*25* Rozpacz, której nie da się wyrazić słowami

– Jeśli chcesz z nim być, będzie musiał przejść przez nasze próby – Ojciec Mile był nieugięty. Fourth skrzywił się. Służący ojców postawił na niskiej, ciemnej, wyglądającej na ciężką ławie przed nim kubek herbaty z kostkami lodu. Było gorąco i Fourth rzeczywiście miał ochotę napić się czegoś na orzeźwienie, ale nie chciał tego robić w obecności swoich ojców, a szczególnie Mile'a. Wciąż był wściekły za to, że ludzie jego ojca przyprowadzili go tu, do ich domu, z którym nie chciał mieć już nic wspólnego i o którym chciał zapomnieć. 

– Ojcze Mile... – Zaczął, ale tato Apo mu przerwał.

– Zrozum, synu, że to dla twojego własnego dobra. Jaką masz pewność, że możesz mu ufać? Jaką masz pewność, że on nie zdradzi naszych tajemnic? Nie dbam o to, że jest chłopakiem, chociaż muszę przyznać, że wolałbym, żebyś miał dziewczynę, ale tu chodzi najbardziej o zaufanie. Czy do ciebie nic nie dociera? Zapomniałeś, kim jesteśmy?

– J-ja... Ja mu ufam.

– Ty mu ufasz. Wspaniale, ale my nie. Co tak naprawdę o nim wiesz?

– Nooooo, jest muzykiem i aktorem, prawda? Ma dwóch starszych braci, Dunka i Phuwina. Dunk studiuje medycynę, Phuwin jest... – Zawahał się. Zaraz, kim jest Phuwin? Nigdy tak naprawdę szczerze o tym nie rozmawiali i Fourth nagle zdał sobie sprawę z tego, jak niewiele wie o Gemini'im, jego życiu i jego rodzinie. Wiedział tylko, że cała trójka mieszkała jedynie z matką, ojciec odszedł do innej kobiety, a Gemini nie miał dobrego kontaktu z matką i uważał, że powodem tego jest jego własne podobieństwo do ojca.

– No właśnie, synu, o tym właśnie mówiłem. Nic o nim nie wiesz. Dlatego musi przejść przez próby, jakie dla niego przygotowaliśmy, musi wykonać te zadania. Jeśli tego nie zrobi, nie będzie nigdy godny zaufania w naszych oczach.

– To nie fair.

– To bardzo fair. Byłoby inaczej, gdybyś nie wypaplał mu, kim jesteśmy. Po co mu o tym mówiłeś?

– J-ja... – Fourthowi brakowało słów i odwagi. Ojciec Mile wydawał mu się bardziej przerażający niż kiedykolwiek. Ani jedno kompletne zdanie nie przecisnęło się przez jego zaciśnięte gardło. Dla zyskania na czasie sięgnął po szklankę z wodą i upił kilka łyków.

Wiedział, że zadania przygotowane przez jego ojców były trudne, wymagające odwagi, męstwa, lojalności i pomysłowości. Wymagały też jeszcze czegoś. Odporności na ból i na stres. Nie żałował jednak, że powiedział Gem'owi prawdę o swojej rodzinie. Jego chłopak, zanim został jego chłopakiem, zasługiwał na poznanie prawdy, a Fourth nie potrafił zbyt długo kłamać, nigdy nie był aż tak dobrym aktorem jak Gemini, nawet jeśli bardzo się starał. Nie chciał okłamywać osoby, na której zależało mu najbardziej na świecie.

– Gemi jest artystą, tato, jeśli zrobicie mu krzywdę i zostaną jakieś ślady na jego ciele, ludzie będą zadawać pytania – Fourth uchwycił się ostatniej deski ratunku, zwracając się bezpośrednio do Apo.

