być powolny. Delikatny, niemalże skradający w swojej choreografii. Dynamizm idzie w obroty, reszta ruchów jest nieśmiała. Jeśli tego nie zrozumiesz, to nie wystąpisz dobrze – stwierdził, przechodząc kawałek sali, by spojrzeć na chłopaka pod innym kątem.

- Mówisz jakby to było niezwykle proste.

- Nie jest, ale musisz uwierzyć, że jest – uśmiechnął się srebrnowłosy, a uśmiech ten przyprawił młodszego o szybsze bicie serca, za które momentalnie się skarcił. Wyprostował się, starał ogarnąć wzrokiem przestrzeń dookoła siebie. Wziął głębszy oddech i zaczął od pierwszego ruchu, od dłoni wciągniętych po bokach, od przesunięcia i obrotu. Kolejne elementy choreografii wykonywał z większą precyzją i zdecydowanie wolniej, niż dotychczas. Wciąż jednak nie był doskonały i Jimin to widział. Nie potrafił mu za bardzo pomóc, ani wytłumaczyć tego w inny sposób. Miał po prostu nadzieję, że chłopak nareszcie załapie. Choć jego obecne starania nieco mu już imponowały. Wyglądał zjawiskowo, ubrany w biel i czerń, wirujący i subtelny. Jimin dawno nie widział kogoś takiego, dawno nie czuł takiego przywiązania do osoby, jakiej nie znał.

Czuł się dziwnie odpowiedzialny za młodszego. Nie rozumiał czemu, ale tak było. Jakby każda jego krzywda, każda jego emocja była skutkiem działań Jimina. I sam do końca nie wiedział w tym sensu, ale gdzieś tak odczuwał, że Jungkook głównie kierował się jego słowami, jego podpowiedziami. Nie słuchał nikogo innego i podążał za srebrnowłosym posłusznie.

Gdy skończył, oddychając ciężko, Jimin ostatecznie skinął głową, dając znak, że mogą na moment zrobić sobie przerwę. Jungkook uśmiechnął się szeroko i podbiegł do drugiego szybko.

- Jak mi poszło tym razem? – zapytał, gdy wychodzili z pomieszczenia.

- Nie najgorzej. Ciągle nie oddajesz pewnych rzeczy, ale dobrze się to ogląda. Masz własny styl w tym wszystkim i to się ceni. Z tym, że wciąż chowasz emocjonalność i nie za mocno angażujesz siebie w to wszystko. Ale myślę, że jeśli jeszcze nad tym trochę popracujesz to będzie dobrze.

- Wybacz ja... po prostu to dla mnie coś nowego – odpowiedział szatyn szczerze, podążając za drugim.

- Wiem, domyślam się. Dotąd nie miałeś obowiązku występować przed innymi.

- Nie do końca o to mi chodzi... raczej o fakt, że... cóż... nie za dobrze idzie mi prezentowanie emocji, a już zwłaszcza przed obcymi – odparł, rumieniąc się nieco, jakby fakt ten był godny jego wstydu.

- Rozumiem, to trudna sztuka – powiedział Jimin, przyjmując nieco bardziej poważny ton. – Z tym, że sztuką jest odkrywać nie własne wnętrze, a to należące do postaci, jaką grasz.

- Ciężko mi to zrobić z samym sobą, a co dopiero kimś, kto nie istnieje – zaśmiał się Jungkook, lecz Jimin nie odwzajemnił gestu.

- Postać istnieje, ale tylko w obrębie sceny. Potem już jej nie ma – powiedział srebrnowłosy. – Z czasem to zrozumiesz – dodał, nie zmieniając tonu głosu. – Jesteś głodny? – padło jeszcze pytanie, kiedy znaleźli się w bibliotece.

- Tylko trochę – odpowiedział, ale zanim zdążył dodać jakiekolwiek słowa protestu, Jimin stanął przed nim z tabletką między bladymi palcami. Szatyn jedynie zadrżał na tą niespodziewaną bliskość. Otworzył delikatnie usta, a drugi położył mu pigułkę na języku. Jungkook przełknął ją bez problemu, z tym, że wciąż czuł dotyk palcy a wardze i ciepło, jakie od nich biło.

