1.2. Nie wszystko jest takie, jakie się wydaje.

— Czekaj, czyli mam rozumieć, że jakiś Anglik wybrał cię w konkursie i że ma teraz tu przyjechać, i wyżerać nam jedzenie z lodówki? 

Przyjęła to gorzej, niż przypuszczałam. 

Znacznie gorzej niż powinna. 

Wypuściłam dym ustami, idąc za przykładem mamy, a następnie z powrotem oparłam łokcie o kolana. Kąciki moich ust drgnęły, gdy mój młodszy brat cioteczny uderzył swoją siostrę bliźniaczkę plastikową łopatką. Młoda jak na zawołanie skrzywiła się, a jej twarz przybrała kolor purpury. Grubymi paluchami przetarła oczy tak, jak robiła to za każdym razem, kiedy miała ochotę się rozpłakać, po czym wydała z siebie zduszony jęk, od którego chciałam stamtąd zwiać. 

Nigdy nie przepadałam za dziećmi. Zawsze denerwował mnie ich płacz, zwłaszcza jeśli wyły z byle jakiego powodu. Najchętniej w takich momentach wrzuciłabym je do piwnicy albo przywiązała do drzewa i poczekała, aż się uspokoją. 

Nie wiedziałam, co mnie popchnęło do tego, by dostać matką chrzestną jednego z nich. 

Litość?

A może chęć posiadania własnego zaplutego potomstwa? 

Miałam już osiemnaście lat. W tym wieku moja rodzicielka dawno znalazła sobie kogoś, z kim pragnęła zostać do końca życia, gdy tymczasem ja nawet nie miałam ani jednego chłopaka. Kurwa, nie spotkałam na swojej drodze żadnego mężczyzny, któremu zawróciłby w głowie mój wiecznie czarny humor. Wątpiłam szczerze w to, czy kiedykolwiek się taki natrafi. 

— Andy to Amerykanin — bąknęłam, na co ona machnęła lekceważąco ręką. 

Mimowolnie ściągnęłam brwi, kiedy odrzuciła niedopałek na nasz trawnik, wypuszczając dym nosem. Zacisnęłam usta, gdy filtr wylądował tuż obok mojego świeżo wyczyszczonego trampka, niemal brudząc go popiołem. 

Może i byłam nałogowym palaczem, ale wciąż denerwowało mnie to, że moja matka wyrzucała końcówki papierosów na trawę. Wystarczyło zaledwie kilka kroków do popielniczki, którą zrobiłam z podziurawionej miseczki zaraz po tym, jak nauczyłam się jarać fajki, lecz ona najwyraźniej wolała robić swój własny dywan centralnie przed schodami. Rozumiałam, że uwielbiała żyć w chaosie, że nie przeszkadzały jej brudne naczynia w zlewie i na swój pokręcony sposób szanowałam to. Trudno było mi jedynie zaakceptować fakt, że nie potrafiła zapanować nad swoim bałaganieniem zwłaszcza na podwórku, o co wiele razy ją prosił mój ojciec.

— I tak nie zrozumiem, co będzie gadał, więc co to za różnica? Coś ci za to zapłaci, czy...? Ty chyba nie będziesz pokrywać kosztów jego przyjazdu z Ameryki? 

— Nie będę musiała pokrywać żadnych kosztów — oznajmiłam, na co odetchnęła z ulgą. — A poza tym jest wegetarianinem. 

Dostrzegłam, jak jej ciemne brwi powędrowały ku górze, a na ustach pojawił się podejrzany uśmiech. Przeczesała palcami kasztanowe włosy, zupełnie takie same, jak przekazała w genach mojej młodszej siostrze, po czym przejechała długimi paznokciami po podbródku, jakby o czymś rozmyślała. 

— Dwa tygodnie to sporo czasu — zauważyła, kierując na mnie swój wzrok — ale niech będzie. Ponosisz za niego odpowiedzialność i mówię to naprawdę. Jeśli cokolwiek zniknie... 

— Nie sądzę, że jest złodziejem — odparłam i wstałam z nagrzanych kafelek. — A nawet jeśli, to przecież jest tylko wokalistą. Zawsze można trochę go przytemperować. 