– Trudno. Chłopcze, pora, abyś zrozumiał, że twój ukochany ma wybór: ty albo jego kariera i jego wygodne życie. Jeśli stchórzy, jeśli wybierze swoje własne życie, jeśli będzie się bał zaryzykować, to znaczy, że nie jest ciebie wart. Mój syn zasługuje na kogoś, kto nigdy go nie zdradzi, kto będzie lojalny i kto będzie znał swoje miejsce w szeregu. Jeśli ten chłopak nie wykona zadań, nie licz na to, że poradzi sobie z życiem jako twój chłopak. Nie zapominaj, kim jesteś, kim my wszyscy jesteśmy. Jesteśmy ludźmi, którzy mają prawdziwą władzę w tym kraju, to od nas zależy szczęście lub nieszczęście tych zwyczajnych, szarych mieszkańców Tajlandii, to my możemy uczynić ich życie szczęśliwym lub zamienić je w prawdziwe piekło. Czy twój chłopak wie o twojej pozycji w tym świecie? Powiedziałeś mu, że ciebie też szkolono, abyś potrafił zadawać ból i zabijać?

Fourth odwrócił wzrok. Słowa ojca Mile go raniły. Nie chciał pamiętać o tym. Za każdym razem, kiedy spędzał czas z Geminim, mógł o tym zapomnieć. Gem dawał mu poczucie wolności, jakiego mu brakowało, pozwalał mu na bycie w pełni sobą. Przy młodym Tangsakyuenie czuł się tak, jakby wreszcie po raz pierwszy oddychał pełną piersią, a jego serce wielokrotnie stawało się lekkim motylem trzepoczącym małymi, ale silnymi skrzydełkami.

– Nie powiedziałeś mu? Synu, w takim razie ty też nie jesteś jego wart. Mówisz, że go kochasz. Skoro go kochasz, to dlaczego nie byłeś z nim całkowicie szczery? Nie powiedziałeś mu i nie dałeś mu szansy, aby mógł zdecydować, czy chce być z tobą, czy nie. Jeśli ty nie jesteś uczciwy wobec niego, nie oczekuj od niego, że będzie lojalny wobec ciebie. Nie zbierzesz tego, czego nie zasiałeś.

– To nie moja wina – Fourth był już zmęczony słuchaniem rozkazów, byciem chłopcem na posyłki. Dotąd swoją pracę wykonywał sumiennie i rzetelnie, ale teraz miał dosyć, chciał się uwolnić, chciał przestać nazywać się Jirochtikul. Wstał i odważnie spojrzał ojcu w oczy.

– Czyżby?

– To ty mnie tak wychowałeś, ojcze. To ty uczyłeś mnie zabijać niepotrzebnych, to przez ciebie jestem tak samo toksyczny jak ty i reszta twojej bandy popaprańców, ale im dłużej jestem z Gemini'im, tym lepiej widzę, jak bardzo złe jest to, co robimy. Odpuść ojcze, nie musimy być kolejnymi potworami, którzy są źródłem cierpienia dla innych.

– Musimy tacy być. Jeśli zmiękniemy, nie przetrwamy, silniejsi od nas nas zniszczą. Tego chcesz?

– Nie dbam o to. Jeśli będzie trzeba, mogę zginąć, czy nie tego mnie uczyłeś? Czy to nie ty uczyłeś mnie, że za swoich lojalnych i oddanych przyjaciół warto zginąć? W takim razie ja wiem, że warto oddać życie za Gem'a. Jeśli to będzie konieczne, jestem na to gotów. Wiem, że jeśli odejdę z branży, ludzie, których skrzywdziłem, mogą przyjść po odwet, mogą szukać zemsty, wiem, że to może oznaczać niebezpieczeństwo dla nas obu, ale mimo to chcę spróbować. Masz rację, ojcze, kocham go. I wiem, że on kocha mnie. Proszę cię tylko o dwie rzeczy: A: pozwól mi odejść z gangu; B: zaakceptuj nas i nie każ Gemini'iemu przechodzić przez te próby.

– Usiądź, porozmawiajmy – To nie brzmiało ani trochę zachęcająco, to znów był rozkaz. Mile oparł dłoń na barku Fourth'a, zmuszając go, by usiadł.

– Powiedz mi, czego właściwie ode mnie chcesz? Masz Gun'a, on wykonuje dla ciebie całą brudną robotę, czemu ja też muszę?

– Gun'a? A ty znowu o tym?

Mile i Apo wymienili zatroskane spojrzenia.

