1.6. Problem rodzi problem.
Trzy podstawowe rzeczy wiedziałam na pewno.
Pierwsza — Zuzanna wolała ignorować mnie, zamiast zachować się jak dorosła i porozmawiać o naszym problemie. Miałam świadomość tego, że postąpiłam trochę niewłaściwie, wyrzucając ją z domu, ale innego sposobu nie znalazłam w tamtej chwili. Zmusiła mnie do szybkiej reakcji, zupełnie ignorując moje prośby, jakby w ogóle nie istniały. Gdyby się nie opierała, nie doszłoby między nami do konfliktu. Dzięki temu nie siedziałaby teraz sama w domu oraz nie wściekałaby się o to, że spędzam czas z kimś, kogo sama chciała poznać.
Druga — The Andy Show miało przynieść mi pewną popularność, na którą dotychczas nie miałam żadnych szans. Joshua był przekonany, że pomieszanie kultur w filmiku — polskiej i amerykańskiej, przyniesie programowi większy sukces. Juliet również w to wierzyła. Andy miał wiele fanów w Polsce, dzięki czemu oglądalność miała sięgnąć zenitu, nie tylko z powodu pojawienia się mojego ojczystego języka, który mogli bez problemu zrozumieć. Miałam w najbliższych dniach zadbać także o przetłumaczenie kwestii prowadzącego, by znacznie ułatwić życie polskim widzom — nie tylko ulubieńcom Biersacka, lecz każdego, kto by na to natrafił.
Trzecia, ostatnia i najważniejsza — Andy nie miał zamiaru szybko pogodzić się ze swoją żoną. Czasami miewałam wrażenie, że on nawet tego nie chciał, zupełnie tak, jakby nie zależało mu na bycie z Juliet. Traktował ją tak, jakby zrobiła coś niewybaczalnego — coś, przez co przestał patrzeć na nią jak na kogoś, kogo kochał nad życie. Unikał rozmowy z nią i kontaktu fizycznego, jakby jej dotyk sprawiał, że do wnętrza jego żył przedostawały się toksyny. Jakby część niej doprowadzała go wewnętrznej zagłady, niszczącej go kawałek po kawałeczku.
Po raz kolejny zerknęłam na blondynkę, siedzącą naprzeciwko mnie. Na jej ustach pojawił się uśmiech, gdy skierowała tylną kamerę swojej komórki w moją stronę i kiwnęła porozumiewawczo głową. Słyszałam, jak coś powiedziała, jednak nie zrozumiałam. Mając nadzieję, że nie wyjdę na kretynkę, pomachałam w jej stronę, a następnie spojrzałam gdzieś w bok, licząc na to, że znajdzie sobie kogoś innego, kto będzie chciał mieć styczność z mediami.
Niekiedy działało mi na nerwy to, że przez większość czasu trzymała w ręku telefon i nigdy nie wiedziałam, kiedy robiła mi zdjęcie, czy nagrywała. Wszystkiego zazwyczaj dowiadywałam się po kilku godzinach, gdy wchodziłam na Instagrama oraz natykałam się na swoją osobę. Jedynym szczęściem w tym wszystkim było to, że wybierała fotografie w miarę normalne — nie, kiedy coś przeżuwałam, mówiłam, czy ziewałam.
W takim tempie wątpiłam, czy The Andy Show rozpowszechni mnie tak, jak robiła to Juliet. Dzięki niej moja liczba obserwatorów na mediach wzrosła dwukrotnie, a to jedynie w ciągu trzech dni.
Ściągnęłam brwi na widok tlącego się kijka, którego trzymał wokalista. Jego koniec był zanurzony w płomieniach ogniska, razem z pianką, przyjmującą czarny, niezdrowy kolor. Ogniste języki leniwie lizały parówkę, znajdującą się za spaloną masą, pozwalając jej stać się tym, czym poprzednia porcja pokarmu. Andy jednak się tym nie przejmował. Wątpiłam, czy nawet zauważył, że włożył swoją gałąź prosto w ogień. Pomimo tego, że miał kaptur na głowie, a wokół panowały ciemności, rozświetlane jedynie przez blask zapalonego stosu, dostrzegłam, jak jego oczy wbite były gdzieś w dal, uzmysławiając mnie, że mężczyzna może i był ciałem z nami, ale duchowo przekroczył kosmos.
— Twoja kiełbasa się pali — odezwałam się do Biesacka, nieznacznie pochylając się w jego kierunku.
Ku mojemu zaskoczeniu powtórzył mój ruch, przez co niemal stykaliśmy się ze sobą ramionami. Mimowolnie skuliłam się pod wpływem jego chłodnego spojrzenia, które nagle na mnie skierował. Przez moment miałam wrażenie, że przez to, że zakolegowałam się z jego żoną (oficjalnie jego wrogiem), również zeszłam na jego listę znienawidzonych. Moje przypuszczenia rozwiał ten jeden przelotny uśmiech, którym mnie uraczył.
