(🐑.)────rozdział czterdziesty czwarty [END]
───────•••───────
Minęło dziesięć długich księżycy. Sztuczny świat stworzony przez Rudzikową Gwiazdę nadal działał, a Szyszkowa Kita nic z tym nie zrobiła. Jednak miała plan. Musiała tylko jeszcze poczekać chwilę. Kilka wydarzeń i jej pomysł mógłby zostać wprowadzony w życie i mogłaby ocalić swój klan przed rozpaczą.
Jedyne co jej pozostało to poczekać i obserwować wszystko co się działo.
Jednak kiedy ona starała się uratować swój klan, jej bliscy zaczęli prowadzić właśnie życia pozostawiając kotkę samą sobie. Zupełnie tak, jak wmawiały jej głosy.
Głosy, które siedziały w jej umyśle nie pozwalając jej normalnie funkcjonować. Ciągłe szepty nie opuszczające jej myśli.
Nienawidziła ich, zupełnie tak jak swoje koszmary, które nigdy jej nie opuściły.
Ukryty Korzeń związał się z Deszczowym Porankiem nie długo po tym jak wyszedł z legowiska medyka po walce. Od tamtego czasu byli praktycznie nie rozłączni, a Szyszkowa Kita czuła się odsunięta na drugi tor. Nie tylko przez niego, ale i przez Grzybową Nogę, który spędzał większość swojego czasu z Tojadowym Krzewem.
Jej bracia jako jedyni wiedzieli z czym zmagała się każdej nocy i jak wielką traumę pozostawiały po sobie koszmary. Zaś kiedy oni zniknęli z jej życia, zniknęło również wsparcie emocjonalne.
Jednak musiała wytrwać ciężkie czasy aby uratować swoich bliskich. Nie miała innego wyboru. Strata wydawała jej się zbyt bolesna aby na nią pozwolić. Dodatkowo, z racji na mętlik jaki był w jej głowie, zastanawiała się nad podzieleniem tym z Jemiołuszkową Pogonią. W końcu były przyjaciółkami i mogła jej się zwierzyć z krwawych snów, natrętliwych szeptów i halucynacje jakie posiadała?
Halucynacje już kiedyś miała, kiedy szczególnie cierpiała z racji na swoje sny. Przeważnie ukazywały one krwawe plamy, ciała czy cieniste sylwetki kotów. Ta sytuacja się powtórzyła. Co prawda nie było tak źle i dało się z tym żyć, ale nie zmieniało to faktu, że było to nienormalne. Nigdy nie słyszała o kocie, który posiadał takie objawy jak ona. Zaś kiedy pytała się kogoś o to — oczywiście czysto "teoretycznie" — zawsze mówili, że to wina zwyczajnego niewyspania albo bujnej wyobraźni. Jednak ona była wyspana, a jej kreatywność była wręcz zerowa. Więc czemu?
***
Złote liście opadały na suchą ziemię, a lekki wiatr zdmuchiwał je na boki. Ptaki świergotały niepewnie i gdzieś w oddali, a szum gałęzi i rozmowy kotów tym bardziej zagłuszały melodie. Słońce wydawało się o wiele bledsze i kryło się za szarymi, ciężkimi obłokami. Pora Spadających Liści się rozpoczęła, a koty powolnie przygotowywały się na zimniejsze dni.
Szyszkowa Kita siedziała przy legowisku starszyzny, wpatrując się smutnym wzrokiem w ponure niebo. Obok niej siedział Grzybowa Noga, nerwowo drapiąc pazurami w glebie. Trujący Krzew umierał. Oczywiście, była to naturalna kolej rzeczy, tym bardziej, że kocur był dość wiekowy, ale nadal, było to niesamowicie bolesne. Może ona sama nie była z nim jakoś wyjątkowo blisko, ale znał jej tajemnicę, więc czuła się z nim w pewien sposób związana. Przez tyle księżycy, nikomu nie wygadał o jej koszmarach, więc była mu wdzięczna.
Dodatkowo, smuciło ją coś jeszcze. Fakt, że wszyscy przyjaciele jej ojca powoli tracili swoje życia, tym samym pozostawiając wiele pytań. Ponoć Gronostajowa Gwiazda został zrzucony z klifu, ale czy to była całkowita prawda? Nie powinna ufać ledwo poznanemu samotnikowi, który dodatkowo był o wiele młodszy od niej. No i nie tłumaczyło to faktu, że wiele kotów unikało tematu dawnego przywódcy. Ewidentnie musiało się wydarzyć coś, co zmusiło wszystkich do milczenia. Zdrada? Morderstwo? Oszustwo? Cokolwiek to było, pozostawiło po sobie ślad na wiele następnych księżycy.
— Wiesz gdzie jest Ukryty Korzeń i Deszczowy Poranek? Mieli do nas przyjść... — zapytał cicho jej brat, podnosząc na chwilę wzrok na nią.
