[10]
Po ciele Yoongiego spływały strużki ciemnoczerwonego wina, mieszając się z delikatniejszym odcieniem płatków róż przyczepionych do skóry nietoksycznym klejem. Ścieżki z alkoholu leniwie tworzyły na nim finezyjne wzory z fantazji obserwatorów, którzy otaczali go z niemalże każdej strony. Spojrzenia wielu skupiały się jedynie na nim, na jego sylwetce tak kusząco wygiętej do tyłu, na jego ciele wyeksponowanym niczym dzieło muzealne, oraz zastygłym ruchu, który obecnie uwieczniany był za pomocą niezwykle precyzyjnych obiektywów.
Spojrzeń, które wypełniał profesjonalny neutralizm, za wyjątkiem jednego, należącego do pewnego jubilera.
Namjoon bowiem posyłał białowłosemu mieszankę, jakiej nie można było zignorować, jeżeli znało się pojęcie ślepego zakochania. Wyglądał, jakby obserwował nocne niebo i dostrzegł najdelikatniejsze z niebieskich ciał, takie kruche, ale i wydające się być niezwykle odpornym. Sprawiające wrażenie, jakby mógł dosięgnąć go palcami, choć prawda była przecież zupełnie inna.
Nieświadomie przesunął językiem po wardze i odwrócił wzrok w kierunku kotar znajdujących się po prawej stronie szczegółowo przygotowanej scenerii, aby już nie mierzyć się z widokiem Yoongiego. Nie chciał już dłużej powstrzymywać własnych emocji, jakie się w nim rodziły. Nie panował nad swoim własnym pragnieniem i choć zdecydowanie nie potrafiłby zrobić niczego głupiego, a zarazem skandalicznego, to jednak nie chciał kusić losu.
Odszedł kawałek po chwili, wiedząc, że tak będzie lepiej. Tęczówki wypełnione niemymi wyznaniami utkwił w czubkach własnych, szytych na miarę butach.
Czy on naprawdę zamierzał to tak rozgrywać? W milczeniu, sam ze sobą? Nie zdawał sobie sprawy, że może w ogóle istnieć inny scenariusz aniżeli ten wypełniony jego nieznanym nikomu uczuciem, schowanym pod jego skórą, gdzieś na regałach spragnionego białowłosego mężczyzny serca. Zastanawiał się, czy byłby w stanie w ogóle przetrwać tak dłużej. Dotąd tego nie sprawdzał, choć minęło już trochę od kiedy model przestał być mu obojętny, a stał się mu definicją muz i rzeczy, za które warto oddawać życie.
Nawet nie zorientował się, kiedy granice relacji zaczęły się między nimi zamazywać. Pewne procesy po prostu zaszły, w nim i obok niego, przez co obecnie musiał odczuwać to, co odczuwał. Kompletny brak planu, zagubienie oraz złudną nutę nadziei, że może przynajmniej uda mu się z owego uczucia wyleczyć, póki jeszcze mógł, choć doskonale wiedział, iż szansa ta dawno minęła.
Nie potrafiłby skreślić Yoongiego ze swojego życia.
Zrezygnowany opuścił pomieszczenie, nie chcąc dłużej przebywać w czterech ścianach z drugim przy myślach, jakie posiadał w głowie. Potrzebował odrobiny oddechu, wyszedł więc wyjściem pracowniczym na balkon, który zawieszony był na jedenastym piętrze budynku, w jakim się znajdował. Gdyby miał lęk wysokości od razu by zemdlał, gdyż dno balkonu było przeszklone, odsłaniając mniejsze budowle w dole, oraz ulice i światła neonów wymieszane z lampami ulicznymi, których złoto-błękitny połysk dawał znać, iż są zrobione z odpowiedniej mieszanki surowców energetycznych tak, by ich wydajność była jak najlepsza jak i korzystna dla środowiska. Wszystko to mogło zaprzeć dech, lub go kompletnie pozbawić, zależało, w czym się gustowało.
Namjoon zdecydowanie należał do tej pierwszej grupy. Uwielbiał takie widoki, a nieczęsto miał okazję je podziwiać, co nieco go smuciło. Nawet jego apartament nie był na tyle wysoko, by widział jakiekolwiek dachy sąsiadujących budynków. Planował się niedługo przeprowadzić, ale na ten moment wciąż musiał znosić uciążliwy brak obrazów takich, jaki obecnie miał okazję podziwiać.
