1.11. Trzy kroki do prawdy.

Do moich uszu kolejny raz dotarł śmiech Josha, tym razem donośniejszy. Uniosłam brew do góry, a następnie spojrzałam w kierunku fotografa. Mężczyzna tak, jak chwilę temu leżał plecami na ziemi, jego nogi zaś zawieszone były na ławce. Może i nie był w stanie się podnieść z powodu zbyt dużej ilości alkoholu we krwi, to wciąż z zapałem trzymał butelkę w ręce, a nawet próbował nią wymachiwać w takt muzyki. Ponadto z jego ust wydobywały się niewyraźne pomrukiwania, których nawet Amerykanin z krwi i kości, nie mógłby zrozumieć. Pomimo ciemności, jedynie rozświetlanych przez płomień ogniska, na drewnianym materiale dostrzegłam kałużę piwa, lgnącą w kierunku wolnej krawędzi. Niesamowity wydawał się fakt, że podczas upadku, zdążył także rozlać swojego browara w każdym możliwym miejscu. Gdybym ja była nim, to zapewne szklane opakowanie wypadłoby mi już dawno z dłoni albo spałabym pod ogniskiem. Nie miałam zbyt dobrej głowy do procentów.

Miałam wrażenie, że mama dostanie jutro zawału na widok naszego ogródka i smrodu, jaki nie mógłby wywietrzeć w ciągu jednej nocy. Wszechobecne opakowania po trunkach rozłożone były wokół paleniska niczym zdobyte łupy. Również końcówki papierosów, moje oraz Andy'ego, walały się w każdym możliwym miejscu, niemal zastępując nam kamienne podłoże. Jedynie napoje Juliet zapakowane były w klatce tak, jak powinny, przez co przy niej wychodziliśmy na zwierzęta, świeżo wypuszczone z klatki. Również jej wygląd był nienaganny w przeciwieństwie do takiego Biersacka z potarganymi włosami, czy Shultzem upapranym w ziemi. Wiedziałam, że nie prezentowałam się lepiej od nich — czułam, że się ślinię i zaczynałam trochę kołysać się na boki, lecz na razie trzymałam fason. Tak mi się zresztą wydawało. 

Wokalista, siedzący nieopodal swojego przyjaciela, odstawił na ziemię swoją butelkę oraz podniósł się z miejsca. Z głębi jego gardła wydobył się odgłos, świadczący o spożyciu napoju gazowanego, który nieudolnie starał się zdusić. Kąciki jego ust drgnęły, kiedy coś powiedział, a następnie się przeciągnął. Podciągnął spodnie, poprawił skórzaną kurtkę, przeczesał palcami włosy, uparcie wracające do swojej potarganej postaci. Dopiero po dobrych kilku sekundach, zupełnie jakby na ten moment został zawieszenia, niczym moja komórka w upalny dzień, wystawił rękę w stronę brodacza. Starszy mężczyzna nie zwracał jednak uwagi na odsiecz, która przybyła mu z pomocą. Myślami był daleko stąd, prawie jakby wybrał się w podróż na Marsa. Wciąż wyginał ciało pod dziwnymi kątami niczym zalany w trupa nastolatek na wiejskiej dyskotece.

— Ma słabą głowę — przyznała Juliet, zajmująca miejsce tuż obok mnie. — Równie słabą, jak moja. 

Biersack po dłuższym namyśle, gwałtownie złapał swojego kolegę za ramię, po czym pomógł mu podnieść się z podłoża. Ściągnęłam brwi, gdy udało mu się to bez najmniejszego wysiłku — w końcu Shultz nie był niską, szczupłą osobą. Andy natomiast był równie wysoki, co on, ale w jednym Joshu zmieściłoby się ośmiu takich, jak on. 

Dlaczego więc przyszło mu z taką łatwością, podnieść trupa z ziemi?

— Andy, zaprowadź go do domu — rzuciła w jego kierunku żona. — I sam się połóż — dodała nieco ciszej, jakby nie chciała, by to usłyszał — napity Andy, to uparty Andy, zapamiętaj to sobie Dagmar. 

— Nie tak bardzo się różnimy — prychnęłam, biorąc łyk piwa.

Kątem oka dostrzegłam, jak zacisnęła usta w cienką linię, po czym zerknęła na mnie z ukosa. Nie był to jednak wzrok, zapewniający mnie, że spłonę w piekle. Wyrażał on raczej pewien rodzaj zaskoczenia, który widziałam na jej twarzy po raz pierwszy. 

