1.3. Wygrana czy przegrana?
Po raz kolejny zaniosłam się niekontrolowanym śmiechem, niemal wypluwając na biurko resztki soku pomarańczowego, którego nie zdążyłam połknąć. Zakryłam usta dłonią, próbując opanować swoje emocje, ale w niczym nie pomagał mi jego widok, a zwłaszcza to, co zrobił tuż po tym, jak zaczęłam chichotać. Niczym z konewki z jego buzi wyleciała woda, zachlapująca cały blat stoliku, co rozbawiło nas jeszcze bardziej.
Na tym świecie istniało zaledwie kilka osób, przy których mogłam być sobą — tą Dagmarą Sawicką, która nie wstydziła się rżeć jak koń przy innych i obracała wszystko w żart, bez zastanawiania się, co sobie o niej pomyślą. Nigdy nie pomyślałabym, że dołączy do tego grona ktoś jeszcze, a zwłaszcza facet, którego znałam jedynie z mediów społecznościowych.
Andy wbrew oczekiwaniom wydawał się zupełnie inny niż w udzielanych wywiadach, czy na scenie podczas trasy koncertowej. Często żartował, wspominając swoje niezdarne życie oraz nie nawiązywał zbytnio tematów do swojej żony i ulubionego klubu sportowego, co miewał w zwyczaju. Był zwykłym, prostym człowiekiem takim, jakim są wszyscy.
Na początku naszej rozmowy starałam się zachować do niego dystans, lecz z czasem nabrałam do niego coraz większego zaufania. Coś przeczuwałam, że jeszcze trochę, a nasza rozmowa zejdzie na znacznie inne tematy te, które mnie fascynowały, a obcych ludzi niekoniecznie.
— Pewnego dnia pójdę za to do piekła — powiedziałam, starając się wyrównać swój oddech. Zauważyłam, jak kąciki jego ust drgnęły, przez co krew napłynęła mi do twarzy.
Jak mogłam zapomnieć, że był ateistą?
Niespodziewanie odchylił się do tyłu, a następnie zerknął gdzieś nad ekranem, ściągając przy tym brwi. Dotarł do mnie zagłuszony głos kobiety, stojącej zapewne gdzieś niedaleko, przez który jego uśmiech nieco przygasnął. Wyglądał poddenerwowanego, jakby to, co powiedziała, pogorszyło jego humor. Przez chwilę w mojej głowie kłębiły się czarne myśli, skierowane przeciwko ukochanym zwierzakom domowym Biersacków. Nie wiedzieć czemu, lecz miałam wrażenie, że jego ślepy pies — Daredevil — tym razem nie oszukał przeznaczenia i w końcu wpadł pod koła samochodu.
Odkąd poznałam życie Andy'ego, dziwiłam się, czemu ktoś taki jak on — sławny z ułożonym życiem — adoptował zwierzaka z taką przypadłością. Zawsze mógł wybrać pupila, który nie sprawiałby tyle problemów i z łatwością przemieszczał się po mieszkaniu, nie potykając się o zapięty róg dywanu, czy stojący w kuchni stół. Mógł zabrać ze sobą kudłatego rasowego psa z sokolim wzrokiem, a tymczasem wybrał zwykłego kundla. Nie rozumiałam jego intencji, a także tego dobrego serca, które okazywał niewinnym istotom. To nie było naturalne by facet z taką przeszłością jak on, zachowywał się w ten sposób. Nikt, kto był prześladowany, nie czułby się komfortowo, robiąc coś dobrego.
Ja bynajmniej nie okazywałabym żadnej słabości, jaką byłaby radość ze spierdolonego życia już od początku istnienia. Zgadywałam, że byłabym wredna dla każdego i trzymała na dystans zawarte znajomości. W końcu nie zaufałabym nikomu, kto byłby w stanie wbić mi nóż w serce tak, jak zrobiły to inne osoby, co odbiłoby się na mojej przyszłości, którą i tak widziałam w czarno–białych barwach.
Raz mogłam mieć głupie szczęście. Na kolejną porcję nie miałam co liczyć.
— ... Z kim rozmawiasz? — w pewnym momencie zdołałam wychwycić ze słabo słyszalnego monologu, jedno jedyne zdanie, które byłam w stanie zrozumieć, i przez które, wbrew oczekiwaniom, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. W niemal natychmiastowym tempie poczułam, jak do twarzy napłynęła mi gorąca krew, przez co odsunęłam się od biurka, próbując ciemnością przysłonić wyraz swojego wstydu. Wpatrywałam się z wyczekiwaniem w skamieniałą twarz mojego rozmówcy, najwyraźniej zastanawiającego się, co z tym faktem zrobić.