Czemu w ogóle się na tym skupiał?

- Smakowało? – zapytał bezcelowo Jimin, bo tabletki te nie miały jakiegoś konkretnego smaku. Po prostu zastępowały normalne posiłki, gdy ktoś nie miał czasu go zjeść. Generalnie nie były zbyt powszechne wśród ludzi, ale w przypadku ich dwóch mogli sobie na to pozwolić. Był oto też jedną z rzeczy, która mocno zaskoczyła młodszego, słyszał bowiem dotąd jedynie o tych kofeinowych, zapewniających o wiele lepsze efekty, aniżeli kawa z kubka.

- Mhm – odpowiedział Jungkook z lekkim uśmiechem, a Jimin tym razem również uniósł kąciki ust do góry, sprawiając, że szatyn czuł, jakby patrzył w istocie na kogoś anielskiego.

- Chcesz może usłyszeć coś stąd? – zapytał Jimin po chwili, odwracając się w kierunku regału z książkami, które stały ułożone w równych rzędach. Całe pomieszczenie było nimi wypełnione, jako swoista manifestacja majątku ich posiadacza. D415 oczywiście nie musiał ich czytać, ale wystarczyła sama ich fizyczna obecność, by coś udowodnić.

- A co, masz zamiar mi czytać? – zapytał nieśmiało Jungkook podchodząc do mężczyzny.

- Być może – uśmiechnął się do siebie Jimin. – Dawno tego nie robiłem.

- Wiesz, że umiem czytać... - powiedział drugi, czując po raz kolejny czerwień rozkwitającą na jego policzkach wbrew jego woli.

- Wiem, ale po prostu chciałbym to zrobić, o ile nie masz nic przeciwko – odpowiedział, wyciągając jeden z grubszych tomów.

- Nie, nie mam – padła odpowiedź. Jungkook poczuł delikatne motylki w brzuchu, choć nie wiedział, dlaczego. Może przypomniało mu się, jak czytano mu w dzieciństwie, a może uznał całą sytuację za swego rodzaju intymną. Nie wiedział, wszystko co miał po chwili w głowie to ciepło Jimina, który pozwolił mu oprzeć głowę na własnym ramieniu i jego głos, przypominający miód, dotyk pióra, trwałość dobrych wspomnień. Miarowe oddechy, słowa wypadające z jego ust, Jungkook, który skupił się na każdej usłyszanej linijce. Wszystko to miało dla niego jakiś inny wymiar, jakby na moment wcale ich tu nie było, jakby wcale nie było niczego dookoła. Świat zniknął, bo stworzyli sobie własny.

Choć na chwilę mógł się poczuć dobrze będąc w swoim położeniu. Stabilności nie odczuwał od dawna, a w tych kilkunastu minutach znalazł spokój, jakiego tak mu brakowało.

Słodkie zapomnienie i kilka dodatkowych okazji, by być blisko mężczyzny, jaki tak przyspieszał rytm jego serca i oddechu, a jaki kompletnie o tym nie wiedział.

***

Ponownie spojrzał na całość. Z daleka, z samego końca sali. Rozbierał na czynniki pierwsze wszystko, co widział. Każdą krzywiznę. Analizował wszystko, może nawet zbyt przesadnie. Próbował znaleźć jakąkolwiek niezgodność, błąd, czy detal, do jakiego mógłby się przyczepić.

Ale nie umiał.

Ogromne skrzydła, jakie zostały podwieszone do sufitu, oraz wzmocnione jeszcze kilkoma stelażami prezentowały się jak definicja majestatu. Miały w sobie wdzięk, wymowność, boskość. Wszystko, co je tworzyło nadawało im tego wyrazu, ukrytego znaczenia. One same miały pozostać metaforą, czymś, czego nie widać było na pierwszy rzut oka. Przekazem podprogowym, jednocześnie takim, który mówił sam za siebie.

