[16]


Prawdopodobnie gdyby utrzymał bezruch wystarczająco długo mógłby zostać uznany za część niejednej wystawy sztuki. Widziano by w nim unikatową kompozycję, coś niezwykle eterycznego, nie mogącego być uchwyconego dostatecznie dobrze.

Tak pięknego, że mrugnięcie zdawało się stratą czasu w chwilowej ciemności mogącej być przecież zastąpionej jego widokiem.

Jimin miał włosy w odcieniu mleka, idealnie komponujące się z koronkowym crop topem, którego długie rękawy spływały po nim aż do nadgarstków, gdzie do delikatnego materiału przyczepiono po jednej stronie misterną konstrukcję z diamentowych nitek oplatającą jego dłoń wraz z palcami. Pod bielą skrywał jasnoróżowy bodysuit, okalający jego ciało niewinnością, eksponujący jednak każdy mięsień odpowiednio. Do tego założono mu gładkie, sięgające niemalże do połowy ud zakolanówki w barwie jego kosmyków. Wszystko to tworzyło z niego sztukę samą w sobie.

Przeciwieństwo dla drugiej strony, jaką był na obecnej sesji Jungkook.

Miał on na sobie bowiem satynowy, czarny top bez rękawów, odkrywający częściowo również jego żebra, specjalnie posmarowane kremem perłowym, by lśniły w świetle lamp studia. Białe spodnie z przetarciami uwydatniały jego nogi, napięte w obecnej pozycji odrobinę. Cięższe buty sięgały niemalże do kolan, podeszwa przybijana gwoździami, oraz grube sznurówki tworzyły idealny kontrast do bladego materiału. Dodatkowo przefarbowano mu włosy na odcienie nocy, a szyję przyozdobiono naszyjnikiem z krzyżykiem, zwisającym w głębi jego dekoltu.

Wystarczyło na niego zerknąć, by zgrzeszyć.

Chłopak odgiął szyję nieco, eksponując niektóre żyły i drobiny sztucznego potu, podczas gdy Jimin położył mu zdobioną dłoń na klatce i oparł policzek na ramieniu, jakby próbował znaleźć schronienie w ciężkim klimacie aury drugiego. W rzeczywistości jednak wcale tak nie było, oboje bowiem nie odzwierciedlali do końca tego, co na sobie mieli.

Na zdjęciach jednak wyglądali lepiej niż najlepiej, angażując się w stu procentach.

Niedawno skończyli bowiem ostatnie treningi przed kolejnym występem, który został przyspieszony ze względu na skandal, który miał miejsce tak dla nich niedawno. Wciąż oficjalnie nie znaleziono sprawcy, oboje jednak wiedzieli po części, zwłaszcza Jimin, że D415 był bliżej znalezienia prawdy, niżby chciał to przyznać publicznie. Skrywał dla siebie wiele szczegółów, sam szukał rozwiązań i nie pozwalał nikomu dowiedzieć się więcej niż to konieczne.

Wszystko chował w sobie, w miejscach niedostępnych dla nikogo poza nim samym.

Było to zrozumiałe, głównie dlatego, że informacje te mogłyby znacząco wpłynąć na rozwój całego przemysłu rozrywki. Ludzie zaczęliby mówić jeszcze więcej niż teraz, snując kolejne teorie, dalsze lub bliższe prawdy. Nie potrzebowali tego, nie teraz, kiedy najważniejszym było odbudować bańkę, którą tak brutalnie przebito i to nie tylko dla nich jako artystów.

Również dla tych, którzy tę bańkę kontrolowali, pilnując by nie pękła pod żadnym pozorem.

Odwrócenie uwagi od problemu okazało się więc wyjątkowo trafnym rozwiązaniem. Już szeptano o kolejnej wielkiej premierze, o powrocie, a nie o wypadku który miał zmienić więcej, niż zakładano.

Liczył się tylko flesz lamp oraz nieświadomość.

Jimin zrobił kilka kroków do przodu, zmniejszając odległość. Prawie czuł twardość mięśni Jungkooka, ich kształt. W myślach miał do nich ogromną słabość, na zewnątrz – traktował je z chłodnym profesjonalizmem, podkreślając spojrzeniem desperacką próbę zwrócenia uwagi drugiego.

