𝐏𝐢𝐞𝐫𝐰𝐬𝐳𝐲 𝐭𝐚𝐧𝐢𝐞𝐜
▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃
┊ ┊ ┊ ┊ ┊ ┊
┊ ┊ ┊ ┊ ˚✩ ⋆。˚ ✩
┊ ┊ ┊ ✫
┊ ┊ ︎✧
┊ ┊ ✯
┊ . ˚ ˚✩
Promienie słońca przenikające przez zasłony delikatnie smyrały twoją twarz. Powoli zaczęłaś się wybudzać, leniwie przeciągając się. Ledwie podniosłaś się do siadu, a rozbrzmiał odgłos pukania, by po chwili drzwi otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł nie za wysoki mężczyzna z zaczesanymi do tyłu czarnymi włosami. Odziany w ciemny garnitur pasujący mu idealnie.
- Widzę, że panienka już wstała. - Podszedł do twojego łóżka zatrzymując się przy małym stoliczku. Chwycił obiema dłońmi za tacę, na której znajdowała się już pusta filiżanka po herbacie.
- Mówiłam już, żebyś tak mnie nie nazywał. - Westchnęłaś cicho ale nie potrafiłaś ukryć delikatnego uśmiechu. - Zwłaszcza na osobności. - Dodałaś udając obrażoną, niczym mała dziewczynka.
- Wybacz, panienko. - Wykonał w twoją stronę lekki skłon, by zaraz na powrót stać wyprostowany.
- Nie musisz... - Westchnęłaś tylko ciężko. - A ty nadal swoje. - Szepnęłaś bardziej do samej siebie. Odrzuciłaś kołdrę na bok, po czym wstałaś na równe nogi. Nagle zza okna dotarły czyjeś krzyki. - Coś się dzieje? - Zapytałaś nieco zmartwionym głosem.
- Czyżby panienka zapomniała?
- O czym takim? - Na twoje pytanie podkręcił głową na boki. Gdyby nie był sobą, zapewne uśmiechnął by się rozbawiony twoją reakcją.
- Dziś odbywa się bal z okazji twoich narodzin. - Stanęłaś niczym posąg z otwartymi ustami.
- Co? Że to dziś... - Zapytałaś zszokowana. Wtedy Levi wyciągnął jedną dłoń, by jego dwo palce umieścić na twoim podbródku. Po tym uniósł je w górę tak, że twoje usta na powrót były zamknięte. Co było dziwne, nie zabrał ręki, tylko po prostu stał wpatrzony w ciebie. Miałaś wrażenie, że zaraz twoje policzki obleje soczysty rumieniec. Chciałaś, jak najszybciej się schować, aby przypadkiem go nie dostrzegł.
- Pójdę się ubrać. - Powiedziałaś szybko, by w jednej chwili zniknąć w drugim pokoju połączonym z twoją sypialnią. Była to osobista garderoba tylko do twojego użytku. Chociaż jej wielkość była porównywalna do całego mieszkania zwykłych wieśniaków.
Zamknęłaś się w niej i oparłaś plecami o drzwi. Serce biło ci w dziwny sposób, niezrozumiały dla twojej osoby. Jako jedyna córka króla zawsze byłaś otaczana najlepszym gronem. Już nie raz próbowano cię wydać za mąż, a każdy z kandydatów był niewyobrażalnie przystojnym księciem. Pomimo to nie było wtedy jak w jakiejś bajce. Nigdy nie czułaś przy którymś z nich nic takiego, nie interesowali cię mężczyźni, chęć wyjścia za mąż. Więc czemu te dziwne uczucia pojawiały się teraz? Czemu akurat przy nim? Przecież to tylko służący... prawda? Ciężko westchnęłaś, by po chwili unieść wzrok na wiszące suknie. Każda innego koloru, wzoru, a i tak żadna nie była dla ciebie wyjątkową.
~×°×~×°×~
- Jesteś w końcu! - Odezwał się widocznie zadowolony król, gdy tylko weszłaś do pomieszczenia. Powolnym krokiem podeszłaś bliżej tronu, na którym zasiadał. Stojąc praktycznie na przeciw niemu, ukłoniłaś się, jak przystało na księżniczkę.
- Witaj ojcze. - Wyprostowałaś się z delikatnym uśmiechem. Mężczyzna wstał, by podejść do ciebie. Rozłożył ręce dając do zrozumienia, że chce cie przytulić.
- Najlepszego z okazji dnia twych narodzin. - Objęłaś go w pasie, co odwzajemnił.
- Dziękuję ci ojcze.
- Z tej okazji chciałbym obyś to włożyła. - Oznajmił odsuwając się od ciebie i dając znak służącej, by ta przyniosła daną rzecz. Nie minęła chwila, a stała obok was z dość sporej wielkości pudłem, na którego czubku widniała czerwona kokarda. - Kazałem specjalnie uszyć na dzisiejszy dzień. Nie widziałem jej jeszcze, wolę ujrzeć ją na tobie na balu.
- Wasza wysokość. - Zwrócił się do niego jeden z rycerzy. - Już przybyli. - Na te słowa władca westchnął, po czym udał się w kierunku drzwi.
