V


Deadpool przesuwał się bezszelestnie przez labirynt korytarzy rezydencji Starka, zupełnie jak cień. Jego nadludzka zręczność, lata doświadczeń w świecie najemników i szalonej taktyki sprawiły, że był niemal nieuchwytny dla systemów bezpieczeństwa Tony'ego. Urządzenie, które otrzymał od swojego kontaktu, skutecznie wyłączało sensory na krótkie okresy, pozwalając mu przemknąć przez śmiertelne pułapki.

W głowie Wade'a panowała pełna koncentracja, chociaż jak zwykle nie obyło się bez wewnętrznego monologu.

— Tak, Wade, jesteś jak ninja, tylko lepszy, bo masz katanę i pistolety! Stark nawet się nie zorientuje, że tutaj byłeś, a Petey... ach, Petey, mój mały pajączku, zrobimy z ciebie najemnika roku! — Deadpool zatarł ręce w wyobraźni.

Celem Wade'a była sala treningowa, w której Stark pozwalał Peterowi odzyskać siły. O tej porze nocy chłopak prawdopodobnie już spał, ale najemnik wiedział, że nie może tego zmarnować. Musiał go schwytać, zanim ten zadufany miliarder zorientuje się, że coś jest nie tak. Miał tylko kilka minut, przed tym jak systemy bezpieczeństwa w pełni się zresetują.

Z każdą chwilą Deadpool zbliżał się coraz bardziej do celu.

***

Peter Parker, choć wyczerpany i zmęczony po ostatnich kilku nieprzespanych nocach, znów nie mógł spać. Leżał w łóżku, wpatrując się w sufit, a myśli o Deadpoolu nie dawały mu spokoju. Ostatnie tygodnie od jego ucieczki były trudne – nawet pod opieką Tony'ego, nie mógł zapomnieć o koszmarach i o tym, jak blisko był złamania.

Mimo że teraz miał wszystko – wsparcie, bezpieczeństwo, luksusową rezydencję – coś w środku go gnębiło. Czuł, że Deadpool nie odpuści, że nie będzie to takie proste. Parker był przekonany, że Wade prędzej czy później wróci.

Zerwał się z łóżka, rozcierając twarz dłońmi, jakby chciał zetrzeć zmęczenie i senność. Przeciągnął się, po czym podszedł do okna, spoglądając na nocne niebo. Gwiazdy migotały, a cisza wokół była niemal niepokojąca.

— Nie mogę tak dalej — mruknął do siebie. — Muszę coś zrobić. Zmienić coś...

W jego umyśle wciąż kłębiły się obrazy Deadpoola i jego tortur. Niby był wolny, ale wciąż czuł, jakby Wade miał nad nim władzę. Potrzebował czasu, żeby dojść do siebie, ale ten czas zdawał się być czymś, czego Peter nie miał.

I wtedy to poczuł – dziwny niepokój. Coś było nie tak. Jego pajęczy zmysł zaczynał działać. Mrowienie z tyłu głowy nasiliło się, a dreszcz przebiegł po jego kręgosłupie. Odruchowo napiął mięśnie, przygotowując się na atak.

— Wade... — wyszeptał, wiedząc, co to oznaczało.

Nie czekając dłużej, wślizgnął się w swój strój Spider-Mana, a potem wciągnął na siebie spodnie i bluzę. Musiał to sprawdzić. Musiał być gotowy.

***

Deadpool w końcu dotarł do celu, gdzie młody pajęczak spędzał większość czasu. Cicho otworzył drzwi, przyglądając się pomieszczeniu. Pustka. Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że chłopak był w swoim pokoju, prawdopodobnie nieświadomy, co nadchodzi.

Wade nie mógł się powstrzymać, zarechotał cicho pod nosem.

— No, no, no, Peterku. Czas na rundę drugą. Ale tym razem będzie o wiele ciekawiej — wyszeptał, obracając swoje katany w dłoniach. — Zrobię z ciebie swojego ulubionego pomocnika! Takiego, który nie ma wątpliwości, moralnych dylematów ani niechcianych wyrzutów sumienia!

Kiedy Wade podszedł do jednego z komputerów Starka, zauważył coś, co przyciągnęło jego uwagę. Na monitorze wyświetlał się plan rezydencji, a w jednym z zakątków świeciła czerwona ikona – sygnał alarmowy.

— Oh, cholera! — Wade wybałuszył oczy. — Ktoś tu się nieźle zabezpieczył! Stark, stary wyga, wiesz, jak utrudnić życie! — rzucił z uśmiechem, ale nie przestawał działać. Prędko zaczął wprowadzać w życie swój plan.

