1.13. Propozycja.

Zmarszczyłam brwi, kiedy poczułam promienie słoneczne na swojej twarzy. Wsunęłam bardziej głowę pod materiał swojej podkoszulki, czując, jak migrena znacznie nabrała na sile. Zacisnęłam bardziej powieki, gdy jasne światło podziałało na moje oczy niczym gaz pieprzowy — nieraz miałam wrażenie, że to było gorsze nawet od niego. Prędzej jakby ktoś wrzucił mi rozpalone zarzewie pod powieki i ciągle dorzucał kolejne, próbując doprowadzić do mojej autodestrukcji. 

Przeciągnęłam się, co było moim kolejnym błędem. Zacisnęłam szczękę, w czasie gdy fala bólu zalała moje ciało, przez moment odbierając mi zdolność do oddechu. Z mojego gardła mimowolnie wydobył się cichy jęk, kiedy dotknęłam swój brzuch, z którego promieniowało największe cierpienie. Z plecami nie miałam ani trochę lepiej. To było tak, jakbym przez całą noc wykonywała skomplikowane ćwiczenia, a później podłożyła się na autostradzie jednej z ciężarówek. W dodatku czułam suchość w przełyku, palącą niczym rozgrzany piach w największe letnie upały. Chciało mi się cholernie pić, jednak bałam się wstać, bo wiedziałam, co mnie czekało — powolne tortury sponsorowane przez zakwasy. 

Przesunęłam dłonią po miejscu obok mnie, przypominając sobie o tym, co zaszło dzisiejszego poranka. Wprawdzie nie byłam pewna, czy to się stało naprawdę, czy być może mój przepity umysł to sobie wymyślił. Miałam dużą wyobraźnię, więc nie zdziwiłabym się, gdyby to, co sprawiło mi tak dużą przyjemność, było tylko snem. Kąciki moich ust drgnęły, gdy nie natrafiłam na żadną obecność Andy'ego, przez co odetchnęłam z ulgą. 

To był tylko durny sen i nic się między nami nie wydarzyło. Nie skomplikowałam sobie bardziej dnia, co napawało mnie pewną dumą. Nasze życia — moje i Amerykanów były już w dość odmiennych warunkach niż powinny, a ukryty romans utrudniłby to znacznie. 

Ociężale podniosłam się z miejsca, dbając o to, by nie otwierać oczu. Dłonią wyszukałam okularów przeciwsłonecznych, które zazwyczaj trzymał tu Borys. Nie robił to bez powodu. Każdy z członków naszej rodziny wiedział, że jego spotkania z kolegami na meczu, nie dotyczyły jedynie grania w piłkę. Często były zakrapiane dużą ilością alkoholu, dlatego, jeśli mój brat nie miał siły wejść po imprezie po schodach, to kumple zostawiali go w namiocie. Tak było łatwiej dla nich, a zwłaszcza dla niego. Rodzice go nie nakrywali, zalanego w trupa i się nie denerwowali, on natomiast mógł się tu spokojnie wyspać.

Założyłam bryle, trochę przyduże jak na mnie, jednak wolałam już je, niż zatańczyć tango z płomieniami w gałkach ocznych. Wciągnęłam policzki, gdy dotarło do mnie, że pod kocem nie miałam na sobie niczego, oprócz białych skarpetek. Pozostałe moje ubrania zaś walały się po całej jurcie, gdziekolwiek bym nie spojrzała. Wyjątek stanowił jedynie ważny szczegół, przez który na moment mnie zamurowało. Czarna skórzana kurtka, nienależąca do mnie, ani do Borysa, zalegała cały ten czas pod moją głową, sprawiając, że zrobiło mi się gorąco. 

Dotarło do mnie, że to, co myślałam, że mi się śniło, tak naprawdę wydarzyło się naprawdę. Może i byłam wtedy napita, i teraz pamiętałam wszystko jak przez mgłę, jednak nie bez powodu spałam rozebrana. A ta kurtka nie pojawiła się znikąd. 

— Boże — mruknęłam sama do siebie, odsuwając część garderoby Biersacka. Tym razem to ona zamieniła się we wczorajsze ognisko, które mnie parzyło. 

Nałożyłam na siebie ciuchy, lecz jedynie te najpotrzebniejsze. Biustonosz schowałam pod kocem, licząc na to, że nikt go nie znajdzie, tak samo, jak odzienie nawierzchnie wokalisty Black Veil Brides. Czułam się zbyt zmęczona, by go założyć, a poza tym wszyscy wczoraj położyliśmy się późno. Nie było opcji, gdyby ktoś wstał wcześnie i zobaczył mnie w takim stanie. Pospiesznie przeczesałam palcami włosy, mając nadzieję, że wyglądałam lepiej, niż mi się wydawało, a następnie wysunęłam się z namiotu, ówcześnie nakładając trampki na nogi. Nieświadomie skrzywiłam się pod wpływem lodowatego wiatru, muskającego moją twarz, oraz odkryte kostki oraz ruszyłam w kierunku domu. Zaplotłam ręce na dżinsowej kurtce, pod którą jedynie miałam czerwoną podkoszulkę i spojrzałam w pochmurne niebo. Gdzieniegdzie prześwitywały promienie słoneczne, czasami oświetlające moje obolałe ciało. Nie było to jednak miłym doświadczeniem — miałam wrażenie, że światło było dla mnie jak kwas, wdzierający się przez skórę do mojego organizmu.

