4
-Leworęczna osoba, na pewno? – zapytał Sehun, spoglądając na przygotowany raport.
Stojący za nim Baekhyun zdziwiony uniósł brew. Patolog – Do Kyungsoo z kamienną twarzą pokręcił głową, przestając jeść kanapkę z tuńczykiem.
-No właśnie nie do końca – powiedział, z głośnym westchnięciem porzucając swój lunch. – Mam pięć minut do końca przerwy, potem muszę zająć się kolejnymi zwłokami, więc wytłumaczę ci to szybko.
Pospiesznie wytarł dłonie z okruszków i wstał z obrotowego krzesła w swoim sterylnie czystym i białym gabinecie. Chwycił raport i wskazał Sehunowi stronę ze zdjęciem uderzenia w potylicę Chanyeola.
-Widzisz, cios wygląda, jakby zadała go leworęczna osoba.
-Wygląda? – przerwał mu Sehun, ignorując poirytowane spojrzenie Kyungsoo, który absolutnie nienawidził konsultacji z detektywami.
Wysyłał raport, w którym wszystko było wyjaśnione, ale za każdym razem śledczy woleli pobieżnie przejrzeć kilkanaście stron, po czym zadawać pytania, na które odpowiedzi znajdowały się w tekście. Baekhyun spojrzał na plik kartek przez ramię Sehuna, zupełnie tak jakby pierwszy raz widział ciało Chanyeola i nie siedział przy nim dobrych pięciu minut.
-Rana jest dość płytka, więc osoba zadająca ją nie była zbyt silna, bądź też wcale nie była leworęczna – oświadczył Kyungsoo, a Sehun zmarszczył brwi.
-Czyli tylko udawała leworęczną osobę? – zapytał detektyw, a patolog jedynie wzruszył ramionami.
-To już nie moja działka, tylko twoja – odparł Kyungsoo – W każdym razie cios wykonała niska osoba, sądząc po sile raczej kobieta, aczkolwiek nie wykluczam opcji, że mógł to też być praworęczny mężczyzna używający lewej dłoni.
Sprawa robiła się interesująca. Sehun skrycie liczył, że mordercą będzie jedynie leworęczna osoba. Byłoby łatwiej ją znaleźć, a sprawa zostałaby szybko uznana za zamkniętą.
-Na ciele Byuna nie było żadnych obrażeń?
-Myślisz, że niby pamiętam? – obruszył się Kyungsoo – Robiłem tę sekcję zwłok siedem lat temu, za wiele ode mnie wymagasz – rzucił, po czym zaczął przeszukiwać szuflady pełne starych dokumentów oraz teczek.
Baekhyun widząc, że zajmie to mężczyźnie prawdopodobnie resztę jego przerwy, jaka mu pozostała, przestał bawić się listkami rośliny doniczkowej stojącej na biurku patologa i postanowił odpowiedzieć Sehunowi.
-Dodatkowych obrażeń nie, ale z tego co pamiętam trochę się ze sobą siłowaliśmy. Jak myślisz, że dałem się udusić, to jesteś w grubym błędzie, ale kurna, Chanyeol miał większą tkankę mięśniową ode mnie, więc no cóż – odparł nonszalancko Baekhyun, wzruszając ramionami. -Skurwysyn był silny. Ta siłownia jednak czyni cuda – stwierdził, a Sehun przewrócił oczami na sam dźwięk jego wywodu.
-Znalazłem – oznajmił Kyungsoo, przerzucając folder z sekcji zwłok Byuna. -Tylko oznaki walki, nic więcej.
-A narzędzie zbrodni?
-Prawdopodobnie pogrzebacz, sądząc po śladach jakie zostawił – odparł patolog. –Wszystko jest w raporcie, wiesz? Bardzo bym docenił, jakbyś najpierw przeczytał przygotowany przeze mnie dokument, a potem ewentualnie konsultował pewne nieścisłości – cierpko rzucił mężczyzna.
-Dzięki Kyungsoo, miłej pracy – powiedział Sehun, ignorując jego wywód przesiąknięty jadem i irytacją.
Spojrzał na zegarek, który oznajmił koniec przerwy patologa. Na wyjście wtórował mu krótki jęk patologa, który niezadowolony musiał schować swoją kanapkę oraz wiązanka przekleństw wymierzona w stronę detektywa.
....
In&Out mieściło się w luksusowej dzielnicy Un Village, w której Bora nigdy nie czuła się komfortowo nie ważne, czy była ubrana w kreacje Baekhyuna. Miała wrażenie, że nawet gdyby była obsypana diamentami, harpie dalej wiedziałyby, że tu nie pasuje. Budynek klubu na pierwszy rzut oka wyglądał onieśmielająco, Irene o to zadbała. Marmurowa fasada mieściła w sobie drobinki złota. Potężne drzwi także się nim nikle mieniły.
