(🐑.)────rozdział trzeci

───────•••───────

Mocne oraz zimne podmuchy wiatru targały gałązkami drzew, a złote i zeschnięte listki opadały bezwładnie na wilgotną glebę. Pojedyńcze kropelki wody spadały z gęstych, szarych chmur prosto na ziemię gdzie wszędzie były gigantyczne kałuże oraz błoto, które zamiast zasychać było z minuty na minute coraz bardziej lepkie. Ulewa pomimo upływu jednej doby nadal nie ustawała co bardzo martwiło wszytskie klany żyjące przy polach, a najbardziej obawiał się Klan Porywistej Rzeki. Oni jako jedyni mieli źródło wody wewnątrz obozu i w każdej chwili mały strumyczek mógł go zalać do czego niestety powoli dążyło.

Brunatny uczeń o czarnych niczym smoła pręgach siedział przed legowiskiem uczniów nawet nie zwracając uwagi na to, że jego sierść zaczynała moknąć od nieustającej ulewy. Kocur wzrok swoich bursztynowych ślepi miał wbity w szare, burzowe niebo, które co chwilę było przecinane złotym snopem światła, który uprzedzany był głośnym hukiem. Nienawidził głośnych hałasów, ale z drugiej strony burza wydawała się taka magiczna i niezwykła, a wręcz niesamowita. Nie wiedział czemu, ale czuł się z nią w pewien sposób związany jakkolwiek dziwnie i nienormalnie to brzmiało w jego głowie. W końcu każdy ma prawo lubić co innego, racja? Na przykład Deszczowa Łapa uwielbiała deszcz, Szyszkowa Łapa ubóstwiała ptaki i czasami przez cały czas wolny je podziwiała, a zaś Grzybowa Łapa kochał cichy szum liści. Zaś on lubił burzę. Tak po prostu, bez żadnego uzasadnienia; po prostu lubił przyglądać się tym przebłyskom oraz grubym, szarym chmurom, z których lał się deszcz.

— Przeziębisz się jeśli będziesz tutaj tak siedzieć. — usłyszał nagle spokojne lecz zachrypnięte miauknięcie, a kiedy obrócił głowę w tamtą stronę ujrzał tam Trujący Krzew. Starszy również był przemoknięty, ale nie wyglądał jakby mu to przeszkadzało — wręcz przeciwnie — wyglądał jakby mu się to podobało. Szaro-biały kocur usiadł obok młodego ucznia po czym również spojrzał w burzowe niebo.

— Nic mi się nie stanie. — mruknął lekceważąco.

— Twój ojciec też tak mówił. — starszy zaśmiał się gorzko mrużąć ślepia kiedy niebo przeszył oślepiający, złoty błysk, który zaraz zniknął. — I zobacz jak marnie skończył...

Młody pręgus spojrzał na szarego kocura mrugając kilka razy. "I zobacz jak marnie skończył": te słowa przeszły echem przez jego głowę wzbudzając w kocurze niesamowitą i rosnocą z każdą sekudną ciekawość. Odwrócił wzrok znów spoglądając w szare niebo. Był tak przeraźliwie ciekawy przeszłości, że to było wręcz nienormalne i niezdrowe. Pragnął każdego, nawet najmniejszego szczegółu z życia jego ojca, którego pysk pamięta jak przez mgłę. Pamiętaj, że miał ciemnozielone oczy, i że jego pysk był dziwnie smutny i posiwiały. To było jednak jedyne co pamiętaj ze swojego wczesnego dzieciństwa ponieważ po tym zaraz pojawiała się dziwna luka w pamięci. Miał wrażenie, że zapomniał o czymś ważnym, ale za wszelką cenę nie potrafił sobie tego przypomnieć.

— Jak skończył mój ojciec? — zapytał niepewnie, a kiedy zobaczył przerażony, a zarazem smutny wyraz pyska starszego od razu tego pożałował.