W samą porę weszłam przez drzwi balkonowe do mieszkania, tym samym chroniąc się przed pierwszymi kroplami deszczu. Zaraz po zamknięciu wrót, dotarł do mnie zapach tostów, jajek, naleśników i Bóg wie czego, sprawiając, że żołądek podszedł mi do gardła. Czułam się głodna, ale widok jedzenia wywoływał u mnie odruch wymiotny, a szczególnie smród, jaki wydawało. Słyszałam, jak Juliet starała się porozumieć z moją mamą, przez co zaczęłam żałować, że nie weszłam drzwiami frontowymi. 

— Gdzie ty byłaś? — zapytała rodzicielka, zaraz, gdy się odwróciłam do nich przodem. — Spałaś przy ognisku? 

— Byłam w namiocie — stwierdziłam z przekąsem, idąc w kierunku korytarza. 

Potrzebowałam długiego prysznicu i porządnej rozmowy z panem Biersackiem. Takiej, dzięki której miał pożałować tego, co zrobił oraz do czego mnie popchnął. 

— A śniadanie?! 

— Nie chce mi się jeść — bąknęłam, wychodząc w ostatniej chwili z salonu. 

Schody były moim największym życiowym wyzwaniem. Wchodząc po nich, czułam, że umierałam. Uda, brzuch, plecy, nawet ramiona, wydawały się buntować przeciwko mnie, bawiąc się w najlepsze z cholernym kwasem mlekowym. Może i była to kara, jaką otrzymałam po alkoholu, jednak nie był on całkiem winny mojemu samopoczuciu. Wiedziałam, że w większej mierze przyczynił się do tego Andy — dzieliła nas zbyt duża różnica wzrostu, dlatego to, co się stało, nie powinno mieć miejsca. Ponadto wysiłek fizyczny był czymś, czego starałam się unikać od gimnazjalnej lekcji wuefu. A w te kilka godzin, miałam teraz wrażenie, że nadrobiliśmy wszystkie te lata. 

Zacisnęłam usta na widok czarnowłosego, człapiącego się w kierunku łazienki. Zacisnęłam usta, na widok tych samych spodni, które niedawno zerwałam z niego niczym zwierzę, a także nagich pleców z czerwonymi zadrapaniami, szerzącymi się w okolicach bioder oraz łopatek. Także jego kark nie wydawał się czysty z moich śladów. Byłam ciekawa, jaka była reakcja Juliet, gdy zobaczyła go takiego. 

Przyspieszyłam kroku, gdy Biersack położył dłoń na klamce. Nim zdążył choćby wejść do środka, stałam tuż za nim czego nawet nie poczuł. Dostrzegł mnie dopiero, wtedy gdy wepchnęłam się za nim do łazienki i pozwoliłam, by zamknął za nami drzwi, nawet na zamek. Z jednej strony było to dobre, bo nikt nie mógł nas nakryć, za to z drugiej czułam się niezręcznie, niczym chomik zamknięty w plastikowej kuli. 

— Ty — wycelowałam w niego oskarżycielsko palcem, na co uniósł brwi — co to miało być? 

Przez chwilę wydawał się zdezorientowany, jakby nie miał zielonego pojęcia, o co mi chodziło. Z każdą sekundą ciszy, zaczynałam powoli myśleć, że być może, jednak nic się nie stało. Że to, co wiedziałam, było tylko snem na jawie, a kurtkę zabrałam z pokoju małżeństwa, gdy spali. 

— Coś się stało? — odezwał się, a na jego twarzy pojawił się dziwny grymas. 

— Ty dobrze wiesz, co — syknęłam łamaną angielszczyzną, lecz zabrzmiało to bardziej, jak szczeknięcie szczeniaka, niż groźny dźwięk jadowitej żmii. — Ty, ja, namiot. To się stało. Nie udawaj głupiego, Andrew. 

Kąciki jego ust uniosły się ku górze, kiedy włożył dłonie do kieszeni rurek. Przekrzywił głowę na bok, robiąc jeden stanowczy krok w moją stronę. 

— Nie byłem pijany i wiem, co zrobiłem. Co my zrobiliśmy. Nie mów, że było źle, Dagmara, bo oboje wiemy, że to kłamstwo. 

