1.9. Zielona trawa.

— Hej wszystkim! Z tej strony Andy Biersack i Dagmara... Dagmara — rzucił, powstrzymując się po raz kolejny od wybuchnięcia śmiechem. Nie rozumiałam, co było takiego śmiesznego, czy trudnego w moim nazwisku, że nie potrafił poprawnie go wypowiedzieć. 

— Sawicka — powiedziałam. 

Oderwałam wzrok od jego profilu, a następnie przekierowałam go na ekran mojej komórki. Tak, jak kilka dni z rzędu trzymał ją wokalista, nieco niebezpiecznie nad naszymi twarzami. Czasami miałam wrażenie, że w pewnej chwili wyleci mu z ręki i spadnie prosto na mój nos. Nie ufałam mu ani jego uśmiechowi, który dopasowywał się do króliczych uszu na jego głowie. 

— Jesteśmy dzisiaj w pokoju Dagmary i jemy popcorn. Na dworzu pada deszcz. 

Przewróciłam oczami. Wczorajsze nagranie może przypominało porażkę, jednak dzisiejsze miało znacznie je pobić. Zawsze wydawało mi się, że był twórczym człowiekiem, a jemu tymczasem w głowie świtała jedna wielka pustka.

— Bardzo interesujące — zauważyłam sarkastycznie, marszcząc nos. 

Zanim nagranie urwało się, Biersack powędrował wzrokiem gdzieś za aparat. Przez chwilę wydawało mi się, że odpłynął myślami daleko stąd, pozostawiając po sobie tylko postać fizyczną. Dopiero kiedy opuścił rękę z komórką na swoją klatkę piersiową, a jego głowa nie drgnęła choćby na milimetr od mojej, dotarło do mnie, że tak naprawdę tylko udawał zainteresowanie czymś. 

Odkąd nakrył mnie z Zuzanną, nie rozmawialiśmy zbytnio ze sobą. Jeśli nam się zdarzyło zagadać, to dotyczyło to zwykle spraw służbowych — pomysłów do The Andy Show, zdjęć, które celebryci udostępniali codziennie, a także krótkich snapów. Wokalista odpuścił i nie chciał ewidentnie wnikać w moje życie, co było zarazem dobre, ale z drugiej strony niekoniecznie. Fakt, nie musiałam się mu tłumaczyć ze swojego życia, przedstawiać tego, co zaszło w innym świetle, ani modlić się o to, by odebrał to tak, jak ja chciałam. Jednak oprócz tego, w głębi duszy czułam się winna temu, co zaszło i nieudolnie starałam się domyślić, co o tym sądził. Czy traktował mnie jako lesbijkę, która odrzucała facetów, czy raczej byłam dla niego zagadką stulecia. Może to, że okazałam się inna, obrzydził mu pobyt w Polsce?

Odłożył telefon na komodę, wydając z siebie głośne westchnięcie. Pomimo moich obaw, że sobie pójdzie, on z powrotem położył się na łóżku, tym razem zostawiając między nami pewien dystans. Widziałam, jak zamknął oczy, w czasie gdy jedną z nóg zgiął w kolanie. Wydawało mi się, że wsłuchiwał się w odgłos kropel deszczu, uderzających raz za razem w dach i okno. 

Położyłam się na boku, tak, by móc na niego patrzeć bez niepotrzebnego wyginania szyi. Jak zwykle, podłożyłam dłoń pod policzek, a jedną z nóg zsunęłam na materac, tuż obok jego. Opuściłam powieki, by nie myślał, że ciągle się na niego gapię, jak natrętna fanka. 

— Śpisz? — zapytał, gdy zaczęłam zasypiać. Coś czułam, że gdyby to zrobił minutę później, nie mógłby uzyskać żadnej odpowiedzi.

— Nie — przyznałam cicho. 