Grał idealnie. Jak zawsze.

Jungkook za to topił się wewnętrznie od dotyku mężczyzny, od jego palców, od oddechu na szyi, czuł, że kolejne warstwy jego serca spływają w nim niczym miód, niknąc ze swoją słodyczą gdzieś daleko. Na powierzchni jednak spoglądał jedynie w kamerę wyzywająco, traktując gesty drugiego niczym powietrze, jakby nie znaczyły dla niego absolutnie nic.

Grał lepiej, niżby siebie o to podejrzewał.

O to jednak chodziło, o rolę, o maskę, jakiej gęste nici zasłaniały ich prawdziwe oblicza. Noszenie ich oznaczało bezpieczeństwo, ochronę nie tylko przed światem zewnętrznym, przed zepsuciem i blaskiem drogich kamieni, ale przede wszystkim przed sobą, przed spojrzeniem w lustro i ujrzeniem własnego odbicia.

Tego obrazu bowiem oboje obawiali się dostrzec najmocniej, nauczeni, że to wcale nie pomagało przetrwać w rzeczywistości, w której żyli.

Kolejne kilkanaście ujęć później finalnie zostali wypuszczeni z powrotem do swoich garderob, by zmienić ubrania i przejść na zasłużony odpoczynek. D415 sam zaoferował im wcześniej wieczór u siebie, czemu nie potrafili odmówić, choć Jimin był temu bliski. Znał bowiem androida, na tyle, na ile potrafił to zrobić, co kazało mu przeczuwać, iż to nie musiała być do końca przyjacielska propozycja.

Z drugiej strony jednak ani on, ani Jungkook nie mieli niczego do stracenia.

Ich ostatnie wspólne spotkanie we dwójkę zakończyło się bowiem dość szybko, z odrobiną burzliwości. Oczekiwali bowiem od siebie wzajemnie czegoś zupełnie innego, czegoś, czego najwyraźniej obecnie nie potrafili sobie do końca zaoferować. Pozostał więc fakt ich niepisanej umowy, lekkiego napięcia między nimi stworzonego tamtego wieczoru. Teraz więc mieli stosowną okazję by nieco spuścić z tonu, możliwe, że nawet się rozluźnić w swoim towarzystwie.

Mimo, że dla ich obojgu wydawało się to niemalże niewykonalne.

Jungkook przymknął powieki, kiedy jedna z maszyn poczęła chwytać drobiny makijażu, zmywając je z jego twarzy tak perfekcyjnie, jakby nigdy ich tam nie było, jednocześnie pozostawiając skórę nawilżoną i nie świecącą się, wyglądającą jak powierzchnia porcelanowej twarzy lalki. Wszystko to po to, by potem znów miał powtórzyć procedurę, zmieniając nieco charakter użytych specyfików, by oddać zupełnie inne emocje.

D415 uprzedził ich bowiem, że preferowałby zobaczyć ich w czerwieni i czerni. A kim byli by mu odmówić, bądź się sprzeciwić?

Jimin miał podobne myśli, zamknięty niedaleko bruneta miał w głowie jedynie to, co mógłby na siebie włożyć. Celowo pozwalał sobie błądzić w sprawach zupełnie przyziemnych, by odwrócić swoją własną uwagę od tematu chłopaka. Pamiętał bowiem wciąż wyraźnie, jak tamtego razu na niego spojrzał, jak wiele żalu miał w oczach, niepogodzenia wypisanego na ustach i goryczy wplecionej w drżący podbródek. Nie chciał go takim widzieć już nigdy, wiedział jednak, że zapewne tego nie uniknie. Domyślał się, że mimo wyjaśnienia młodszemu jak działa tutaj system uczuć, ten nie do końca pojmował jeszcze z czym ten tak naprawdę się wiązał. W pewnym sensie to łamało coś w Jiminie, jakąś jego część schowaną głęboko w sobie, niewidoczną dla tego, czym się otaczał. Przekonanie, że chłopak wciąż był tak czysty, nienaruszony, dopiero uczący się latać po sprezentowanym mu niebie.

Mówiąc zupełnie szczerze Jimin wolałby, by Jungkook nigdy nawet nie dostał skrzydeł.

