Rozdział 5 cz.1 Hrabia

~ Rozdział 5 cz.1 Hrabia ~

Las otaczający posiadłość stworzoną przez Michaela, był przepiękny. W gęstym gąszczu skryte były różne zwierzęta i rośliny. Nikt, kto nie zagłębił się w głąb boru nie był wstanie dostrzec jak wiele skarbów się w nim skrywało. Zapewniało to bezpieczeństwo jego mieszkańcom i osobą, które chciały skryć się przez oczyma innych. Las był azylem, z którego Klara postanowiła skorzystać. Wiedziała, że ryzykuje, ale czy Bezimienny chciał w obecnym momencie jej krzywdy? Pokręciła głową, kładąc dłoń na pniu drzewa. Już raz ja zranił, więc czy miałby jakieś obiekcje przez zrobieniem tego ponownie? Pewnie nie.

Klara pokręciła głową, wyrzucając z głowy myśli dotyczące jej narzeczonego. Nie powinna się nim teraz przejmować. Nie teraz, kiedy odzyskała jako taką wolność. Dziewczyna zamierzała wykorzystać ten czas pozbawiony bóstwa do cna. Może las to nie najlepsze miejsce, ale jej wystarczało. Wolała gąszcz niż ten zbyt ozdobny dom.

Czarnowłosa szła leśną dróżką, rozglądając się po otoczeniu. W powietrzu pachniało mchem i liśćmi. Klara zastanawiała się jaka pora roku była obecnie w tym świecie. Obstawiała jednak, że jesień. Parę liści spadło wprost przed jej twarzą, sprawiając, że Klara zachichotała. Złapała liść dębu w swoje dłoni i przyjrzała się mu. Był w kolorze czerwonym, lecz gdzieniegdzie widoczne były żółte prześwity.

– To na pewno jesień – stwierdziła sama do siebie, wypuszczając liść z dłoni.

Klara wznowiła marsz, zagłębiając się coraz bardziej w gąszcz. Jej ludzki wzrok nie dostrzegał wpatrzonych w nią żółtych ślepi. Wilk skradał się za swoją ofiarą i nie mógł się doczekać momentu, w którym zatopi kły w miękkim ciele Klary. Jego zew krwi jak i głód był bardzo duży, od ponad dwóch tygodni niczego nie jadł. Wilk oblizał pysk, szykując się do skoku. Nim jednak drapieżnik zdążył poruszyć się choć o milimetr, nieznana siła odepchnęła go do tyłu. Cielsko z hukiem uderzyło o drzewo. Nagły dźwięk jednak nie dotarł do uszu Klary, Bezimienny nie chciał przerywać spaceru dziewczyny. Pragnął ją podziwić, poznać jeszcze więcej wyrazów jej twarzy.

– Śmieciu, – syknął Bezimienny w ojczystej mowie zwierzęcia – jak śmiałeś spróbować zaatakować moją narzeczoną?

Sierść wilka najeżyła się, lecz z każdą mijającą chwilą zwierzę kuliło się coraz bardziej.

– Mówisz w języku moich braci. Dlaczego człowiek zna naszą mowę? – spytało zwierzę, starając się, by zabrzmieć pewnie.

Bezimienny zaśmiał się, unosząc wilka do góry. Łapy stworzenie poruszały się, szukając jakiejkolwiek powierzchni. Był to czyn instynktowny, za który wilk bardzo się wstydził. Okazał strach i to przed człowiekiem. Chociaż czy ten mężczyzna na pewno należał do rasy ludzkiej? Nie, chociaż wygląda tak jak przedstawiciele ulubionego posiłku wilka. Nagle drapieżca przypomniał sobie opowieść, którą słyszał kiedyś od swojej matki. Historię o potworze w skórze człowieka.

– Ty jesteś – przełknął ślinę – Bezimiennym, stwórcą całego świata. Władcą mojej rasy.

Czarnowłosy zmrużył gniewnie oczy. On miał imię, imię, które należeć mogło tylko do niego. Było wyjątkowe i przepiękne, na dodatek nadała mu je Klara.

– Nie jestem bezimiennym władcą, marionetko – rzekł, zaciskając dłoń w pięść.

Krtań stworzenia zostało zmiażdżona, pozbawiając je tym samym życia. Martwe cielsko upadło na ziemię. Źrenice wilka były rozszerzone, co pokazywało, że zmarł nagle. Bóstwo nachyliło się nad zwłokami i skrzywił się, czując ich odór. Ta istota nie miała kontaktu z wodą przez długi czas i jej brudne futro było tego dowodem.

– Moje imię brzmi Nicolas, ale dla ciebie jestem, byłem i zawszę będę, panem i władcą.

Klara nie miała pojęcia o zabójstwie wilka, jej narzeczony zadbał o to. Nicolas uważał, że nastolatka jest zbyt delikatna na posiadanie takiej wiedzy. Była jego niebieską różą, skarbem, którym nie zamierzał się z nikim dzielić. Sama świadomość, że ktoś tak wyjątkowy wychowywał się w ludzkim świecie doprowadzał go do szewskiej pasji. Sam jednak był sobie winny. Gdyby nie złożył obietnicy, mógłby ją wykraść. Niestety, ale Nicolas uwielbiał utrudniać sobie egzystencję.

