Chapter 2 - Let's face it.

- Dramat Shakespeare'a doskonale odzwierciedla ten problem. Uczucie Romea i Julii było tak silne, że pod jego wpływem dwoje kochanków mogłoby zrobić wszystko, aby tylko przetrwało to, co zrodziło się między nimi - słowa pani Manson rozbrzmiewały po klasie, a ja wysłuchiwałam ich, lecz kompletnie nie pojmowałam. Zamiast tego, całą swą frustrację przelewałam na kartki zeszytu, które z każdą kolejną chwilą wypełniały się coraz większą liczbą niezrozumiałych rysunków.

Nienawidziłam kiedy nasza nauczycielka poruszała temat tej książki. Niestety, zdarzało jej się to bardzo często. Śmiałam przez to sądzić, że jest ona niezwykle bliska jej sercu. Poniekąd się nie dziwiłam. Wkońcu, jeżeli ktoś nie zaznał prawdziwej miłości w życiu, miał chyba prawo do wyobrażania sobie jej, lub odczuwania za pomocą zapisanych słów. Pani Manson nie była mężatką. Po szkole chodziły kiedyś również plotki, że nawet nie miała chłopaka. Współczułam jej, jednak w żadnym przypadku nie utożsamiałam się z jej losem.

Ze mną było inaczej. Byłam pewna, że nie potrzebuję drugiej połówki, a jedyne czym może skończyć się zakochanie, to złamane serce i samoistna autodestrukcja. Nie chciałam cierpieć, ani angażować się w nic, co mogłoby być potencjalnie związane z silniejszymi uczuciami.

Brzydziłam się miłością innych. Taka już byłam. Żyłam w w przekonaniu, że nie umiem inaczej. Skutecznie odseparowywałam się od wszystkich szkolnych par, od mojej siostry i jej przerażającego chłopaka, a nawet moich rodziców, okazujących sobie uczucia o poranku. Przypuszczałam, że być może było to zasługą tego, że wolałam przebywać sama ze sobą i skupiać się na zupełnie innych sprawach. Zdecydowanie nie byłam otwarta na innych. Wolałam nie wychodzić ze znajomymi. Bałam się odrzucenia oraz mojej "odmienności", jeśli tak można nazwać dziwactwa, które mnie cechowały.

- Ivy - gdy usłyszałam swoje imię wypowiadane przez jej okalane czerwoną szminką usta, cała zesztywniałam i natychmiast wróciłam na ziemę - Jeżeli nie interesuje cię ten temat, poprostu wyjdź z klasy. - wskazała na drzwi, cedząc dobitnie każde swoje słowo.

- N-nie. - spuściłam głowę, by nie okazać zażenowania, które zagościło na mojej twarzy i skupiłam całą swoją uwagę na falbance własnej sukienki. Delikatnie, acz nerwowo bawiłam się materiałem, oczekując na to, aż uwaga innych na powrót skupi się na naszej anglistce. - Przepraszam, poprostu za bardzo zamyśliłam się nad treścią pani słów.

- W takim razie może opowiesz nam, jaki stosunek masz do decyzji Julii, która zdecydowała się postąpić wbrew bliskim i zostawić swoje dotychczasowe życie tylko dla ukochanego?

- No więc - przełknęłam ślinę, wszystkimi siłami starając się uspokoić oddech. Przeklinałam w duchu siebie i swoje roztargnienie, przez co moje zdenerwowanie przybierało coraz bardziej na sile - Myślę, że Julia postąpiła lekkomyślnie. Nie powinna poświęcać się dla kogoś, kogo ledwo znała i kto był od niej o wiele starszy. Ja nie kierowałabym się wyłącznie żywionym do Romea uczuciem, tym bardziej, że oboje wiedzieli, iż ich związek nie miałby przyszłości.

