*18*
Winda zatrzymała się na 60 piętrze. Drzwi windy otworzyły się a moim oczom ukazał się piękny hol połączony z dużym salonem i jadalnią. Zaraz przy wejściu stały schody prowadzące na górę.
Weszłam nieśmiało do środka. Spojrzałam w lewo. Była tam duża, otwarta kuchnia. W salonie była Wielka szklana ściana z widokiem na Central Park. Widok był piękny. Po prawej stronie był mały korytarz z trzema parami drzwi.
-Proszę chwilę poczekać.-powiedział szofer i poszedł schodami na górę.
Porozglądałam sie jeszce po apartamencie, dopóki mój wzrok nie padł na starszą panią w stroju pokojówki, przyglądającej mi się.
-Dzień dobry.-uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Dzień dobry kochanie.-odwzajemniła uśmiech.-To ty jesteś Victoria?-pyta.
-Em...tak-odpowiedziałam zdziwiona.
-Mój mały wspominał o tobie. Rzeczywiście jesteś śliczna, jak Cię opisywał.-powiedziała zadowolona i ruszyła do kuchni. Na moje policzki wszedł róż.
-Yyy...James mówił Pani o mnie?-spytałam miło.
-Nie Pani tylko Rose moja droga i tak mówił o tobie dość sporo.-mówiła to z dumą.-Jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego.-uśmiecha się jeszcze szerzej. Znów róż. -Chcesz coś do picia?-spytała.
-Sok jeśli można.-odpowiadam.
Po chwili przede mną była szklanka soku.
Rozmawiałam z kobietą jeszcze długo, kiedy poczułam ręce na biodrach. Odwróciła wystraszona głowę i zobaczyłam największego idiote na świecie.
-Jesteś głupi. Zawału bym dostała.-powiedziała łapiąc się za serce i szybko oddychając.
-Przepraszam.-mruknął i pocałował mój policzek. Spojrzałam na Rose. Uśmiechała się patrząc na nas.-Rose ty moja kochana.-zaśmiał się James przytulając starszą Panią.-Chris Cię zawiezie.-powiedział do niej.
-Dziękuję chłopcze. Tak dawno nie widziałam siostry.-uśmiechnęła się i złapała go za policzki.-Kocham Cię króliczku.-pocałowała go w oba czerwone od szczypania policzki i wstała od stołu.-Miło było Cię poznać Victori.-ucałowała również moje policzki i wyszła z kuchni. Potem było słuchać zamykaną windę.
-Króliczku?-zapytałam powstrzymując śmiech.
-Och...zamknij się.-powiedział z cichym chichotem i potrzedł do mnie. Ukucnął obok krzesła, na którym siedziałam i pocałował mnie.
Całowaliśmy się chwilę, aż w końcu się od niego odsunęłam.
-Chwila, chwila ogierze.-powiedziałam.
-Co się stało?-spytał marszcząc brwi.
-I ty się pytasz co się stało?-pytam trochę zła.-Czemu nie odezwałeś się przez cały tydzień? Wiesz jak się martwiłam, że coś Ci się stało. Nie odbierałeś, nie odpisywałeś, nawet sam nie raczyłeś tego zrobić. Przynajmnie nie było nic w wiadomościach, to trochę byłam spokojna, dupku.-mówiłam szybko.
-Martwiłaś się?-spytał z uśmiechem.
-Jak cholera.-mruknęłam, będąc nie w humorze.
-Przepraszma, ale miałem mnóstwo pracy. Zaczynałem wcześnie rano i kończyłem późno w nocy. Chciałem zadzwonić, ale zawsze, albo ktoś przeszkadzał, albo było późno w nocy i nie chciałem Cię budzić.-mruknął.
-A SMS napisać to nie było łaska. Była bym zadowolona, jakbyś napisał nawet o 1 w nocy.-spojrzałam na niego.
-Następnym razem tak zrobię.-uśmiechnął się.-No uśmiechnij się.-zrobiłam to o co prosił.-Choć pójdziemy gdzieś.-wstał i podał mi dłoń. Chwyciłam ją i wstałam z krzesła.
Proszę 😚😘!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top