Złote refleksy w oddali, wymieszane ze szkłem i nowoczesną zabudową, samochody hybrydowe, które mijały te starsze modele, jeszcze nie aż tak wydajne, a mimo to wciąż kosztowne. Znajdował się bowiem w najbogatszej części, tej, gdzie wszystko wyglądało, jak rajskie owoce gotowe do spożycia w widmie nadchodzącego grzechu, o którego naturę nikt tutaj nie dbał, lub szybko zapominał.
Namjoon nie do końca potrafił zapomnieć.
Choć od dziecka był uprzywilejowany, to mimo to nie usuwał z umysłu obrazu tych, którym wiodło się gorzej, czy to przez pochodzenie, czy brak „fachu w ręku". Należał zdecydowanie do szczęściarzy, mogąc pozwolić sobie prawie na wszystko, co chciał, przy tym nie mając poczucia, iż grozi mu dyskomfort finansowy. Był wpływowy, wysoko postawiony i trzymający się dobrej passy. Nic nie mogło mu tak naprawdę przeszkadzać w tym życiu, jakie pozwolono mu wieść.
Nic, za wyjątkiem serca.
Odetchnął głębiej, wypełniając płuca w miarę czystym powietrzem miasta. Dokąd to zamierzał się udać? W jakim kierunku podążyć? Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że tak naprawdę wybór miał już dawno zawężony – wciąż więc rozpatrywał wiele możliwości. Doskonale wiedział, że nie może powiedzieć Yoongiemu, co tak naprawdę chowa w sercu – zbyt oczywiste wydawało mu się odrzucenie z jego strony, a jego przygotowanie na teoretycznie oczekiwany rezultat wcale nie było tak silne, by ryzykował. Nie mógł też jednak chować tego w sobie w nieskończoność, ani czekać na wypalenie płomienia w swojej klatce piersiowej, którego gorąco nigdzie się nie wybierało.
Cholera, był tak bardzo pogubiony.
Rozwiązania wcale nie wydawały się proste, a mające wiele rozgałęzień, na których analizę zdawało mu się, że nie ma już czasu. Przeczucie mówiło mu, że wszystko wypada mu między palcami, choć nie wiedział do końca, dlaczego miałoby tak być.
W końcu Yoongi od zawsze był singlem. Owszem, miał wielu adoratorów i adoratorek, ale Namjoon nigdy nie wyczuł od tych osobników bezpośredniego zagrożenia. Poza tym wiedział, że białowłosy nie potrafiłby być w taki sposób z osobą, której zupełnie nie znał.
To jednak nie pomagało mu za bardzo uspokoić myśli. A co jeśli kogoś przeoczył? Co jeśli Yoongi już od dawna miał kochanka w sekrecie? Namjoon ledwo potrafił znieść tą myśl, mimo tego, że nie miał prawa być zazdrosnym o kogoś, kto nigdy nie był jego. Nic nie mógł poradzić jednak na narastające w nim uczucie duszenia, które nie dawało mu spokoju.
Gdyby tak było zapewne doświadczyłby najboleśniejszego uczucia na świecie.
Potrząsnął głową, chcąc odgonić scenariusze ze swojej głowy. Za dużo myślał, nie potrzebował wcale rozważać takich wizji. Nie było mu to do niczego potrzebne na dłuższą metę, a jedynie podsycało jego i tak już tego wieczora niestabilne żądze.
Z rozmyślań kompletnie wyrwał go dopiero dźwięk jego niewielkiego zegarka, który posiadał na ręce. Ze zdziwieniem stwierdził, że ktoś do niego dzwonił – z nieznanego numeru, w dodatku z hologramem. Zmarszczył brwi – nie pamiętał, by ostatnio dawał komukolwiek swój prywatny numer. A nawet jeśli, to dlaczego miała to być rozmowa z możliwością zobaczenia odbiorcy? Nieco wytrącony z rytmu pozwolił sobie odebrać.
I już w chwili zobaczenia lekko żółtawej od hologramu postaci przed sobą zaczął żałować, iż to uczynił.
Dostrzegł bowiem sylwetkę oraz twarz androida, o którego istnieniu tak mocno próbował zapomnieć i niemalże to już osiągnął. Teraz jednak na ponów odkrył niepotrzebne wspomnienia, które odznaczały się miękkością warg, nieco zbyt śmiałymi słowami i smakiem ambrozji, jakiej wypił wtedy niezwykle dużo jak na niego.
Ale miał dobry powód.
