1.8. Why don't you take me?
Poprawiłam okulary przeciwsłoneczne, które z biegiem czasu zsunęły mi się na czubek nosa, po czym spojrzałam na blondynkę. Piosenkarka tak jak zwykle wyglądała olśniewająco, pomimo potu spływającego po jej ciele oraz wysoko upiętego koka, z którego umknęło kilka kosmyków. Kąciki jej ust wciąż były opuszczone, utwierdzając mnie w przekonaniu, że jej humor niezbyt się poprawił. Przesunęła wolną dłonią wzdłuż swoich dżinsowych spodenek, które wraz z krótką bluzką uwidaczniały jej szczupły brzuch oraz odchrząknęła, jakby przez ciemne okulary Andy'ego zauważyła, że się na nią gapię.
Wróciłam wzrokiem na ekran swojej komórki, a następnie kliknęłam ikonkę Juliet. Po dłuższym oczekiwaniu, przed oczami pojawiły mi się jej zdjęcia z porannej sesji w moim salonie. Na pierwszym planie widnieli małżonkowie w gorącym uścisku, szczerzący się do obiektywu, a obok nich stał Joshua. Mimo tego, że pamiętałam dokładnie moment, kiedy robiliśmy tę fotografię, musiałam przysunąć telefon bliżej, by dostrzec siebie za nimi z tyłu. Wyglądałam na zagubioną, niczym bezpańskie szczenię, które przypadkowo pojawiło się w obiektywie aparatu. Kolejne też takie było. A potem i następne. Dopiero ostatnie przed wyjściem na dwór ukazywało mnie w pełni — to było najlepsze moje zdjęcie jak do tej pory z J. Obie uśmiechałyśmy się do naszego fotografa, trzymając się w objęciach, co było dla mnie nowym doświadczeniem. Nigdy nie ściskałam się z kimś na pokaz. Bynajmniej nie do tej pory.
— Może to nie morze ani nie jezioro, ale tutaj też można się opalić — odezwałam się, żeby zniekształcić ciszę, która panowała między nami od dzisiejszego poranka.
Simms była na mnie zła i ja to wiedziałam. Nie potrzebowałam, żeby choćby otworzyła usta, wystarczyło mi tylko jej spojrzenie. Powoli zaczynałam się zastanawiać, gdzie popełniłam błąd, że chciała mnie uśmiercić samym wzrokiem.
— Czy zrobiłam coś złego? — zapytałam cicho, mając nadzieję, że nie wybuchnie. Z denerwowaną kobietą powinno postępować się delikatnie i błagać Boga o to, by nie urwała za to głowy.
Słyszałam, jak wciągnęła głośno powietrze do płuc i opuściła rękę, w której trzymała swoją komórkę. Ciary przeszły mnie po plecach, kiedy jej głowa zwróciła się w moją stronę, a jej wargi niezauważalnie się rozchyliły. Widziałam, jak walczyła sama ze sobą, jakby nie miała pojęcia, czy mówiąc to, postąpi dobrze, czy też źle.
Coś jej we mnie nie pasowało. Tylko co?
— Nie, oczywiście, że nie, ale — wykrztusiła niepewnie oraz wzruszyła ramionami — po prostu... Mam wrażenie, że zajdziesz mi za skórę.
Ściągnęłam brwi, nie mając pojęcia jak to interpretować.
Zajdę jej za skórę? Czy ja oby na pewno dobrze to przetłumaczyłam? Może chodziło jej o to, że nie lubi się opalać?
— Czyli na przyjaźń nie mam co liczyć? — prychnęłam, w czasie gdy do policzków napłynęła mi krew.
Zauważyłam, jak się uśmiechnęła, jednak był to, najbardziej wymuszony wyszczerz, jaki miałam okazję zobaczyć w życiu. Poczułam się jeszcze bardziej skrępowana, niż w chwili, kiedy pierwszy raz zaprosiłam ich do domu. Żona wokalisty spojrzała w bok, zapewne na swojego męża, który od jakiegoś czasu rozmawiał z Joshuą. Andy, zupełnie jak jego towarzysz, siedział oparty plecami o drzewo i palcami obrywał źdźbła trawy. Czasami miałam wrażenie tak, jakby ich z nimi nie było.