— Nie mam pojęcia. Nie widziałam ich od rana. — odpowiedziała zgodnie z prawdą. Jak już wspominałam, kontakt pomiędzy nimi zaczął się psuć przez co rzadko w ogóle się do siebie odzywali. Nie było dziwnym, że nie zwracali na siebie aż tak wielkiej uwagi jak wcześniej.
— Wyglądasz na zmęczona, może powinnaś iść spać? Obudzę cię jak zacznie się coś dziać.
— Chyba tak zrobię, dziękuję. — zgodziła się bursztynooka, powolnie wstając i rzucając szybkie spojrzenie na legowisko starszyzny. — Hej, Grzybowa Nogo. Będziesz chciał kiedyś wyjść na wspólne polowanie?
— Jasne, może jeszcze uda nam się wyciągnąć Ukrytego Korzenia.
Kotka uśmiechnęła się ponuro po czym truchtem, udała się do legowiska wojowników. Nie była jakoś specjalnie zmęczona, ale może krótka drzemka pozowli jej ucieknąć od zmartwień świata realnego. Miała tylko nadzieję, że nie będzie miała żadnego ze swoich snów bo w takim razie wolała by nie zasypiać.
Weszła do legowiska, witając się skinięciem głowy z Szybkim Powiewem. Położyła się na swoim posłaniu, układając się wygodnie, a po kilku minutach zasnęła. Na początku było spokojnie, ale chwilę później poczuła pod swoimi łapami kamienie, a następnie zapach pyłu unszącego się w powietrzu. Otworzyła niepewnie oczy aby zauważyć, że znajdowała się przy kanonie. Jej źrenicę zmniejszyły się w zaskoczeniu kiedy rozglądała się dookoła. Jeszcze nigdy, w żadnym swoim śnie nie była w tym miejscu. Tym bardziej, że był to drugi kanion, poza terytorium Klanu Porywistej Rzeki, gdzie nigdy nie była.
Było wyjątkowo cicho, nie było śladów krwi ani ciał, a powietrze było pozbawione nieprzyjemnego odoru zgnilizny. O co chodziło? Czemu to tak wyglądało? Coś to oznaczało? Może powinna się obawiać? Fala pytań zalała jej umysł, a oddech znacznie przyśpieszył wraz z biciem serca. Bała się. Nigdy nie znajdowała się w takiej sytuacji i nie miała pojęcia czego powinna się spodziewać. Dlatego też stała w miejscu, wyczekując następnych wydarzeń.
Rozejrzała się ponownie dookoła. Zielona trawa, wiele kwiatów i motyle nad nimi latające, drzewa w oddali. Wszystko wydawało się takie spokojne i sympatyczne. To było conajmniej dziwne z porównaniem do jej poprzednich koszmarów. Gdzie były wszystkie ciała? A krew? Krzyki, jęki, szepty? Co się z tym wszystkim stało? Może powinna coś zrobić, a nie tylko stać w miejscu. Jednak z drugiej strony, jaki byłby tego cel?Westchnęła ciężko, przymykajac powieki. Powinna zachować spokój.
Nagle podmuchy wiatru się wzmocniły, a malutkie kamyczki zaczęły spadać w dół szerokiej przepaści. Zaś potem nastała kompletna cisza. Nie słyszała nic prócz swojego oddechu. Cofnęła się kilka kroków do tyłu, odsuwajac się przy tym od kanionu. Sen czy nie, wolała uniknąć wpadania w niego. Nagle usłyszała szepty. Nie mogła zrozumieć co mówiły. Zlewały się w jedną całość, a kiedy wyostrzyła słuch zaczęła słyszeć pojedyńcze słowa. Później zaczęły
układać się w zdania.
Zamarła w miejscu. Więc to była przepowiednia? Te wszystkie koszmary, szepty, ciała, krwawe ślady miały jej przekazać te słowa? Słowa, których nawet nie rozumiała i nie była pewna czy usłyszała je odpowiednio. Te wszystkie księżycy męki sprowadziły ją do kolejnych pytań, na które zapewne sama będzie musiała sama znaleźć odpowiedzieć? Wysunęła pazury, a one wbiły się w suchą ziemię. Cóż, skoro takie było jej przeznaczenie nie mogła go zmienić. Może chociaż udałoby się jej uratować bliskich za pomocą tej przepowiedni.
"Pustka pochłonie światło, a pędy niczym potwory skardną gwiazdy panując nad niebem i mrokiem."
───────•••───────
[1120 słów]
czemu kazda postac, ktora pisze, w pewnym momencie swojego zycoa zawsze ma jakies proboemy psychiczne
w sesnie
gronostajowy faktycznie miał być taki, ale rudzik i szyszka zdecydowanie nie??? coz, chyga nie umiem pisać postaciamj psychicznie stabilnymi
CIEKAWOSTKA;
ten tom był zwykłym chaosem, pisanym pod wpływem chwili dlatego wieke watkow jest zaczetych i nie skonczonych. postaram sie to naprawic w trzecim tomie, ale idk czy mi sie uda-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top