Owszem, może i dano mu perspektywę lepszego życia. Takiego, o którym wielu mogłoby jedynie pomarzyć, przemyśleć jako cień w swoich myślach, ulotną wizję. Przy okazji jednak odbierano mu coś bardzo istotnego, możliwości, jakie powinien mieć tak po prostu.

Zabierano mu pierwiastki ludzkie, a przecież wciąż był tylko człowiekiem.

To była jedna ze spraw, której Jimin zawsze się dziwił. Androidy może i umiały doskonale opanować formę rządzenia i przewodniczenia tym, co posiadały, najtrudniej było im jednak zrozumieć, że uczucia to nie tylko surowiec do tworzenia sztuki, to coś znacznie większego.

Budulec sprawiający, że dusze takie jak on czy Jungkook mogły w ogóle istnieć.

Uśmiechnął się smutno sam do siebie, gdy ściągał jedną z zakolanówek, odprowadzony już dawno do miejsca, gdzie miał zmienić ubranie na kolejne, nieco bardziej adekwatne do umówionego spotkania. Zastanawiał się, czy dobór kolorów jest przypadkowy, czy też wręcz przeciwnie, starannie dobrany pod odpowiedni klimat.

Miał nadzieję mylić się w jednej z tych kwestii.

Nie zakładał bowiem, że android miał ochotę na ich obecność ze zgoła innego powodu, różniącego się od tego, na który liczył Jimin. W końcu ostatnio topił swoją nudę i wieczną powagę powodowaną skutkami sytuacji jedynie w fizyczności chłopaka, kosztując jej niezwykle często. Sam białowłosy nie miał nic przeciwko, z drugiej strony jednak obawiał się, że Jungkook mógłby mieć, gdyby doszło do takiej propozycji.

Odsunął natrętne myśli na bok, powolnie ściągając z siebie drogie odzienie i wkładając kolejne, przypominające bardziej formalne, choć nie do końca. Została im jeszcze godzina z niewielkim zapasem, woleli jednak być gotowi wcześniej i może znaleźć odrobinę czasu dla siebie nawzajem. Pomimo bowiem ostatnich słów, które padły między Jiminem a Jungkookiem oboje potrzebowali interakcji między sobą, rozluźnienia oraz ocieplenia relacji, jaką niewątpliwie posiadali. Choćby to mogło ich uratować od wiecznego wypominania sobie zasłyszanych lub powiedzianych wtedy zdań.

A przynajmniej jednego z nich.

Gdy Jimin finalnie skończył, oglądając się jeszcze raz w lustrze, do garderoby weszła jedna z androidek, wyraźnie chcąca coś chłopakowi przekazać.

- Pan Seokjin wzywa cię do siebie – stwierdziła tylko, nie siląc się na jakiekolwiek grzeczności. Nie musiała, białowłosy jednak czasami słyszał odrobinę uprzejmości od innych. – Powiedział, że masz zjawić się jak najszybciej – to dodając opuściła pomieszczenie, pozostawiając Jimina w lekkiej konsternacji.

Czyżby coś się wydarzyło?

Z tym pytaniem zamkniętym między gardłem a językiem począł zmierzać korytarzami budynku, doskonale wiedząc w jakim kierunku iść. Stukot jego zdobionych kamieniami butów rozchodził się dookoła jego sylwetki niczym symbol jego obecności. Ściany wielokrotnie już bowiem były świadkiem, jak białowłosy przechodził tędy, wyglądając, jakby nie można go było tknąć.

Rzeczywistość była zgoła inna.

Gdy dotarł do drzwi znanych sobie pokoi, te otworzyły się automatycznie, zapraszając go cicho do środka. Wszedł powolnie, zaraz po poprawieniu odpiętej mocno koszuli w kolorze karmazynu, która lśniła jedwabnym materiałem w oświetleniu pomieszczenia. Jej krawędzie miał włożone w ciemne spodnie, a te przyozdobione grubszym paskiem z mocną, złotą klamrą. Wyglądał najlepiej, urzekający w swojej prostocie.

- Pięć minut – stwierdził Seokjin szorstko. – Ale dobrze, że jesteś w końcu – dodał, odwracając wzrok od biurka i przechodząc w kierunku chłopaka w taki sposób, że nie jedna osoba momentalnie by się skuliła, gotowa na coś niezbyt przyjemnego.