Pomimo sporej odległości, jaka nas od nich dzieliła, Simms pochyliła się w moją stronę. Przejechała językiem po prawym kąciku ust, zdejmując z twarzy resztki swojego grymasu i przekształcając go na wzór powagi. Na jej czole pojawiły się lekko widoczne zmarszczki, dające mi do zrozumienia, że tylko pogorszyłam sprawę, odzywając się do niej. Zdjęła nogi z krzesła, o które wspólnie opierałyśmy się stopami, a następnie ściągnęła okulary. Zaraz po tym, jak ściągnęłam również swoje bryle, dostrzegłam, jak zacisnęła palce na swoich oprawkach, zupełnie tak, jakby moje oczy działały na nią, jak czerwona płachta na byka.
— Posłuchaj mnie uważnie gówniaro — syknęła na tyle cicho, by nikt oprócz nas tego nie usłyszał. Ciary przeszły mnie wzdłuż pleców, gdy patrzyła na mnie tak, jakbym nagle stała się jej wrogiem numer jeden. — Wiem, co kombinujesz i nie ujdzie ci to na sucho.
— Nie mam pojęcia, o czym mówisz... — zaczęłam, ale mi przerwała. Miałam wrażenie, że to była ta część, w której musiałam stulić pysk i siedzieć cicho, żeby nie wybuchła jej głowa.
— Nie udawaj głupiej. Kręcisz się wokół mojego męża i wykorzystujesz fakt, że jesteśmy skłóceni. Słyszałam was wczoraj — ciebie i jego. Pamiętaj, że to ja i Andy jesteśmy bratnimi duszami, znamy się od lat, i taka durna Polka, jak ty, nie zdoła nas poróżnić. Jeśli go tkniesz, jego kutasa, to tego srogo pożałujesz.
— Nie chciałam, żebyś tak to odebrała...
Prychnęła, a kąciki jej ust drgnęły. Przez moment przysięgłabym, że w jej oczach pojawiły się łzy.
— Każda tego nie chce — rzuciła, a jej głos się załamał. — Myślałam, że jesteś inna, Dagmar. A ty okazałaś się taka sama jak wszystkie inne suki.
Wzięłam głęboki wdech, kiedy poczułam, jak krew napłynęła mi do policzków. Miałam ochotę się rozpłakać — tym razem nie dlatego, że Juliet żywiła do mnie nienawiść, lecz dlatego, że ją zraniłam, tak samo, jak Biersack. A nawet trochę głębiej niż on.
Podniosłam się z krzesła, najciszej jak tylko potrafiłam, po czym sięgnęłam po pustą puszkę coli, stojącą na stoliku. Simms cały ten czas obserwowała każdy mój ruch, jakby starała się mnie złamać, albo przynajmniej zmusić do powiedzenia czegoś. Natomiast ja, uparcie milczałam i unikałam kontaktu wzrokowego z nią. Wiedziałam, że jeśli bym na nią spojrzała, to powtórzyłaby się sytuacja z wczorajszej nocy. Nie mogłam pozwolić na to, by poczuła się winna, bo zmusiła małolatę do rozklejenia się.
Weszłam do mieszkania, zaraz po tym, jak Andy z Joshuą zaczęli iść w naszym kierunku. To było tak, jakby wyczuli pismo nosem i zorientowali się, że pomiędzy mną a wokalistką napięcie sięgnęło zenitu. Wykorzystałam więc chwilę potknięcia niebieskookiego oraz wpadłam do salonu, żeby nie zobaczył, w jakim stanie znowu byłam. A dzieliła mnie naprawdę cienka linia od żałosnego płaczu.
— Czyżby Biersack wychodził ci bokiem? — usłyszałam znajomy głos zza kanapy.