Namjoon podszedł bliżej, kilka kroków. Kilkoma kliknięciami na zegarku zgasił odpowiednie światła, pozostawiając te, które odbijały światło od diamentów. Świeciły, niczym niebo, ale nie to w mieście, lecz to daleko za nim, gdzie blask próżnych ludzi nie musiał konkurować z czystością gwiazd. Uśmiechnął się do siebie, niczym dumny artysta. Właściwie nie miał sobie nic do zarzucenia. Całość prezentowała się bowiem lepiej, niż dobrze.

Usłyszał kroki dochodzące z lewej strony, od wejścia. Zerknął w tamtą stronę, widząc androida, jakiego się spodziewał. Seokjin powolnie przeszedł do mężczyzny, nie zerkając jednak ani razu w kierunku skrzydeł, jakie to zajmowały większość przestrzeni.

- Włącz światła – powiedział jedynie, co Namjoon momentalnie wykonał, nie mając nawet za złe tego, że nie było między nimi żadnego przywitania, ani niczego podobnego. Momentalnie całość rozświetliła się ponownie, ukazując konstrukcję nieco inaczej, mniej wyszukanie, a jednak w sposób wciąż robiący wrażenie.

Android przeszedł w kierunku skrzydeł, nie odrywając od nich wzroku. Szybko przestudiował je w całości, zwracając uwagę na wszystko, na co mógł. Nie znalazł żadnej niedoskonałości. Niczego, co mogłoby go zaniepokoić. Musiał osobiście przyznać, że wykonane były z precyzją niemalże nieludzką. Gdy odwrócił się w stronę Namjoona próbował okazać podziw, co jednak nie wyszło mu zbyt zgrabnie. Drugi jednak zrozumiał, co android chciał przekazać spojrzeniem i wyrazem twarzy, poczuł więc niebywałe ciepło w środku siebie, jako ktoś, kto odpowiedzialny był za owy projekt.

- Muszę przyznać, że nie mam słów – powiedział po chwili D415, podchodząc do drugiego bliżej. – Wykonał to pan niezwykle dobrze. Wręcz perfekcyjnie. Gdybym mógł, zapłaciłbym panu drugie tyle –uśmiechnął się. – Są niezwykłe. Podwyższę nieco pańską wypłatę, ale proszę nie spodziewać się cudów tak czy inaczej, choć to... to zdecydowanie jest cud. Myślę, że będę panu przynajmniej winien jeszcze jakąś przysługę.

- Niezmiernie mi miło to słyszeć – odparł Namjoon z profesjonalizmem. – I proszę się nie kłopotać, wypłata zdecydowanie wystarczy.

- Nie zamierzam o tym dyskutować. Ofert przysług się nie odrzuca – stwierdził po chwili. – Dziękuję. Mam nadzieję, że jutro będą gotowe do transportu.

- Jak najbardziej – odpowiedział Namjoon. – Coś jeszcze?

- Nie, to wszystko, o co chciałem zapytać. Środki będą na pańskim koncie dzisiaj wieczorem. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz coś pan dla mnie wykona – dodał, tym razem z uśmiechem zwiastującym coś zupełnie innego, czego Namjoon nie umiał do końca odczytać. – Miłego dnia – dodał jeszcze, nim wyszedł, zostawiając drugiego z aurą własnej prezencji i słowami, jakie wciąż wisiały w powietrzu poza strefą biznesowej rozmowy.

***

Woda oplatała jego postać subtelnie. Jezioro było płytkie w tej części, choć całe należało do niedużych, za to niezwykle malowniczych. Otoczenie samo w sobie było czymś wyjątkowym, a udział Yoongiego w tym wszystkim czynił to jeszcze piękniejszym. Fotografie wychodziły niezwykle dobrze, najdrobniejsze detale były natychmiastowo uchwycone. Nawet pojedyncze fale, czy ruchy palcy chłopaka. Dodatkowo lśniące odbłyski złotych, długich kolczyków, jakie ciągnęły się nićmi aż na obojczyki, odkryte przez mokry i cienki materiał.