Deadpool wyjął z kieszeni fiolkę z płynem – środkiem, który miał wszystko zmienić. To właśnie miało być kluczem do złamania Petera. Gdy tylko dostanie w swoje ręce Spider-Mana, użyje tego specyfiku, by chłopak stracił wszystko, czego tak bardzo strzegł przez tyle lat. Wade widział w Peterze idealnego najemnika – kogoś, kto byłby w stanie działać bez skrupułów, a jednocześnie posiadał siłę, szybkość i spryt.

Teraz musiał go tylko złapać.

— No dobra, Parker, nie chowaj się! Czas na zabawę!

***

Peter poruszał się po rezydencji z niesamowitą szybkością, starając się wyczuć, gdzie może być zagrożenie. Jego pajęczy zmysł szalał – to było jak niekończący się alarm.

W końcu dotarł do sali treningowej. Przystanął na chwilę, nasłuchując. I wtedy to usłyszał. Cichy chichot Deadpoola.

— Wiedziałem — mruknął Peter. — Nie odpuściłbyś tak łatwo.

Nie mógł czekać. Musiał działać teraz.

W mgnieniu oka wpadł do środka, gotowy do walki.

Deadpool, siedzący na jednym z komputerowych pulpitów, wstał z teatralnym gestem, jakby spodziewał się przybycia Petera od samego początku.

— Petey! Spóźniłeś się na naszą randkę! — Wade krzyknął radośnie, rozkładając ręce na powitanie. — Myślałem, że już o mnie zapomniałeś! A tu proszę, stary przyjaciel powraca!

Peter zmrużył oczy, ignorując sarkazm Deadpoola. Nie było czasu na żarty. Wiedział, że Wade miał plan, a to oznaczało, że musiał być o krok przed nim.

— Nie wiem, co tu robisz, Wade, ale nie mam zamiaru wracać z tobą — powiedział Peter, przybierając postawę bojową.

Deadpool uśmiechnął się szeroko pod maską, jakby Peter właśnie powiedział coś niesamowicie zabawnego.

— Ohoho, Parker, mylisz się. Ty już jesteś mój. I wiesz co? Tym razem nie będzie takiej przyjemności jak wcześniej. Tym razem będzie... o wiele więcej chaosu.

Nim Peter zdążył odpowiedzieć, Wade wyciągnął małą fiolkę z kieszeni, trzymając ją przed sobą jak trofeum.

— A to, mój mały pajęczaku, zmieni wszystko.

Peter zamarł na widok fiolki, którą Wade trzymał w rękach. Jego pajęczy zmysł wręcz krzyczał, że coś jest nie tak, ale nie wiedział jeszcze, jakiego rodzaju zagrożenie niosła ze sobą ta tajemnicza substancja. Nie znał szczegółów planu Deadpoola, ale był pewien, że Wade nie zawaha się użyć tego na nim.

— Co to jest, Wade? — zapytał, nie odrywając wzroku od fiolki.

Deadpool przymknął jedno oko, przyglądając się fiolce, jakby była wyjątkowym skarbem.

— Ach, Petey, to coś w rodzaju magicznego eliksiru! Taki mały specyfik, który zmieni cię w... no cóż, może nie w królewicza, ale w całkiem fajnego najemnika. — Wade przytknął fiolkę do oczu, zerkając przez nią jak przez lupę. — Przetestowałem to na kilku złoczyńcach. Efekt? Zrobią wszystko, co im każesz. A teraz, Spiderku, masz zaszczyt być moim pierwszym superbohaterem pod wpływem tej niesamowitej mikstury!

Peter poczuł, jak jego serce przyspiesza. Wiedział, że jeśli Deadpool go złapie, nie będzie odwrotu. Wiedział też, że Wade nie żartuje — nigdy, jeśli chodziło o coś takiego. Musiał działać natychmiast, zanim Deadpool zdąży zrobić pierwszy ruch.

— Nie ma mowy, Wade. Nie pozwolę ci na to — rzucił stanowczo, jednocześnie skacząc do przodu, próbując wyrwać fiolkę z ręki Deadpoola.

Wade był szybki, zbyt szybki. Uniknął ataku Petera, zwinny jak kot, robiąc salto w tył i śmiejąc się przy tym jak szalony.

— Spokojnie, Peter, wszystko w swoim czasie! — zaśmiał się, chowając fiolkę z powrotem do kieszeni. — Po co ten pośpiech? Chciałem cię tylko delikatnie przekonać, ale jak wolisz, możemy zrobić to na siłę!

Deadpool nagle rzucił się na Petera, wyciągając swoje katany. Ich metaliczne ostrza odbijały światło komnaty, a huk starcia rozszedł się echem po pustym pomieszczeniu. Peter zareagował błyskawicznie, odskakując w bok, by uniknąć ciosu. Szybko wystrzelił swoją pajęczą sieć, próbując unieruchomić Wade'a, ale ten przeciął ją jednym ruchem katany.