Prychnęła, jakby wątpiła w moje możliwości, przez co ściągnęłam brwi. 

Dlaczego nigdy nikt nie wierzył w to, że byłam w stanie zwrócić komuś uwagę? 

— Chciałabym to zobaczyć. 

Czułam, jak krew napłynęła mi do twarzy, kiedy usłyszałam jej słowa, niemal wbijające mi kolejny nóż w plecy, a następnie weszłam do domu. Wzięłam głęboki wdech, gdy łzy zapiekły mnie w oczy, po czym skierowałam się w stronę swojego pokoju. 

Czasami miałam wrażenie, że ludzie uważali mnie za wybryk natury, który nie powinien istnieć. Że według nich Dagmara Sawicka była tylko brzydką dziewczyną, nieposiadającą prawa głosu i nieumiejącą postawić się innym. 

Poniekąd taka właśnie ona była. 

Zagubiona oraz patrząca na świat przez czarno – białe okulary. 

Kiedyś uważałam, że był to tylko proces przejściowy. Że to, że nie cierpiałam otoczenia, a on mnie minie wraz z wiekiem. Że odnajdę wreszcie swoje szczęście i obudzę się pewnego dnia z myślą, iż wszystko będzie dobrze. 

Od tamtego czasu minęło kilka lat. Ja dorosłam, a mój światopogląd wciąż pozostał niezmieniony. Najwyraźniej nie było mi dane stać się silną kobietą, cieszącą się własnym życiem. Wątpiłam, czy kiedykolwiek będę taka jak moje rówieśniczki. 

— Daga, hej — zagadnął Borys, który gwałtownie wyłonił się z pokoju, prawie doprowadzając mnie tym do palpitacji serca.

Nieświadomie zacisnęłam palce na metalowej poręczy, kiedy pod wpływem emocji omal nie spadłam ze schodka. Odruchowo podniosłam wzrok na wysokiego, szczupłego siedemnastolatka, szczerzącego się tak szeroko, że od patrzenia aż zabolały mnie policzki. 

W przeciwieństwie do mnie mój brat był cholernym optymistą, latającym z głową w chmurach. Nie było takiego dnia, by nie uśmiechał się od ucha do ucha jak zbiegły psychopata i recytował poranną formułkę, od której więdły mi uszy. Nie raz zastanawiałam się, co brał zaraz po przebudzeniu, że był taki wesoły. 

Z czasem, gdy zaczęłam zwracać uwagę na męskie atuty, zaczęłam myśleć, że zamieszany w to był jego wygląd – wiecznie przypominał posążek idealnego mężczyzny, nawet, wtedy gdy był nieogolony, a na jego włosach można by smażyć filet z ryby. Który facet zwracały uwagę na to, jak się prezentował? 

— Chciałabyś pójść ze mną i kilkoma kolegami na kręgle? — rzucił, a w jego brązowych oczach pojawił się podejrzany błysk, niewróżący nic dobrego. 

Od kiedy proponował mi wyjście z jego przyjaciółmi, którzy zawsze pragnęli zabić mnie wzrokiem?

— Muszę coś załatwić. Może innym razem — powiedziałam, nieco ostudzając jego entuzjazm.

Westchnął ciężko, po czym włożył dłonie do tylnych kieszeni rurek. Mimowolnie ściągnęłam brwi, kiedy kąciki jego ust powędrowały ku dołowi, powodując, że dołeczki widoczne na jego buzi zniknęły. 

— Obiecałem im, że przyjdziesz. 

— Obiecałeś? — żachnęłam się. — Nie pomyślałeś, że na początku lepiej było zapytać? A poza tym twoi koledzy mnie nienawidzą. Myślisz, że to dobry pomysł, bym z wami gdziekolwiek szła? 

— Posłuchaj — rzucił, podchodząc do mnie, przez co musiałam unieść głowę do góry, by na niego spojrzeć. Położył wielgachne dłonie na moich ramionach, jakby próbował coś mi uświadomić. — To nie oni cię nie lubią, tylko ty ich. Mało się odzywasz, więc z tobą nie gadają i przypominam ci, że to nie oni patrzą na ciebie jak na mordercę. 