- Przebierz się córko i widzimy się wieczorem. - Ostatni raz odezwał się i zniknął z twojego pola widzenia.
~×°×~×°×~
(Wieczór, pół godziny do rozpoczęcia balu)
Długa suknia z wieloma pofalowanymi warstwami w kolorze jasnego różu. W koło talii biała wstążka z ogromną kokardą z tyłu. Miała tylko jedno ramiączko, które ozdobione było różowymi piórami. Zasłaniały ci niemalże całe pole widzenia. Na ten widok w lustrze na twojej twarzy pojawił się grymas. Bądźmy szczerzy... ta sukienka była okropna. Nie miałaś zamiaru wystawiać się na pośmiewisko. Jednak również nie mogłaś zrobić przykrości ojcu.
- Wyglądasz ślicznie, księżniczko (zmieniło mi na książeczko ;-; ) - Stwierdziła twoja pokojówka z uśmiechem. Miałaś ochotę zacząć się śmiać z jej słów, jednak powstrzymałaś się od tego.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłaś się do niej niezbyt przekonana jej opinią. Chciała coś powiedzieć, lecz nagle rozbrzmiał dźwięk pukania do drzwi. - Proszę. - Nie minęła chwila, a do środka wszedł Levi. Jak zawsze wykonał skłon w twoją stronę.
- Wybacz, że przeszkadzam. - Ucieszyłaś go gestem ręki.
- Dziękuję za pomoc, możesz już odejść. - Skierowałaś się do kobiety, która posłusznie udała się do wyjścia, by zaraz zniknąć za korytarzem.
- Powiedz Levi, tylko bądź całkowicie szczery. - Zwróciłaś się do stojącego na przeciw ciebie bruneta.
- Wyglądasz jak wypchana, różowa kaczka. - Wyprzedził twoje pytanie odpowiadając na nie. Chciałaś coś powiedzieć ale zaraz zamknęłaś usta odwracając wzrok. Mężczyzna westchnął, by wyjąć zza pleców jakieś czarne pudło. Widząc twoje zdziwienie ponownie się odezwał. - Jeszcze ja nie dałem Ci prezentu.
- Nie musia... - Przerwał ci przykładając palec do twych ust. Sługa nie powinien wykonywać takich rzeczy, jednak w jego przypadku nie przeszkadzało ci to.
- Chyba jednak ci się przyda. - Zabrał dłoń dając ci przedmiot do rąk, po czym po prostu wyszedł z twojego pokoju.
- No wiesz ty co... - Westchnęłaś ale mimowolnie uśmiech sam wkradł się na twoją twarz. Położyłaś pudełko na swym wielkim łóżku, by je otworzyć. Ujrzałaś wtedy [kolor] materiał (czarny :3). Wyłożyłaś strój obok ukazując go całego
(Dam wam swobodę ubioru i to wcale nie dlatego, że nie chce mi się opisywać tego.)
~×°×~×°×~
Stałaś przed drzwiami ogromnymi na kilka metrów. Za nich rozbrzmiewały śmiechy i odgłosy muzyki. Po chwili cały hałas ucichł, by zaraz rozbrzmiał głęboki głos twego ojca. Podziękował wszystkim za przybycie i wygłosił swą przemowę. Gdy tylko wypowiedział twoje imię, służące stojące obok otworzyły wrota ukazując skrywaną za nimi salę. Wszystkie pary oczu zwrócone były na ciebie. Powoli stawiałaś każdy krok na następny stopień długich schodów, zbliżając się do środka sali. Idąc mogłaś usłyszeć szepty ludzi. Każdy z nich mówił jaka to nie jesteś piękna, a suknia wspaniała. Stojąc wystarczająco blisko chwyciłaś wyciągniętą dłoń ojca.
- Wyglądasz wspaniale. Cieszy mnie, że ją włożyłaś. - Szepnął do ciebie pochylając przy tym nieznacznie. W odpowiedzi uśmiechnęłaś się do niego nieco sztucznie. W myślach dziękując Levi'owi za te suknie, którą ci podarował. W sumie zastanawiało cię skąd ją wziął i skąd wiedział, że będziesz jej potrzebować. Jednak na razie pozostawało to tajemnicą.
Mijały kolejne minuty, podczas których słuchałaś życzeń urodzinowych. W końcu nastał czas, gdy miałaś wybrać swego partnera do pierwszego tańca. Nagle obok ciebie zjawiła się jedna z twoich kuzynek.
- Tamten blondyn przy filarze. Jest taki przystojny. - Mówiła całkowicie rozmarzona.
- Co w związku z tym? - Zapytałaś ją, na co spojrzała na ciebie z iskierkami w oczach.
- Jak to co? Idź i zatańcz z nim! - Powiedziała to na tyle głośno, że znajdujący się przy nim Levi był w stanie to usłyszeć. Niezauważalne zmrużył oczy. Uniosłaś jedną brew niezbyt przekonana jej pomysłem. Spojrzałaś w jego stronę, faktycznie przystojny to on był i to bardzo. Nagle dostrzegłaś stojącego obok niego pewnego bruneta. Mimowolnie uśmiechnęłaś się na jego widok. Nie słuchając już kuzynki zaczęłaś iść w jego kierunku.
