*35*
Podeszłam do fotela i usiadłam na nim. Spojrzałam na szefa. Było widać iż wstydzi się za syna.
-Tori słuchaj...-zatrzymał się na chwilę-jest mi tak bardzo wstyd. Nigdy bym się po nim tego nie spodziewał.
Widziałam jego zmartioną minę, którą po chwili schowałw dłoniach. Spuściłam wzrok na moje ręce. Stały się jakoś bardzo interesujące. Między nami panowała cisza. I to bardzo niezręczna.
-Cieszę się że nie poszłaś na policję.-powiedział z ulgą. Prychnęłam.
-O to Pan nie musi się martwić.-powiedziałam patrząc na niego. Zmarszczył brwi zaskoczony.-Policja dostała zgłoszenie, więc Pan nie uchroni syna. Zapłaci za to co chciał mi zrobić.
-Ale on nic nie zrobił!-uniósł się.
-Ale chciał, chciał mnie skrzywdzić tylko dla tego że jestem z Jamesem i się z nim nie umówiłam. Dla mnie to chore.-powiedziałam zdenerwowana.
-Trzeba było zgodzić się pójść z nim na te spotkanie i....-nie dałam mu dokończyć.
-Słucham?-zmarszczyłam brwi.-Jak Pan śmie? Jest Pan tak samo bezczelny jak pański syn.-powiedziałam wściekła.
-Po kimś to musiał odziedziczyć, prawda?-spytał.-A teraz proszę wracać do pracy, panienko Tori.-uśmiechnął się perfidnie.
-Myśli Pan że tak po prostu wrócę do pracy, po tym jak Pan powiedział mi takie rzeczy? Za kogo Pan mnie ma?-spytałam mrużąc oczy.
-Za pracownicę, która myśli że może wszystko.-uniósł wysoko brew.
-Ja tak nie uważam.-powiedziałam i wstałam z miejsca.
Choć bardzo nie chciałam podeszłam do mojego gabinetu. Przeszłam przez próg i zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam na fotelu i wzięłam głęboki oddech. Narazie muszę tu wytrzymać dopóki nie znajdę pracy. Tak zrobię.
O godzinie 17 wyszłam z budynku. Ulice NY były zatłoczone jak zawsze. Ruszyłam powolnym krokiem w stronę mieszkania mojego brata. Chciałam aby mnie przytulił tak jak zawsze, kiedy byłam smutna.
Douglas otrząsnął się trochę po utracie maleństwa, ale Emma.... Ona jest cicha i przygaszona, niby przy nas się uśmiecha, lecz kiedy jest sama płacze. Widzę to. Widzę po jej oczach, bo ma je opuchnięte i czerwone. W sumie nie dziwię jej się. Kiedy by mnie się to przytrafiło to było by to samo ze mną.
Westchnęłam głośno. Moje włosy owiewał wiosenny wiatr, który wprost uwielbiam. Niebo miało kilka chmur, ale poza tym słońce dawało dużo ciepła. Z resztą jest już kwiecień. Lubię wiosenne, bo stało się w niej dużo miłych rzeczy. Urodziłam się o tej porze roku, moi rodzice brali w niej ślub i Douglas poznał Emmę.
Doszłam do odpowiedniego budynku. Podeszłam do drzwi i kliknęłam odpowiedni przycisk na domofonie.
-Kto tam,-usłyszałam głos szwagierki.
-To ja Tori.-powiedziałam.
Nie usłyszałam odpowiedzi tylko charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Weszłam przez nie, a po chwili byłam na miejscu. Nie musiałam pukać, gdyż w drzwiach stała już Emma.
-Hej.-powiedziała z uśmiechem, za którym chowała ból.
-Hej.-uśmiechnęłam się.-Jest mój brat?-spytałam kiedy weszłam do środka.
-Tak, w gabinecie. Pracuje nad nowym zleceniem.-wyjaśniła.
-Ok, to pójdę do niego na chwilę.-powiedziałam i ruszyłam do wspomnianego wcześniej pomieszczenia.
Zapukałam do drzwi i kiedy usłyszałam "Proszę" otworzyłam je. Stał nad stosem papierów i rysunków. Rękawy jego koszuli były podwinięte do łokci, a nad jego uchem był ołówek.
-Hej.-powiedziałam. Oderwał się od stosu papierów i spojrzał na mnie. Wyglądał na zmęczonego.
-Hej. Co tam siostra?-spytał i usiadł na swoim fotelu, przecierając twarz.
-Nic. Tak tylko wpadłam.-wzruszyłam ramionami.
-Znam Cię. Mów co się stało.-powiedział poważnym tonem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top