Zacisnęłam usta w cienką linię, gdy jego palce przejechały wzdłuż mojej szyi. Widziałam, jak jego kąciki ust drgnęły, kiedy wbiłam wzrok w orzechowe oczy, wsuwając palce do kieszeni spodenek.

Niekiedy były takie momenty, w których Borys zacierał granice pomiędzy tym, kim dla siebie byliśmy i pozwalał sobie na zbyt wiele. W takich chwilach wolałam powtarzać sobie, że robił to tylko, dlatego że dorastał. Pozwalałam, by patrzył na mnie w taki sposób, którym nie zaszczycał żadnej innej dziewczyny. W końcu nie łączyły nas żadne więzy pokrewieństwa. Byliśmy tylko przybranym rodzeństwem. A poza tym nie miałam na tyle odwagi, by powiedzieć mu, że między nami do niczego nigdy nie dojdzie. Nie chciałam, żeby kolejna osoba mnie znienawidziła.

— Powinnaś częściej się uśmiechać — dodał, a jego kciuk niespodziewanie musnął mój policzek, przez co miałam ochotę stamtąd zwiać. Albo przynajmniej zapaść się pod ziemię na wieczność. — Wyglądasz wtedy tak pięknie... 

Przez pierwsze sekundy przyrzekłabym, że moje serce zamarło, kolana zaś niemiłosiernie się ugięły. Odruchowo wstrzymałam oddech, gdy niebezpiecznie pochylił się ku mnie, obrzydliwie oblizując swoje wargi, jakby sądził, iż było to seksowne. 

A nie było. 

Ani trochę. 

Dopiero wtedy zorientowałam się, do czego doprowadziła ta znajomość. Z trudem powstrzymałam się od tego, by nie zacząć wyć, kiedy zamknął oczy, nakierowując swoje usta na moje. 

W pierwszym odruchu nie chciałam uciekać. Pragnęłam dać mu się pocałować, tylko po to, by nie zranić jego uczuć.

Z czasem, gdy jego oddech napierał bardziej na moją twarz, a ja poczułam się jak ostatnia kretynka, postanowiłam, że ten pierwszy raz zarezerwuję dla kogoś, kto był niego wart. Dla mężczyzny, którego będę kochała, a nie traktowała jak brata.

— Nic z tego nie będzie — mruknęłam, momentalnie schodząc dwa schodki niżej, by uniknąć jego warg. 

Dostrzegłam, jak zacisnął palce na poręczy, gwałtownie podnosząc powieki ku górze. Mimowolnie wciągnęłam powietrze do ust, kiedy spojrzał na mnie gniewnie, jego dłonie zaś zacisnęły się w pięści. Wyglądał zupełnie tak, jakby miał ochotę mnie uderzyć. Pierwszy raz widziałam go takiego zdenerwowanego i nie spodobało mi się to. 

— Możesz powtórzyć, bo chyba niedosłyszałem? — warknął, przez co krew odpłynęła mi z twarzy. 

— Ja tak nie mogę... — bąknęłam, słysząc, jak język mi się plącze. — Nic między nami nie będzie. Przykro mi, ale... 

Nim zdążyłam dokończyć zdanie, dotarł do mnie charakterystyczny plask, a później uporczywe pieczenie rozeszło się z lewej strony mojej buzi. Łzy napłynęły mi do oczu, gdy ostrożnie dotknęłam palcami pulsującego miejsca, wbijając wzrok w Borysa. Zauważyłam, jak kąciki jego ust drgnęły, kiedy przekrzywił głowę na bok, badawczo mi się przyglądając. 