— Wiem — mruknął przeciągle i wyjął koniec palącego się patyka z ogniska. — Pozwól mu płonąć.
Zacisnęłam usta, kiedy ostatnie zdanie, które powiedział, wcale nie określało jego płonącego żarcia. Domyśliłam się, że powiedział o sobie w trzeciej osobie, jakby nie chciał mówić o tym wprost. Po prostu wolał owijać w bawełnę, jak normalny facet — prawdą jednak było to, że wszyscy byli tacy sami.
— Co to znaczy? — zapytałam. — Czy...
— Niech płonie, to znaczy — przerwał mi, po czym zacisnął usta w cienką linię. Nie wiedziałam, czy specjalnie, czy też nie, ale zerknął na Juliet, zupełnie tak, jakby chciał dać mi znak.
Wiedziałam, że pragnął coś powiedzieć, lecz nie w jej obecności.
Może jednak fakt, że była diablicą, był prawdziwy?
Może Andy nie zachowywał się tak bez powodu?
Co, jeśli hejterzy nie byli jego największym wrogiem, tylko osoba, której bezgranicznie ufał i był w niej zakochany? Czy Simms była zdolna do zrobienia mu krzywdy, kryjąc się za dnia za tym uśmiechem?
Oparłam łokcie o kolana, a następnie zerknęłam na niego przelotnie. Tuż nad jego lewą brwią zauważyłam zadrapanie, którego dotąd nie dostrzegłam. To właśnie je zapewne starał się zakryć materiałem bluzy przez cały dzień, żeby się nie wydało, że dzisiejszy poranek bez awantur nie był czymś normalnym.
— Juliet, przyniosłabyś z domu sok pomarańczowy? — rzuciłam w stronę blondynki, tym razem przeglądającej coś w komórce. — Może Joshua chciałbym jednak do nas dołączyć...
— Nie ma problemu — odparła, podnosząc się z miejsca. — Zapytam go. Andy, chcesz coś?
Mężczyzna pokręcił przecząco głową, nawet na nią nie patrząc. Dopiero gdy ruszyła w stronę mieszkania, podniósł na nią wzrok, a z głębi jego gardła wydobyło się ciche westchnięcie. Nie dało się nie zauważyć, jak zacisnął szczękę, a jego splecione palce wydawały się przebijać skórę pomiędzy kośćmi.
Gdyby Zuza tutaj była, to z pewnością pomogłaby mu. Ona zawsze potrafiła sprawić, że w jeden chwili człowiek przestawał cierpieć, że jego myśli nie utrzymywały się w problemie. Jeden jej uśmiech powodował, że inni też się uśmiechali, nawet przez płacz. Mogli jej nie znać, ale ona znała ich — czasami miałam wrażenie, że jednym ukradkowym spojrzeniem była w stanie zajrzeć w dno duszy człowieka.
Powinna tu być. To ona na to zasługiwała, a nie ja.
— Może to nie moja sprawa... — zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.
— To nie jest twoja sprawa — warknął groźnie, przez co się od niego odsunęłam. Widok jego żony spowodował, że na nowo obudził się w nim gniew, niemalże taki sam, jaki towarzyszył mu na początku przyjazdu.
— Wiem. To sprawa twoja i Juliet, ale... Cierpisz. Na scenie...
— Na scenie mi płacą za to, żebym był taki. To show-biznes, kretynko. Mam dobrze wyglądać na scenie, uśmiechać się — ostatnie słowo wyrzucił przez zęby tak, jakby naprawdę tego nie cierpiał — udawać, że się dobrze bawię... że zespół, z którym współpracuję to nie banda idiotów.
Na moment mnie wmurowało. Nie mogłam uwierzyć w to, co zdążyłam sobie przetłumaczyć, a szczególnie sposób, w jaki o tym mówił.
Może nie byłam w Black Veil Brides, jednak to, co powiedział, zabolało mnie. To poniekąd wyjaśniło, dlaczego przestali pisać piosenki i jeździć w trasy koncertowe. Nie wzięli sobie przerwy, by odpocząć od ciągłych wyjazdów, tylko po to, by odpocząć od samych siebie.
— Jesteś zły...
— Nie podoba ci się taki Andy? Nie lubisz tego uczucia, że okazałem się inny, niż powinienem? To twój problem dziecko. Zapłać mi, a będę tym chujem ze sceny.
Dodał coś jeszcze, ale nie było mi dane zrozumieć. Zgadywałam, że to były kolejne epitety w stronę tego, jaki był na występach.