Ale nie Jimin.

- Nastąpiła mała zmiana planów – usłyszał od razu, głos D415 brzmiał jak kostki lodu spadające do szklanki z whiskey. – Przejdziesz się na piętro dwudzieste, gdzie zaopiekuje się tobą mój nowy, prywatny jubiler. Musi zaprojektować ci strój na następny występ i potrzebuje cię dokładnie pomierzyć. To zapewne zajmie jakiś czas, więc zapewne będę kazał Jungkookowi przyjść samemu – zakończył, sprawiając, że usta białowłosego rozchyliły się odrobinę.

Samego. Przecież nie puści go tak.

- Jest pan pewien? – zapytał, nie wiedząc, skąd wzięła się u niego energia, by kwestionować zdanie androida.

- Słucham? – stwierdził D415, patrząc na Jimina przeszywająco, na tyle, że ten poczuł dreszcz na swoich plecach oraz supeł w swoim środku, zaciskający się boleśnie. Wiedział, że drugi z pewnością go usłyszał, nie było mowy, by tego nie zrobił. Słuch androidów – a raczej odbiór dźwięków – był wielokrotnie przekraczający ludzkie możliwości. Gdyby białowłosy miał go porównać do jakiegokolwiek żywego stworzenia, zapewne wybrałby psy. To jednak i tak w pełni tego nie odzwierciedlało.

- Nic – stwierdził tylko, urywając rozmowę. – Kiedy mam się tam stawić? – dopytał, zmieniając temat szybko.

- Za parę minut, szukaj posrebrzanych drzwi. I proszę nie próbuj niczego – dodał jeszcze android, wprawiając Jimina w zakłopotanie.

- To znaczy? – zapytał niepewny, co chodziło po głowie jego pana.

- To człowiek. A ci są wrażliwi na cielesne piękno, zwłaszcza takie jak twoje – zakończył szeptem Seokjin, przesuwając wzrokiem powolnie po sylwetce chłopaka, jakby spojrzenie jego było wężem swobodnie poruszającym się po bladej skórze. – Rozumiesz? – stwierdził jeszcze, studiując blask w tęczówkach Jimina.

Miał ochotę wykpić absurdalne podejrzenie androida, odpowiedział jednak tylko kiwnięciem głowy, które wystarczyło w zupełności, jako potwierdzenie.

- Możesz już iść – stwierdził D415, nagle tracąc zainteresowanie drugim, jak gdyby prysnął jakiś rodzaj czaru. – Nie spóźnij się – usłyszał jeszcze białowłosy, gdy opuszczał pokój, mając w środku mieszankę dziwnych uczuć.

Nigdy nie zawiódł Seokjina. Nigdy. Był perłą, dumą, nieosiągalną nagrodą, którą android szczycił się najmocniej. A teraz potraktował go, jakby był zdolny do czegoś podobnego, jakby w ogóle nie znał reguł i był tutaj pierwszy raz.

Ugodziło go to w pewien sposób, choć wiedział, że nie powinno. Android mógł mówić, co chciał. Jimin wiedział swoje. Mimo to nie potrafił obyć się od słów usłyszanych chwilę temu.

Tak nieufnych i przepełnionych zwątpieniem. Z tego, co wiedział, Seokjin nie znał tych pojęć w pełni, raczej sam ich koncept. Przekazał je jednak tak doskonale, że chłopak tracił pewność, czy aby na pewno ciągle tak było.

A jeśli nie, to kto go ich nauczył?

Otrząsnął się z myśli, chcąc skupić się na celu. Dwudzieste piętro znajdowało się niżej, musiał więc posłużyć się jedną z wind. Nie tracąc czasu wszedł do najbliższej z nich. Okazała się pusta, co uznał za maleńkie zbawienie. Nie lubił przebywać sam z personelem, czy kimkolwiek, kogo znał w tak niewielkiej przestrzeni. Wolał brak towarzystwa i swoisty spokój.

Wysiadł na odpowiednim piętrze, przechadzając się korytarzami w miarę szybko. Nie wiedział do końca, jak wygląda wejście, nie musiał jednak, gdyż wyraźne srebro niebawem rzuciło mu się w oczy. Już miał naciskać klamkę, gdy usłyszał rozmowę dochodzącą z zewnątrz.

