*5*
Patrzyłam właśnie na Matta. Chodziłam z nim w liceum. Chciał się ze mną przespać ale mu odmówiłam. Zerwał ze mną od razu. Powiedział że jeśli nie chcę z nim sypiać to odchodzi. Cierpiałam trochę ale szybko zrozumiałam że nie ma po czym płakać.
Odsunęłam się od niego, ale ten miał inne zamiary. Przesunął mnie bliżej siebie. Chciałam się odsunąć, ale trzymał mnie zbyt mocno. Zaczęłam się szarpać.
-Nie udawaj cnotki skarbie, i tak będziesz moja.-powiedział i zaczął ciągnąć mnie w stronę wyjścia.
Szarpałam się ale to na nic. Wyszliśmy, to znaczy on wyszedł, a ja zostałam wyciągnięta, na dwór. Przyparł mnie do ściany. Rozejrzałam się dookoła. Byliśmy z dala od wejścia i nikt raczej mnie nie usłyszy. Zaczął całować moją szyję. Zaczęłam krzyczeć na cały głos. Gardło mnie od tego bolało. Nagle poczułam uderzenie w policzek. Potwornie zabolało.
-Nie wrzeszcz suko-syknął i powrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Chciałam go kopnąć, ale skutecznie mnie unieruchomił. Z dala zobaczyłam jak ktoś wyszedł z klubu. Było to czterech chłopaków. Teraz mam szansę. Może to jest jakieś 100 metrów ale spróbuję.
-Pomocy!!!!-krzyknęłam ponownie na całe gardło. I znów uderzenie.
-Mówiłem nie wrzeszcz!-krzyknął na mnie. Zamknęłam oczy.
Po chwili już mnie nie dotykał. Osunęłam się na ziemię. Poczułam jak ktoś do mnie podchodzi i mnie przytula. Wzdrygnęłam się i otworzyłam oczy. Dwuch chłopaków trzymało tego sukinsyna. Trzeci gdzieś dzwonił. Odsunęłam się trochę o osoby która ma nie przytula. Spojrzałam na jego, jak stwierdziłam po perfumach, twarz. Te oczy. Karmelowe oczy.
-Nic Ci nie jest?-spytał zmartwiony.
-Nie.-odpowiedziałam cicho i popierając się ściany próbowałam wstać. Widząc moje poczynania, Pan Maslow pomógł mi wstać.
-Policja już jedzie.-powiedział chłopak, który rozmawiał przez telefon.
Podeszłam do chłopaka, który był trzymany przez dwóch przyjaciół Maslow'a. Zamachnęłam się i uderzyłam prosto w nos.
-Ty sukinsynu.-krzyknęłam na niego.-jak mogłam z tobą być!!-krzyknęłam ponownie się zamochując i uderzając. Poczułam jak ktoś mnie odciąga.
-Uspokuj się. Nic to nie da.-szepnął mi na ucho. Zaczęłam głęboko oddychać aby się uspokoić.
Po chwili zatrzymał się obok nas radiowóz. Wysiedli z niego dwóch policjantów.
Ja nie miałam siły nic mówić, sekundę później zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ostanie przed upadkiem, poczułam ręce które mnie łapały. Zemdlałam.
Obudziłam się rano. Po otworzeniu oczu spostrzegłam że to nie mój pokój. Rozejrzałam się. Był dużo większy od mojego. Dominowały w nim ciemne kolory. Wystrój typowo męski. Wytrzeszczyłam oczy. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało i jest przypomniało mi się. Klub...próba gwałtu...Matt...Pan Maslow i jego przyjaciele.
Podniosłam się z łóżka. Była w jakieś dużej męskiej koszulce. Popatrzyłam dookoła ale nigdzie nie było moich rzeczy. Nie pewnie opuściłam sypialnie. Przeszłam przez korytasz i dotarłam do schodów. Zeszłam po nich. Usłyszałam muzykę grała dość cicho. Poszłam za dźwiękiem i dotarłam do kuchni. Od razu zobaczyłam Jamesa, który coś robił. Był ubrany w szare spodnie dresowe i czarną koszulkę.
-Dzień dobry.-powiedziałam nie pewnie. Odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się.
-Dzień dobry. Jak spałaś?-spytał.
-Dobrze. Pan mnie przebrał? -spytałam czerwieniąc się.
-Tak. Żeby było Ci wygodniej.-odpowiedział i puścił do mnie oczko. Teraz to jest mi za gorąco, moja twarz pali.-podejć do mnie-powiedział delikatnie. Dalej stałam w tym samym miejscu.-nic Ci nie zrobię, choć.
Podeszłam do niego powoli. Stałam na przeciwko niego. Położył mi dłoń na policzku.
-Boli Cię?-spytał zmartwiony.
-Trochę.-odpowiedziałam.
-Poczekaj chwilę.-i wyszedł stałam w tym samym miejscu cały czas dopuki nie wrócił z czymś w ręku. Ty czymś okazała się maść. Posmarował delikatnie mój policzek.
-Usiąć, zaraz podam śniadanie.-uśmiechnął się. Pokiwałam głową i usiadłam do stołu. Nagle przypomniało mi się o dziewczynach. Pewnie się martwią.
-Gdzie jest mój telefon?-spytałam. Podał mi śniadanie i usiadł na przeciw mnie ze swoją porcją.
-Tu.-powiedział i położył go na stole.
Od razu go odblokowałam. Nic tam nie było. Żadnych sms-esów, ani nieodebranych połączeń.
-Napisałem do twojej przyjaciółki. -odezwał się nagle.
-Co??-otworzyłam szerzej oczy.
-Sama zobacz.
Otworzyłam wiadomości. Była tam wiadomość od Ari. Pytała gdzie jestem. Niby ja odpisałam że jadę do jakiegoś chłopaka. Spojrzałam na niego z mordem w oczach. Teraz to zginie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top