Ten obraz miał potem stać się widoczny dla milionów na ogromnych wyświetlaczach, obecnych na budynku Wielkiego Teatru. Oczywiście nie był to ten rodzaj teatru, jaki znano kiedyś, choć przypominał go nieco, forma po części się zgadzała, aczkolwiek potrzeby czasów się zmieniły.

Było inaczej i o wiele bardziej na granicy człowieczeństwa aniżeli wtedy.

Yoongi przymknął powieki, delektując się ciepłą wodą, oraz słońcem. Czuł się niezwykle dobrze, mimo, że nie lubił wilgoci. Zdawał się wręcz emanować wdziękiem, urokiem, tym, co posiadał w tak znaczących ilościach, tym, czym posługiwał się, aby żyć i mieć cokolwiek.

- W porządku, skończyliśmy – padły słowa, chłopak więc wyszedł z wody, momentalnie zostając otoczonym ręcznikiem, który powoli zaczął go suszyć i ogrzewać przez wbudowane przekaźniki. Po kilku minutach już go nie potrzebował, choć kosmyki włosów wciąż nieco się do siebie kleiły, tworząc nieokiełznaną burzę fioletu.

- Jak poszło? – usłyszał znajomy głos i uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na Namjoona. Był tutaj głównie przez to, że to on zazwyczaj dobierał mu biżuterię. Nie miał za bardzo możliwości patrzeć, jak przebiega sesja, wciąż jednak mógł zerkać od czasu do czasu, chociażby na scenerię, czy pracę poszczególnych stanowisk z kamerami, oraz maleńkich dronów, jakie latały w powietrzu, uchwycając takie kąty, jakich nie mogły złapać toporne kamery. Yoongi był przyzwyczajony, że ten zwykle zadawał mu pytania, rozmawiał z nim i na swój sposób wzbudzał w nim pewnego rodzaju podziw. Nigdy mu tego nie powiedział wprost, ale uważał go za geniusza tego, czym się zajmował.

- Myślę, że... w porządku... - powiedział po chwili, idąc do namiotu, w którym mógł się przebrać, a do którego wszedł za nim Namjoon, dołączając do jeszcze kilku osób oraz androidów odpowiedzialnych za wygląd Yoongiego. – Czułem się naprawdę dobrze, choć nie jestem fanem wody.

- Było widać – uśmiechnął się drugi, odwracając wzrok od modela na moment.

- Co takiego? – zapytał fioletowowłosy, zdejmując z siebie biżuterię.

- Że czułeś się pewnie, wiedziałeś co robisz – odparł Namjoon ciszej, co wywołało delikatny śmiech drugiego, taki, jaki kojarzył się wyższemu z niczym innym jak muskaniem skrzydeł motyla o płatki róży.

- Zawsze wiem – odpowiedział jedynie, starając się zachować pewność w głosie. – Muszę, w końcu to moja praca.

- Ale woda to nie twoja strefa komfortu, myślę więc, że jest to tym bardziej warte zaznaczenia.

- Do wszystkiego można przywyknąć, nawet do tego, żeby przekraczać własne granice wiele razy – powiedział Yoongi, tonem, jaki zdawał się ciężki, przepełniony winą, a co Namjoon momentalnie odczuł.

- Czasami trzeba się ich trzymać – odparł, podchodząc do toaletki z pulpitem. – To zależy od sytuacji.

- A co jeśli nigdy się ich nie trzymasz? Zawsze jest coś, co je niszczy? – Yoongi próbował nie dać po sobie znać, że rozmowa schodzi na zdecydowanie niewłaściwie tory i sam przestawał się czuć komfortowo z tym, o czym mówił, a przynajmniej, do czego pokrętnie nawiązywał.

