(🐑.)────rozdział dwudziesty
───────•••───────
Następnego dnia w obozie panowała wyjątkowo ponura atmosfera pomimo tego, że odzyskali swoją zaginioną uczennice, która nadal leżała u medyczki w legowisku. Zapewne zostanie tam na następny księżyc, a później odbędzie przyspieszony trening aby wrócić to poprzedniej kondycji. Z pewnością trochę sobie poczeka aż zdobędzie tą wyczekiwaną rangę łowczyni.
Bruntana kotka leżała zwinięta w kłębek na posłaniu z paproci przysłuchując się stłumionym rozmową dobiegającym zza legowiska medyka. Jasnobrązowy, ciemniej cętkowany kocur siedział niedaleko niej grzebiąc coś przy kupce ziół i co jakiś czas zerkając w jej stronę aby zobaczyć w jakim jest stanie. Szyszkowa Łapa nie była głodna, nie była również zmęczona, a do do bólu i uciążliwego swędzenia już przywykła, więc było dla niej dziwne, że wszyscy byli nią tak przejęci. Czuła się dość dobrze. Nie licząc zawrotów głowy, które wiecznie jej towarzyszły. Większość czasu tylko mdlała i odzyskiwała przytomność, ale to również było dziwnie normalne.
Najbardziej czego chciała to zobaczyć swoich braci, którzy ciągle czekali przed legowiskiem z nadzieją, że w końcu zostaną wpuszczeni. Chciała ich przeprosić. Tak bardzo ich przeprosić za wszystko co zrobiła, za tą podróż, za zawarcie umowy z Mroczną Puszczą, za swoją nieuwagę i samolubność. Jednak jak mogła to zrobić kiedy jedyne co potrafiła z siebie wydać to skrzek albo pisk? Jej gardło było tak rzadko używane, że ciężko było jej coś z siebie wydobyć. Dostała dawkę miodu, miliona ziół oraz jakieś papki na chorą skórę, ale nadal czuła się tak jak wcześniej.
Czy ona w ogóle wróci do poprzedniej formy? Co jeśli nie? Wyladuję w starszyznie? Nie chciała tego, dalej chciała jakoś pomagać klanowi i dowiedzieć się więcej o sekretach, które kryje Rudzikowa Gwiazda. Dowiedziała się wiele. Ponoć jej klan masowo morduję samotników, atakuję klany bez powodu, kradnie zwierzynę, porywa kociaki, a to wszystko bez powiadomienia o tym innych. Była ciekawa czy inne koty są w ogóle tego świadome. Czy może one też w tym uczestniczą?
To wszystko wydawało się dla niej takie skomplikowane, bezsensowne i okrutne. Żyła tak długi czas w słodkim kłamstwie, w przekonaniu, że jej klan jest najlepszym co mogła mieć, a Rudzikowa Gwiazda jest troskliwym kotem. To wszystko było kłamstwem. Wszyscy kłamali jej w żywe oczy, a ona jak głupia wierzyła w każde ich słowo. Była tylko przeszkodą w wielkim planie przywódcy. Musiala tylko się dowiedzieć więcej. Wtedy będzie mogła wszystkiemu zapobiec i będzie o wiele lepiej.
— Tutaj twoje jedzenie i porcja ziół. — powiedział Sowie Pióro podsuwając jej pod nos tłustą mysz oraz jakieś zioła. Zaraz po tym medyk skierował się do nieprzytomnego od dłuższego czasu kocura, którego wzięli z terytorium Klanu Słonecznego Blasku i zaczął się nim zajmować kompletnie bez słowa. Zaś kotka z niepewnością zaczęła odgryzać malę kawałki mięsa. Nie zjadła dużo, zaledwie połowę myszy i już czuła się pełna.
Jej powieki zaczęły być ociężałe, a ona jakby w jednej chwili opadła ze wszystkich sił. Zapewne była to sprawka maku, który młody medyk jej podał aby załagodzić ból oraz nieco ją uspokoić. Ziewnęła przeciągle po czym ułożyła się wygodniej. Mech był wyjątkowo miękki, nie tak jak tamten w więzieniu, który cały czas ja uwierał pozostawiając po sobie malutkie odarcia.
Po kilku chwilach odpłynęła w upragniony sen, a wszystkie dźwięki momentalnie ustały, zastąpione relaksującą ciszą. Kiedy już wszystko miało być spokojnie ciszę przerwał chlupot wody, a do jej nozdrzy dotarł smród krwi. Już wiedziała co zasta. Ale czemu te sny powróciły? Minął księżyc odkąd doświadczyła ostatni i miała nadzieję, że już nigdy nie powrócą. Czyżby to było związane z jej klanem? W końcu jak była więźniem nie miała żadnego snu o ile w ogóle spała.
Niepewnie podniosła powieki, a jej zmatowiałym ślepiom ukazała się krwista rzeka powolnie płynącą przed siebie. Trawa wokół niej była splamiona krwią, a pojedyncze elementy kocich ciał leżały na brzegach oblegane przez robactwo. W rzece również płynęły pojedyńcze ciała. Poturbowane, bez głów lub łap, czasami z otwartymi oczami utkwionymi w wyrazie przerażenia.
Przerażona kotka cofnęła się do tyłu usilnie próbując zamknąć oczy co niestety jej się nie udawało. Typowe w jej koszmarach. Nie mogła odwrócić głowy ani zakryć oczu, musiała po prostu wpatrywać się w tą brutalną scenę z łzami w oczach. Czym zasłużyła na takie sny? Pełne krwi, śmierci, ciał. Jakby coś starało jej pokazać jak kruche jest życie. A może tak wygląda Mroczna Puszcza? Pełna śmierci, bólu i cierpienia? Nie wiedziała.
Nagle do jej uszu oprócz plusku krwi dotarł również niezrozumiały szum, który przerywany był jak zwykle poprzez dźwięki walki i bólu. O co w tym wszystkim chodzi? Czy ten ktoś stara jej się coś przekazać z Klanu Gwiazd, ale inni mu nie pozwalają?
Słowa zaczęły układać się w pojedyncze słowa. "Pędy... potwory... niebo". Nic co mogłaby zrozumieć.
Zerwała się nagle biorąc głęboki wdech i otwierając szeroko oczy. Była w legowisku, a tamta polana zniknęła razem z tajemniczymi dźwiękami. Co to było? Co ma z tym wszystkim zrobić? Powiedziec komuś? Rozejrzała się dookoła zauważając spokojnie śpiącego medyka niedaleko tego nieprzytomnego uczniaka. Zamrugała kilka razy biorąc głęboki wdech i wydech. Co tak właściwe się stało?
───────•••───────
[822 słowa]
nienawidzę szyszki tbh
PYTANIE:
kogo lubicie najbardziej z drugiego miotu gronostaja (grzybek, szyszka lub korzenny), a kogo najmniej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top