***

Nie dzieliłam ludzi na tych dobrych i złych, na lepszych i gorszych. To oni sami udowadniali jacy są, a ja poprostu musiałam pogodzić się z tym, że nie charakter decyduje jak jesteśmy postrzegani, lecz nasze czyny. Nawet gdyby ktoś był najświętszą osobą w historii ludzkości, ale nagle, nawet przez przypadek zrobiłby coś, za co mógłby się wstydzić, inni szybko zapomnieliby o szlachetności tego kogoś i zrobiliby wszystko, by tylko pokazać mu, jak bardzo złym człowiekiem jest.

Szkoła była miejscem, gdzie takie sytuacje zdarzały się na codzień. Każdy dążył wyłącznie do tego, by zniszczyć nielubianą przez siebie osobę, upokarzając ją przy innych. Chyba nie było nikogo, kto nie siałby żadnych plotek, ani nie podkolorowywałby prawdy, by obrócić ją na swoją korzyść. Budynek ten przepełniony był zawiścią i samouwielbieniem, a ja się tu dusiłam. Nie mogłam oddychać, bo i mi często się dostawało.

Dlaczego ona jest taka, a nie inna?
Dlaczego rzadko się odzywa?
Czemu tak bardzo różni się od Grace?
Po co ubiera się tak dziecinnie?
Ktoś kiedyś widział ją poza szkołą?
Ludzie, co jest z nią nie tak?

Najgorsze było to, że wszystko to słyszałam, ale żadne z pytań nie trafiało bezpośrednio do mnie. Spekulowali, jakby bali się zapytać o to wprost. Wydawało mi się, że nigdy nie poznam toku ich myślenia. Miałam nadzieję jednak, że z wiekiem poprostu to przechodzi.

- A słyszeliście, że Aiden też zamieszany jest w tę akcję? - zapytał Tyler, przeżuwając swoją kanapkę - Podobno teraz buja się ze starszymi kolesiami, bo jego brat go w to wszystko wkręcił. Szkoda, lubiłem go.

- Tak właściwie, czy ktoś w ogóle wie, o co tak naprawdę chodzi? - Kate zmarszczyła brwi, brodząc widelcem w swoim daniu - Wszyscy o tym mówią, a nikt nie potrafi udzielić konkretnych informacji.  Wkurza mnie to. - westchnęła poddenerwowana, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Śmiesznie wyglądała, gdy to robiła. Prawdę mówiąc, była to chyba jedyna dziewczyna, którą lubiłam. Nie trzymałyśmy się ze sobą jakoś specjalnie blisko, jednak nasza relacja mi wystarczała. Dzięki niej jeszcze nie oszalałam.

- To nic takiego - odezwał się wkońcu Jason, machając ręką z ignorancją - poprostu banda dzieciaków zaczęła kręcić się tam, gdzie nie trzeba, przez co mają teraz przesrane. To niesprawiedliwe, że jeżeli coś pójdzie nie tak, zawsze obrywa się tym młodszym. Aiden ma za swoje. Przeczołgają go na komisariacie i odechce mu się takich zabaw.

- O czym wy mówicie? - postanowiłam się odezwać, modulując ton swojego głosu w taki sposób, by nie odsłaniał mojej ciekawości - Jakich zabaw?

- Grace ci jeszcze tego nie wyjaśniła? - zaśmiał się czarnoskóry, lustrując mnie przez chwilę, po czym ponownie wrócił do przeglądania któregoś z portali społecznościowych - Ona powinna być chyba najlepiej poinformowana, wkońcu...

- Oh, Jason, stul dziób - mruknęła jasnowłosa, posyłając mu sójkę w bok, przez co odrobinę się skrzywił. Jej wyraz twarzy nie wskazywał zadowolenia, ponieważ tylko ona na poważnie brała to, że ja i moja siostra to kompletnie dwie, obce sobie osoby - Przecież ona nawet się do niej nie odzywa.

- O czym ty mówisz, Jason? - zmarszczyłam brwi, będąc coraz bardziej niespokojną. Nie miałam pojęcia o co mogło mu chodzić, ani w co wpakowała się Grace, przez co emocje wprost we mnie buzowały.

- Nieważne - mruknął pod nosem, patrząc z wyrzutem na Kate - prędzej czy później i tak poznasz odpowiedź.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top