— Tak sobie myślałem o tym tygodniu, co tutaj spędziliśmy. Wiesz, o tym spokoju, że nie musiałem bać się wyjścia z domu i natknięcia się na fankę, że trawa jest tu bardziej zielona... Wiesz, o co mi chodzi? 

Ściągnęłam brwi, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza. Niekiedy nie ogarniałam w ogóle jego toku rozumowania i byłam przekonana, że nie chodziło tu o barierę językową. Andy Biersack był specyficznym człowiekiem z niespotykanym głosem oraz przebojową huśtawką nastrojów. Tak bardzo specyficznym, że gdyby mógł, to hodowałby dolary w doniczkach i je rozmnażał. Tak bardzo niezwykłym, że aż czasami zastanawiałam się, czy oby na pewno ta bajka o kosmitach nie była prawdziwa.

— Ale to nie o to częściowo mi chodzi — odparł, jeszcze bardziej mącąc mi tym w głowie. — Chodzi mi co ciebie. Na początku myślałem, że będziesz natrętna i ciągle będziesz za mną chodzić, robić mi zdjęcia. Myślałem, że wykorzystasz sytuację mnie i Juliet, by podzielić się nią z innymi, i dać nadzieję na to, że się rozstaniemy. 

— Przepraszam, że okazałam się inna — mruknęłam. — Zrobiłam to, żeby cię jej odbić... tak twierdzi Juliet. 

— Jesteś dla mnie za młoda — prychnął, a ja poczułam jego ciepły oddech na czole. — Juliet chciałaby, żebym się nie dogadywał z żadną kobietą. Jest zazdrosna i nie ma się co dziwić.

Kąciki moich ust powędrowały ku górze, na jakże narcystyczne stwierdzenie. Miałam nadzieję, że to nie był pakiet usług, za które ktoś mu zapłacił, by z chama przekształcił się teraz w egoistę. 

— Może ja też pewnego dnia znajdę sobie takiego Andy'ego i stanę się jego Juliet? 

— Skąd wiesz, że już nie znalazłaś?

Otworzyłam oczy, tylko po to, by zobaczyć jego szeroki uśmiech. Jego błękitne tęczówki wpatrywały się prosto we mnie, natomiast wyszczerz ukazywał na jego szczupłej twarzy liczne zmarszczki, których dotąd nie dostrzegłam. Czarna, przydługa grzywka opadła na jego czoło, przypominając mi na myśl małego chłopca. 

Może nie znałam go na początku jego kariery, jednak byłam przekonana, że ten Biersack, który leżał obok mnie, nadal był tym samym Biersackiem — z długą fryzurą, pomalowanymi oczami i ciężkim stylem ubierania. Tym, którego pokochały tysiące. Tym, w którym zakochana była Scout ze wzajemnością.

* * *

Do moich uszu dotarł śmiech Juliet. Nie był on jednak ze szczęścia, raczej kojarzył mi się z Cruellą De Mon, kiedy ta schwytała całe sto jeden dalmatyńczyków i zrobiła z nich pasztet. Ciary przeszły mnie po plecach, lecz nie było to objawem zmrożenia waniliowym lodem. Zwolniłam kroku, nieco zostawiając Joshuę na prowadzeniu, po czym spojrzałam przez ramię na parę, wlekącą się z tyłu. Andy i jego żona wciąż trzymali się za ręce, popijając od czasu do czasu mrożone napoje. Oboje uśmiechali się do siebie, co było dla mnie nowością, zważywszy na to, że ostatnio jej mąż sprawiał wrażenie, jakby chciał ją zamordować. 

Poprawa ich nastrojów wyglądała nieco jak w bajce. Jednego wieczoru kłócili się, zdarzyło im się nawet coś zrzucić, a później mieli nocną separację, która nie do końca była separacją. Razem z Andy'm mieliśmy dziwne zwyczaje do nakrywania siebie w nieodpowiednich momentach — tym razem nadeszła moja kolej, kiedy wpadłam na niego rano, gdy wymykał się z pokoju Simms. Chciał wrócić do fotografa, zanim ktoś by odkrył, że między nimi było już w porządku. Cóż, jednak nie udało mu się i byłam pierwszą, która się o tym dowiedziała. Miałam wrażenie, że wtedy odegraliśmy scenkę pod tytułem „nastolatek popełnia przestępstwo i matka go nakrywa". 