Ściągnęłam brwi, kiedy odwróciła buzię w moją stronę. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, w czasie gdy dotknęła jasny kosmyk swoich włosów, wpadający jej do oczu. Może i miała związane kłaki, jednak dało się dostrzec jaśniejsze pasma, zupełnie jakby przez te kilka dni eksperymentowała z rozjaśniaczem. Na sobie miała ciemną, dżinsową kurtkę — tą samą, którą zakładała za każdym razem, gdy miała jakiś problem. Była na nią za wiele za duża, a poza tym czasami nieciekawie pachniała, szczególnie że Decker twierdziła, że pranie było ogromnym marnotrawstwem. Gdzieniegdzie poprzyszywane miała naszywki przez osoby, które znała — niekiedy uważałam wręcz za zaszczyt, że pozwoliła mi to zrobić nie raz, a dwa, co jej się nie zdarzało. Każda z nich miała swoje znaczenie i kojarzyła się z osobą, która umieściła ją w materiale.
Z tyłu, w górnej części kilka lat temu przyszyłam swoją pierwszą — czerwoną różę. Parę razy odpadła, zanim jej ciocia zdołała porządnie ją przymocować. Druga zaś znajdowała się na jej prawej piersi. Ćwiartka arbuza zawsze przyprawiała Zuzę o mdłości, jednak nosiła ją z dumą (przynajmniej tak mi się zazwyczaj wydawało).
— Nie... jeszcze nie — przyznałam, wyrzucając odpad do kosza. — Co ty tu robisz?
Zanim odpowiedziała, parę razy kliknęła na ekran swojej komórki oraz wyłączyła wyświetlacz. Przesunęła się na drugi koniec siedziska, kiedy usiadłam obok niej, przez co przewróciłam oczami. Może i szanowała moją przestrzeń osobistą, jednak czasami przesadzała. Wystarczył mi metr odległości, by czuć się dobrze w czyimś towarzystwie, a nie dwa...
— Dostałam S.O.S, więc jestem — odparła, błądząc palcami po swoich szczupłych udach. — Może trochę późno, ale lepiej późno, niż wcale, prawda?
Wzruszyłam ramionami, opierając głowę o jedną z poduszek. Powtórzyła mój ruch, niczym klon, a później jedna z jej dłoni znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Miałam wrażenie, że chciała mnie złapać za rękę, jak to robiła ze swoimi znajomymi, gdy starała się pomóc im w problemie życiowym. Jednak przewidziane moje zachowanie, trzymało ją na dystans. Na szczęście.
— Andy wie — mruknęłam cicho.
Uniosła brwi, nieco pochylając się w moim kierunku. Podparła rękę o oparcie, a jedna z jej nóg opadła na podłogę z głośnym hukiem. A razem z nią, jej telefon.
— Nie mów — rzuciła, a zapach z jej ust, sprawił, że się skrzywiłam. Zgadywałam, że cebula stanowiła podstawę w jej dzisiejszym obiedzie. — Powiedziałaś mu? Borys...?
— Zobaczył nas. Wychodziłam z łazienki, a Borys czekał na mnie pod moim pokojem. Rzucił się na mnie. No, a potem... wkroczył do akcji Andy i widział moje cycki.
— Widział twoje cycki?!
— Nie musisz krzyczeć, jeśli zrozumiałaś — powiedziałam, próbując ją uspokoić. Nie chciałam, żeby zlecieli się wszyscy z powodu tego, że Decker nie umiała pohamować swoich emocji.
— I co teraz? Gadałaś z nim?
Na wspomnienie z wczorajszej nocy, poczułam, jak się rumienię. Pochyliłam głowę, chowając twarz we włosach, żeby tego nie zauważyła. Ale przed jej wścibskimi gałami trudno było cokolwiek ukryć.
— Dlaczego się rumienisz? — podniosła głos, trącając mnie dłonią w ramię. — Coś między wami...
— Do niczego nie doszło — wykrzesałam i podniosłam na nią wzrok. Nie wiedziałam czemu, lecz kąciki jej ust były uniesione ku górze. — I nie dojdzie. I nie patrz tak na mnie, jestem ofiarą!
— Jasne — prychnęła. — I co zamierzasz teraz zrobić? Nie możesz tutaj zostać... Okey, teraz jest może i Andy, a co jeśli go zabraknie? Dwa tygodnie zlecą szybko...
— Wyprowadzę się.