— To nie opowieść na ten dzień, Korzenna Łapo, ale mogę cię zapewnić, że źle. Był wspaniałym kocurem, a upadł tak nisko. — ostatnie zdanie wyszeptał spuszczając wzrok na swoje zabliźnione łapy. Czemu wszyscy tak cierpieli mówiąc o jego ojcu? Był zdrajcą, morderca czy wręcz przeciwnie; bohaterem, który marnie skończył? Był tak bardzo ciekawy, ale odpowiedzi były jak najbardziej oddalone gwiazdy na nocnym niebie. Czasami wydawały się być na wyciągnięcie łapy, ale zaraz znów uciekały zostawiając Korzenną Łapę ciekawym oraz zaniepokojonym.

Czasami po prostu chciał czytać w myślach i wiedzieć całą historię swojej rodziny na pamięć. Niestety, ale to tylko kruche i niemożliwe do spełnienia marzenia, które kocurek trzymał gdzieś z tyłu głowy starając się o nich zapomnieć. Każdy miał takie marzenia, które wydawały się głupię, więc trzymaliśmy je w sekrecie dopóki o nich nie zapomnieliśmy.

───────•••───────

Rudzikowa Gwiazda naprawdę obawiał się tego deszczu, który zamiast ustać po pewnym czasie cały czas padał, padał i padał z coraz większą siłą uderzając kroplami zimnej wody o całkowcie mokrą glebę, która powoli zamieniała się w gigantyczną kałużę błota, a nie podłoże. Malutki strumyczek przepływający gdzieś pod gigantycznymi, zeschniętymi paprociami oraz krzewami zdawał się byc spokojny mimo iż to było tylko nędzne złudzenie, wymysł oraz zapewnienie, że wszytsko jest w porządku. Tak naprawdę strumyk ten przebrał, a starszyzna zmuszona była do przeniesienia się do żłobka ponieważ ich legowisko zostało całkowcie zalane. Byli zalewani od środka, a najsilniejszy i najsprytniejszy wojownicy zostali wysłani na bitwę pod dowóctwem Zakrwawionego Pędu. Deszcz wydaję się być idealnym czasem na cichy atak. Głośny szum zagłusza dźwięki, woda ukrywa skutecznie zapach, a krople wody zacierają ślady. Poza tym, straże zapewne zostały zdjęte z racji ulewy, która zamiast ustać to się nasilała z minuty na minutę.

Deszcz również przypomniał mu o wszytskim co go spotkało. Jakby wspomnienia spadające w kroplekach wody na zimną glebę. Nienawidził wspomnień. Były takie okropne. To one zabijały od środka każdego przywódcę, to one zabiły Gronostajową Gwiazdę, to one opętały Szczawiową Gwiazdę, więc i to one zabiorą w swe szpony Rudzikową Gwiazdę, który niczego nieświadomy siedział w swoim legowisku patrząc na pojedyńczy kosmyk bluszczu zwisający z przejścia. Pewnie sobie pomyślcie co złego w wspomnieniach? Ból, tęsknota, samotność i wzmagające się zapomnienie. O każdym się w końcu zapomina, nawet o największych legendach i wspomnienia ich nie przywrócą. Wspomnienia tylko zabierają, zabierają i zabierają wszytsko co nam pozastało pozostawiając pustkę i nienawiść.

Rudy przywódca westchnął ciężko zmieniając swoją pozycję i obracając się grzbietem do chłodu wiejącego z wyjścia. Wbił wzrok błękitnych ślepi w szarą ścianę pokrytą śladami pazurów. Kocich pazurów. Sam nie wiedział czemu, ale od kąd pamiętał te ślady ozdabiały ściany legowiska. Wnioskując z tego co mu mówiła jego starsza siostra to pewnie były tam też przed jego narodzinami.
Był ciekawy jakie były powody zaczęcia tej — o ironio — mody. Ból? Tęsknota? Wspomnienia? Śmierć? Cokolwiek to było błękitnooki nie był w stanie tego zrozumieć. Nie mógł zrozumieć sensu drapania w ścianie i robienia tam śladów na kilkanaście następnych pokoleń, które będą się zastanawiały nad sensem tego irracjonalnego czynu.

───────•••───────

[961 słów]

macie jakąś teorie na temat szczawiowej gwiazdy? w sensie, macie pomysł czemu zaginął i dotychczas nie znaleźli jego ciała mimo iż dawno powinnien być martwy?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top