Bora wzięła głęboki oddech, starając się nie myśleć o tym, że jest ubrana tylko w obcisłe jeansy, koszulę oraz luźną marynarkę, która należała do Sehuna. Spojrzała przelotnie na zegarek, który pokazywał równo godzinę osiemnastą. Nigdy nie zamieniła więcej niż parę zdań z Irene i niestety nie znała jej numeru telefonu. Nie zamierzała dzwonić na służbowy numer In&Out i liczyć, że przekona odbierającego rozmowę pracownika, aby przekazał jej jego szefową.
O tej porze klub powinien być relatywnie pusty, jako że większość eventów rozpoczynała się dopiero po dwudziestej. Jednak Irene pojawiała się znacznie wcześniej, nie tylko po to, aby wszystkiego dopilnować, ale też odetchnąć od Chanyeola. Bora podejrzewała, że po jego śmierci Bae praktycznie nie opuszczała klubu. Początkowo, aby pomóc i ułatwić pracę śledczych, ocenić stan obrazów zachlapanych fiołkowymi drinkami, a następnie, aby jak najszybciej odbudować reputację In&Out.
Bora nie pomyliła się. Bae Irene mimo, że dobiegała niemalże trzydziestki, nadal wyglądała, jakby miała najwyżej dwadzieścia dwa lata. Długie, krucze włosy miękko opadały wokół jej bladej twarzy pozbawionej najmniejszego wyrazu. Siedziała w długiej, czarnej sukni delikatnie mieniącej się w nikłym świetle w skórzanym fotelu, przeglądając strony w telefonie. Raz za czas odrywała wzrok od ekranu i wydawała polecenia do pozostałych pracowników klubu, którzy uwijali się, aby skończyć sprzątanie.
Nagle ciemne tęczówki skanujące pomieszczenie zatrzymały się na Borze, nieznacznie rozszerzając się. Jeśli Irene była zaskoczona jej widokiem, praktycznie nie dała tego po sobie poznać. Chłodne, przenikliwe spojrzenie przeszywające kobietę, onieśmielało ją i Bora pod jego wpływem czuła się drobna. Jednym skinieniem dłoni Bae dała pracownikom znak do opuszczenia sali. Podniosła się z fotelu i powolnym krokiem ruszyła w stronę Bory.
-Zakładam, że nie jesteś tutaj, aby złożyć mi kondolencje – zaczęła Irene głosem pozornie wypranym z emocji, jednak zdradziły ją oczy, które z zaciekawieniem zdawały się pożerać sylwetkę Bory.
Skinięciem głowy wskazała jej wolne miejsce na cienkim krześle barowym, a sama stanęła za marmurową ladą. Bora niepewnie usiadła, nerwowo bawiąc się rąbkiem swojej marynarki.
-Założyłam, że zamiast kondolencji będziesz wolała gratulacje – odpowiedziała Bory, na której ustach zagościł nikły uśmiech.
Irene prychnęła, opierając się na ladzie. Jej zimna dłoń zaczęła bawić się miękkimi kosmykami siedzącej przed nią kobiety, która nawet się nie poruszyła. Siedziały przez chwilę w ciszy, jedynie mierząc się spojrzeniami.
-Dlatego moje gratulacje – powiedziała Bora, wzruszając ramionami. -Ale nie po to tu przyszłam – dodała, a Irene pokiwała głową w zrozumieniu.
Wreszcie na jej ustach zagościł lekki uśmiech, który jednak szybko rozpłynął się, kiedy jej uwaga ponownie skupiła się na Borze. Odwróciła się i rozejrzała się po szklanej gablocie wypełnionej najdroższymi oraz najwykwintniejszymi trunkami. Jej idealnie wypiłowany i pomalowany na krwistoczerwony odcień paznokieć muskał butelki, zupełnie jakby nie mogła się zdecydować, na co ma ochotę. Ostatecznie jej dłoń zatrzymała się na Compte de Lauvia 1960. Trunek został zaaprobowany nikłym skinieniem głowy. Kobieta wyciągnęła dwa kryształowe kieliszki i postawiła je na marmurowym blacie. Zanim zdążyła nalać trunek, Bora otworzyła usta, aby zaprotestować, ale została uciszona chłodnym spojrzeniem Irene.
-Na mój koszt – powiedziała Bae, przechylając głowę.
-Dobra, ale tylko na skosztowanie. – Westchnęła zrezygnowana Bora, przeczesując palcami swoje długie włosy.
Irene zawsze potrafiła postawić na swoim, więc nawet nie zamierzała się z nią kłócić. Poza tym jeden niewielki kieliszek na pewno jej by nie zaszkodził. Nie odrywając wzroku od Bory, Bae nalała odrobinę trunku. Chwyciła kieliszek i delikatnie zamieszała alkohol.
-W końcu powinnyśmy uczcić śmierć mojego drugiego męża – powiedziała beztrosko Irene, unosząc kieliszek i stukając się nim z Borą.
Zupełnie nie sprawiała wrażenia pogrążonej w żałobie wdowy, pomimo kruczoczarnej sukni jaką miała na sobie. Wraz z pierwszym łykiem alkoholu Irene wreszcie odsłoniła swoją misterną fasadę. Jej usta rozciągnęły się w zadowolony uśmiech, a oczy zdawały się skrzyć z radości.
