*22*

James zatrzymał się przy restauracji. Wysiedliśmy równo i ruszyliśmy w stronę wejścia. Przepuścił mnie pierwszą w wejściu. Podszedł do nas kelner.

-Dzień dobry, proszę za mną.-powiedział i poszedł przodem. 

Zaprowadził nas do stolika. Odsunął krzesło za co cicho podziękowałam i usiadłam. Na przeciw mnie usiadł James. Kelner podał nam menu i odszedł po chwili wrócił i zebrał nasze zamówienia.

-No więc.-zaczęłam. Wziął głęboki oddech i wyjął coś ze swojej teczki.

-Proszę.-podał mi jakieś papiery.

-Co to?-spytałam.

-Zobacz.-powiedział.

Umowa poufności.
Między Panem a uległą.

-To jest jakiś żart, prawda?-spytałam.

-Nie.-pokręcił głową.

-Ale my dzisiaj prawie....

-To nie powinno mieć miejsca.-powiedział.

-Aha czyli to był błąd.-pokiwał głową.

-Proszę.-powiedział kelner. Szybko zamknęłam teczkę, aby nic nie widział. Postawił dania.-Smacznego.-rzekł i odszedł.

Jedliśmy w ciszy. Coś nie dawało mi spokoju. Myślałam o tej umowie. Pan? Uległa? Wiem o co tu chodź lecz czy chciałam w tym być? Nie wiem. A to co prawie się dziś stało to był błąd? Nie mogę w to uwierzyć.

-Powiesz mi coś?

-Co takiego?-zmarszczył brwi.

-Czy to wszystko co się działo to był błąd? Mam na myśli wyjazd do twoich rodziców.

-To akurat nie. Nie mogłem patrzeć jaka jesteś załamana. Chciałem Cię rozweselić.-Wziął łyk wina.

-A ile ich miałeś? -spytałam.-Uległych?

-6-odpowiedział bez ogródek.

-Co z nimi się stało?

-Wróciły do normalnego życia. Teraz część ma mężów, część nadal jest sama.-wzruszył ramionami.

-Mną też tak się zabawisz i zostawisz jak nic nie wartą szmatę.-szepnęłam sama do siebie. Na szczęście nie usłyszał.

Po skończonej kolacji i zapałaceniu przez James rachunku, wyszliśmy z lokalu. James otworzył mi drzwi samochodu i po chwili zasiadł za kierownicą, następnie odjechał z parkingu.

-Pojedziemy jeszcze do mnie.-powiedział.

-Po co?-spytałam.

-Zobaczysz.-odpowiedział.

Po 20 minutach byliśmy u niego. Wysiedliśmy z samochodu. James złapał mnie za dłoń i ruszył w stronę windy, ja kroczyłam za nim. Wyjechaliśmy windą na jego piętro. Gdy byliśmy już u niego w apartamencie, pociągnął mnie na górę. Weszliśmy po schodach i przeszliśmy przez korytasz. James zatrzymał się przy ciemnych drzwiach.

-To tu.-powiedział.

Wyjął ze swojej kieszeni kluczy i włożył go do zamka. Przekrecił Przekrecił otworzył drzwi. Wpuścił mnie przodem. Weszłam leć nic nie widziałam gdyż było ciemno. Usłyszałam jak mężczyzna włącza światło. Żarówka zaczęła powoli świecić, a moim oczom ukazał się pokój.

-O Matko.-szepnęłam gdy zobaczyłam jaki to pokój.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top