Rozdział 14 cz. 1 Rezydencja Mitremsurów

Mamy kolejny rozdział z maratonu! :)

~ Rozdział 14 cz. 1 Rezydencja Mitremsurów ~

Po niezbyt długiej podróży kareta zajechała do bram rezydencji Mitremsurów, a w Klarę od razu uderzyło bogactwo Erica. Wszystko było piękne i bardzo ozdobne. Klara nie wątpiła, że taki wystrój szybko by ją zmęczył i zdenerwował. Myślała, że to w dom stworzony przez Michaela był zbyt wyzywający, ale teraz stwierdziła, że w porównaniu do tego budynku wyglądał niczym stara, drewniana chatka. Cieszyło ją to, że jakimś tam stopniu Nicolas wziął pod uwagę jej poczucie minimalizmu.

Michael otworzył drzwi do pojazdy i pomógł swojej panience wysiąść Na jego twarzy malowała się odraza, kiedy spoglądał na budynek, do którego Klara miał za chwilę wejść. Aren stanął obok swojej podopiecznej, a jego mina była taka sama jak Michaela. Klara westchnęła. Wiedziała, że mężczyźni wcale nie chcieli być tutaj, choć prędzej powiedzieliby, że nie chcą, by ona tutaj była. W jakiś sposób Klarę bawiło to, że Nicolas uznaje Erica za swojego rywala. Różnica ich poziomów była tak wielka, że według dziewczyny bóstwo nie musiało się w żaden sposób martwić o swoją pozycję w życiu Klary. Chociaż... Kim on tak w ogóle dla mnie jest? – spytała dziewczyna, rumieniąc się. Myśli czarnowłosej były nielogiczne, a wszystkiemu winny był Nicolas, który niczym burza wtargnął do jej umysłu. Pierwsze spotkanie z mężczyzną przeleciało przed oczyma Klary, a ona pokręciła tylko głową. Nie powinna teraz o tym myśleć, kiedy wróci do domu zastanowi się nad tym wszystkim dokładnie.

Aren ujął dłoń Klary i skinął w stronę Michaela, dając mu sygnał, do rozpoczęcia działania. Następnie spojrzał na czarnowłosą i uformował swoje usta w fałszywy uśmiech. Zamierzał grać swą rolę najlepiej jak tylko potrafi.

– Córko, bal zaraz się zacznie. Pośpieszmy się – zalecił Kostucha opanowanym głosem.

Klara westchnęła, kiwając głową. Aren przez moment wpatrywał się w dziewczynę, mając nadzieję na to, że ta postanowi wrócić do domu. Gdyby tak postąpiła, ulżyłaby zarówno sobie jak i jego panu.

Klara postawiła krok przed siebie, a Aren od razu zaczął iść na przód. Nie musieli iść daleko. Zaledwie parę metrów. Przy wejściu stali elegancko ubrani słudzy, a ze środka dało się usłyszeć muzykę. Dźwięk skrzypiec sprawił, że na twarzy Klary pojawił się delikatny uśmiech. Może i w nowoczesnym świecie nie była fanką tego typu muzyki, lecz teraz wydaje się ona dla niej dziwnie kojąca. Zupełnie jakby grał ją jakiś anioł... albo diabeł. Klara cicho zaśmiała się słysząc swoje myśli. Anioły i diabły tak naprawdę wszystkie są podległe Nicolasowi. Chociaż... Ludzie Pierwszego Zbuntowanego mogą być bardziej odbierani jako „demony". Gdyby ktoś wiedział, że bóg sprawuje kontrolę nad wszystkim i tak naprawdę nieraz zrzucił na barki ludzi wielkie cierpienie, wielu by się załamało – stwierdziła Klara.

Służba Mitremsurów na pierwszy rzut oka przypominała nastolatce Lirę. Młoda kobieta miała ten sam martwy i pozbawiony wzrok. Czasami Lira się przełamuje, lecz to tylko przy Klarze. Nigdy nie ściągnęła swej maski przy Arenie czy też Michaelu. Klarę to martwiło, lecz cieszył ją fakt, że kobieta w jakiś sposób ją polubiła.

Aren zaprowadził Klarę wzdłuż jakiegoś korytarza, aż doszli do jakiegoś mężczyzny, który z tego, co nastolatka zrozumiała, miał zapowiedzieć przybycie głowy rodu Amnestów i jego córki. Kostucha nie uśmiechał się, sztyletując służącego wzrokiem, kiedy ten oznajmił reszcie, że kolejni goście przyjechali.