Zamarł na moment. Czyżby był zbyt wcześnie? Nie sądził, zwłaszcza, że rozmowa z androidem zajęła mu dłuższą chwilę. Zapewne należałoby zapukać, nie do końca jednak chciał przerywać drugiemu.

Stał więc cierpliwie, póki głosy nie ucichły finalnie. Potem, nim zdołał w ogóle dotknąć srebrnej powierzchni, ta uchyliła się przed nim, ciągnięta przez dłoń znajdującego się w środku mężczyzny. Jego złotawa cera, ciepłe spojrzenie i garnitur nadawały mu naprawdę przystojnego wyglądu. Jimin wiedział już odrobinę o czym mówił android. Nie był jednak typem człowieka, który skłonny był narzucać się każdej atrakcyjnej w swoim mniemaniu osobie. Wciąż więc nie rozumiał do końca procesu łączenia faktów przez D415.

- Witam – stwierdził głębszym głosem drugi. – Rozgość się – dodał z uśmiechem, zamykając za nimi drzwi. – Ah i wybacz mi maniery – Kim Namjoon z tej strony – stwierdził kłaniając się nieco przed Jiminem, co speszyło go mocno, gdyż z pewnością był on od niego starszy.

- Park Jimin – powiedział. – Nie musi być pan taki uprzejmy.

- Ależ chcę – odparł drugi tylko. – Wiem, że niewielu was tak traktuje, nie muszę jednak wpisywać się w to grono – skomentował, co sprawiło, że białowłosy był w chwilowym szoku.

Cóż za postawa.

- Zna mnie pan właściwie, prawda? – zaczął, oglądając się za sylwetką Kima, krążącą dookoła lad oraz stołów z przeszklonymi blatami, pod którymi znajdował się bezlik narzędzi potrzebnych Namjoonowi do pracy.

- Owszem. Ty też zapewne o mnie słyszałeś. Ale nie ma to jak poprawne przywitanie, prawda? – zapytał, unosząc brew i uśmiechając się szerzej. – W każdym razie, potrzebuję twoich wymiarów – przeszedł szybko do rzeczy, przesuwając dłońmi sprzęt na jednej z półek. – Te dla stylistów są trochę powierzchowne, a mi przydadzą się inne, dość niestandardowe. Zapewne nie uwierzysz, co... - uciął na moment, patrząc na Jimina z zakłopotaniem. Którego sformułowania miał użyć? Konsternacja wymalowała się na jego twarzy, co chłopak skwitował lekkim śmiechem, domyślając się o co chodzi.

- Pan Seokjin? – zapytał śmiało, wprawiając Namjoona w lekkie rumieńce na twarzy.

- Tak, tak – potwierdził, poprawiając sobie okulary w zakłopotaniu i rozkładając po tym odpowiednie przybory na jednym ze stołów. – Nie uwierzysz, co wymyślił na kolejny występ. Może nie jest to aż tak szokujący projekt, ale zdecydowanie skomplikowany technologicznie – wyjaśnił. – Czeka nas długie popołudnie, to na pewno – stwierdził, a słowa te wywołały w Jiminie niewielką nutę strachu.

Oby nie było zbyt długie. Nie chciał bowiem zostawiać Jungkooka samego z Seokjinem. Wiedział, że mogło się stać cokolwiek i nie zamierzał pozwolić sprawom przybrać takiego obrotu. Obecnie jednak nie mógł zrobić absolutnie nic.

Wykorzystał więc to, co potrafił najlepiej: szerszy uśmiech, blask w oczach i postawę osoby, która nie mogła się doczekać dalszej pracy ze spotkanym dopiero mężczyzną.

Podczas gdy w środku więdły w nim róże, a wszelkie myśli rozpadały niczym diamenty.

Które przecież były najtwardszym z kruszców.