Długo nad tym myślałam, kiedy w końcu położyłam się do łóżka po całej tej szopce. Ten pomysł wydał mi się najrozsądniejszy spośród innych, mniej mądrych. Odpadło powiedzenie o Borysie rodzicom, unikanie go w jednym domu, grożenie mu, by trzymał się ode mnie z daleka... Opuszczenie teraźniejszego miejsca zamieszkania było dla mnie jedyną szansą, by się od niego uwolnić. By uwolnić się od nich wszystkich.
Przyjaciółka nagle wbiła spojrzenie w swoje dłonie, błądzące po plastikowym kubku z kawą. Nie dało się nie zauważyć, jak zacisnęła usta w cienką linię, na moment rozpływając się w swoich myślach. Nie był to częsty widok — mówiła, że raczej wolała rozmyślać w nocy i wtedy układać plany na życie. Jak dla mnie, to ona raczej robiła wszystko pod wpływem nagłego bodźca oraz nie zastanawiała się nad konsekwencjami.
— Dagmara, może lepiej będzie, jeśli tutaj zostaniesz?
Wciągnęłam policzki, na dźwięk jej poważnego tonu... a może raczej przygnębionego? Odłożyła kubek na stolik, a z jej gardła wydobyło się westchnięcie.
Dlatego myślenie nie było mocną stroną Zuzanny Decker, bo po nim wygadywała głupstwa. Dumanie przekładało się na nią, tak samo, jak u pijanego, czy naćpanego — nie było ono logiczne, ani bezpieczne dla środowiska.
— Nie mogę czekać i ryzykować, że to się powtórzy.
— Rozumiem, ale pomyśl tylko — jeśli się wyprowadzisz, będziesz musiała sama się utrzymywać, zarabiać na siebie, nie będziesz miała czasu na szkołę...
— Po liceum i tak zostanie mi tylko papierek. Matura do niczego się nie liczy — stwierdziłam.
Drgnęłam, kiedy niespodziewanie przysunęła się do mnie bliżej, co było niezwykłym zjawiskiem. Palcami prawej dłoni musnęła mój nadgarstek, nieco przeciągając strunę. Chciała mnie za wszelką cenę przekonać do zmiany zdania, tylko dlaczego?
— To ostatni rok, nie możesz zrezygnować. Dagmara, jesteś zbyt mądra na to. Niech chociaż jedna z nas skończy szkołę.
Ściągnęłam brwi, słysząc, jak na końcu zdania jej głos całkowicie uległ zmianie. Domyśliłam się, że mówiła o sobie, jednak nie miałam pojęcia dlaczego. Zdała drugą klasę z czerwonym paskiem, była trzecią osobą z najlepszą średnią w szkole, a z naszej dwójki miała największe szanse, by dostać się na dobre studia. Nie sądziłam, że będzie chciała to zaprzepaścić.
— Jak to? — zapytałam. — Wypisałaś się...?
— Nie miałam wyboru — przyznała sucho. — Muszę wyjechać stąd jak najdalej.
Narzekała często na nasze miasto i zarzekała się, że w przyszłości wyjedzie oraz nigdy tu nie wróci. Nie miałam pojęcia, że zrobi to w ostatnim roku liceum.
— Dlaczego?
Wzruszyła ramionami, a na jej twarzy pojawił się grymas.
— Niektóre sekrety powinny pozostać w tajemnicy — rzuciła, lecz po dłuższej chwili również dodała coś, czego się nie spodziewałam — ale nie przed najlepszą przyjaciółką. O ile obieca, że nikomu nie powie.
— A komu miałabym, skoro nawet znajomych nie mam? — żachnęłam, próbując się uśmiechnąć. Trudno było obrócić prawdę w durny żart.
Pozwoliłam, żeby złapała mnie za rękę, co było dziwnym doświadczeniem. Nie ściskałam nigdy kobiety za dłoń, a tym bardziej mężczyzny.
— Parę lat temu mój tato zaciągnął pożyczkę na pięć tysięcy. Zapomniał tylko, że pożyczki trzeba spłacać — prychnęła, jednak nie było jej do śmiechu. Prędzej goniło ją do szlochu. — Przysyłali tonę listów z zawiadomieniami do wpłaty, a on to ignorował. W końcu pofatygował się do nas facet z walizką, zabrał mi samochód, laptopa... wyniósł połowę sprzętów z naszego mieszkania, a mama odkryła prawdę. Mamy do spłaty półtora miliona, a to, co zabrał, nie było nawet namiastką tego, co nam zostało. Nie pokryło nawet jednej dziesiątej długu. Na szczęście oszczędził rower i moją komórkę.