Klara nie oddalała się od Arena, obawiając się, że popełni jakiś błąd. Nie znała się na tutejszych zwyczajach i obawiała się, że zrobi coś, co dla ludzie z tych czasów będzie nieodpowiednie. Znowu przeszło jej przez myśl, że nie powinna tutaj przychodzić. Klara przeklęła parę razy swoją dobro, po czym westchnęła. Obserwowała otaczających ją ludzi, zastanawiając się gdzie jest Eric. Wiedziała, że hrabia nie będzie mógł towarzyszyć jej na balu, lecz tak była zawiedziona. W jakimś tam stopniu liczyła właśnie na jego towarzystwo. Wychodziło jednak na to, że cały wieczór spędzi obok Arena. Westchnęła, widząc jak w stronę Kostuchy zmierza jakiś mężczyzna. Był on ubrany w bardzo elegancką i ozdobną szatę. Klara potarła oczy, niedowierzając w to kim był ten młodzieniec.

– Eric... – wyszeptała Klara, nie wiedząc, co powiedzieć więcej.

Aren napiął się. Obecność szlachcica niezbyt mu pasowała. Na dodatek aura, którą wokół siebie roztaczał niebezpiecznie przypominała mu tę, którą wydzielając ludzie powiązani ze zdrajcami. Klara nie mogła zostać sama w jego towarzystwie, chociażby ze względu na to, że mógł mieć połączenie z wrogiem Nicolasa.

– Witaj, Klaro, – Eric dość niechętnie przeniósł wzrok na Arena – hrabio.

Kostucha niechętnie skinął głową. Klara natomiast uśmiechnęła się i – nim jej opiekun zdołał zainterweniować – postawiła krok w stronę młodego szlachcica.

– Witaj, Ericu – przywitała się grzecznie. – Mówiąc szczerze, myślałam, że nie cię nie spotkam – wyznała Klara z nutą rozbawienia.

Eric zmarszczył brwi, zaskoczony słowami niewiasty.

– Dlaczego?

– Sądziłam, że będziesz musiał rozmawiać z bardzo dużą ilością osób i po prostu nie zdążysz zamienić ze mną paru słów.

Klara miała nadzieję, że dobrze wybrnęła z całej tej sytuacji. Nie wiedziała też, czy podała odpowiedni argument. Wydawało się jej jednak, że ludzie w tych czasach zazwyczaj na balach rozmawiali o interesach.

Kostucha przyglądała się parze w milczeniu, śledząc Erica wzrokiem. Wyszukiwał się gestów, które mogły by wskazywać na to, że zamierza zranić Klarę. Nawet jeśli posiadał pakt ze zdrajcą, nie mógł jak na razie zainterweniować. Nie w obecności swojej panienki. Wyjątkiem byłaby sytuacja, w której groziłoby jej niebezpieczeństwo.

– Masz rację, dużo osób chciało ze mną rozmawiać, lecz nie zależało mi na tym. Mój ojciec jest głową rodu. Na dodatek wolałem spędzić ten wieczór w twoim towarzystwie. – Eric uśmiechnął się czule. – Wyglądasz pięknie, Klaro. Za każdym razem, kiedy cię widzę mam wrażenie, że stoi przede mną bogini. – Z gracją chwycił za dłoń zarumienionej dziewczyny i pocałował ją.

Aren skrzywił się, uderzając swoją laską o ziemię. Eric odsunął się od Klary, posyłając jej opiekunowi wściekłe spojrzenie.

– Hrabio, wydaję mi się, że jesteś zbyt bardzo z moją córką. Proszę o pamiętaniu, o manierach. Nie jesteś bowiem wieśniakiem – zakpił Kostucha.

Klara pokręciła głową. Eric natomiast zacisnął usta w wąską linię i skłoniwszy się, powiedział:

– Wybacz moje zuchwalstwo, hrabio... – powiedział niechętnie, przechodząc pod koniec wypowiedzi w szept. – Klaro, – zwrócił się do dziewczyny – czy zechciałabyś ze mną zatańczyć?

Aren miał wrażenie, że trafił go piorun. Poczuł gniew tak duży, że gdyby nie potrafił nad sobą zapanować cały ten dom zamieniłby się w kupkę gruzów. Jego twarz jednak pozostała obojętna.

CDN

Kolejny już za chwilę :)

(Data opublikowania tego rozdziału: 09.02.18r)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top