Taemin sprawiał, że czuł się obserwowany. W jakiejkolwiek sytuacji, oczy starszego zawsze śledziły chłopaka, nawet teraz, kiedy jedynie przechodził korytarzem, ledwo mogąc zerknąć w kierunku pomieszczenia gdzie obecny był niebieskowłosy. Tęczówki miał początkowo skupione jedynie na instrumencie, który chwytał w dłonie delikatniej, aniżeli zrobiłby to z kochankiem, po momencie jednak cała uwaga artysty skupiła się na Jungkooku, na każdym jego detalu. Wyglądał na niepewnego, nieco spłoszonego, jakby właśnie stanął twarzą w twarz z drapieżnikiem.

Taemin zaśmiał się cicho do siebie.

- Nie gryzę – stwierdził tylko głośniej, upewniając się, że słowa te dotarły do drugiego, mimo, że ten szybko minął przejście. – Potrzebujesz czegoś? – dopytał, co zatrzymało młodszego w pół kroku.

Właściwie to nie. Ale z drugiej strony...

- Nie wiem, czy możesz mi pomóc – zaczął, czując drżenie własnego głosu, które nie pozostało niezauważone przez jego rozmówcę.

- Spróbuję – Taemin brzmiał dziwnie łagodnie, co nieco pozbawiło pewności Jungkooka. Nie pamiętał, by ten kiedykolwiek był dla niego szczególnie miły, choć teoretycznie miał ku temu kilka okazji.

Nie wykorzystał ich po prostu.

Chłopak leciutko zajrzał do pomieszczenia. Zegarek wyświetlany na jednej ze ścian mówił mu, że ma jeszcze trochę czasu, zanim miałby się stawić u Seokjina. W pewnym sensie wciąż się denerwował, o dziwo jednak nie to zaprzątało mu myśli w głównej mierze.

- Wejdź, nie musisz się ukrywać – ponaglił go starszy, odpowiednio odkładając wcześniej zdjęty ze specjalnych uchwytów instrument.

- Wybacz, ja... sądziłem, że to miejsce...

- Tak, to taka moja mała świątynia – stwierdził Taemin z wyraźnymi iskierkami w oczach. – I póki zachowujesz się odpowiednio, możesz w niej być – dodał, zmieniając nieco ton głosu, który momentalnie sprawił, że Jungkook stał się tysiąckrotnie mocniej uważny.

- W porządku – stwierdził, zerkając na ścianę pełną różnych rodzajów skrzypiec. – Więc...

- Tak? – Taemin wydawał się wiedzieć, o czym drugi chciał mówić, nie dał jednak tego po sobie zbytnio poznać jak na razie.

- Ja... Jaki jest Jimin? – pytanie ledwo opuściło jego usta, wydawało się jednak samo wspinać mu po gardle, drapiąc struny głosowe tak boleśnie, że ten musiał je w końcu uwolnić. Oczy miał pełne niewiedzy, czy nie powiedział czegoś nie tak.

Ale przepełniała go dziwna desperacja, a jedyne źródło okazywało się właśnie takie.

Taemin początkowo nie odebrał zasłyszanego pytania z jakąś wyraźną reakcją, po momencie jednak uśmiechnął się sam do siebie i pokręcił głową.

- Jesteś nawinie czysty, chłopcze – stwierdził, kładąc dłoń na ramieniu Jungkooka i ściskając je nieco, co sprawiło, że brunet wzdrygnął się lekko. – Nie wiem, jak mocno musisz w tym tkwić, żeby chcieć mnie pytać o takie rzeczy.

- Po prostu mi powiedz – zaczął Jungkook, odzyskując w sobie resztki zawziętości. – A jeśli nie chcesz, to sobie pójdę i więcej nie będę się do ciebie zwracał z podobnymi sprawami. W porządku? – dodał jeszcze, badając wzrokiem zmianę rysów drugiego.

Jakby momentalnie zaczął myśleć nieco inaczej.

- Nic mnie to nie kosztuje – stwierdził, odchodząc kawałek i wypuszczając Jungkooka z pod swojego dotyku. – Ale to i tak nic nie zmieni. Jimin nie będzie cię darzył tym, czym chciałbyś, żeby cię darzył. Tak, jak nie będzie robił tego ze mną. Żyjemy w rzeczywistości, która nie rozumie takich pojęć, wiesz o tym? – dokończył, zerkając na chłopaka przelotnie.

Wzrokiem mogącym rujnować imperia.