- Witam, panie Namjoon – niemalże zadrżał, słysząc, jak zostało wypowiedziane jego imię. I nie było to wcale przyjemne. Czuł się, jakby ktoś oglądał go w klatce z głodnym spojrzeniem i właśnie nauczył się owych sylab, z którymi był tak zżyty. – Tęskniłem za panem – dodał po chwili android, znając to uczucie od Jimina, gdyż douczył go na ten temat ostatnio. Seokjin nie powinien do końca uskuteczniać takich prywatnych sesji, ale nikt nie musiał wiedzieć, że tak korzysta sobie ze swojego człowieka.
W końcu któż mógł mu tego zabronić, o ile nie on sam, czego nie miał zamiaru czynić.
Namjoon zaniemówił na moment, kompletnie niegotowy na usłyszenie czegoś podobnego. Jedyne, co mógł odpowiedzieć, to zdecydowanie zaprzeczenie, by on sam mógł posądzić się o takie uczucia. Wręcz przeciwnie, pragnął zupełnie usunąć z głowy tamten wieczór, którego obrazy mimo upicia nie chciały mu wyjść z pamięci.
A tabletki na zapomnienie nie zamierzał brać ze względu na Yoongiego.
- Tęsknił pan? – zapytał jedynie, próbując jakoś panować nad nieoczekiwaną niepewnością własnego głosu. – Jakże mi to miło słyszeć – dodał jeszcze, zgrywając udawaną kulturę, bo co innego mu pozostało w obecnej sytuacji?
- Mnie również – odpowiedział D415 z delikatnym uśmiechem, nieco wyuczonym. – Skoro więc podziela pan mój entuzjazm, może byłby pan skłonny odwiedzić mnie w moim głównym budynku? Byłbym niezmiernie rad, mogąc pana gościć. Chodzi tylko i wyłącznie o sprawy biznesowe, zapewniam.
- Proszę mi wybaczyć, ale ostatnim razem mówił pan podobnie – stwierdził nieco ostrzej niż zamierzał Namjoon. – Nie jestem zbyt przekonany, czy chciałbym powtórki z rozrywki.
- Oh, obawia się pan, że znów będę chciał pana pocałować? – zaśmiał się android odrobinę pusto. – Nie przejmowałbym się tak, nie mam najmniejszego zamiaru powtarzać tamtej sytuacji. Wiem, że wina leży po mojej stronie i dozgonnie pana przepraszam za swoje czyny. Zdecydowanie nie przystoi komuś takiemu jak ja wykazywać się taką impulsywnością – zakończył, a jego głosie nie za mocno słychać było żal, nie mówiąc o jakiejkolwiek skrusze. Seokjin słabo bowiem znał znaczenie „przepraszam", oraz okoliczności jego używania. Starał się jednak, by zabrzmieć wiarygodnie.
Namjoon jednak nie uwierzył mu nawet przez sekundę, choć domyślał się, że android faktycznie miał na myśli przeprosiny. Za wcześnie jednak było dla niego, aby je tak po prostu przyjął.
- Cóż, dziękuję za przeprosiny, ale mimo to będę zmuszony odmówić. Jestem ostatnio niezwykle zajęty i... - zaczął, sądząc, iż wymówka załatwi sprawę, ale nie spotkał się z pozytywnym odbiorem odmowy, jaką rozpoczął.
- W takim razie jestem w stanie zapłacić panu za każda godzinę mi poświęconą, jeżeli tak ceni sobie pan swój czas – usłyszał, chłodne i przepełnione taką pewnością, że niemalże go to zmroziło. Dotąd chyba bowiem nie do końca rozumiał, jak bogaty był android i jak wiele środków posiadał. – To nie kłopot, mogę przyjąć każdą stawkę – dodał jeszcze, co nawet mocniej rozbiło światopogląd Namjoona. Owszem, wiedział, że tacy jak Seokjin nie grzeszyli majątkiem, ale nie sądził, że aż tak.
- Muszę to przemyśleć. Acz odmawiam płacenia mi za towarzystwo. Nie chodzi o to. Po prostu muszę dokończyć pewne zamówienia i zająć się własnym interesem. Zależy, ile miałbym być u pana – dokończył ostatecznie, choć wiedział już, że pewnie będzie żałował dawania drugiemu choćby cienia nadziei na ewentualne spotkanie.