— Możesz przestać? — podniosłam głos, żeby wreszcie zwrócił uwagę na to, że ja także miałam coś do powiedzenia. W odpowiedzi burknął coś niezrozumiale, wyjmując z kieszeni papierosa, którego od razu włożył do ust i podpalił. — Nie możesz krzywdzić innych wokół, dlatego, że sam czujesz się skrzywdzony. Juliet nie zasługuje na to.
Prychnął, gwałtownym ruchem ściągając kaptur z głowy. Wyglądał tak, jakby lada moment miał zamiar rozpętać burzę stulecia.
— Ona zasługuje na to, Dagmara. Zasługuje, by wyć z bólu. Ja jestem jej Królem Bólu i zrobię wszystko, by zapłaciła za to, co mi zrobiła.
— Co ona ci zrobiła?
Wzruszył ramionami, jakby zignorował moją odpowiedź. Płomień na końcówce bibułki znacznie pojaśniał, a później z jego ust wydobyły się kłęby dymu. Kiedy wyjął fajkę z ust, przejechał językiem po popękanej wardze oraz wrzucił pozostałości swojego kijka do ogniska.
— Nie twój interes — odparł w końcu, na nowo traktując mnie tak, jakbym była jego wrogiem. — Nie masz, kurwa, własnego życia?
— Juliet cię uderzyła?
Na jego twarzy pojawił się kwaśny uśmiech, ujawniający jego zęby. Nie było to przyjazne. To wręcz sprawiło, że miałam ochotę stamtąd uciec, jak najdalej. Gwałtownie poderwał się z miejsca, mrucząc coś pod nosem i posłał mi gniewne spojrzenie, wyrzucając na bok niedopałka.
Najwyraźniej popsułam mu nerwy jeszcze bardziej, chcąc mu pomóc na swój popaprany sposób.
— Żałuję, że do ciebie zadzwoniłem i zgodziłem się na ten cyrk.
Czułam, jak oddech utknął mi w gardle, w czasie gdy łzy napłynęły mi do oczu. Zacisnęłam palce na drewnianej ławce, kiedy po moim ciele rozeszła się pierwsza fala bólu i wstydu, który poniekąd sama sobie zapewniłam.
Nie mogłam przywyknąć do tego, że kolejna osoba, którą lubiłam, okazała się tą, która odtrąciła mnie od siebie.
Moje życie zawsze było nie fair — każdego dnia pokazywało mi, że byłam czarną owcą wśród białych, że nie pasowałam do świata. Nie ważne, czy ludzie mnie znali pięć lat, czy trzy dni, dla nich za każdym razem byłam problemem, ciążącym w ich życiu.
— A ja żałuję, że wtedy odebrałam telefon — wykrztusiłam, wkładając w to tyle jadu, na ile było mnie stać. Wątpiłam, czy ten dupek poczuje się urażony sam z siebie. Gdyby dostał za to pieniądze, z pewnością udałby, że się tym przejął.
— Świetnie. Przynajmniej w tej kwestii się zgadzamy — rzucił, a następnie ruszył w stronę domu, zostawiając mnie zupełnie samą.
***
— Mówiłem ci już kiedyś, że wyglądasz pięknie?
Dłonią przysnęłam bardziej ręcznik do swojego ciała, modląc się o to, by nie wysunął mi się pod palców. Delikatnie zamknęłam za sobą drzwi od łazienki i wzięłam głęboki wdech, by opanować swoje emocje. Krew napłynęła mi do policzków, gdy poczułam na nagich plecach jego palący wzrok. Wiedziałam, co mu chodziło po głowie, przez co zrobiło mi się niedobrze.
Odkąd Amerykanie zatrzymali się w naszym domu, Borys przestał mnie nachodzić. Sądziłam, że tamto, co zaszło między nami niedawno, puścił w niepamięć i że było to tylko chwilowe. Że tamte sytuacje były wynikiem zbyt dużej ilości testosteronu produkowanej do krwi.
W tej chwili natomiast wątpiłam w to. On nigdy nie był typem faceta, który się poddawał.
— Myślałam, że jesteś u Jarka — powiedziałam, odwracając się do niego przodem.
Widziałam, jak w obrzydliwy sposób przesunął językiem po swoich ustach, opierając się ramieniem o futrynę moich drzwi od pokoju. Chcąc nie chcąc, ruszyłam w jego kierunku, licząc na to, że nie będzie odstawiał scen, bynajmniej, teraz gdy byłam w połowie rozebrana, a za drzwiami byli nasi goście. Unikając jego spojrzenia, położyłam dłoń na klamce i nacisnęłam na nią, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w pomieszczeniu. Ściągnęłam brwi, gdy wrota, pomimo mojego naporu, nie otworzyły się.