– Gun nie istnieje. Ile razy mam ci powtarzać? – Mile był wkurzony. Każda wzmianka na temat nieistniejącego brata bliźniaka Fourth'a doprowadzała go do furii. Wiele razy starał się wytłumaczyć Fourth'owi, że żaden Gun nigdy nie istniał, że Gun to po prostu druga osobowość samego Nattawata. Psychiatra, z którym Mile i Apo konsultowali tą sprawę, wytłumaczył im, że ich syn ma kilka różnych osobowości. Raz jest swoim własnym bratem bliźniakiem o przezwisku Gun, który jest odważny, agresywny, potrafi się bić i zabijać, a innym razem jest osiemnastoletnim LiMingiem, który rozpaczliwie szuka swojego zaginionego ukochanego. Jeszcze innym razem Fourth staje się ośmioletnim Fifim lub dziewiętnastoletnim Gunem.

– A więc po co mnie tu ściągnęliście? Porwaliście mnie z ulicy w środku dnia, ktoś mógł zauważyć. Po co? Po to, aby porozmawiać ze mną o moim chłopaku czy przypomnieć mi, jak bardzo beznadziejną porażką jestem w waszych oczach?

– Zgłupiałeś? My tylko chcemy poznać twojego partnera. Musimy go sprawdzić. Przyprowadź go do nas.

– Nie.

– Nie możesz odmówić.

– A jeśli GemGem nie przejdzie waszych prób? To co wtedy?

– No cóż, chyba wiesz, jaki los czeka zdrajców... – P'Mile z raniącą delikatne serce Fourtha szczerością podniósł rękę do góry i przystawił dwa palce do skroni, naśladując ułożenie pistoletu podczas strzału.

– Nie, ojcze. Nie możesz tego zrobić. Nie pozwalam ci!

– Och, ty smarkaczu masz czelność nie pozwalać czegoś mi? Ty?! Przypominam, że to ja cię wychowałem, to ja wyłożyłem pieniądze na twoją edukację i na wszystko, czego chciałeś.

– Opiekowałeś się mną?! Och naprawdę?! Teraz chcesz zgrywać kochanego tatusia? Teraz, kiedy dowiedziałeś się, że mam chłopaka i mój chłopak nie będzie się ciebie bał? Przyznaj się ojcze, boisz się Gem'a tak samo, jak bałeś się P'First'a, kiedy wstąpił do szkoły policyjnej pomimo twoich zakazów. Odciąłeś się już od swoich dwóch synów, zostałem ci tylko ja, jeśli odejdę z twojego życia, zostaniesz kompletnie sam. I na co ci te twoje pieniądze? Czy będziesz naprawdę szczęśliwy?

– Daj spokój, pleciesz jakieś bzdury. Pieniądze, strach i przemoc to władza, a władza jest słodka, jest wspaniała.

– Nie, ojcze, nie jest. Kiedyś się przekonasz, kiedy będziesz stary, słaby i samotny i kiedy nie będzie przy tobie nikogo, kto by podał ci szklankę wody. Wtedy zrozumiesz, co było ważniejsze: twoje pieniądze i twoja władza, które sprawiają, że nikt nie chce być przy tobie, czy moje zaufanie, moja przyjaźń, dobroć i miłość, które sprawiają, że ludzie chcą być przy mnie i mnie wspierają takiego, jakim jestem.

Fourth w tamtej chwili wydawał się niesamowicie dorosły i pewny siebie. To Gem tak go zmienił. Oraz kursy aktorstwa. Teraz potrafił mężnie znosić wszelkie słowa wypowiedziane przez jego opiekuna, który był jednocześnie człowiekiem, którego śmierci pragnął najbardziej na świecie i chociaż nienawidził samego siebie za takie myśli, nie potrafił ich odgonić. Chociaż wewnątrz cały aż się trząsł z emocji, na zewnątrz pozostał twardą, nieruchomą skałą, patrzącą na swojego ojca z pogardą.