- Niedługo. Kilka godzin. Może mniej. Postaram się jak najszybciej uwinąć ze wszystkim. Obiecuję – zakończył pusto, bo obietnice były mu jeszcze całkowicie obce, wiedział jednak, że warto używać tego słowa w niektórych sytuacjach, jak oferowanie czegoś, lub zapewnienia. Brzmiało się wtedy bardziej wiarygodnie, a to było mu obecnie bardzo potrzebne.
I zdawało się działać mimo braku emocji.
- Jestem w stanie to rozważyć w takim razie. Dam panu odpowiedź do jutra, w porządku? – zapytał Namjoon, czując nagłe zmęczenie całą rozmową i narastający w sobie ciężar niechcianego zobowiązania, w dodatku wobec kogoś takiego jak android.
Ten konkretny android.
- Myślę, że tak. Proszę jednak nie zwlekać z odpowiedzią. Będę czekał. Dziękuję za rozmowę – odpowiedział jedynie, zanim połączenie zostało zakończone, zostawiając Namjoona samego, opartego o barierki i pochłoniętego myślą, że nie może się zgodzić.
W żadnym wypadku.
Otoczony chłodnawym powietrzem, chaosem myśli i odgłosami miasta nie wiedział nawet, że w drzwiach otwartego balkonu stał ktoś, kogo nie mógł się spodziewać, a kto słyszał fragment rozmowy Namjoona, choć nie intencjonalnie.
Fragment, który obudził w nim maleńką iskrę, jakiej chyba nie potrafił już ugasić.
Yoongi bowiem, z jakiegoś niezrozumiałego powodu nie umiał znieść myśli, iż tamtego wieczoru Namjoon doprowadził się do zupełnej nietrzeźwości z powodu nieplanowanego pocałunku od androida, z jakim Yoongi miał wcześniej do czynienia. Nie rozumiał, dlaczego ta wizja tak mu przeszkadzała i kuła w środku.
Może dlatego, że w pewien sposób troszczył się o los drugiego nie chciał, aby ten czuł się źle. Albo dlatego, że nigdy nie wiedziałby tego, co wiedział, gdyby tamtego wieczoru drugi nie przesadził z alkoholem.
Jedna z tych opcji wydawała się bardziej przekonująca, choć tak naprawdę wydawało mu się, iż obie dochodzą równo do głosu, czyniąc z niego kulkę zakłopotania i nieporządku emocjonalnego, jakie zostawił w swoim środku, opuszczając niewielki korytarz na drugą część sesji.
By mógł pozować do zdjęć, ułożony w odpowiedni sposób, z wybranymi emocjami w oczach, nie ukazując w ogóle, jak wiele rzeczy rozgrywało się w jego sercu.
Tak bowiem postępowały kwiaty kwitnące po zmroku, tak, żeby nie każdy widział, co kryje się pod płatkami.
***
Pamiętał rysy jego ciała, nawet zapach jaki roznosił dookoła siebie. Był niemalże nie do pominięcia w tłumie ludzi i znów roznosił dookoła siebie tą niecodzienną energię, jakiej dotąd nie wyczuwał u nikogo. Może z wyjątkiem Jimina, ale ten mimo wszystko różnił się od Namjoona pod wieloma względami. Był delikatniejszy, bardziej porcelanowy i nieuchwytny w swym pięknie. Jubiler za to kojarzył mu się z drogimi kruszcami, ich majestatem, blaskiem, zapachem alkoholi, wonią egzotycznych roślin. Otaczała go wyrazistość, tonacja, oraz chłodna skorupa ponadprzeciętnego talentu. I to zdawało się przyciągać Seokjina, który w końcu kolekcjonował te ludzkie uroki, które był tego warte.
Poza tym czuł się dziwnie przy mężczyźnie. Jakby w nowy sposób. I to całe uczucie go niezmiernie ciekawiło i aż prosiło się o ponowne uaktywnienie, by mogło zalać jego całą konstrukcję na nowo, dokładnie tak, jak zrobiło to przy tamtym nieco przymusowym pocałunku. KIlkukrotnie widział to między ludźmi, a znajomość kontekstu nadała jego działaniu pędu, chociaż nie zbyt przemyślanego. Nie rozumiał bowiem jeszcze, że za takimi gestami u ludzi kryły się głębsze emocje, coś więcej, niż zachcianka.
Zazwyczaj.
Skomplikowany proces myślowy nie wystarczyłby zapewne, aby wyjaśnić w całości ideę okazywania sobie uczuć, choćby i tylko fizycznie. Potrzeba, emocje, przywiązanie. Wszystko wymagało zrozumienia, którego Seokjin jeszcze nie posiadał.