— Nie patrz tak na mnie — burknął,jego palce zaś dotknęły mojej grdyki i zaczęły kierować się w stronę dekoltu. Stałam jak posąg, bojąc się choćby drgnąć. Nie mogłam uwierzyć w to, że facet, którego znałam od dziecka, był w stanie podnieść na mnie rękę. — Powinnaś się cieszyć, że czegoś cię nauczę o życiu w związku — mówiąc to, nagle rozpiął górny guzik mojej bluzki, znacznie odsłaniając mój biust. Z ledwością powstrzymałam się od tego, by nie zasłonić czerwonego biustonosza, wystającego zza ubrania. — Myślę, że będziesz uśmiechnięta, jak przyjdę. Nie chciałbym cię karać już na samym początku naszej wspólnej nocy. 

Zacisnęłam zęby, czując, jak ogarnia mnie paniczny strach. Wzięłam głęboki wdech, ostatni raz zerkając w jego oczy, po czym ruszyłam pospiesznie w stronę swojego pokoju. Niemal przewracając się na końcowym odcinku schodów, wbiegłam na sam szczyt piętra i zapięłam z powrotem swoją bluzkę, modląc się o to, by tego nie zauważył. Na kolanach jak z waty przeszłam do końca korytarza oraz weszłam do ostatniego pokoju, znajdującego się po lewej stronie wąskiego pomieszczenia. Nie czekając długo, zamknęłam za sobą drzwi, dodatkowo przekręcając klucz w zamku. 

Zacisnęłam dłonie w pięści, próbując powstrzymać się od płaczu, co okazało się naprawdę sporym wyzwaniem. Pochyliłam się ku przodowi, starając się wyrównać swój oddech, który powoli zaczynał się urywać od nadmiaru negatywnych emocji. 

Powstrzymywałaś się od płakania przez wiele lat, więc teraz też dasz radę, powtarzałam w myślach jak modłę, sądząc, iż mi to pomoże. 

Wbrew woli, nagle z mojego gardła wydobył się dziwaczny jęk, którego nigdy dotąd nie było dane mi usłyszeć, a później po mojej twarzy spłynęło coś mokrego. To wystarczyło, bym rozkleiła się jak rozkapryszony bachor w sklepie z najnowszymi zabawkami. 

— Nie pozwól się złamać — mruknęłam sama do siebie, chcąc jakoś się uspokoić. — To tylko popierdoleni ludzie, którzy kiedyś zdechną i wtedy wszystko będzie w porządku... 

Na domiar złego, usłyszałam dźwięk, wydobywający się z mojego laptopa i świadczący o tym, że ktoś pragnął nawiązać ze mną wideo rozmowę. Przez rozmazany obraz dostrzegłam, jak na pulpicie wyświetliło się znajome zdjęcie profilowe osoby, z którą nie bardzo pragnęłam w tamtej chwili rozmawiać. Nie chciałam, żeby obcy człowiek oglądał mnie w takim stanie. 

Pomimo tego, nie miałam wyboru.

Nie mogłam zaryzykować, by moje uczucia zniechęciły go do pomysłu przyjazdu do Polski. Andy zapewne dostał wiele innych propozycji, które mógł wykorzystać tylko dlatego, że nie byłam w stanie odebrać połączenia, bo się bałam tego, co mógł o mnie pomyśleć. Że mógł uznać mnie za dziewczynę, pochodzącą z patologicznej rodziny. 

Wewnętrzną stroną dłoni otarłam mokrą twarz, modląc się o to, by tusz i kredka rzeczywiście okazały się wodoodporne, po czym zajęłam miejsce na obrotowym krześle. Włączyłam lampki, rozwieszone nad moim biurkiem, a później nawiązałam połączenie. W oczekiwaniu poprawiłam blond włosy, które wyprostowałam oraz schowałam drżące dłonie pod biurko. 

Wszystko, kurwa, będzie w porządku, pomyślałam, dodając sobie otuchy. 

Głupi ma zawsze szczęście – pamiętasz? 

Po kilku minutach, ciągnących się w nieskończoność, na ekranie wreszcie wyświetlił się obraz. Tak jak poprzednio, Biersack siedział tuż pod ścianą o kolorze beżu, ale tym razem trzymał w dłoni kubek z logo swojego show. Kąciki jego ust drgnęły, jakby chciał się uśmiechnąć, jednak po zobaczeniu mojej twarzy, wydawał się... poddenerwowany. Albo raczej skrępowany, ponieważ zapewne nie wiedział, co mi powiedzieć. Wpatrywał się we mnie intensywnie niebieskimi oczami, jakby nad czymś rozmyślał, błądząc palcami po swoich ustach. 