Niech znów trafi mnie głupie szczęście i wyłączy mi tym razem prąd, pomyślałam, starając się oddychać.
Niby od niechcenia zerknęłam na kontakt, znajdujący się tuż obok monitora. Mój wzrok na dłuższy moment zatrzymał się na białej wtyczce od laptopa, prawie lśniącej w mroku jak latarnia. Wiedziałam, że wystarczyłby tylko jeden szybki ruch, by ją wyciągnąć i skończyć tę niezręczną chwilę, trwającą w nieskończoność. On nawet zapewne by się nie zorientował, że to byłaby moja sprawka, przez co później mogłabym zrzucić winę na awarię prądu.
Wolałam wybrać mniejsze zło.
Pochyliłam się w stronę ekranu, próbując dosięgnąć palcami białego kabla, zalegającego na rogu biurka. Policzki piekły mnie raz za razem, gdy moja drżąca ręka, zamiast przybliżać do siebie przewód, sprawiała, że on coraz bardziej się ode mnie oddalał. Zacisnęłam usta, spoglądając na sznur, który osunął się na krawędź blatu, jakby miał zamiar lada chwila spaść.
Musiałam załatwić to w inny sposób.
Wzięłam głęboki wdech oraz spojrzałam na twarz Biersacka, którego oczy tym razem były skierowane na mnie. Przez ulotny moment miałam wrażenie, że pod wpływem jego błękitnych tęczówek, zamieniłam się w kamienny posąg, płonący od środka ze wstydu. Oddech utkwił mi w gardle, kiedy podejrzanie przyglądał mi się, jakby odkrył moje zamiary, przez co miałam ochotę rzucić to w pizdu i zamknąć się w piwnicy aż do śmierci, bez dostępu do internetu.
— Rozmawiam z Dagmarą. Chcesz się z nią przywitać? — odparł powoli, jakby chciał, bym zrozumiała każdy wyraz.
— Jasne — rzuciła głośniej, zanim usłyszałam stukot jej obcasów.
A trzeba było uciekać, stwierdziłam, poprawiając się na krześle, które przeraźliwie zaskrzypiało pod moim ciężarem. W duchu tylko modliłam się o to, by w pewnej chwili nie zarwało się pode mną na ich oczach. Wtedy musiałabym na pewno wyjechać do Meksyku i zmienić nazwisko na mniej oryginalne niż Sawicka.
Poprawiłam kosmyki włosów, zalegające na moich plecach, starając się zrobić na niej jak najlepsze pierwsze wrażenie.
Juliet Simms była jego partnerką i najbardziej znienawidzoną żoną żyjącą na Ziemi. Nigdy w życiu nie dostrzegłam pod komentarzami żadnej sławnej osoby tyle negatywnych opinii jak na jej temat. Ludzie bez przerwy ośmieszali ją, zarzucając jej brak talentu oraz nazywając ją dziwką, bez podania jakiegokolwiek powodu. Można by powiedzieć, że od samego czytania komentarzy pod zdjęciami, mogłam wyrobić sobie o niej zdanie.
Na początku tak jak reszta, nie polubiłam jej. Nie przepadałam za stylem jej ubierania, za opisy jakie dodawała do zdjęć, za mimikę twarzy. Nawet drażnił mnie sam fakt, że zachowywała się na krótkich filmikach, jakby była rozpoznawalna na całym świecie — jakby to ona była kimś, a reszta nie miała żadnego znaczenia. Była taka pewna siebie i nawet nie zwracała uwagę na oszczerstwa rzucane w jej stronę. Przypominała mi głaz, leżący spokojnie w morzu, który uprowadził podstępem swojego młodszego partnera. Kiedyś nawet sądziłam, że był z nią dla przymusu, bo miała na niego haka.
A później zobaczyłam ich w dniu ich ślubu na fotografii. Andy nie wyglądał wtedy, jakby szedł przymusem do ołtarza. Zrobił to, bo ją kochał bez względu na to, jak wyglądała, czy jaką religię wyznawała. Pokochał ją za to, jaka była.
A, jako że lubiłam Biersacka, nie jako tylko wykonawcę, musiałam zaakceptować ich związek. Z biegiem czasu zdołałam się przekonać do Juliet i zobaczyłam zupełnie inną osobę — zwykłą dziewczynę, jakie są setki na świecie, która stara się wyglądać dobrze u jego boku.