- Mogę prosić o pierwszy taniec? - Levi myślał, że zaraz wybuchnie gniewem. Był całkowicie pewny, iż mówisz to do tego blondyna. Nie chciał widzieć cię, jak jakiś mężczyzna dotyka cię. Niestety nie mógł nic z tym zrobić. Wiedział doskonale o tym, że jako zwykły sługa nie ma żadnego prawa do bliższych relacji z tobą. Jednak nawet on nie potrafił na tyle panować nad emocjami. Nad uczuciami, które poczuł do twojej osoby. Zacisnął zęby, wciąż stojąc prosto ze wzrokiem skierowanym przed siebie.
- Mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć. - Nagle poczuł dotyk na swoim ramieniu. Zaskoczony brunet obrócił się w bok. Ujrzał wtedy najpiękniejsze oczy w odcieniu [kolor]. Błyszczące się bardziej niżeli najdroższe kamienie. Uśmiech cenniejszy niżeli wszystkie bogactwa. Przed nim stała z wyciągniętą dłonią kobieta, dla której oddał by wszystko co tylko byłby w stanie.
Gdy wciąż nie uzyskałaś od niego odpowiedzi, chwyciłaś jego rękę ciągnąć na środek sali. Stanęłaś przodem do niego i splecione dłonie uniosłaś na wysokości ramion. Drugą chwyciłaś jego, po czym przyłożyłaś do swojej talii, by zaraz położyć ją na jego ramieniu. Powolna melodia zaczęła rozbrzmiewać po całej sali, do której zaczęłaś się ruszać. Levi został zmuszony do zrobienia tego samego. Chociaż... czy było to na siłę? Przecież w głębi pragnął tego, nawet jeśli nie chciał tego przyznać.
- Wiesz, że nie mogę. Jestem tylko... - Przerwałaś mu stanowczo.
- Jesteś osobą, którą cenie sobie najbardziej. Tą, która zna mnie jak nikt inny. Która była że mną odkąd pamiętam. Nigdy nie byłeś dla mnie tylko sługą. - Oczy bruneta rozszerzyły się z niedowierzania. - Jesteś osobą... - Zawahałaś się, a twoja cała pewność siebie nagle gdzieś zniknęła. Jednak byłaś teraz pewna, wiedziałaś co czuje twoje serce. Chciałaś mu to powiedzieć, a wiedziałaś, że jeśli teraz mu tego nie wyznasz, to więcej nie zabierzesz się na odwagę. - Levi... jesteś osobą, którą kocham.
Na dźwięk tych słów wszystkie jego mięśnie nagle odmówiły mu posłuszeństwa. Jakby został na niego rzucony czar zmieniając ciało w kamień. Usta miał lekko uchylone, a oczy rozszerzone. Miał miliony myśli w głowie, czy aby na pewno dobrze usłyszał? Może to jego umysł płata mu figle? Nie... Uszy go nie myliły, powiedziałaś to. Wypowiedziałaś słowa, których on tak bardzo bał się powiedzieć tobie.
Wciąż staliście na przeciw siebie nieruchomo. Lecz nie żadne z was nie odsunęło się, nie zabrało rąk. Inne pary już dawno tańczyły wkoło waszej dwójki nie wracając nawet na was uwagi, jakbyście wcale tutaj nie stali. Mijała kolejna chwila za chwilą, zmieniając w długie minuty. Zastanawiałaś się nawet, czy by nie uciec. Jednak nie mogłaś tego uczynić, musiałaś usłyszeć jego odpowiedź z jego ust, właśnie tego wieczoru, w tym miejscu.
- Ja... - Brunet próbował coś powiedzieć, lecz jego gardło nie pozwalało mu na to.
- Rozumiem. - Pomimo uśmiechu na twarzy, widocznie posmutniałaś, kierując wzrok na jego tors. - ...że ty nie czujesz tego sa... - Nie wiedzieć czemu nie mogłaś dokończyć tego zdania. Coś nie pozwalało ci zaczerpnąć tchu. Nagle dotarło to do ciebie... Dłoń, którą miał na twojej talii przysunęła cię bliżej jego ciała. Jego usta dotykały twoich napierając na nie. W końcu stało się to, czego w głębi serca oboje pragnęliście. Nareszcie mogliście posmakować swych ust, dowiedzieć się jak smakują. Nawet nie zauważyliście, że ludzie przestali tańczyć i przyglądali się wam.
- Mówiłam, że tak będzie. - Szepnęła twoją matka do swego męża, który wciąż stał niczym słup soli. Jedynie pokiwał jej delikatnie głową z wciąż szeroko otwartymi oczami. - Czekam na moją wypłatę. - Oznajmiła z wyciągniętą dłonią w jego stronę. Na co mężczyzna z grymasem na twarzy wyjął z kieszeni małą sakiewkę dając kobiecie.
꧂ღ╭⊱♥≺
05.03.2019r.
Godz. 18:48
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top