Tym samym tak, w pewien sposób, desperacko poszukiwał rozwiązania dla swoich domysłów, a takiego mógł mu dostarczyć tylko sam obiekt je wywołujący.
Miał więc nadzieję otrzymać odpowiednią odpowiedź od drugiego, taką, która była w stanie go zadowolić pod niektórymi względami.
Od oczekujących na spełnienie scenariuszy jakie analizował już dłuższą chwilę wyrwał go ostatecznie widok Jimina, grzecznie czekającego na niego na łóżku. Chłopak zdążył ją zrezygnować ze srebrnych kosmyków, które obecnie przypominały liliowy, wpadający nieco w fiolet. Na szyi posiadał ozdobny, wykonany z diamentowych kółeczek choker, założony w taki sposób, by nie wadził jego obroży, której Seokjin nie pozwalał mu zdejmować od pewnego czasu, choć chłopak nie miał pojęcia czemu. Właściwie od wyjścia z Jungkookiem miał ją na sobie cały czas niemalże, nawet teraz, kiedy sytuacja w jego odczuciu tego nie wymagała.
Przesunął powolnie nogi, eksponując jeszcze mocniej mięśnie zakryte lekko różowawym materiałem obcisłych spodni. Odgiął lekko szyję, starając się prezentować jak najlepiej się dało. Dłońmi rozchylił odrobinę materiał syntetycznego, posiadającego złote tony futra, którego struktura była o wiele bardziej miękka, aniżeli ta należąca do zwierzęcia, co było jego niezwykłą zaletą. Drobne włoski bowiem przyjemnie muskały skórę chłopaka, gdy przesuwały się po jego nagiej klatce piersiowej, żebrach i obojczykach.
Nie miał bowiem na sobie żadnej koszuli, ani bluzki. Postawił na coś prostszego, co nie będzie wymagało zbędnego wysiłku. W dłoni trzymał za to kieliszek z odrobiną różowego wina z ekstraktem z róż, których smak słodko rozpływał mu się po języku przy każdym pojedynczym łyku alkoholu.
Wyglądał jak najdroższa porcelanowa laleczka świata i niedaleko mu było do tego. Seokjin nie potrafił się nadziwić, jak chłopak może wciąż nadawać sobie nowych znaczeń i to tak łatwo, jak za pomocą ubioru, pozycji, czy przedmiotów, którymi zwykł się otaczać. Android nie umiał wyjść z pewnego rodzaju podziwu dla liliowowłosego, za bycie tak wszechstronnie wrażliwym jeśli chodziło o pokazywanie swoich atutów i uwodzenie. D415 znał bowiem to uczucie aż za dobrze i potrafił je zinterpretować u innych, sam jednak wciąż nie było do niego zdolny, nad czym starał się ćwiczyć.
Z krzywym uśmieszkiem wyuczonym od Taemina momentalnie zawisł nad postacią Jimina czyniąc powietrze nieco gęstszym. Naprawdę się postarał i zdawał się wyglądać, jakby również miał ochotę na niektóre rzeczy. Jego usta same się rozchylił, szyja ponownie wygięła, a oczy przekazywały głód, do którego zrozumienia nie potrzeba było wielkich umiejętności. Seokjin czuł, że ten wieczór szybko się nie skończy, co kiedyś zapewne przyjąłby z obojętnością, dzisiaj jednak odczuwał pewnego rodzaju satysfakcję z owego faktu.
Niewielką, a jednak.
Ciało chłopaka uniosło się nieznacznie, kiedy zmieniał pozycję. Starał się przejąć odrobinę inicjatywę, jako, że pierwszy raz od dłuższego czasu czuł się faktycznie chciany. Nie zbyt często przepełniało go coś takiego w obecności D415, ale tutaj nie umiał zaprzeczyć, widział to wyraźnie. Subtelne znaki, błysk w szklanych tęczówkach o odpowiednim napięciu elektrycznym i milionie różnych neuroprzekaźników odpowiedzialnych za reakcje, wszystko to, co kontrolowała sztuczna inteligencja nabierało w androidzie prawie że ludzkiego wymiaru.
Wyszkolił go lepiej, niżby chciał przyznać.
A teraz odbierał za to swego rodzaju nagrodę, o którą nie zamierzał się posądzić.