- To po co w ogóle mieć granice? – zapytał Namjoon w odpowiedzi, spoglądając w lustro przed nim i Yoongim dokładnie w tym samym czasie. Oboje odwrócili szybko wzrok, skupiając się bardziej na wzajemnych odbiciach, niż własnych.

W swoich oczach dostrzegli nieme wołania o coś więcej, ale nie chcieli się do tego przyznać.

***

- Wysłał wiadomość, z tego, co wiem – powiedział Taemin, wywracając oczami. – Szczerze, w ogóle nie miałem ochoty dołączać do tego teatrzyku. Mówię poważnie, to nie jest...

- Nie masz pojęcia, jak bardzo to ważne. Tyle ci powiem – powiedział Jimin z gniewem w głosie, po czym poprawił rękawy koszuli, jakie zawinął sobie za łokcie. – Tu chodzi o czyjeś być, albo nie być. Doskonale o tym wiesz. Jesteś po prostu...

- Jaki? Powiedz mi – powiedział starszy, spoglądając na Jimina z blaskiem w oczach, z głodem i zimnem. – Teraz, proszę. Masz swoją szansę – dodał, zmniejszając odległość między nimi i powodując, że Jimin oparł się o szklaną powierzchnię lustra, przy którym stał.

- Zazdrosny – skończył srebrnowłosy, patrząc drugiemu w oczy, w których widział gasnącą pewność. – O Jungkooka. Z cholera wie, jakiego powodu – odepchnął Taemina, mówiąc to, lecz ten nie dał się spławić i chwyciwszy nadgarstki Jimina przyszpilił je do lustra. Nie ryzykował rozbicia powierzchni, była za mocna. Nawet wystrzelona z broni kula nie mogła go rozbić, co oboje już testowali pewnego pamiętnego dla nich obu wieczora.

- Co? Nie podoba ci się prawda? – Jimin zniżył głos, jednocześnie czując jak blisko są, czując stare, nie chciane emocje.

Bywało bowiem między nimi różnie, głównie przez chłód Taemina i jego niezdolność do odczuwania większych emocji, albo raczej wybór, by się od nich odcinać, jak tylko mógł. Ostatnio jednak nie radził sobie z tym najlepiej, właściwie od chwili, gdy Jungkook stał się częścią ich rzeczywistości.

- Przestań – syknął jedynie, zaciskając palce, co wywołało niewielki jęk bólu drugiego. – To nie chodzi o niego.

- Kłamiesz. Wiem, kiedy kłamiesz, Taemin – stwierdził Jimin, czując jak gęstniało między nimi powietrze, jak mieli siebie nawzajem dosyć, jednocześnie chcąc więcej, bo rzadko zdarzało im się stawiać siebie nawzajem w podobnych sytuacjach. Nie żywili uraz, nie czuli żalu. Wszystko zdawało się działać do tej pory, dokładnie tak, jak należało.

- W porządku, skoro chcesz to usłyszeć... - stwierdził po chwili, nieco niższym głosem, niż zazwyczaj. – to może i masz rację. Może jestem.

- Nie rozumiem czemu – odparł rzeczowo Jimin, starając się ignorować ból, jaki odczuwał. – Nie masz powodów... - stwierdził, odginając nieco głowę, by spojrzeć w oczy drugiemu.

- Ty tak uważasz – odpowiedział jedynie niebieskowłosy, puszczając w końcu przyjaciela i odsuwając się nieco. – Nie rozmawiajmy o tym więcej, dobra? – powiedział na koniec, wychodząc z pokoju, nie czekając nawet na jakąkolwiek odpowiedź. Jimin po części go rozumiał, bo drugi zawsze to robił. Ucinał temat, kiedy przestawał być wygodny. Nigdy nie chciał mówić o tym, co czuje. Był zły w wyrażaniu uczuć słowami, czy gestami. Dlatego zawsze wolał muzykę.

Z tego powodu tej nocy, zamknięty w swoim pokoju grał melodię o bólu. 




p.s ale krótki, nie postarałem się... :((( 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top