*44*

Douglas

Układam właśnie papiery. Są to umowy o zleceniu, które muszę wykonać. Włożyłem je do segregatora, a go umieściłem na półce. Usiadłem w fotelu i ciężko westchnąłem. Dziś wraca Tori po prawie tygodniowej nieobecności. Bardzo się za nią stęskniłem. Moja malutka siostrzyczka. Cieszę się że w końcu kogoś poznała i zakochała się, tylko nie myślałem że moim szwagrem będzie Maslow. Znałem go już wcześniej kiedy projektowałem mu jedną z firm, która mieści się w Chicago. Jest fajnym gościem, ale jeśli skrzywdzi moją małą siostrzyczkę, nie będę patrzył kim jest. Dostanie za swoje.

-Proszę.-powiedziałem po usłyszeniu pukania do drzwi.

-Kochanie, już 17. Jedziemy?-spytała Emma.

-Podejdź tu.-powiedziałem, gdy spojrzałem na jej twarz.

-O co chodzi?-spytała, ale już wiedziała co.

Kiedy była przy mnie, chwyciłem jej dłoń, tak aby usiadła mi na kolanach.

-Płakałaś.-mruknąłem, kładąc dłoń na jej policzku.

-Nie, wydaje ci się.-powiedziała zakrywając podpuchnięte oczy, włosami.

-Proszę skarbie, nie kłam.-spojrzałem w jej oczy.

-Ale to tak boli.-rozpłakała się.

Przytuliłem ją do siebie.

-Wiem, Ciii.-zacząłem pocierać ręką jej plecy. Do głowy przyszedł mi pewien pomysł.-Em?

-Tak?-odsunęła się.

-Co powiesz na to aby spróbować jeszcze raz?

-Ale o co chodzi?

-No...-nie mogłem zebrać słów.-O kolejnym dziecku. Postaramy się o nie?

-A jeśli coś pójdzie nie tak. Nie chcę znów cierpieć.

-Nic się nie stanie. Z rok, będziemy mieć naszą małą Dinę.

-Pomyślę o tym.-szepnęła i wstała.-Chodź, musimy jechać.-wyciągnęła w moim kierunku dłoń, więc ją chwyciłem.

Wyszliśmy z mojego gabinetu i udaliśmy się do przed pokoju. Założyłem buty, co również uczyniła Emma. Otworzyłem jej drzwi, naszego mieszkania i przepuściłem ją pierwszą, następnie sam wyszedłem i zamknąłem je na klucz. Zeszliśmy na dół do samochodu. Wsiedliśmy do niego. Odpaliłem go i wyjechałem spod bloku.

Po 20 minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałem wóz pod apartamentowcem w którym mieszka James. Jego matka chciała abyśmy wszyscy razem ich powitali. Mieliśmy być my z Emmą, przyjaciółki i przyjaciele Tori i Jamesa, rodzice Jamesa oraz brat i siostra z rodziną  i oczywiście Rose, którą miałem okazje niedawno poznać.

Gdy byliśmy na odpowiedni piętrze, drzwi prywatnej windy, rozsunęły się. O progu przywitali nas wszyscy zgromadzeni. Pani Maslow zaprosiła wszystkich na herbatę i kawę do salonu. Rozmawialiśmy się i śmialiśmy, czekając na naszych bliskich, dopóki nie usłyszeliśmy charakterystycznego dźwięku windy. Jej drzwi rozsunęły się, a za nich wyłonił się jakiś mężczyzna. Miał nie tęgą minę. Podszedł do ojca James i szepnął mu coś na ucho, potem razem wyszli. Spojrzałem zdezorientowany po wszystkich zgromadzonych. Oni też wydawali się zdziwieni.

Po chwili wrócił Mike. Jego twarz była smutna. Usiadł na swoim wcześniejszym miejscu i schował twarz w dłoniach.

-Mike, coś się stało?-spytała Cathy, jego żona.

Mężczyzna westchnął i spojrzał po nas wszystkich.

-Samolot James...-urwał.-Stracili go z radarów. Rozbili się gdzieś nad Atlantykiem.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top