(🐑.)────rozdział dwudziesty dziewiąty

───────•••───────

Po godzinie pełnej stresu czarny uczeń finalnie się uspokoił, a wycieńczony doznaniami natychmiastowo zasnął. Szyszkowa Łapa siedziała przy nim, uważnie przyglądając się jego sylwetce i kontrolując jego oddech aby upewnić się, że nie umrze w śnie. Sowie Pióro nie wrócił do legowiska medyka, a z tego co widziała uczennica nie było go również w obozie. Chociaż równie dobrze jego drobna sylwetka mogła umknąć jej wzroku.

Pomimo iż bursztynooka była młodsza była znacząco wyższa od medyka, więc albo ona jest tak wysoka albo on jest tak niski. Stawiała na to drugie ponieważ Tojadowa Łapa był w tym samym wzroście co ona. W każdym razie, kiedy uczennica pilnowała kocura to starsza medyczka również wyszła z legowiska aby zdać raport Rudzikowej Gwieździe.

Rudo-czarna kocica truchtem przemierzała przez obóz z opanowanym wyrazem pyska i witając się z mijanymi przez nią kotami. Niektórym wydawało się dziwne poważne zachowanie medyczki, która przeważnie była dość promienna i miła oraz niesamowicie gadatliwa. Niestety czas również ją nieco zmienił i stala się o wiele bardziej strachliwa oraz mniej pewna siebie.

— Witaj, Sójcze Skrzydło! Wszystko w porządku? — zapytała ją zmartwiona Jeżynowe Ucho obok której stała jej uczennica, Deszczowa Łapa. Łaciata kocica tylko skinęła głową po czym ponownie pośpiesznie ruszyła w stronę małej jaskinki. Zaś dwójka kotek spojrzała na siebie niepewnie i z zmartwieniem, wiedząc, że coś ewidentnie było nie tak.

Zanim szarooka wszedła do legowiska zatrzymała się przed nim i wzięła głęboki wdech aby uspokoić swoje szybko bijące serce. Nigdy nie lubiła chodzić do przywódcy bo obawiała się z jego strony ataków agresji. Już jeden taki doświadczyła i skończyła z blizną na pysku, która wiecznie przypomniała jej o tamtym ponurym poranku.

Kiedy Gronostajowa Gwiada żył i sprawował władzę w klanie nigdy nie bała się jego. Wręcz przeciwnie, Błądzący Lot i ona zawsze miały dobre kontakty z dawnym przywódcą. Dlatego też szokującym dla kotki wydawało się to morderstwo, którego miał się dopuścić. Nie takiego go znała.

Niepewnie przeszła przez zieloną zasłonę z bluszczu, a jej ciało owinęło zimne powietrze pozostawiając po sobie gęsią skórę. Wewnątrz małej jaskini było ponuro, cicho i zimno. Zupełnie inaczej niż jak był tu jej zmarły przyjaciel. Co prawda w legowisku było zimno, ale panowała przyjemna atmosfera, a w powietrzu unosił się słaby zapach kwiatków, które naznosiła Nagietkowa Skóra.

Nagietkowa Skóra, Gronostajowa Gwiazda, Błądzący Lot... Czemu musieli umrzeć? Czemu Klan Gwiazd wezwał ich do siebie skoro mieli jeszcze wiele przed sobą?

— Witaj, Rudzikowa Gwiazdo. Jakiś czas temu obudził się nieprzytomny od kilku księżycu uczeń, którego znaleźliście w Klanie Słonecznego Blasku. Na razie śpi i są to decydujące godziny. W każdej chwili może umrzeć z racji na wycieńczenie organizmu. — powiedziała poważnie kocica, wbijając wzrok swoich ślepi w rudą sylwetkę chowającą się w cieniu.

— Jak z jego kondycją?

— Jak już mówiłam jest wyczerpany. Najprawdopodobniej jest ślepy, a jego mięśnie zwiotczałe. Jest mało szans na to, że będzie kiedykolwiek chodzić tak dobrze jak wcześniej. Z jego głosem również może być problem, ale możliwe, że po podaniu mu miodu powinno się nieco polepszyć. Nidy nie powróci do swojego dawnego stanu. Co do jego stanu psychicznego. Jak się obudził wpadł w atak paniki i był przerażony, dopiero po kilku dawkach maku zdolałiśmy go uspokić. Szyszkowa Łapa bardzo mi w tym pomogła.