Przez chwilę rozważałam, by przerwać nasze połączenie. Sądziłam, że było to najlepsze rozwiązanie na obecny moment, jednakże obawiałam się tego, co miałoby nastąpić, gdybym to zrobiła. Wolałam raczej nie igrać z losem, który i tak okazał się nad wyraz zbyt hojny. 

— Co się stało? — zapytał po angielsku, odstawiając szklankę na biurko. 

Momentalnie w moim gardle pojawiła się gula, powodująca spore trudności w oddychaniu. Wbiłam paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, kiedy łzy znów napłynęły mi do oczu. Z trudem powstrzymywałam się od tego, żeby nie zanieść się szlochem, gdy wpatrywał się we mnie niemal oskarżycielsko. Naparłam plecami bardziej na oparcie krzesła, w czasie kiedy pochylił się bliżej kamerki, jakby chciał przyjrzeć mi się z bliska. 

— Nic — bąknęłam w obcym języku, ledwo panując nad drżeniem swojego głosu. 

Zauważyłam, jak jego lewa brew drgnęła, wzrok zaś powędrował gdzieś w bok. Oparł łokcie o blat, splatając ze sobą dłonie oraz dotknął kciukiem bladego podbródka. Zerknęłam przelotnie na tatuaże, widoczne na jego rękach, starając się odwrócić uwagę od przykrego incydentu, o którym trudno było mi zapomnieć, a później poprawiłam się na siedzisku. 

— Jeśli to nic, to dlaczego płaczesz? 

Zacisnęłam zęby i otarłam coś mokrego z policzków, próbując się nie rozbeczeć przed nim jak dziecko. 

— Możecie się u nas zatrzymać — rzuciłam, zmieniając temat. Mojej uwadze nie uszło, jak pokiwał w zastanowieniu głową. To było zupełnie tak, jakby to, że zaczęłam mówić o czymś innym, wyrobiło o mnie jak najgorsze zdanie. — Mamy wolne pokoje, może nie tak dobrze urządzone, jak u was, ale... 

— Rozumiem, że to boli — wszedł mi w słowo, a kąciki jego ust drgnęły. — Że nie chcesz o tym rozmawiać, bo boisz się, co sobie o tobie pomyślę. Ludzie zawsze będą cię oceniać i odchodzić, bo tacy są. A ty nie powinnaś się nimi przejmować. Pierdol ich i ich pierdolone zdania na twój temat. 

Nigdy nie sądziłam, że piosenkarze w prawdziwym życiu byli tacy sami, jak na scenie. Zawsze myślałam, iż tylko udawali, tak samo, jak aktorzy w teatrze – że grali tylko swoją rolę i oszukiwali niewinnych nastolatków. Że wmawiali im oklepaną kwestię tego, co pragnęli usłyszeć w czasie złych dni. Przypuszczałam, że Andy Biersack także był takim kimś. 

Wbrew przekonaniom, on okazał się być zupełnie inny. 

— Nie musisz wiedzieć, czemu płaczę — mruknęłam cicho, próbując się wytłumaczyć. 

Niespodziewanie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, znacznie odejmujący mu lat. Z niewiadomych powodów nagle pochylił się bardziej w moim kierunku, po czym uniósł jedną dłoni, zbliżając ją do ekranu. Czułam, jak oblał mnie zimny pot, kiedy pojawiło się we mnie przekonanie, że być może przegięłam, mówiąc to. 

— Może nie muszę, ale chcę — przyznał łagodnie, dotykając czegoś palcami. — Jesteś zajęta? 

Kąciki moich ust drgnęły, podczas gdy on z powrotem się wyprostował i oparł plecami o drewniane krzesło. 

Czego on, kurwa, jeszcze ode mnie chce? 

— Nie — odparłam, na co jego zaciesz, się poszerzył. 

— Zajebiście. To porozmawiajmy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top