Kąciki jej ust uniosły się ku górze, a w oczach błysnęły jej łzy. Ścisnęłam jej palce, tak jak robili to w filmach, żeby dodać jej otuchy.
— Mama pomyślała, że najlepszym pomysłem będzie, jeśli wyjadę stąd jak najdalej. Zatrzymam się u babci w Ameryce, podejmę się pracy w barze mojego wujka, a potem zobaczymy, co z tego wyniknie — skomentowała. — Do domu nie mam po co wracać. Za trzy tygodnie nie pozostanie tam nic, oprócz pustych ścian. Rodzice boją się, że nie spłacą długu do końca swoich żyć, dlatego myślą o ugodzie.
— Jakiej ugodzie? — mruknęłam, kiedy przestała mówić.
— Twierdzą, że więzienie jest dobrym rozwiązaniem, a poza tym można też tam pracować. Rodzina dała tyle pieniędzy, ile mogła i jesteśmy oskubani ze wszystkiego. Więzienie jest dla nich najlepszym rozwiązaniem. Przynajmniej tam będą mieli dach nad głową.
Pokiwałam głową, nie mając pojęcia jak zareagować. Jej rodzina wydawała się bogata i nigdy nie pomyślałabym nawet, że mogłaby wejść w takie bagno. Zawsze kupowali najdroższe auta, ubrania, mieli nawet własnego służącego, który nieraz odbierał Zuzę ze szkoły. Każdy im zazdrościł, a tymczasem oni tonęli w długach.
— Przechlapane — stwierdziłam po dłuższej chwili ciszy.
— Wiem — odparła, strzelając językiem. — Ale zobacz, zawsze mogło być gorzej. Mogłabym dostać raka, nasz dom zostałby spalony, albo ty mogłabyś zostać zgwałcona przez Biersacka... Nie, żeby ten gwałt ciebie nie ucieszył, ale między wami jest spora różnica wzrostu. Andy jest jak słoń, a jego...
— Byłoby głupio, gdybym to ja zgwałciła jego — przerwałam jej, wiedząc, że się rozkręca. — To tak, jak ty Shawna. Może go spotkasz w Ameryce i będziesz miała taką okazję.
Wzięła głęboki wdech, posyłając mi porozumiewawcze spojrzenie zza długich rzęs. Na ruch jej brwi, czułam, jak się uśmiechnęłam.
— Jeśli tu zostaniesz, to będę miała po co wrócić — przyznała, kładąc dłonie na moich ramionach, które następnie delikatnie potarła. — Nie wiem, czy już to mówiłam ci kiedyś, ale kocham cię.
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak mi nie pozwoliła. Gwałtownym ruchem, tak, bym się nie wyrwała, przycisnęła mnie do siebie, oplatając ramionami moją szyję. Znieruchomiałam, kiedy wbiła mi paznokcie w skórę, a jej ciepły oddech musnął mój polik. Delikatnie wsunęłam ręce pod jej kurtkę, dotykając jej talii. Odwzajemniłam uścisk, co było trudniejsze, niż myślałam.
— Liceum bez ciebie nie będzie takie same — szepnęłam jej do ucha, przez co pociągnęła nosem.
Ostrożnie wysunęła się z moich ramion, jej dłonie zaś ujęły moją twarz. Wypuściłam całe powietrze z płuc na widok łez, spływających po jej buzi. Zuzanna nigdy nie płakała, bynajmniej nie przy mnie. Przez te kilkanaście lat znajomości, nie widziałam jej w takim stanie, w jakim była teraz — roztrzęsiona, mażąca się, z zaróżowionymi policzkami.
— Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz — przekonywałam, by poprawić jej humor.