— Dzięki ci Boże, że już po wszystkim — powiedział Josh, kiedy go dogoniłam. 

Z jego gardła wydobyło się westchnięcie, przez które uniosłam kąciki ust ku górze, niemal oblewając się mrożoną kawą. Nie powinnam robić dwóch skomplikowanych rzeczy jednocześnie. 

— Byli gorsi niż dzieci — przyznał, zerkając za siebie. — Nigdy więcej już z nimi nigdzie nie jadę. Ciągle nagadywali na siebie, nieraz miałem wrażenie, że byłem w ich związku. 

— Zobacz, teraz wyglądają na szczęśliwych i zostawili cię w spokoju — zauważyłam.

Zacisnął usta i przełożył kawę do drugiej ręki, nieco mniej zsiniałej. 

— Ciekawe na jak długo. 

Oto było pytanie.

Znałam wiele par, które się kłóciło — moi rodzice, znajome z klasy, chwalące się w szatni przed wuefem o swoich nieudolnych związkach. Między ludźmi dochodziło do nieporozumień, nie dało się tego uniknąć, nawet u celebrytów. Każdy z nas był tylko człowiekiem — jakże kruchym, egoistycznym i bezmyślnym. Na świecie nic nie było idealne. 

Zajęliśmy jeden ze stolików w pobliskiej pizzerii. Nigdy nie natrafiłam tam na chwilę, gdy było tłoczno — każdy wolał iść do kolejnego lokalu, w którym serwowali również obiady. Dlatego lubiłam tu przychodzić. Ponadto było więcej miejsca, krzesła wydawały się wygodniejsze, a drewniane blaty nie wystarczały zaledwie na pojemnik z daniem i talerze dla gości. 

— Ładne kwiaty — stwierdziła żona wokalisty, dotykając palcami płatków różowej piwonii. 

Jej wzrok powędrował na Andy'ego, jakby liczyła na jego komentarz, jednak on wpatrywał się w kartę razem z fotografem. Pomimo tego, że jedną ręką błądził po spisie dań, to drugą dłoń miała całkowicie do dyspozycji Juliet. Może i cieszyłam się z tego, że się pogodzili, lecz denerwowało mnie to, że się tak do siebie lepili. Byli gorsi niż papużki nierozłączki. Rozumiałam, że mieli genialny seks, ale nie chciałam, aby mi to pokazywali. 

— Widziałam takie w twoim ogrodzie — skierowała się w moją stronę. O dziwo, zamiast naburmuszonej miny, na jej ustach widniał szeroki uśmiech, którym dzieliła się ze mną. Odetchnęłam z ulgą na wieść, że jednak odechciało jej się mnie zamordować. — Coś się stało? 

Zacisnęłam usta w cienką linię, gdy kątem oka dostrzegłam, jak Andy gwałtownie podniósł na mnie wzrok. Wydawał się przewrażliwiony na punkcie czyjegoś złego samopoczucia i próbował pocieszyć każdego — nieważne czy to był człowiek, pies, czy wiewiórka. 

— Trochę się nie wyspałam — mruknęłam, nabierając plecami na oparcie krzesła. — Co mam zamówić? 

— Zwolnij, nie przejrzałem nawet karty — odparł Biersack, nieco chłodno. Nienawidziłam jego nastrojów, godnych kobiety w ciąży. — Joshua i Juliet załatwią to. Dokształcą się i sprawdzą swoje umiejętności. 

— Nalegam. 