- I jeśli sądzisz, że będziesz tą jedyną składową, która coś zmieni... nie przeliczaj się – kontynuował, przechadzając się po pomieszczeniu. – Traktujemy to wszystko poważnie. Śmiertelnie poważnie. Może z czasem zaczniesz to wyraźniej dostrzegać – słowa te przyprawił odrobiną śmiechu, jakby wciąż próbował umniejszyć chłopakowi.

Jednocześnie mając pewną dozę podziwu dla jego postawy.

- Nie o to mi chodzi – Jungkook zaciskał palce na materiale noszonej koszuli, walcząc z samym sobą. Nie wiedział, czy mocniej chciał płakać, czy uderzyć drugiego, choć wiedział, że oba scenariusze skończą się równie źle. – Nie pytam, bo mam nadzieję... - urwał.

W życiu tak dobrze nie kłamał.

- Że coś osiągnę. Po prostu chcę wiedzieć, bo jest... mi dość... bliski – skończył, żałośnie miętosząc tkaninę między palcami.

- Ah – Taemin wciąż wyglądał, jakby bawił się iście wybornie. – Sądziłem, że to to samo – dodał jeszcze, przechodząc po pokoju, starając się, by chłopak nie dostrzegł w nim pewnych rzeczy.

By nie spojrzał mu w oczy, bo choć mógł wiele zarzucić młodszemu, to nie braku bystrości i łączenia faktów.

- Dobrze, powiem ci parę rzeczy, skoro tak nalegasz. Sam jednak nie wiem o nim zbyt wiele.

- Cokolwiek – stwierdził jedynie Jungkook już czując się przegranym, mimo że uzyskał co chciał.

- Jest perfekcją – zaczął Taemin, tym razem skupiając wzrok na oknach, na kawałku miasta za nimi. – I jeśli ta nie istnieje, to on jest z nas wszystkich najbliżej niej. Jest chłodny, pełen oddania, szacunku, lojalności. Nie próbuje sprawiać problemów. Zna swoją wartość, potrafi zaskakiwać. Nigdy nie zawodzi. Jest perełką w oczach wielu a jego jedyną konkurencją zdaje się obecnie on sam – zakończył na moment. – Ma w sobie dużo zrozumienia, dużo woli do wyrzeczeń. Jak patrzysz na osoby takie jak on, zdajesz sobie sprawę, że jeszcze wiele przed tobą – uśmiechnął się przelotnie do siebie. – To zabawne i zrozumiałe, że najwyraźniej nikt nie może go posiąść – dodał, obracając się do chłopaka powolnie, by dostrzec jego rozchylone usta, drżące iskry w oczach.

Nawet serce w klatce, które biło tylko dla jednej osoby i Taemin mógłby przysiąc, że przez moment poczuł do drugiego najczystszą formę żalu. Co innego patrzeć na swoje odbicie w lustrze, a co innego obserwować cudze.

Mimo podobieństw dostrzega się różne obrazy. Niektórych elementów jednak wolałoby się nie widzieć dwukrotnie.

- Czy to cię satysfakcjonuje? – zapytał, patrząc na chłopaka nieco łagodniej, co jednak nie zmieniało jego reakcji.

Wszystko, co niższy mógł uczynić, to skinąć głową. Nawet te parę zdań, choć oczywistych, w pewnym stopniu utwierdziło w nim kilka rzeczy.

Choć usłyszenie innych okazało się wyjątkowo bolesne, nawet jeśli się ich częściowo spodziewał.

- Idź już – zaczął Taemin, patrząc na zegarek. – Słyszałem, że nie możesz się spóźnić – dodał kąśliwie, by tylko odprowadzić wzrokiem sylwetkę chłopaka, opuszczającego pomieszczenie bez słowa, bo w istocie musiał już iść.

Jedyne, co między nimi pozostawił to wyszeptane „dziękuję" gdzieś w korytarzu, nigdy jednak nie dosięgnęło ono uszu skrzypka, który zdążył już zacząć grać jedną ze swoich smutniejszych kompozycji.

Idealną do szeptu łez tworzonych na policzkach Jungkooka idącego samemu korytarzami budynku.



p.s rozdziały palo santo raz na pół roku, uwielbiam tę piosenkę

p.s następny będzie jeszcze w tym roku x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top