Mile wiedział, że rozmowa została zakończona, Fourth już nie chciał go słuchać, ale odwrócił się jeszcze, zanim wyszedł i z rozbrajającą szczerością powiedział:

– Nigdy nie potrafiłem być dla ciebie dobrym ojcem, prawda? Jeśli jako mój własny syn bałeś się mnie, to znaczy, że zawaliłem na całej linii i w takim razie to nie Gemini nie jest wart mojego syna, a raczej ja nie jestem wart bycia nazywanym twoim ojcem. Wykazałeś się dzisiaj wielką odwagą i męstwem, nie sądziłem, że będziesz potrafił się nam postawić. Wróć tu z nim, przyprowadź go, chcę go lepiej poznać. Ty też nie wiesz o mnie wszystkiego. Daj mi jedną, ostatnią szansę, może wtedy zrozumiesz, że ja i Apo robiliśmy to wszystko, aby was chronić.

A potem odwrócił się i wyszedł, zostawiając Fourtha osłupiałego, siedzącego wciąż w tej samej sylwetce, jakby był rzeźbą wykonaną z marmuru, postacią na zawsze zaklętą w jednym geście bez ruchu. Jedynie jego unosząca się rytmicznie klatka piersiowa oraz mrugające powieki świadczyły o tym, że jednak był żywą istotą.

Fourth nie wiedział, co o tym myśleć.

Ojciec Mile zawsze wydawał mu się okrutny, stanowczy, poważny i pozbawiony wszelkich skrupułów. Mile był zawsze wobec niego lodowato zimny, nie okazywał mu uczuć, nie potrafił go przytulić ani okazać, że go kocha lub jest z niego dumny. Fourth miał sporo żalu do niego o to, lecz nigdy nie odważył się, by powiedzieć mu o tym szczerze. Bał się jego reakcji, bał się, że ojciec znów go uderzy, że znów ujrzy jego rozczarowane spojrzenie i usłyszy pełen pogardy głos, jak to było za każdym razem, kiedy nie potrafił wykonać powierzonego mu zadania. Ciągle słyszał jego słowa w swojej pamięci: „Jesteś bezużyteczny, taki beznadziejny, nie potrafisz nawet zabić śmiecia, który nie okazuje nam szacunku, który otwarcie drwi sobie z nas i który naraża nas na szkody. Jak to możliwe, że jesteś moim synem? Nie jesteś w ogóle taki jak ja".

A Fourth dopiero teraz zrozumiał, że nie chciał być taki jak Mile. Gemini pomógł mu przejrzeć na oczy.

Powoli wstał i niemal automatycznie zabrał kluczyki od auta z miski na komodzie i wyszedł z domu. Miał plan. Chciał porozmawiać szczerze z Geminim. Nadszedł czas, by powiedzieć prawdę i pozwolić, by Gemini sam podjął decyzję, co dalej. Na razie Gem wiedział jedynie, że P'Mile i P'Apo zajmowali się niezbyt legalnymi biznesami, wiedział, że należą do mafii i są jednymi z najważniejszych ludzi, ale nie znał roli Fourth'a w tym wszystkim. Jak dotąd Nattawat obawiał się powiedzieć mu całą prawdę.

„A jeśli mnie nie zaakceptuje? Co, jeśli mnie znienawidzi? Nie zabiłem nikogo, nie potrafiłem, ale w przyszłości będę musiał się tego nauczyć, nie mam wyjścia, muszę być taki jak Gun. Ale nie chcę. Czemu nikt nie bierze pod uwagę tego, czego ja chcę? Nie chcę być taki jak Gun, nie chcę być kolejną osobą, która przyczynia się do cierpienia innych, to nie jestem prawdziwy ja. Prawdziwy ja to ten z Gemini'im, ten, który głośno się śmieje i który tańczy i śpiewa razem z nim. Przy nim czuję się wolny, czuję się tak, jakbym nareszcie miał prawo do podejmowania własnych decyzji, ale to tylko iluzja. Jestem synem Mile'a i Apo, a oni są mafiozami, nie pasuję do świata Gemini'iego. Jeśli będzie chciał odejść, będę musiał mu na to pozwolić. Nie chcę tego, nie chcę, żeby odchodził, nie mogę go stracić. Już nie potrafię wyobrazić sobie mojego świata bez niego" – Pomyślał Fourth i ogarnęła go czarna rozpacz.