Kąciki jego ust drgnęły, jakby zorientował się, że wypróbowywałam jego patenty. Albo rozbawiła go moja upartość. 

— Nie ma sprawy — rzuciła blondynka, zamykając całą sprawę. — I tak muszę siku. 

Shultz poruszył brwiami, co z niewiadomych powodów mnie rozbawiło, a później podniósł się z krzesła. Simms podążyła w jego ślady, na końcu poprawiając różową mini, która jej się podwinęła. Poczułam się nieco skrępowana, gdy zaświeciła centralnie przede mną koronkowymi majtkami, odkrywającymi... wszystko. Zaczynałam powoli rozumieć, czemu każdy uważał ją za dziwkę — ale to nie była jej wina, że ubrania w dzisiejszych czasach były niewymiarowe, i gdy spodnie pasowały w udach, to w biodrach były o trzy rozmiary za duże. Tak samo było ze spódniczkami oraz każdym innym okryciu.

Na odchodne, złożyła pocałunek na ustach swojego męża, brudząc je różową szminką, po czym oboje skierowali się w stronę budynku. Nie dało się nie zauważyć, że Biersack odprowadził ich wzrokiem aż do samego wejścia, niczym uwiązany pies żegnający odchodzącego właściciela.

— Jesteś brudny — odezwałam się pierwsza, zanim zdążył otworzyć usta. 

W niezręczny sposób przejechał językiem po dolnej wardze, a następnie po górnej, patrząc się na mnie. Nie miałam pojęcia, czy to była jakaś sugestia, czy może raczej tylko starał się to zetrzeć. Jako że był żonaty, to wybrałam opcję drugą. 

— Jeszcze tutaj — pokazałam na swoim przykładzie miejsce, gdzie nadal było widać różowy kosmetyk. Sama niekiedy potrafiłam rozmazać własną szminkę aż do podbródka. 

Westchnęłam ciężko, kiedy potarł dłonią tuż obok zabrudzonego miejsca, w ogóle nie słuchając tego, co do niego mówiłam. Niczym mały rozpieszczony bachor. 

— Zobacz sobie na telefonie — powiedziałam stanowczo, tracąc cierpliwość. 

— Ktoś ma tu dzisiaj zły humor — skomentował i zerknął na mnie porozumiewawczo, w końcu zmazując resztki szminki z twarzy. 

Posłałam mu gniewne spojrzenie, które tylko bardziej go rozbawiło oraz zaplotłam ręce na piersiach. Jak cień, powtórzył mój ruch, robiąc przy tym dziwne grymasy, przez które miałam ochotę zrobić mu krzywdę. 

— Mogę cię zabić, najlepiej teraz?

— Skąd w tobie tyle gniewu? Ptaszki śpiewają, kawa ci się topi, słońce grzeje, powinnaś się cieszyć. 

— To nie ten dzień na śmiech. 

Uniósł lewą brew do góry, przekrzywiając głowę na bok. Wbił we mnie spojrzenie, jakby coś kombinował. Nagle poczułam coś włochatego, jak otarło się o moją łydkę i kolano. Na kota oraz psa było zbyt wyliniałe, więc zgadywałam, że to była jego noga. Kudłata niczym dywan z dalmatyńczyków Juliet. Porozumiewawczo poruszył brwiami, jakby próbował mnie tym rozśmieszyć, co szło mu marnie. 

— Byś się ogolił — prychnęłam. 

— Prawdziwy mężczyzna się nie goli. 

— To gdzie twoja broda? Nie hodujesz, czy golisz? 

— Ty za to masz bardzo piękne wąsy — rzucił, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Z głupim nie było co się dogadywać. — Dorodne. 

— Zamknij się. 

Wyszczerz na jego buzi znacznie się poszerzył, przez co nie poczułam się urażona tym, że tak do niego powiedziałam. Potraktował to, jak żart. Na szczęście nie brał wszystkiego do siebie. Inaczej miałabym przechlapane. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top