— Powiadom mnie od razu jak się obudzi. Muszę z nim porozmawiać.

— Nie sądzę aby to był dobry pomysł, Rudzikowa Gwiazdo. Jest przestraszony i nie wie co się dzie-

— Nie interesuje mnie to. Nie pozwalałem mu zostawać w obozie aby sobie tutaj odpoczywał. Jest naszym więźniem.

— Ale-

— Żadnych "ale"! Jak się obudzi to mi to powiedz. Czego nie możesz zrozumieć?! — warknął poirytowany przywódca, a jego puchaty ogon najeżył się, zwiększając znacznie jego wielkość.

Medyczka otworzyła szerzej oczy słysząc nagły wybuch błękitnookiego i cichym głosem powiedziała "przepraszam, już idę" po czym natychmiastowo wyszła. Kiedy tylko wydostała się na obóz wypuściła przetrzymywane powietrze, a w jej oczach pojawiły się łzy.

Gdzie podział się ten dawny Rudzikowa Fala?

***

Późnym wieczorem kiedy na ciemnym niebie poczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy, a temperatura nieco opadła czarny kocur ponownie się obudził od razu kuląc się w kącie swojego posłania. Sowie Pióro jak gdyby na zawołanie wrócił do legowiska medyka, ale zignorował wszystkich i ze spuszczoną głową skierował się do wnęki gdzie miał swoje własne posłanie. Jego jasnobrązowe futro było poplątane i brudne, a oczy zmęczone. Co on robił przez prawie cały dzień?

Szyszkowa Łapa odetchnęła z ulgą widząc jak błękitnooki się budzi i zachowuje spokój. Przez reszte dnia pilnowała kocura, a kiedy Grzybowa Noga znalazł chwilę czasu wolnego przyszedł ją odwiedzić. Był pierwszym kotem jaki się o tym dowiedział prócz niej, medyków i przywódcy. Sójcze Skrzydło po powrocie od przywódcy była wyjątkowo cicho, była wiecznie niespokojna, a kiedy kocur się obudził była wręcz przestraszona. Brunatna uczennica była ciekawa co zaszło w legowisku przywódcy, że medyczka była w takim stanie.

Łaciata kocica podała młodemu kocurowi trochę miodu, najwidoczniej aby ułatwić mu mówienie, które mogłoby utrudnione przez nie używanie głosu od długiego czasu. Sama coś o tym wiedziała bo po powrocie z Klanu Wieczniej Cieszy przez kilka dni jedyne co wychodziło z jej gardła to dziwne skrzeki i piski. Po chwili Sójcze Skrzydł bez słowa opuściła legowisko.

Szyszkowa Łapa zmrużyła podejrzliwie ślepia, wbijając wzrok w stronę wyjścia. Na zewnątrz panowała ciemność, a na wieczornym niebie pojawiało się coraz więcej lśniących punkcików. Szum wiatru przerywał panująca ciszę, a zimne powietrze z każdym powiewem wpływało do legowiska opatulając ciała trójki kotów. Pomimo to ten chłód był wyjątkowo relaksujący po długim, pełnym emocji i gorącym dniu. Uczennica marzyła o śnie, ale musiała pilnować czarnofutrego dopóki ten nie będzie pod opieką medyczki.

Nagle wszedł do legowiska rudy przywódca razem z szarooką kocicą stojąca niepewnie obok niego. Gołym okiem widać było, że Sójcze Skrzydło obawiała się owego kocura zapewne przez jakiś incydent. Była ciekawa o co chodziło. Czyżby to było w jakiś sposób związane z jej blizną na pysku? Jeśli tak to Rudzikowa Gwiazda zdecydowanie zasługiwał na surową karę od Klanu Gwiazd.

Poczuła jak mały kocur obok niej, nieznacznie się do niej przytula bojąc się nowego zapachu, który wyczuł. Najwidoczniej zaufał brunatnofutrej co ją ucieszyło, a na jej pysk mimowolnie wpynął rozczulony uśmieszek.