- Zaczekaj moment – usłyszał od androida, gdy sugestywnie przesunął jego dłoń na okolice wewnętrznej części jego uda. Zmarszczył brwi w nielekkim zdziwieniu, czyżby bowiem zrobił coś nie tak? Był zbyt szybki? Dotychczas nie przeszkadzało to żadnej ze stron. Jimin nie mógł przecież narzekać na tempo, a Seokjin najzwyczajniej o nie dbał, przynajmniej w większości przypadków. Co więc się zmieniło? – Może dodamy do zabawy kogoś jeszcze? Wyglądasz tak dobrze, że nie tylko ja powinienem cię widzieć – mruknął Seokjin, naprawdę starając się zabrzmieć pociągająco.
Co mu częściowo wyszło.
- Kogoś jeszcze? Jest pan pewny, D415? – zapytał Jimin, pozbywając się nieprzyjemnych myśli, iż popełnił jakiś błąd. Najwyraźniej bowiem android chciał się zabawić nieco lepiej, niż zwykle. Chłopak już zastanawiał się, czy to aby na pewno dobry pomysł. Nie chciał towarzystwa, nikogo innego, nawet, jeśli android zapewne wybrałby jakąś dobrze wyglądającą dziewczynę, czy chłopaka. Nie dbał o to, wolał już odkrywać się przed Seokjinem, niż jeszcze inną, nieznajomą osobą.
- Mhm. Będzie ciekawej. Co powiesz na Jungkooka? – zapytał, a Jimin przysiągł, że gdyby właśnie pił wino, to zakrztusiłby się nim, być może nawet doprowadzając do własnej mało efektownej śmierci w jednym z najdroższych łóżek w całym mieście, nie mówiąc już o ubraniach.
Przed jedną z najbardziej wpływowych jednostek, jakie znano w Palo Santo.
- Ja... ja nie wiem, czy to dobry pomysł – stwierdził ostatecznie, czując drżenie własnego głosu, na jakie nie był przygotowany. Chciał przecież brzmieć, jakby wiedział co mówi, a nie rozważał tą ideę, gdyż według niego nie było mowy o czymś podobnym.
Nie mógł. Po prostu nie mógł na to pozwolić, nawet, jeśli jego słowo przeciwko słowu Seokjina pozostawało pomimo jego pozycji właściwie bezwartościowe, a wszystko, co udawało mu się mu mówiąc okrężnie, sprzedać, przechodziło tylko przez to, co ich łączyło, o ile mógł użyć takiego słowa.
- Dlaczego? Będzie dobrze, zobaczysz, poza tym... nie wiem, wydaje mi się, że nie narzekałbyś – powiedział android, pozwalając sobie na pocałowanie szyi chłopaka, oraz jego ramion, obecnie odsłoniętych nieco. Jimin westchnął, ale to wszystko na co się zdobył, bo choć było to przyjemne, w głowie panikował.
Dlaczego to było tak oczywiste dla D415, że cieszyłby się z obecności chłopaka? Przecież nigdy nie okazywał przy androidzie żadnych oznak jakiekolwiek przywiązania do szatyna. Za każdym razem powstrzymywał się przed rzeczami tego typu, nawet z resztą wtedy, gdy Seokjin nie miał prawa widzieć. Wolał nie naruszać własnych postanowień, ani tych poczynionych z Jungkookiem.
Nawet teraz, kiedy wizja tego była taka bliska i w pewien sposób go przerażała.
Nie mógłby bowiem kontrolować przebiegu tego wszystkiego, a sprawy zapewne zaszłyby dość daleko, skoro Seokjin tak brzmiał. Mógł sobie tylko pomyśleć, do czego mogłoby dojść tylko i wyłącznie przez zachciankę androida.
Wiedział, że Jungkook nie był jeszcze gotów na coś takiego, nie umiał jeszcze oddzielać pracy od rzeczywistości zbyt dobrze, sam Jimin z resztą nie umiał być pewny, czy nie porzuciłby wszystkich barier, widząc chłopaka w określonym stanie cielesnego odkrycia. Nie myślał o tym nigdy i wolał tego nie zmieniać.
- Hmm, pewnie nie, ale tej nocy chciałbym mieć pana tylko dla siebie – powiedział szeptem, nadając swojemu głosowi barwę posiadaną przez doświadczonych kochanków, jaka zdolna by była do pozbawienia kogoś zmysłów, ale nie androida, który odpowiedział tylko kolejnymi pocałunkami na ciele chłopaka.