Bora uświadomiła sobie, że nie przyszła tylko po to, aby zadać jej pytanie o jej znajomą. Chciała zobaczyć, jak Irene trzyma się po morderstwie jej męża oraz zweryfikować czy jej przypuszczenia oraz nieprzyjemny ścisk w żołądku na jej widok był uzasadniony.
Mimo, że nie zamieniły ze sobą zbyt wielu słów, Irene miała wrażenie, że Bora jest jedyną osobą, której może zaufać. Może to dlatego, że Baekhyun obdarzył ją nie tylko głębokim uczuciem, ale i zaufaniem. Poza uczuciem do Byuna łączył je także pewien sekret, który był niedostępny nawet dla Sehuna.
-Sehun pracuje nad sprawą morderstwa Parka i wydaje mi się, że może ponownie przyjść, aby zadać ci parę pytań – zaczęła Bora, a Irene nieznacznie uniosła brew zaciekawiona. –Nie jest taki jak Jongdae i jeśli nie będziesz sprawiać pozorów zrozpaczonej wdowy, zacznie węszyć tu i ówdzie. Może nawet dojść do niedoszłych papierów rozwodowych – dodała kobieta, spoglądając znacząco na Bae, która zachichotała.
-Ostrzegasz mnie przed własnym mężem zamiast pomóc mu w śledztwie? Naprawdę jesteś specjalna, Bora. Może dlatego nawet cię lubiłam.
-Oh proszę cię – Bora przewróciła oczami – Jaką mogę mieć pewność, że nie wyjawiłabyś, że wiedziałam o wszystkim co stało się tamtej nocy?
Irene głośno westchnęła, odkładając kieliszek na blat. Nachyliła się, a jej usta dzieliło kilka centymetrów od twarzy Bory. Chłodny wzrok Bae wpatrzony w czekoladowe tęczówki Kim kontrastował z rozbawionym uśmiechem zdobiącym jej krwistoczerwone wargi. Bora przełknęła głośno ślinę, onieśmielona nagłą bliskością drugiej kobiety. Z jednej strony chciała spuścić wzrok, aby uniknąć palącego spojrzenia Irene, ale z drugiej nie potrafiła przestać wpatrywać się w jej oczy.
-Prosto, jak już kiedyś ci oświadczyłam, obiecałam Byunowi, że nikt nigdy nie dowie się, o tym co widziałaś.
-To Baekhyun wiedział o wszystkim? – zapytała zszokowana Bora, a głos nieznacznie jej zadrżał.
-A jak myślisz, kto pomógł mi pozbyć się ciała? – zapytała Irene, wzruszając ramionami - Co prawda nie osobiście, ale blisko. Uwierz mi, jedyne o czym myślał, to jak wymazać twoją obecność z tamtego miejsca.
Irene odsunęła się od Bory, dając jej odrobinę przestrzeni. Natomiast kobieta nadal zdawała się przetwarzać informacje udzielone przez Bae. Nie spodziewała się, że Baekhyun spośród wszystkich znanych jej osób będzie zamieszany w morderstwo pierwszego męża Irene.
-Ale nie po to tu przyszłaś? Chcesz wiedzieć, czy jego też zabiłam? – zapytała Irene, a Bora pokręciła przecząco głową.
-Właściwie to chciałam porozmawiać z twoją koleżanką od spirytyzmu – odpowiedziała, a z ust Bae zniknął rozbawiony uśmiech.
Kobieta zmarszczyła brwi i wyglądała na wyraźnie zdziwioną. Bora nigdy nie była osobą, która przywiązywała wagę do spraw nadnaturalnych. Zdawała się twardo stąpać po ziemi i nie wierzyła w żadne stworzenia, których nie byłaby w stanie zobaczyć własnymi oczami. Nigdy też nie była przesądna, więc taka prośba zdziwiła Irene, która spodziewała się pytań dotyczących Parka Chanyeola, a nie jej dalszej koleżanki.
-Nagle wierzysz w takie sprawy?
-Ludzie się zmieniają. Poza tym, odkąd umarł Chanyeol, mam pewien problem – odparła Bora, wzruszając ramionami – Nie chcę nic wiedzieć o twoim byłym mężu, ani też nie chcę zobaczyć cię za kratkami. Nie obchodzi mnie, co zrobiłaś, ale uważaj.
Irene pokiwała głową, zapisując na skrawku papieru numer do jej koleżanki od spirytyzmu. Bora dopiła resztkę trunku i odłożyła kieliszek na marmurowy blat. Obdarzyła Bae jednym, ostatnim spojrzeniem, zanim odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia.
-Pamiętaj Bora, zbrodnia pociąga za sobą kolejną zbrodnię.
Bora nie wiedziała jeszcze, że będą to ostatnie słowa, jakie usłyszy od Irene w ostatnim czasie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top