– Przepraszam, Gem, przepraszam – Wyszeptał i pozwolił, by pierwsze od bardzo dawna łzy wydostały się z jego oczu. Światło na sygnalizatorze przed nim zmieniło się na czerwone, zmuszając go do zatrzymania się.

Fourth Nattawat nigdy nie płakał, uczono go być twardzielem, uczono go nieokazywania uczuć, uczono go niepoddawania się emocjom, ale teraz ten ciężar na jego sercu ciągnął go w dół, to było jak kamień przywiązany do jego duszy, który ciągnął go na samo dno najgłębszego oceanu bez możliwości ratunku. Zrozpaczony chłopak uderzył dłonią w kierownicę.

– A niech to szlag! – Krzyknął. – Wybacz mi, Gem, proszę, wybacz mi. Nie zasługuję na ciebie, nigdy na ciebie nie zasługiwałem. Ty, chociaż przybierasz pozę aroganckiego i zbyt pewnego siebie dupka, tak naprawdę masz dobre serce, a moje jest zatrute, w moich żyłach zamiast krwi płynie toksyna, która może zniszczyć również ciebie. Powiem ci prawdę, powiem ci wszystko i odejdę. Zrobię to dla twojego dobra. Nie chcę, aby moje pochodzenie i moja przeszłość odebrały ci twoje dobre, życzliwe serce, nie chcę, byś przeze mnie stał się potworem. Ty jesteś jak anioł, ja jestem cieniem demona, nie możemy być razem, nie możemy...

Gdy dotarł do niego sens wypowiedzianych przez niego samego słów, jego żołądek zacisnął się w ciasny supeł, a oczy zapiekły. Chciał płakać, chciał krzyczeć, wykrzyczeć swój ból, swoją tęsknotę i swoją świadomość, że on i Gemini nie byli sobie pisani i ten związek od początku skazany był na porażkę. Miał ochotę wysiąść z samochodu i biec przed siebie dopóki starczy mu sił. Biec tak długo, aż płuca zaczęłyby palić go żywym ogniem, a nogi stały się ciężkie jak z ołowiu. Pragnął fizycznego bólu by zagłuszyć ból duszy. Marzył o tym, by rozpadał się deszcz, by kilka następnych chwil wyglądało jak sceny z serialu lub filmu.

Ale to nie był film, to było jego życie, a on nie potrafił zmusić się do porzucenia samochodu na środku ruchliwego skrzyżowania. Gdy znów zapaliło się zielone światło, ruszył przed siebie wprost do mieszkania Gemini'iego. Niezależnie od tego, jak bardzo raniła go wizja życia bez Gemini'iego, wiedział, że podejmuje właściwą decyzję. Norawit musi się dowiedzieć, musi zrozumieć, że przez cały ten czas obaj są w ogromnym niebezpieczeństwie.

– Przepraszam Gem – Szepnął i otarł mokrą twarz dłonią.

Zdawało mu się, że potwór o lodowatych, ostrych szponach szarpie jego rozgrzane do czerwoności serce, usiłując je zamrozić i rozerwać na tysiące drobniutkich kawałeczków.

Zaparkował auto tam, gdzie zazwyczaj i z szybko bijącym, drżącym sercem na lekko galaretowatych nogach powoli podążył do pokoju Gemini'iego. Przed drzwiami zatrzymał się. Uniósł pięść w górę by zapukać i zamarł.

„Jak mam mu to powiedzieć? Znienawidzi mnie za to, wiem, że tak będzie".

Jeśli kilka minut wcześniej sądził, że już się z tym pogodził, to teraz fala niepokoju i wyrzutów sumienia znów go zalała. Spojrzał na swoje ręce: drżały, jakby miał delirium. Przycisnął obie dłonie do serca.

– Spokojnie, Fourth, spokojnie. Dasz radę. Musisz mu to powiedzieć, nie bądź tchórzem – Prosił samego siebie, ale był tylko Fourth'em, nie miał nic po swoim bracie bliźniaku, Gunie, nie miał jego odwagi i bezczelności, nie miał jego pewności siebie i jego świadomości, że to on zawsze ma rację. Był już tak blisko, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Nie potrafił tego zrobić, nie potrafił stanąć przed Gemini'im i powiedzieć mu prawdę.