- Skoro tak chcesz... Ale nie dam ci odpocząć – dodał jeszcze, powodując w Jiminie jednocześnie dreszcz przyjemności, oraz ulgę, która powolnie rozpłynęła się w jego wnętrzu.
Wybrnął. Nie wiedział jednak, że być może ostatni raz i bał się, że mogła to być prawda. Starał się odciągnąć tą myśl, ale ta nie zdawała się chcieć nigdzie odejść, opleciona dookoła niego podobnie, co futro, które wciąż miał na sobie. Musiał mieć pewność, że to się więcej nie powtórzy. Narażanie szatyna na podobne sytuacje nie mogło się już wydarzyć, jeszcze nie.
Jimin bowiem chciał go chronić przed tym, co na razie miało pozostać dla chłopaka niedostępne. Przed rzeczami, jakie dopiero miał mu przedstawić. Wziął na swoje barki ciężar pielęgnowania róży, która zmuszona była rosnąć w najgorszych możliwych warunkach.
A celem było aby rozkwitła tak samo, co te mające najlepsze.
***
Zamilkł na moment, bo co innego mógł zrobić pod niezbyt pochlebnym spojrzeniem Taemina, które morsko koloryzowane włosy tak dobrze okalały rysy jego twarzy. Przydługawe kosmyki byłby w stanie zapewne uwiązać w niewielką kitkę nie należało to jednak do jego stylu. Wolał je rozpuszczone, oddające jego charakter, delikatność ale i powagę.
Co zupełnie nie pomagało Jungkookowi znaleźć słów do obrony siebie samego. Nie umiał też do końca wyjaśnić, dlaczego postać mężczyzny aż tak go onieśmielała. Odczuwał wobec niego mieszankę szacunku i strachu, zwłaszcza po tym, jak skończyło się ich ostatnie zetknięcie ze sobą.
- Zapomniałeś języka, czy jak? – odezwał się w końcu wyższy, lustrując od niechcenia chłopaka niedaleko. Dźwięk wody rozchodził się po pomieszczeniu, muzyka scalała swoje nuty z nurtem sztucznie wytworzonego wodospadu. Ich nagie ciała nie poprawiały sytuacji, ani nie dodawały pewności Jungkookowi, choć tak mocno jej potrzebował. – Choć właściwie nie powinienem się dziwić. Jimin również to robił na początku. Nie umiał wcale ze mną rozmawiać. A kiedy tylko mu coś zarzuciłem – zamykał się w sobie. Jestem aż tak przerażający? – zakończył z lekkim uniesieniem brwi, posłanym rozmówcy prosto z dość dużego basenu, w którym siedział, ubrany w cienki, zdobiony strój do kąpieli, który zachowywał się jak druga skóra, przepuszczał ciepło, pozostając właściwie niewyczuwalnym, jednocześnie jednak pozwalał znajdować się w wodzie dłużej, a po jego zdjęciu pozostawało się kompletnie suchym. Taemin lubił go niekiedy zakładać, zwłaszcza, kiedy po odbytej kąpieli miał się gdzieś spieszyć.
- Nie, po prostu... - szatyn i tak nie wiedział, co chciał przekazać drugiemu. – Sprawiasz wrażenie zdolnego do wszystkiego. Może o to chodzi – odparł w końcu, zbliżając się nieco do basenu. – Nie wzbudzasz we mnie zaufania. Przykro mi – powiedział jeszcze, wiedząc, że nieco się pogrąża.
- Cóż, ty we mnie również, więc chyba jesteśmy kwita – mruknął tylko morskowłosy. – Wiedz jednak, że rzadko bywam tak impulsywny jak tamtego dnia. Mam nadzieję, że minie ci uraza.
- Niczego nie obiecuję – usłyszał tylko w odpowiedzi, wypowiedziane cicho i niepewnie. – W końcu nie ugruntowało to we mnie dobrego obrazu twojej osoby – dodał jeszcze szatyn, dziwiąc się sobie samemu, że nagle się tak rozgadał.
Choć tak naprawdę powodem tego wcale nie była nagła odwaga, a myśl o Jiminie, który teraz, w porównaniu z tym, co mu przed chwilą przedstawiono, zachowywał się niemalże niczym inna osoba. Jednocześnie go to podbudowało i dodało kroplę niepokoju do szali goryczy, bo jak ktoś mógł się zmienić do tego stopnia tak szybko?
Niebawem sam miał się przekonać.