Simms nie była kimś, kogo łatwo było czymś zadziwić. Radość, gniew — te uczucia potrafiła wyrazić. Czasami miewałam wrażenie, że tylko te dwa dopuszczała do swojej podświadomości, a pozostałe trawiła jej smoczyca. Była silna, niekiedy zbyt silna, jak przystało na kobietę. Dobrze znosiła krytykę i wydawać by się mogło, że spływała ona po niej, jak po kaczce. Nawet nowe komentarze, licznie pojawiające się pod zdjęciami naszymi z Andym, czy nawet moimi z nim, zupełnie ignorowała, tak, jakby w ogóle ich nie było. Nie przejmowała się tym, że ludzie pragnęli, by wzięła rozwód ze swoim mężem, ani że dopasowywali mnie do Biersacka. Była jak skała, której nie mogłoby ruszyć nawet uderzenie pioruna. 

Ja natomiast czułam się źle, z tym że fani wokalisty łączyli mnie z nim w parę. Na początku może i ucieszyłaby mnie myśl bycia z czarnowłosym, ale teraz, gdy o tym myślałam, trochę żałowałam, że wtedy odebrałam połączenie. Niesmaczne wydawało mi się to, że shippowali mnie z żonatym facetem — był przystojny, dobrze się z nim dogadywałam, lecz to nie zmieniało faktu, że w głowie siedziała mu Juliet. Nikt nie chciałby być połączony więzią miłości z kimś, dla kogo nie było się wszystkim. Andy był jej, a ja musiałam znaleźć sobie własnego, innej drogi do serca nie było.

Niebieskooki jedną z rąk Joshuy oplótł wokół swojego karku, a następnie stabilnym chwytem przyciągnął go do swojego boku. Na jego szyi i czole, pojawiła się żyła, którą było widać z odległości nawet kilkunastu metrów. Pomimo tego, trzymał fotografa blisko siebie, w czasie gdy chwiejnym krokiem oboje ruszyli w kierunku mieszkania. Parę razy zatoczyli się niebezpiecznie na bok tak, jakby mieli się zaraz przewrócić, jednak Biersack w ostatniej chwili opanowywał sytuację. Coś czułam, że przy schodach miało im to sprawić większą trudność. Miałam jedynie nadzieję, że żaden z nich nie zrobi sobie krzywdy i w środku nocy nie zmuszą mnie do dzwonienia po karetkę. 

— Myliłam się — mruknęła, kiedy obaj mężczyźni zniknęli nam z zasięgu wzroku.

Po raz kolejny ściągnęłam brwi, nie bardzo mając pocięcie, co właściwie powiedziała. Niekiedy myślałam, że robiłam błędy w tłumaczeniu i nieraz było to trafne spostrzeżenie, lecz w tamtej chwili miałam wątpliwości. Ten zwrot słyszałam tyle razy w serialach, że nawet ameba potrafiłaby go zapamiętać, a jego znaczenie znałam tylko jedno.

Otworzyłam usta, żeby zapytać się, o co jej chodziło, ale ona mnie uprzedziła. 

— Było między nami źle i myślałam, że to z twojego powodu — odparła, wpatrując się w ognisko. Jej twarz wyglądała jak maska — nie zdradzała żadnych uczuć. — Ale ja byłam tym powodem przez cały ten czas. 

— Słyszałam coś na ten temat — powiedziałam cicho, licząc na to, że nie zwróci na to uwagi. — Andy cię kocha, a choroba tylko sprawi, że wasze małżeństwo wzmocni się...

— Powiedział ci, że jestem chora? — rzuciła, głos jej zaś zadrżał. Bałam się spojrzeć na jej twarz, by nie zobaczyć czegoś, przez co będę żałować, że się odezwałam. — Co za dupek. 

— Jesteś taka szczupła...

Z jej gardła wydobyło się głośne westchnięcie. Ukryła buzię w dłoniach, jakby nie chciała, bym zobaczyła, w jakim była stanie. Słyszałam, jak coś uderzyło w ziemię — była to jej ukochana komórka, która wrednie wysunęła się z kieszeni spodenek. Juliet jednak zignorowała stratę jej najlepszego przyjaciela, co było dziwnym zjawiskiem. Nigdy nie rozstawała się z nim ani na sekundę. Czasami miałam wrażenie, że taktowała telefon jak swoje dziecko, którego nie miała. Odchrząknęłam, żeby zwrócić jej uwagę, ale ona to zignorowała. Chcąc, czy nie chcąc, podniosłam LG z podłoża oraz położyłam między nami na ławce. Chciałam, by to wyznaczało granicę między nami, na wypadek, gdyby przyszło jej do głowy coś głupiego, jak Zuzannie. 