Nie pragnęłam od niej odstawać pod względem postury. Trochę obawiałam się, że gdy mnie zobaczy, to pomyśli, że na krześle siedzi modliszka, a nie zwykła polska nastolatka. Jak prawdziwa kobieta, wypięłam pierś do przodu, a następnie zarzuciłam nogę na nogę. Skrzywiłam się, kiedy nieszczęśliwie uderzyłam stopą w drewniany bok biurka, zwracając na siebie jeszcze bardziej uwagę wokalisty zespołu Black Veil Brides. Kątem oka dostrzegłam, jak kabel wiszących lampek nagle się napiął, co było złym znakiem. Wystarczył tylko jeden najmniejszy ruch mojej nogi, zapewne oplątanej przewodem, by zerwać ze ściany całą instalację. Wiedziałam, że narobiłoby to jeszcze więcej hałasu, dlatego próbowałam siedzieć nieruchomo bynajmniej do czasu, aż nieznajoma mi kobieta stamtąd wyjdzie.
Wbrew temu, co myślałam, to okazało się o wiele trudniejsze. Zanim zdążyła pokazać się na ekranie, poczułam jak krew przestała dopływać mi do palców, przez co odruchowo postawiłam stopę na dywanie. Nagle lampki zsunęły się z odstających gwoździ, z hukiem zrzucając na podłogę ramkę ze zdjęciem wprost za mebel. Łzy zapiekły mnie w oczy, gdy odgłos tłuczonego szkła rozszedł się niemal echem po moim pokoju. Widziałam, jak Andy ściągnął brwi, jakby nie wiedział, co się właśnie u mnie stało. Wyglądał tak, jakby zmartwił go ten hałas. Gdybym znała go lepiej, mogłabym powiedzieć, że był wręcz przerażony... o mnie.
— Boże... Co to było? — zapytała Juliet, pojawiając się w końcu na ekranie laptopa. Blondynka spojrzała na mnie zielonymi oczyma, przysłaniając twarz Andy'ego swoimi włosami. Pochyliła się bardziej w stronę monitora, jakby próbowała wypatrzyć czegoś za mną, co było dziwne. Wbiłam spojrzenie w klawiaturę, nie bardzo mając pojęcie jak zareagować. Czy powinnam powiedzieć, że zrzuciłam niechcący lampki, bo zestresowałam się spotkaniem z jego żoną? — Co się stało? Nic ci nie jest?
— Tak — wykrztusiłam łamaną angielszczyzną, nie bardzo zastanawiając się nad sensem swoich słów. — Nic nie zrobiłam... znaczy... ja... Wszystko w porządku. Lampki mi upadły.
Kąciki jej ust drgnęły, kiedy odsunęła się od ekranu i stanęła za swoim mężem. Przez chwilę miałam wrażenie, że zacznie obrzucać mnie obelgami, bo narobiłam im niepotrzebnego strachu. Sam jej wzrok zdawał się wypalać mi dziurę w czaszce z byle powodu.
Diabeł Juliet Simms jednak był prawdziwy.
Andy wziął głęboki wdech, jakby próbował się uspokoić oraz splótł palce na swoim brzuchu, opierając się plecami o oparcie krzesła. Zauważyłam, jak Simms położyła dłoń na ramieniu partnera, jakby chciała dać mi coś do zrozumienia. Albo po prostu sprawiała takie wrażenie? Zacisnęłam usta, gdy długie, czerwone paznokcie zetknęły się z koszulką mężczyzny, jakby w ten sposób chciała doprowadzić go do porządku.
Czyżby była zazdrosna o swojego męża?
— Lampki ci upadły? — zagadnęła, zbliżając swój ton do pogardy.
— Tak? — mruknęłam niepewnie i wzruszyłam ramionami, starając się nie zapaść pod ziemię. — Nie chciałam was przestraszyć....
Nie wiedziałam dlaczego, ale na ich twarzach pojawiły się podejrzane uśmiechy, gdy wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, zupełnie tak jakby moja odpowiedź okazała się być kawałem. Czułam, jak moje serce przyspieszało z każdą sekundą, kiedy wpatrywali się we mnie, niemal szczerząc się od ucha do ucha.
Amerykanie to jednak dziwni ludzie.
Bardzo dziwni.
— Myślałam, że to włamywacz, a nie lampki — bąknęła, przyjmując przyjaźniejszy ton. — Jestem Juliet. Ty jesteś Dagmara Szeł...
— Sawicka — przerwałam jej, gdy stwierdziłam, że nie da sobie rady z poprawnym wypowiedzeniem mojego nazwiska.