- Nie dziwi mnie to wcale – odparł lekko znudzonym tonem Taemin. – Z drugiej strony przynajmniej zapamiętasz pewne rzeczy. Widzę, że podziałało – uśmiechnął się sam do siebie, przypisując sobie fakt, iż ostatnio Jungkook zachowywał się o wiele chłodniej w stosunku do Jimina. Nie miał bowiem pojęcia, że była to zasługa czegoś zupełnie innego.
- Skoro tak mówisz – rzekł Jungkook tylko, zanurzając się powoli w wodzie, która poczęła słodko rozluźniać jego mięśnie i koić umysł, którego rozedrgany bieg myśli nie dawał mu spokoju cały dzień. Nie zamierzał tłumaczyć drugiemu, że tak naprawdę nie kierował się wcale jego groźbami. Wolał nie burzyć jego iluzorycznej dumy spowodowanej widzianym zachowaniem szatyna. – Najwyraźniej jesteś dość przekonujący – dopowiedział jeszcze, wiedząc, że to zadziała wzmacniająco do idei i utwierdzi Taemina w przekonaniu, które uważał za prawdziwe.
W odpowiedzi drugi uśmiechnął się delikatnie, nie skrywając wcale poczucia wygranej. Szatyn przyjął reakcję z zimnym spojrzeniem, ale i obojętnością swego rodzaju, choć w środku niemalże go nosiło, żeby jednak pokazać Taeminowi, jak bardzo się mylił.
Byłoby to jednak niebyt korzystne dla niego i Jimina, powstrzymał się więc przed rujnowaniem swojego wymyślonego na szybko planu. Odwrócił wzrok od mężczyzny, pozwalając sobie na ignorowanie jego obecności i skupienie się na rzeczach innych, bardziej dla niego przyjemnych. Potrzebował chwilowego relaksu, odpoczynku od wszystkiego. Zdziwiło go, że tak prosto znajdywał go w tym pomieszczeniu. Łaźnie przypadły mu do gustu niezwykle mocno, żałował, że nie chodził tutaj razem z Jiminem.
Unikał bowiem oglądania go nago, dla ich wzajemnego dobra. To nie tak, że nie potrafiłby się powstrzymać przed niektórymi rzeczami. Chodziło raczej o komfort, o to, by ich serca nie były znów wodzone takimi bodźcami, obiecującymi lepsze jutro, a tak naprawdę nie robiącymi niczego dobrego. Raz bowiem udało mu się zapomnieć, a ulotne chwile pamiętał do teraz.
To, jak tusz powolnie blaknął na jego skórze. Rysy zamazującego się obrazka, które znaczyły jedynie tyle, że przestanie się czuć lżejszy od chmur i swobodniejszy od latających ptaków, jakich właściwie już nie widziało się na niebie. Tamte kilka godzin przyniosło mu niezwykłą wręcz ulgę, właściwie nie wierzył w działanie tatuaży, póki nie poczuł, jak subtelnie zakrywają jego porysowane serce nową warstwą ochronną, choć tylko na określony czas.
Czuł się z tym niezwykle wręcz dobrze.
Jimin oczywiście nie miał pojęcia, jaki rysunek sobie wykonał, podobnie było Jungkookiem. Nie powiedzieli sobie, próbując cały wieczór zgadnąć wzajemne rysunki.
Na szczęście im się nie udało.
Uśmiech sam cisnął mu się na usta, kiedy pomyślał o zapachu płynnej czekolady, słodyczy owoców i głosie Jimina rozchodzącego się po pomieszczeniu do zabaw towarzyskich, gdzie spędzili część nocy za zgodą D415. Byli sami, przepełnieni śmiechem i odrobiną nieokreślonej beztroski, której nie umieli nazwać. Zdawało mu się, jakby to przyćmiło na moment wszystko inne.
Jego zmęczenie po treningach, nową rzeczywistość, o zasadach wciąż dla niego niezrozumiałych oraz to duszące uczucie w środku na myśl, iż nie mógł sobie pozwolić na odczuwanie tego, czego chciał.
Na jego szczęście jednak jego droga do perfekcji nie miała być długa, a poszczególne schodki prowadzącego do celu zdawały się coraz rzadsze, podczas gdy on w pół świadomie dążył do czegoś, od czego nie można się było już odwrócić.
Wszystko w Palo Santo w końcu takie było.
[każdy kto to czyta dostaje ode mnie dodatkowe punkty miłości tbh, tak jakby komuś zależało]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top