— Teraz jest źle, okey?! — warknęłam, nieco tracąc panowanie nad sobą. Czułam, jak łzy zapiekły mnie w oczy, przez co poprawiłam okulary. Przez czarne szkła nie mógł tego zobaczyć. — Ja się czuję źle! Nie wiem, jak spojrzę na Juliet po tym, co zrobiłeś, nie wiem, czy kiedykolwiek pokażę jej się na oczy... Jeśli się dowie, będę martwa! 

Wziął głęboki wdech i podszedł do mnie. Widziałam, jak otworzył usta, jednak nie dałam mu dojść do słowa.

— Znienawidzi mnie, tak samo, jak znienawidziła Scout. Przez ten cholerny mój błąd...

— Nie jesteś błędem, a ten seks też nim nie był! — rzucił chłodno, kładąc mi dłonie na ramionach. — Uspokój się! 

Chciałam coś powiedzieć, ale mi nie pozwolił. Nim zdążyłam go odepchnąć, wpił swoje usta w moje, odbierając mi zdolność racjonalnego myślenia. To było zupełnie tak, jakby jego język wyłączał przełącznik i gasił mój mózg do momentu, aż nie oddalił się ode mnie o kilkadziesiąt metrów. W czasie, gdy wygiął moje ciało w łuk, wplotłam palce w jego włosy, oddając pocałunek — może nie równie dobry, co jego, jednak wydawało mu się to nie przeszkadzać. 

— Wszystko będzie dobrze — mruknął, na sekundę odrywając nasze usta od siebie. 

* * *

— Dagmar! — zawołała Juliet, na co wzięłam głęboki wdech. 

Podniosłam rękę do góry i zamachałam, myśląc, że właśnie na to liczyła. Często właśnie o to jej chodziło, gdy trzymała w dłoni komórkę, skierowaną aparatem w moją stronę. W tamtej chwili wręcz miałam nadzieję, że tego chciała — nie byłam w stanie wciąż z nią rozmawiać, a poza tym jej kwiatowe perfumy wywoływały u mnie mdłości. Nie chciałam oddawać z siebie całej wody, która w jakimś stopniu ciążyła mi na żołądku. 

— Więc to był twój plan? Mam unikać jej do końca życia? — odparłam cicho, by nikt nas nie usłyszał. Może i dzielił nas spory odcinek od Juliet i Joshuy, jednak wolałam nie ryzykować. 

Pierwszy raz od paru minut podniósł na mnie wzrok. Pomimo tego jego palce wciąż bawiły się źdźbłem przemokniętej trawy, co chwila, wyginając ją pod różnymi kątami i łamiąc. Poprawiłam się na kocu, po czym podciągnęłam kolana pod brodę, czując, jak chciało mi się wyć. 

Jeden seks to przypadek. Drugi — na pewno miał jakieś znaczenie, znacznie większe od pierwszego. Przeczuwałam, że gdybym wiedziała jakie, to mogłoby mnie przycisnąć twarzą do kałuży. 

— Nie, tylko jej noża. Samej Juliet nie masz czego się bać — prychnął, na co posłałam mu gniewne spojrzenie. Wbrew oczekiwaniom, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 

— Może zacznę unikać ciebie? 

Drgnęłam, kiedy zmrużył oczy, niemal miotając nimi błyskawice w moją stronę. Na szczęście miałam tarczę w postaci okularów przeciwsłonecznych, chroniących mnie przed jego negatywnym spojrzeniem. Andy był jak dziecko, wiecznie nienasycone i mające swoje humorki. Niekiedy również bardziej upierdliwe niż kilkulatek w sklepie z zabawkami.

— Dagmar, mamy pomysł! 

Ściągnęłam brwi na widok Simms, która nie wiadomo skąd, pojawiła się tuż obok nas. Kąciki jej ust były uniesione ku górze, co odebrałam jako zły znak. Bardzo zły. Miała nadzwyczaj dobry humor, zważywszy na okoliczności i to, że jej mąż zwyczajnie mijał ją szerokim łukiem. Może bawiło ją to, że miałam kaca, jako jedna z nielicznych? 

— Co byś powiedziała na sesję zdjęciową? — zapytała, prawie podskakując w miejscu jak sześciolatka. — Joshua ma aparat, mamy kilka dni wolnych do wykorzystania, a to byłaby dobra pamiątka dla ciebie i dla nas. Zrobiłabym ci make-up

Zerknęłam na Biersacka, by zbadać jego reakcję — patrzył na swoją żonę podejrzliwie, jakby doszukiwał się podstępu. 

— Z chęcią — oznajmiłam, wymuszając się na uśmiech. — Ale nie dzisiaj. 

— Dzisiaj to byłaby sesja zombie, a ty byłabyś ich królową — zauważyła uszczypliwie, przez co ściągnęłam brwi. Zazdrość zaczynała brać nad nią górę. — To, o czym plotkowaliście? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top