„Jestem tchórzem, takim cholernym tchórzem" – Pomyślał i wycofał się.

Wyobraził sobie spojrzenie, jakim obrzuciłby go P'Mile gdyby teraz go widział. W uszach dźwięczały mu słowa jego ojca: „Nie masz jaj, nie nadajesz się do tego, to nie jest twoje miejsce, ty nie masz swojego miejsca na ziemi, jesteś nikim".

– Tak, ojcze, masz rację, jestem nikim – Powiedział smutno i wsiadł do samochodu. Dopiero tam pozwolił sobie na to, by jego rozpacz wzięła nad nim górę. Fourth prawie nigdy nie płakał, ale teraz jego żałosny szloch rozrywał ciszę, wznosząc się ku bezchmurnemu niebu. Dla niego wszystko było szare, matowe i smutne, nie dostrzegał piękna ani kolorów wokół siebie. Nie wiedział, że ktoś go obserwuje, nie wiedział, że ten ktoś stał za pobliskim drzewem i był świadkiem jego załamania, jego wybuchu. Jego świadek trzymał dwie wyładowane po brzegi zakupami torby i właśnie kierował się do domu, gdy dostrzegł znajomy samochód. Zaciekawiony ukrył się za drzewem i zaczął obserwować Fourth'a.

Jego obserwator odłożył torby na ziemię i nagrał całe zajście na telefon.

– Pomogę ci. Ty kiedyś zrobiłeś to samo dla mnie. Dowiem się, o co chodzi i dlaczego płaczesz. Mój nong Fourth już nigdy nie będzie musiał płakać. Patrzenie na ciebie w takim stanie łamie mi serce.

Obserwator zaczął w głowie układać plan.

To musi zadziałać. Musi!

Bo jeśli to się nie uda...

On wolał o tym nie myśleć. Nie zastanawiał się nad ewentualnymi negatywnymi skutkami swoich działań, wiedział, że musi pomóc komuś, kto dawniej dał mu szansę i pomógł zacząć życie od nowa. Miał dług do spłacenia. Teraz nadarzała się okazja, żeby to zrobić. Przede wszystkim należało ustalić, dlaczego nong Fourth płakał, co było powodem? Zaczął się skradać do samochodu Nattawat'a, ale chłopak był tak bardzo pogrążony w swoim cierpieniu, że nawet tego nie zauważył.

Fourth wyjął z kieszeni telefon, zajrzał do galerii zdjęć i zaczął mówić, łykając łzy. Jego wypowiedź była wyznaniem win, przeprosinami i świadectwem szczerości jego uczuć i intencji. Wierzył, że Gem nigdy się o tym nie dowie, ale nie chciał go też ranić, wolał sam cierpieć.

– Kocham cię, Gem, tak bardzo bardzo cię kocham, ale nie możemy być razem. Nie wiesz, kim byłem i kim jestem, nie wiesz, że moi ojcowie już przygotowali dla mnie przyszłość i że nie mam prawa wyboru. Wybacz mi, proszę, wybacz mi to, że muszę cię zostawić. Kocham cię, ale ja nigdy nie miałem prawa być szczęśliwym, jestem ich synem, tylko ja im zostałem, odkąd wydziedziczyli P'First'a i wyrzekli się Gun'a po jego ucieczce z domu. Teraz to ja muszę poprowadzić dalej rodzinny biznes. Nie mogę cię w to mieszać, nie mogę GemiNoi.

A potem załamał się całkowicie, nie będąc w stanie już nic mówić. Wypuścił telefon z dłoni i szarpiąc własne włosy, płakał, krzycząc bezgłośnie. Otwierał szeroko usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Dla jego obserwatora właśnie ta jego bezradna i bezgłośna rozpacz były czymś najbardziej przykrym do oglądania. Zmusił samego siebie, by zakończyć nagrywanie. Widział już dostatecznie dużo. Ujął torby z zakupami znowu w dłonie i pomaszerował do swojego mieszkania. Potrzebował dobrego planu i przyjaciół, którzy mu w tym pomogą. Nie zamierzał zostawić Fourth'a samego z jego piekłem i demonami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top