*43*

Do hotelu wróciliśmy późnym wieczorem. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, następnie wpuściłam Jamesa. Był wstawiony. Wypił z Ottonem kilka kieliszków wódki, lampkę wina i po nim. A ja wiedziałam że pijany James to marudny James. Westchnęłam ciężka kiedy zobaczyłam że rozbiera się od wejścia i kończy na łóżku w samych bokserkach. Przypomniało mi to wieczór u jego rodziców. Westchnęłam ciężko, ale uśmiechnęłam się.

Pozbierałam po drodze jego ubrania i położyłam je na kanapie. Zdjęłam szpilki, potem sukienkę i w samej bieliźnie podeszłam do walizki. Sięgnęłam koszulkę Jamesa i założyłam ją na siebie. Zmęczona położyłam się obok niego, następnie przykryłam nas kołdrą. Po chwili już spałam.

Kilka dni zleciało nam bardzo szybko. Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy z Państwem Otton. Bardzo ich polubiłam. Są wesołym i kochającym się małżeństwem.

-Do zobaczenia za rok.- powiedziała Helena.

-Mamy nadzieję że zobaczymy się w tym samym składzie.-zaśmiał się mąż kobiety.

-Spotkamy się wcześniej, na naszym ślubie.-James objął mnie ramieniem i cmoknął w czoło. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale on tego nie zauważył. Czy on naprawdę tego chcę? I czy chcę tego ja?

-Och...to będzie coś pięknego.-kobieta przytuliła się do męża.-Pamiętasz Haroldzie nasz ślub.-westchnęła i rozmarzyła się.

-Ciężko zapomnieć o tobie w białej sukni.-powiedział.

Uśmiechnęłam się patrząc na nich. Są uroczy.

-Panie Maslow czas ruszać.-nawet nie zauważyłam że stanął obok nas pilot. James kiwnął głową.

-Już idziemy.-powiedział.

Przytuliłam Panią Helenę, a jej mąż pocałował moją dłoń. James również się z nimi pożegnał i wraz ze mną udał się do samolotu. Przed wejściem do środka, pomachałam im, co odwzajemnili. Usiadłam na fotelu, przypięłam pasami i spojrzałam na Jamesa. Mężczyzna rozmawiał jeszcze z pilotem. Było widać że jest zły. Po chwili siedział obok mnie i zapinał pas.

-Mamy jednego pilota.-powiedział wkurzony.

-Czemu?

-Tamten zachlał się w trupa i nie pojawił się-warknął.

-A stewardessy?

-Jednej kazałem z nim zostać. Wrócą pasażerskim.

-A może się coś stać jeśli niema jednego z pilotów?

-Teoretycznie nie, ale jeśli coś mu się stanie i straci panowanie: tak.

-O Boże.-szepnęłam cicho.

-Nie martw się. To zdrowy mężczyzna nic się nie stanie.-powiedział i spojrzał na moją bladą twarz.-Trzeba było ci tego nie mówić.-mruknął.-Jestem głupi.-dodał.

W mojej głowie utworzyły się scenariusze. Najgorszy jest taki samolot spada i wszyscy giniemy. Ale jeszcze w tedy nie wiedziałam że któryś z nich się spełni.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top