Wiedział, że nie będzie łatwo. Wade był nieprzewidywalny — równie zręczny, co szalony.

— Nie walczysz z kimś takim jak reszta złoczyńców! — krzyknął Deadpool, obracając się wokół własnej osi, by zaatakować Petera z innej strony. — Jestem Wade Wilson! Pan Chaosu i Zabawy!

Chłopak odskoczył na ścianę, próbując złapać oddech. Wiedział, że musi coś wymyślić. Potyczki z Deadpoolem nigdy nie były prostymi walkami. Wade nie tylko miał nadludzkie zdolności regeneracyjne, ale też nie trzymał się żadnych zasad — ani w walce, ani w swoim szaleństwie.

— Stark nie uratuje cię za każdym razem, Spidey! — Wade parsknął śmiechem, wykonując serię szybkich ciosów. — Czas na nowy rozdział w twoim życiu, i wiesz co? Ja go napiszę! Deadpool i Spider-Man, duet marzeń!

Peter unikał kolejnych ciosów, starając się nie dopuścić do bezpośredniego starcia. Wiedział, że jeśli Deadpool użyje fiolki, będzie po wszystkim.

Musiał być sprytniejszy.

— Dlaczego to robisz, Wade? — krzyknął Peter, próbując rozproszyć swojego przeciwnika. — Zawsze robisz wszystko po swojemu, ale teraz... Teraz chcesz, żebym stał się kimś innym, kimś, kto nie będzie mną!

Deadpool zatrzymał się na chwilę, jakby faktycznie przemyślał słowa Petera. Stał nieruchomo, z uniesionymi katanami, wpatrując się w chłopaka przez swoją maskę.

— Sobą? — powtórzył z udawanym namysłem. — A co to właściwie znaczy, być sobą? — Wade wzruszył ramionami. — Myślisz, że wiesz, kim jesteś, Petey? Bohaterem? Superbohaterem? — Zaśmiał się pod nosem. — To nie takie proste, przyjacielu. Każdy z nas może się zmienić. Ty możesz się zmienić. I ja ci w tym pomogę.

W jednej chwili Deadpool ruszył do kolejnego ataku, tym razem szybciej niż wcześniej. Peter ledwo zdążył zareagować. Pajęczy zmysł zadziałał w ostatniej sekundzie, ostrzegając go przed ciosem, który prawie go dosięgnął. Skoczył w górę, unikając ostrza, a potem wylądował na ścianie.

Wiedział, że musi to zakończyć szybko. Wade był niebezpieczny, zbyt niebezpieczny, by pozostawić mu pole do działania.

Peter podjął decyzję. Wystrzelił sieć w sufit, a potem rzucił się z impetem na Deadpoola, starając się unieruchomić go swoją pajęczyną. Wiedział, że jeśli uda mu się związać Wade'a, będzie mógł przejąć kontrolę nad sytuacją.

Ale Deadpool nie był taki łatwy do schwytania.

Wade z łatwością przeciął sieć swoimi katanami, śmiejąc się głośno.

— To nie tak, Spidey! Ja jestem kotem, a ty myszą! — zażartował, wykonując obrót i atakując z nową energią.

Peter wystrzelił kolejną sieć, tym razem celując w katany Wade'a, próbując je wytrącić z jego rąk. Musiał go rozbroić, jeśli chciał mieć jakąkolwiek szansę.

I w końcu, po kilku próbach, jedna z katan wypadła z ręki Deadpoola, opadając na ziemię z metalicznym hukiem.

— Ups! — Wade uniósł ręce w geście poddania. — Straciłem jedną, ale wiesz co? To i tak będzie zabawa!

Peter nie miał zamiaru tego słuchać. Musiał działać szybko, zanim Wade zdoła sięgnąć po fiolkę.

— To koniec, Wade — powiedział stanowczo, próbując złapać oddech. — Nie wrócę z tobą. Nigdy.

Deadpool uśmiechnął się pod maską.

— Ach, Petey, nie mów „nigdy". Jeszcze zmienisz zdanie. Może nie dzisiaj, może nie jutro, ale w końcu...

I wtedy, zanim Peter zdążył cokolwiek zrobić, Wade sięgnął po fiolkę i rzucił ją w jego stronę. Fiolka pękła w powietrzu, a płyn rozprysnął się w kierunku Petera. Chłopak odskoczył, starając się uniknąć substancji, ale część trafiła na jego kostium.

Poczuł pieczenie na skórze.

— No to teraz zaczyna się zabawa! — zawołał Deadpool, śmiejąc się szaleńczo, gdy Peter upadał na kolana, czując, jak substancja zaczyna działać na jego ciało i umysł.

________
1675 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top