Niby Simms nie wykazywała natury homoseksualnej, ale Decker wcześniej też nie. Wolałam się zabezpieczyć. Nigdy nie było wiadomo, czy obok mnie nie siedziała ukryta lesbijka.

— Na początku, gdy poznałam Andy'ego, oboje się nienawidziliśmy. Wydawał się taki... chamski, zapatrzony w siebie, ale to nie znaczy, że z tego wyrósł — bąknęła, nieco zmienionym tonem. — Potem go poznałam. Przegadaliśmy noc, potem drugą i coś się między nami stało. Był wtedy ze Scout, więc nie liczyłam na zbyt wielkie szczęście. W końcu to ona była jego dziewczyną, ale jako że nie była mądra, to kazała mu wybierać. Ja albo ona.

Przetarła twarz dłońmi, lecz na tyle delikatnie, by nie zetrzeć makijażu, a następnie spojrzała na mnie. Drgnęłam, kiedy jedna z jej rąk znalazła się blisko mojego ciała. Czułam, jak moje mięśnie się napięły, gdy przysunęła się do mnie bliżej oraz wplotła swoje palce między moje u dłoni. Rozważałam, by wydrzeć swoją rękę z uścisku, jednak wolałam nie ryzykować. Ta kobieta była nieprzewidywalna, więc lepiej było nie kusić losu. 

— On też mi daje taki wybór, on albo ja — oznajmiła. — Tak cholernie się boję, że zanim odpowiem, on sam podejmie decyzję... albo odpowiem źle. W obu przypadkach go stracę, a ja nie chcę go stracić.

— Wszystko będzie dobrze — przyznałam, zerkając na nią. — Jest dupkiem, ale nie takim. Ożenił się z tobą. Nie może tego, ot tak rozbić po kilku miesiącach.

— Może i to zrobi. On zrobi wszystko, żeby utrzymać się kariery. 

— Nie wiesz tego.

— Znam go od lat, Dagmar i wierz mi, on jest do tego zdolny. Zostawił dziewczynę, którą kochał po to, by związać się z wokalistką Automatic Loveletter. Zrobił to, by być w centrum uwagi, żeby wzbudzić sensację. Próbuje udowodnić światu, że zasługuje na to, by każdy traktował go jak cholernego Boga.

Wzięłam głęboki wdech, nie bardzo wiedząc, jak ją pocieszyć. 

Co miałam zrobić, przyznać jej rację? Potwierdzić, że pieniądze były dla niego najważniejsze? Ona doskonale o tym wiedziała, a kolejne kłamstwa mogłyby namieszać jej w głowie. Nie powinna żyć marzeniami i mydlić sobie oczy czymś, na co nigdy nie mogła liczyć. 

Po dłuższej chwili ciszy, przerywanej przez muzykę oraz świerszcze, pochyliła się bardziej w stronę paleniska, niemal odcinając w ten sposób dopływ krwi do mojej dłoni. Przez moment miałam wrażenie, że zastanawiała się nad tym, by włożyć głowę do płomieni i skrócić w ten sposób swoje męki. Dopiero gdy wrzuciła kawałek drewna oraz wyprostowała się, odetchnęłam z ulgą.

— Zazdroszczę ci — odparła, zabierając ode mnie swoją rękę. — On patrzy na ciebie tak, jak zawsze patrzył na nią. Na mnie nigdy tak by nie spojrzał. 

— Wydaje ci się — skomentowałam, przez co na jej ustach pojawił się uśmiech. 

Jej wzrok powędrował w kierunku budynku, a na czole pojawiły się delikatne zmarszczki. Przekrzywiła głowę na bok, intensywnie się nad czymś zastanawiając.

— Nie martw się, za to nie urwę ci głowy — stwierdziła i podniosła się z miejsca. — Sprawdzę, czemu go tak długo nie ma. 

Ostatni raz zerknęła na mnie, a później skierowała się w stronę mieszkania. Oparłam dłonie o ławkę, widząc, jak poprawiła czarną bluzę, zlewającą się z otoczeniem. Przygryzłam policzki, przekrzywiłam głowę na bok. 

Skoro Juliet nie była chora, to tak naprawdę co było z nią nie tak? 

Dlaczego Biersack kazał jej wybierać?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top