*60*

Victoria pov. Dwa dni wcześniej.

Otwieram oczy i szybko wstaję z łóżka. Pędem biegnę do łazienki. Pochylam się nad sedesem i wypróżniam zawartość mojego żołądka. Nagle czuję, jak ktoś zbiera moje włosy i je podtrzymuje. Wiem kto to. Wypluwam ślinę, chcąc pozbyć się nie przyjemnego posmaku w ustach, lecz tak się nie dzieję. Krzywię się. Zamykam kibelek i spuszczam wodę. Podnoszę się na równe nogi i odkręcam do Ashtona, który trzymał mi włosy.

-Dzięki.-mówię zmęczona.

-Nie ma za co.-odpowiada.-Lepiej?-pyta.

-Tak.-wyciągam moją pastę i szczoteczkę z kosmetyczki.

-Za chwilę śniadanie.

-Ja narazie podziękuję.

Mężczyzna kiwnął głową i wyszedł. Umyłam zęby, schowałam pastę i szczoteczkę i wyszłam z łazienki. Poszłam do mojej tymczasowej sypialni i położyłam się na łóżku. Wzięłam do ręki telefon, mając nadzieję że zadzwonił, ale tak nie jest. Jestem tu dopiero jeden dzień i tak cholernie za nim tęsknię. Włączyłam galerię, w której mam same jego zdjęcia. Odszukuję moje ulubione, które zrobiłam gdy byliśmy w Niemczech. Jest na nim gdy śpi przytulny do poduszki. Włosy w nieładzie i rozchylone usta. Wyglądał tak słodko że nie mogłam się powstrzymać.

Zablokowałam telefon i położyłam go na szafce. Moją dłoń umieściłam na brzuchu i zaczęłam wyobrażać sobie nasze dziecko. Chciałabym aby nasz syn miał jego uśmiech i nos, a córka jego oczy. Ale żeby miało mój charakter.

Moje myśli pokierowały się na nas. Może on naprawdę mnie nie zdradził? Może serio nasypała mu coś do picia. Ale jak przeniosła go do sypialni i to na górze? Przecież James trochę waży, a ona jest drobna. Nie dała by rady sama.

Przypomniałam sobie dzień, w którym ją spotkaliśmy. Niska i szczupła brunetka z niebieskimi oczami. Była śliczna. Podeszła do Jamesa i chciała go przytulić i pocałować. Mówiła że jest jego żoną. On ją odtrącił.

Nagle przypomniało mi się coś. Przecież ona powiedziała że się zemści. Czy to właśnie była jej zemsta? Jeśli tak to ktoś musiał jej pomóc. Ale kto?

Chwyciłam za telefon, chcąc zadzwonić do Jamesa. Muszę mu to powiedzieć. Chciałam już kliknąć zieloną słuchawkę, ale ktoś mi przerwał. Do pokoju wszedł Ashton.

- Ktoś do ciebie.-mówi.

Wstaję szybko, mając nadzieję że to on. Szybko zbiegłam ze schodów, ale zatrzymałam się, widząc kto przyszedł.

-Czego chcesz?-warczę zła.-Nie wystarczy ci że przez ciebie prawie go zostawiłam. Jesteś z siebie szczęśliwa?

-No nie za bardzo.-mówi słodkim głosem.-Chcesz do niego wrócić prawda?-pyta.

-A co ciebie to obchodzi? Kochamy się, nie staniesz nam na drodzę.

-Ja?-zaśmiała się chytsze.-Masz zostawić Jamesa, bo inaczej to załatwię.-mruczy uwodzicielsko i obkręca kosmyk włosów wokół palca

-Nie, kocham go, a on mnie.-powiedziałam stanowczo.

-To tylko wasz wymysły.-Podchodzi do mnie.-Nic was nie łączy.-uśmiecha się wrednie. -On woli adrenalinę, uprawiać seks do nieprzytomności.

-Łączy nas uczucie, które nie jest wymysłem.-podchodzę jeszcze bliżej.-Czego od nas chcesz?!-krzyczę.

-Jamesa. Albo go zostawisz, albo stanie się wam coś gorszego niż katastrofa.

-Grozisz nam. Niech tylko James się dowie. On cię zabiję.-mówię pewnie, ale w środku drżę.

-Posłuchaj kochanie.-chwyciła mnie za łokieć, tak mocno że nogi się podemną ugieły.-Albo życie twojego bahora, albo śmierć. Wybór należy do ciebie.-warczy wściekła.

Mój oddech przyspieszył. Teraz zaczęłam się bać.

-Jeśli tkniesz moje dziecko...-przerwała mi.

-To co?-zaśmiała się chytsze.-Zabijesz mnie, a może James.

-Puść mnie.-szarpnęłam się.

-Słucham. Co wybierasz?

Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam w jej oczy, ze strachem. Ona jest zdolna do wszystkiego. To wariatka. Muszę jak najszybciej porozmawiać z Jamesem. On nie pozwoli, aby skrzywdziła nasze dziecko i nas. Musimy coś wymyśleć.

-Dobrze. Jest twój.-mówię ze smutkiem, oszukując ją.

-Dobra dziewczynka.-mruczy.-Tylko bez sztuczek. Nie jestem sama, więc uważaj.

Puszcza moje ramię i wychodzi z domu. Pocieram bolące miejsce i odwracam się do schodów. Na ich szczycie stoi Ashton. Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczyma. Podchodzę do schodów. Wchodzę po nich na górę. Mijam go bez słowa i zamykam się w swoim pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top