Czułam, jak przejechała kciukiem po moim cieniu pod okiem. Jako że nie byłam do tego przyzwyczajona, mimowolnie opuściłam powieki. Wtedy stało się coś, czego nie spodziewałabym się po niej. Ciepły oddech naparł na mnie bardziej, niż kiedykolwiek, a coś miękkiego delikatnie musnęło moje usta. Gdy nie zareagowałam, sytuacja się powtórzyła, tylko tym razem nieco wyraźniej. A później jej usta naparły na moje jeszcze bardziej, rozbestwiając się po całości. Nawet moje otwarte oczy, nie powstrzymały jej od kontynuowania pocałunku, ani to, że zachowywałam się jak posąg. Śmiało wplotła dłonie w moje włosy, ignorując opór moich warg, niepozwalających jej się dostać do wnętrza mojej jamy ustnej.
Zuzanna lubiła chłopców — nie miałam co do tego wątpliwości, ale kobiety? Nie nakryłam jej dotąd, by się za jakąś oglądała, czasami nawet miałam wrażenie, że wytłukłaby je wszystkie w brud. Prędzej posądziłabym siebie za lesbijkę niż ją. Niekiedy interesowały mnie tak, jak mężczyźni, przez co niekiedy wpadałam w panikę, gdyż nie chciałam być z dziewczyną. Cholernie bałam się, że gdybym jakąś pocałowała, to trafiłby mnie grom z jasnego nieba, a tymczasem — nie czułam nic, z wyjątkiem obrzydzenia. Fakt, że całowała mnie ta sama płeć, jakiej byłam, sprawiała, że obiad podchodził mi do gardła.
Miałam pojęcie, że gdybym ją odrzuciła, to skończyłoby się źle. Nikt nie lubił być odtrącony. Dlatego cierpliwie czekałam na moment, aż sobie odpuści. W tym czasie myślałam, że przeminęły trzy wieczności, a ona nawet tego nie zauważyła.
Dopiero obce odchrząknięcie, zmusiło ją do wycofania się i oderwania ode mnie. Może i nie byłam inicjatorką tego incydentu, ale miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nikt by nie uwierzył, że tego nie chciałam, szczególnie że Decker pod koniec zaczęła wylizywać resztki spomiędzy moich zębów. Nikt by długo nie wytrzymał, gdyby natrafił na takie zwierzę jak ona, niemal rozszarpujące czyjeś usta.
Z wypiekami na twarzy, spojrzałam w kierunku zniesmaczonego Andy'ego. Mężczyzna stał tuż obok stołu, trzymając w dłoniach paczkę chipsów oraz butelkę napoju gazowanego. Jego szczęka była zaciśnięta, a błękitne oczy wpatrywały się we mnie oskarżycielsko, jakby chciały w ten sposób rzucić mnie na stracenie. Na jego widok, chciałam się rozpłakać jak ostatnia beksa. Wczoraj Borys, a dzisiaj Zuzanna. Z kim jutro miał mnie nakryć?
— Hej — odezwała się Decker, szczerząc się do niego.
W pośpiechu poprawiła włosy, których nawet nie dotknęłam, a ja w tym czasie obtarłam wargi z jej śliny. Byłam bardzo blisko od oddania tego, co przetrzymywał mój żołądek. Wokalista, nie odrywając ode mnie wzorku, podszedł do kanapy i podał dłoń mojej przyjaciółce... a może pierdolonej ukrytej lesbijce?
— Nazywam się Zuzanna Decker. Jestem bliską przyjaciółką Dagmary — wydukała łamaną angielszczyzną, którą ledwo było mi zrozumieć.
Bliską z najbliższych — takiej, której można włożyć język do gardła wbrew jej woli.
— Andy Biersack — rzucił, obrzucając ją chłodnym wzrokiem. — Mi też włożysz język do gardła?
Blondynka ściągnęła brwi i spojrzała na mnie, dzięki czemu odsunęłam się od niej na metrową odległość — taką, na jaką powinna zawsze się ode mnie trzymać od tej chwili.
— Co powiedział? — zapytała mnie, przez co na nią zerknęłam.
— Miło mu cię poznać — skłamałam. Andy to chuj, a ona nie powinna o tym wiedzieć. Mogła zaszkodzić mu bardziej niż karaluch pod prysznicem.
— Mi też miło cię poznać, Andy — mruknęła w jego kierunku, szczerząc się od ucha do ucha, na co wokalista Black Veil Brides zmrużył oczy.
Będzie darcie kotów, pomyślałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top