*42*

4/4

-Zapraszam do stołu.-zawołała radośnie Pani Helena.

Wszyscy podnieśli się z miejsca i poszli do jadalni. Szłam bardzo blisko Jamesa, gdyż bałam się Dennisa. Wydawało mi się, że jego charakter był podobny do Matt i Masona. Widać było że jest tak samo zaborczy i pewny siebie. I tak samo jak oni dostaje to czego chce. A wiecie jak to się kończyło. Mam nadzieją że nic mi nie zrobi. James nie pozwoli, aby mnie skrzywdził.

Kiedy byliśmy na miejscu, James odsunął dla mnie krzesło, lecz jak zobaczył że Dennis, siada na przeciwko, szybko zmienił zdanie i poprosił abym usiadła na krześle obok. Zrobiłam to z miłą chęcią, tym samy siadając na przeciwko Pani domu.

Do środka wszedł Anton. W rękach trzymał pieczeń. Podszedł do stołu i postawił ją na samym środku. Pachniała cudownie. Potem weszła kobieta z gotowanymi ziemniakami i sałatką. Postawiła to na stole, życzyła smacznego i wyszła.

-Harold, czyń honor.-kobieta spojrzała na męża.

-Kochanie, proszę, ty to zrób. Boli mnie w krzyżu.-powiedział.

Kobieta westchnęła. Wstała z miejsca i sięgnęła po nóż i widelec, specjalne do podzielenia tego dania. Pokroiła, następnie rozdała każdemu po równo na talerze.

-Pyszna.-przyznałam, po skończeniu dania.

-Miło mi.-uśmiechnęła się kobieta.

-Przejdźmy może do salonu?-spytał mężczyzna.

-Dobry pomysł, skarbie. Napijemy się wina.-uśmiechnęła się do swojego wybranka.

-Przepraszam, ale nie mogę.-powiedział James.-Prowadzę.-dodał.

-Kochanie jeśli chcesz to wypij. Ja poprowadzę.-położyłam dłoń na jego dłoni i spojrzałam na niego.

-Na pewno.-uniósł wysoko jedną brew.

-Tak. Zresztą nie upijesz się jedną lampką wina.

-Masz rację.

-James, może pójdziemy do gabinetu? Nie chcę zawierać umowy, po wypiciu alkoholu.-powiedział Otto.

-Ma Pan rację.-przyznał James.-Zaraz wracam skarbie.-pocałował moje czoło i zniknął za drzwiami.

-Jesteście uroczy.-westchnęła kobieta.-Przypominacie mnie i męża przed 40laty.-uśmiechnęła się na wspomnienia.-Chodź do salonu. Opowiem Ci.-zawołała radośnie.
-Poczekaj tu. Zaraz wracam.-nie zdążyłam nic powiedzieć bo zniknęła. Zaśmiałam się. Przypomina mi moją babcię. Jest taka radosna i pełna życia.

-Victoria, tak?-spytał głos za mną.

Odwróciłam się i zobaczyłam syna kobiety. Stał oparty o framugę drzwi. Patrzył na mnie tym swoim uśmiechem, kiedy zobaczyłam go pierwszy raz.

-Skąd James wyrywa taki towar?-uśmiechnął się perfidnie i zaczął się do mnie zbliżać.

-Niech Pan się odsunie, bo zawołam Jamesa.-powiedziałam pewnym głosem choć w środku dygotałam.

Zatrzymał się, bo usłyszał kroki. Do salonu weszła radosna 58 latka. W dłoniach trzymała dwa wielkie albumy. Patrzyła na nie, więc Dennis szybko odsunął się odemnie, a po chwili wyszedł z salonu.

-Siadaj Kochanieńka. -poklepała miejsce obok siebie.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top