— Nie bój się. To przywódca tego klanu, Rudzikowa Gwiazda. Może go znasz z opowieści twoich klanowiczy? — kiedy kotka wspomniała imię poczuła jak ciało błękitnookiego tylko bardziej się spięło, a z jego gardła wydobył się zniekształcony syk.
Uczennica na początku się zdziwiła, ale później przypomniała sobie opowieści samotników o rudym przywódcy.

Jak ten mysi mózdżek dostał się na tak wysoką pozycję?! Albo leszpsze pytanie, czemu go się jeszcze nie pozbyli razem z Zakrwawionym Pędem? Ta dwójka wzbudzała w niej obrzydzenie i niezmierną złość, którą musiała tłumić w sobie. Jednak wiedziała, że kiedyś otrzymają swoja zasłużoną karę. Jeśli nie ona im ją wymierzy to inni.

— Witaj. Jak masz na imię? — zapytał spokojnym głosem Rudzikowa Gwiazda, podchodząc do czarnego kocura. Słysząc w odpowiedzi tylko kolejny syk, westchnął ciężko. — Słuchaj mały, nie mam czasu na twoje humorki. Gadaj jak masz na imię.

Szyszkowa Łapa spojrzała spojrzała zezłoszona na przywódcę, ale ten ją zignorował skupiając się na uczniu.
Sójcze Skrzydło niemo nakazała jej podejść do siebie, a ona z lekkim wachaniem to zrobiła. Nie chciała zostawić kocura samego w towarzystwie tego potwora. Kiedy znalazła się obok medyczki mogła dostrzec jak jej łapy się trzęsą, a jej oddech jest płytki i nierówny.

— Wszystko w porządku, Sójcze Skrzydło? Może powinnaś nieco odpocząć? — zapytała zmartwiona Szyszkowa Łapa, spoglądając na rudo-czarną kotkę.

— On nie powinien się teraz stresować. To decydujące godziny, jedno niepowodzenie i może umrzeć. Jego organizm, pomimo iż tego nie widać, jest na wykończeniu i jestem wręcz pewna, że niektóre z narządów wewnętrznych nie działają prawidłowo. Jednak nie mogłam przemówić Rudzikowej Gwieździe do rozsądku! — wymamrotała szarooka, wbijając pazury w miękkie podłoże legowiska i zaciskając powieki.

— Nie martw się. Razem z Sowim Piórem dopilnujemy aby nic złego się nie stało, a ty możesz iść odpocząć. Jeśli nie chcesz tutaj to jestem pewna, że w legowisku starszyzny bądź wojowników chętnie cię przyjmą.

— Dziękuję ci, Szyszkowa Łapo. Masz bardzo dobre serce, zupełnie jak twój ojciec. — uśmiechnęła się ciepło po czym z niepewnością opuściła legowisko, pozostawiając uczennicę samą z wieloma pytaniami. Jej ojciec miał dobre serce? Już drugi kot jej to mówił, więc zapewne to była prawda. Jednak co jeśli nie? Może jednak był podobny do Rudzikowej Gwiazdy skoro się z nim przyjaźnił?

Kiedy podniosła zmieszane spojrzenie na dwójkę kocurów nie zauważyła nic niepokojącego. Wiedziała jednak, że jeśli Rudzikowa Gwiazda nie użyje przemocy fizycznej to tej psychicznej. To było w nim najgorsze. Dokładnie wiedział jak kogoś zniszczyć na każdy możliwy sposób. Chociaż Zakrwawiona Pęd była w tym gorsza. Ba! Szyszkowa Łapa miała wrażenie, że ona specializuje się w przemocy psychicznej.

Dwa potwory dorwały się do władzy. Czy może być jeszcze gorzej?

───────•••───────

[ 1480 słów ]

na pocztaku sadzilam, ze za szybko pedzilam z akcja, a teraz stwierdzam ze jestem w dupie
mialam zamiar skonczyc ta ksiazke na 45 rozzdzialach ale chyva mi to nie wystarczy bo nie zaczelam nawey głównego wydarzenia XDD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top