Dostrzegłam, jak zmarszczyła nos, jakby nie spodziewała się usłyszeć takiego słowa. Wątpiłam, czy kiedykolwiek ktokolwiek z ich dwójki słyszał polski język... Może kojarzył choć trochę Andy? Byłam ciekawa, ile pamiętał z trasy koncertowej, która załapała także mój kraj.
— Przepraszam, ale nigdy tego nie wypowiem — powiedziała, uśmiechając się do mnie delikatnie. — Polski język jest zbyt brutalny dla mnie.
Kąciki moich ust powędrowały ku górze, zupełnie jak Biersacka. Zerknął przelotnie na swoją żonę, jakby oczekiwał, że jednak się przełamie, lecz ona stała nieugięta. Uniosła brew, unikając wzroku Andy'ego, jakby chciała go zignorować, co było nieco komiczne.
— Juliet, no dalej — mruknął, próbując ją przekonać.
— Miło było cię poznać, Dagmar — rzuciła, a następnie złożyła przelotny pocałunek na ustach swojego męża. Widziałam, jak odepchnęła jego dłoń, gdy próbował objąć ją w pasie, przez co uniosłam brew ku górze.
Może jednak nie było między nimi tak kolorowo?
Pospiesznie odsunęła się od niego, jakby nagle stał się substancją radioaktywną, po czym zniknęła z zasięgu kamerki internetowej. Słyszałam, jak się oddalała po stopniowo cichnących uderzeniach obcasów, krzycząc coś niezrozumiale do wokalisty, który uśmiechał się szeroko, jedynie kiwając głową.
— Wróci — powiedział, patrząc na mnie niebieskimi oczami. — Zapomniała kluczy.
— Lubię ją — przyznałam, kiedy dotarło do mnie trzaśnięcie drzwi po drugiej stronie ekranu.
— Mam nadzieję. Nie chciałbym mieszkać z kobietami, które pragnęłyby się pozabijać nawzajem.
Zerknęłam przelotnie na zegarek, znajdujący się w rogu monitora. Na ekranie wskazówki przeskoczyły na trzecią dwadzieścia trzy, przez co ogarnęła mnie dziwna senność. Powinna była już spać od trzech godzin, a tymczasem wciąż siedziałam i rozmawiałam z facetem, którego ledwie znałam.
— Przepraszam, ale muszę pójść spać. Jestem zmęczona...
— Zapomniałem, że u ciebie jest noc — bąknął, nieco smutniejąc. — To, będziemy w kontakcie?
— Oczywiście — potwierdziłam, zagłuszając dźwięk łupnięcia w moje drzwi. Domyślałam się czyja to była sprawka, dlatego pośpiesznie nakierowałam myszkę na czerwony krzyżyk, gotowa w każdej chwili zamknąć stronę.
— Dobranoc — mruknął Andy, a zaraz po tym mój palec wcisnął przycisk.
Drżącą ręką wyrwałam wtyczkę z kontaktu, po czym najciszej jak potrafiłam, przemieściłam się pod drzwi. Oparłam policzek o drewnianą powierzchnię, nasłuchując kroków. Ciarki przebiegły mi po plecach, gdy zamiast oddalającej się osoby, dotarło do mnie głośne sapanie, dobiegające z drugiej strony. Wiedziałam, że tam stał, że trzymał dłoń na klamce, gotowy w każdej chwili otworzyć.
— Słyszę twój oddech Dagmaro — rzucił, przez co automatycznie naparłam ramieniem na drzwi, próbując je zablokować. — Wpuść mnie.
Jeszcze czego, pomyślałam.
— Idź do siebie albo zawołam mamę — ostrzegłam drżącym głosem, nad którym nie byłam w stanie zapanować.
— Nie gróź mi, bo inaczej sobie pogadamy — wybełkotał, a później coś metalowego otarło się o kaloryfer, stojący tuż przy progu. — Może nie dzisiaj, ale kiedyś cię dorwę, a wtedy nie okażę litości.
Wzdrygnęłam się, kiedy uderzył w drzwi zapewne pięścią, jakby chciał mnie tym przestraszyć jeszcze bardziej. Miał rację. To niepozorne walnięcie sprawiło, że miałam ochotę schować się pod łóżkiem i nigdy stamtąd nie wyjść.
Kiedy Borys coś mówił, to zawsze robił to na poważnie.
Wiedziałam, że tym razem też tak miało być. Zdałam sobie sprawę, że byłam przegrana już od samego początku, że nikt nie był w stanie mnie przed tym obronić — nawet Zuzanna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top