Były zamknięte. A osoba, która to zrobiła stała tuż obok mnie.
— Oddaj mi klucz — burknęłam w stronę brata, który uśmiechnął się na to szeroko, jakby bawiła go moja reakcja. — Borys, ja nie żartuję. Otwórz te drzwi.
— Nie będę ryzykował, że zamkniesz mi je przed nosem. Znowu. Obiecałaś mi coś, pamiętasz?
Odsunęłam się od niego, dostrzegając, jak zaczyna błądzić wzrokiem po ręczniku, zakrywającym moje piersi. Był o wiele wyższy ode mnie i silniejszy — nawet gdybym przykleiła materiał do siebie, on zdarłby go ze mnie bez problemu.
— Niczego ci nie obiecywałam. Oddaj mi klucz albo pójdę do mamy.
— Wszyscy już śpią. Grzeczne dziewczynki nie powinny szwendać się same po nocy.
Pomimo drżenia kącików ust, wymusiłam się na kwaśny uśmiech. Chciałam, żeby pomyślał, że nie pozwolę mu mnie dotknąć.
— Już dawno z tego wyrosłam.
Uniósł brwi do góry, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nim zdążyłam choćby się cofnąć, on rzucił się na mnie, niczym zwierzę. Pomimo tego, że starałam się go odepchnąć od siebie, przycisnął mnie boleśnie do ściany, wbijając paznokcie w moje ramiona. Przez to, że próbowałam rękoma przytrzymać go od siebie na odległość, spowodowałam, że mój ręcznik spadł całkowicie na podłogę, odkrywając całkowicie moje piersi. Tą drogą, doprowadziłam samą siebie do apokalipsy, nieubłaganie napierającej na mnie.
— Borys, przestań! — syczałam, kiedy jego usta zetknęły się z moim obojczykiem.
Czułam się brudna pod wpływem jego dotyku i pragnęłam zedrzeć z siebie każdy fragment skóry, który dotykały jego wargi. Był moim pieprzonym przyszywanym bratem — nikomu nigdy nie byłoby dobrze, gdyby osoba, z którą żyła tyle lat w jednym domu, pewnego dnia, pozwoliła sobie o krok za dużo.
Uderzyłam go w ramię, lecz nie wzruszyło go to. Dopiero gdy do moich uszu dotarł odgłos zamykanych drzwi, nagle jego ciało zesztywniało. Jedynie jego język wciąż zataczał kółka w spadku pomiędzy moimi obojczykami, jakby nic sobie z tego nie robił.
— Co do kurwy?! — dotarło do mnie w tym samym momencie, kiedy nagle Borys został oderwany ode mnie siłą.
Trwało to zaledwie ułamek sekundy. Wysoka postać odrzuciła nastolatka na przeciwległą połowę ściany, sprawiając, że tamten oblał się rumieńcem, równie soczystym, jak z pewnością mój. Przez chwilę wpatrywał się z dezorientacją w swojego oprawcę, wycierając z podbródka resztki swojej śliny. W pewnym momencie dało mi się wychwycić, jak spojrzał na mnie tak, jakby miał ochotę wbić mi nóż w plecy. Nie spodziewał się, że ktoś zareaguje. Szczerze, ja też nie wiązałam z tym żadnych nadziei.
Słyszałam, jak Biersack coś do niego mówił... a może raczej warczał? Jego słowotok sprawiał, że nie potrafiłam zrozumieć żadnego słowa, ale pomimo tego, miałam ciarki na plecach. Sama jego barwa głosu, sprawiała, że nie chciałabym z nim zadzierać.
Drgnęłam, kiedy niespodziewanie złapał Borysa za podkoszulek i wypchnął go w kierunku schodów. Kiedy siedemnastolatek oddalił się na tyle, by nie stwarzać już realnego zagrożenia, wokalista odwrócił się do mnie przodem. Przetarł ręką miejsce na swojej nagiej klatce piersiowej, w miejscu, gdzie wytatuowaną miał ważkę z sercem, zbliżając się w moją stronę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, co niepokoiło mnie jeszcze bardziej. Bardziej od tego, co pomyślał sobie na temat tego, co zobaczył, czy nawet tego, co widział w tamtej chwili — mnie z cyckami na wierzchu.
— Fajne cycki — rzucił, sprawiając, że pragnęłam wykopać sobie dołek w ogródku i poprosić, by ktoś mnie w nim zakopał na wieczność.
— Dzięki — mruknęłam.
Człowieku, idź już sobie. No dalej, pomyślałam, nie bardzo mając pojęcie, co zrobić z rękoma.
— Masz może ochotę, żeby napić się kawy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top