Klara potknęła się o wystający z ziemi korzeń. Liście podskoczyły do góry, wplątując się w jej włosy i opadając na brudną już sukienkę. Nastolatka westchnęła, powoli się podnosząc. Otrzepywała odzienie z liści, gdy nagle usłyszała czyjś śmiech.

– Pobrudziłaś się! – zawołał jej nieznany głos.

Klara odwróciła się w bok, gdzie na niewysokiej górce ziemi dostrzegła młodzieńca w dość dobrze wyglądającym ubraniu. Jasnowłosy śmiał się z jej niezdarności, czym onieśmielił nastolatkę. Klara spuściła głowę zarumieniona. Niespodziewanie po chwili rozniósł się huk. To nieznajomy potknął się i zjechał ze skarpy, brudząc błotem swoją twarz i odzienie. Nawet we włosach miał prześwity brązowej mazi. Klara zachichotała, lecz szybko zatkało usta dłonią. Nie powinna tego robić. Jeśli chłopak jest kimś ważnym... Chociaż co ją to obchodzi? Już i tak jest w beznadziejnej sytuacji.

– Przestań się ze mnie nabijać! – nakazał, sam ledwie powstrzymując śmiech.

Klara pokręciła głową, zbliżając się do nieznajomego.

– Sam się ze mnie śmiałeś, kiedy upadłam – przypomniała srogo, a w tęczówkach chłopaka pojawił się błysk.

– Tak, masz rację. Przepraszam – rzekł, pośpiesznie stając. Złapał za dłoń Klary, brudząc ją tym samym błotem. – Pozwól, że się przedstawię. Jestem hrabia Eric Muliper Amentus z rodu Mitremsurów, ale ty piękna niewiasto zwracaj się do mnie Eric – zasugerował.

Czarnowłosa pokręcił głową, przyciągając swoją dłoń do siebie.

– Ja natomiast jestem...

Wypowiedź dziewczyny przerwał nagły zryw wiatru i Michael, który niewiadomo kiedy pojawił się obok Klary i Erica. Hrabia podskoczył, a jego dłoń odruchowo powędrowała do ramienia nastolatki. Delikatnie przyciągnął ją w swoją stronę, chcąc w razie czego bronić nowo poznanej. Jako członek rodu Mitremsurów nie mógłby zostawić damy w opałach, a już szczególnie nie tak pięknej.

Michael zmrużył zdegustowany oczy, dostrzegając jak jakiś podrzędny człowiek dotyka jego pani. Och, jego pan nie będzie zadowolony.

– Panienko, powinnaś wracać do rezydencji. Las nie jest odpowiednim miejscem dla osób twojego urodzenia.

Klara skrzywiła się, odchodząc od Erica. Zbliżyła się ku Michaelowi. Nie miała zamiaru się sprzeciwiać. Była pewna, że robienia scen przed Ericem nic by jej nie dało. Możliwe nawet, że naraziłoby chłopaka na niebezpieczeństwo.

– Jesteś szlachcianką? – spytał Eric. Nie był tym jakoś specjalnie zaskoczony. Klara była ubrana niczym księżniczka.

Dziewczyna mu nie odpowiedziała, natomiast Michael odwrócił się w jego stronę.

– Hrabio, przedstawiam ci swoją panienkę, Lady Klarę Kristinę Amnest. Dziedziczkę fortuny Amnestów – oznajmił z szacunkiem w głosie. Michael bardzo przykładał się do swojej roli lokaja i nie zamierzał robić czegoś nieodpowiedniego bez konkretnego powodu.

Kąciki ust Klary uniosły się nieznacznie do góry. Teraz jest szlachcianką? Na dodatek Michael przedstawiając ją, powiedział nawet jej drugie imię, które otrzymała po matce.

Lokaj zwrócił się po raz kolejny do swojej panienki, zginając się w pół.

– Panienko, proszę iść ze mną – ponaglał Michael.

Klara skinęła głową.

– Hrabio, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – rzekła, po czym zaczęła się kierować ku rezydencji, którą opuściła. Klara była pewna, że jeszcze długi czas minie nim ona nauczy się tych wszystkich obyczajów, które panują w tej epoce.

Michael kroczył za swoją panienką ze spuszczoną głową. Nie patrzył na Klarę, wiedząc, że tak nie wypada osobie, którą grał. Choć nastolatka stał do niego tyłem, to jego uległa postawa ją denerwowała. Nie jest jego panią, by tak się musiał przed nią płaszczyć.

CDN

Jak pierwsze wrażenia? Fajne imię ma ten nasz hrabia, nie sądzicie? xD

Jak tam w szkole? Średnia satysfakcjonująca? 

(Data opublikowania tego rozdziału: 19.12.17r)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top