*48*
Do moich uszu dotarły jakieś głosy. Jeden z nich był znajomy. Powoli otworzyłam oczy. Spojrzałam na biały sufit. Przekręciłam głowę na bok. Mruknęłam coś niezrozumiałego, nawet dla mnie. Usłyszałam jak ktoś podchodzi do mnie, następnie kładzie dłoń na czole. Spojrzałam w górę, a mój wzrok zaczął powoli się wyostrzać.
-Tori, siostrzyczko.-usłyszałam cichy szept brata.
-Douaglas.-szepnęłam z chrypą w głosie. Zamknęłam na chwilę oczy, a przed nimi ukazał się James, który leżał nieprzytomny na tej wyspie.-Co z nim?-spytałam ciężko.
-Wszystko dobrze, nie martw się.-mówił spokojnie i opanowanie. Głaskał mnie po włosach.
-Panie Douglasie?-usłyszałam głęboki głos.
Mój brat wyprostował się i spojrzał na właściciela głosu. Podążyłam za jego wzrokiem. Na końcu "mojego" łóżka stał mężczyzna. Miał na sobie biały fartuch. Lekarz?
-Mógłby Pan wyjść? Chcę zbadać pacjentkę.
-Oczywiście.-powiedział.
Pochylił się nade mną, złożył całusa na moje czoło i wyszedł. Po 10 minutach sale opuścił także lekarz. Chciałam wstać, lecz moje obolałe ciało nie współgrało ze mną. Moja noga była w gipsie, na szyi znajdował się kołnierz ortopedyczny. Westchnęłam sfrustrowana. Muszę iść do niego. Moje serce mówi że coś jest nie tak. Że coś się dzieje. Moje oczy zaszły łzami. A jeśli umiera? Douaglas powiedział że jest dobrze. Ale jest jeszcze jeden problem. Nie wiem gdzie on jest.
W końcu do sali ktoś wszedł. Spojrzałam w tamtą stronę. To nie był ktoś, ale ktosie.
-Hej.-powiedziały chórem, moje przyjaciółki.
-Hej.-mruknęłam, nadal zła na siebie.-Wiecie gdzie on jest?
-My...-przerwała Dana i spojrzała na Eli i Arianę.
-Wiecie czy nie?
-Wiemy.-powiedziała Ariana po chwili ciszy.
-I?-ponagliłam je.
-Leży na sali pooperacyjnej.-powiedziała cicho Dana, ale i tak to usłyszłam.
-Co?-w moich oczach zebrały się łzy.-Chcę do niego iść!
-Ale...-nie dałam im dokończyć.
Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam wózek, tuż pod oknem.
-Podaj mi go.-mruknęłam
-Tori.-szepnęła Ari.
-Podaj go!-krzyknęłam.
-Spokojnie pójdziesz do niego. Tylko poczekaj, dobrze?
-Nie mogę czekać.-spojrzałam na nie.
Do mojej sali ktoś wszedł. Był to lekarz i Ariana. Nawet nie wiem kiedy wyszła.
-Słyszałem że pani chce gdzieś iść.-powiedział poważnie.
-Chcę, pozwólcie mi do niego iść.-rozpłakałam się na dobre. Schowałam twarz w dłoniach.
-Pójdzie pani, tylko na chwilę.-podszedł do okna i przyprowadził wózek. Podstawił go blisko łóżka.-Proszę mi pomóc.-powiedział do dziewczyn.
Syknęłam z bólu, kiedy mnie podnieśli i posadzili na wózku. Eli przykryła moje nogi kocem, a Ari trzymała kroplówkę.
-Tylko chwile.-przypomniał lekarz.
Wyszłyśmy z sali. Przy wejściu zatrzymał nas mój brat i bratowa.
-A ty gdzie?-spytał.
-Do Jamesa.-mruknęłam.-Douaglas, proszę.-szepnęłam kiedy nie odchodził od wózka.
-No dobrze. Pójdę z tobą.-westchnął i spojrzał na dziewczyny.
Mężczyzna przejął mój wózek i zaczął go pchać. Moje przyjaciółki i bratowa szły za nami. Kiedy byliśmy na miejscu, od razu zauważyłam rodzinę mojego ukochanego.
-Co z nim?-spytałam, a w tym samym czasie wyszedł mężczyzna w białym fartuchu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top