Rozdział 7. Sto czterdzieści zdań

— Dobry wieczór, pani profesor — odezwała się Alyssa, wszedłszy do gabinetu.

— Dobry wieczór, panno Lacework — odpowiedziała nauczycielka. Na czekającym już na Alyssę stoliku położyła zwój pergaminu, na którym Alyssa miała wypisywać najpewniej blisko dwieście zdań. — Proszę usiąść.

Alyssa posłusznie zajęła miejsce w ławce. Z torby wygrzebała pióro i kałamarz, po czym ułożyła to przy pergaminie.

— Proszę napisać sto czterdzieści razy: Nie będę włóczyła się nocą po szkole — poleciła profesor Merrythought.

Krukonkę zaskoczył fakt, że dostała tak mało zdań. Może to dlatego, że rzadko bywała na szlabanach? Nie pozostało jej nic innego, jak tylko wziąć się za pisanie. Zamoczyła końcówkę pióra w atramencie i już przyłożyła ją do pergaminu... Jednak pukanie do drzwi sprawiło, że zostawiła sporego kleksa na pergaminie.

— Dobry wieczór, pani profesor — fałszywie miły głos Toma dobiegł Alyssę. Dziewczyna zatrzymała pióro na pergaminie, z zaskoczenia nie będąc w stanie ruszyć go w celu napisania pierwszego wyrazu. Co tu robił Riddle?

— Dobry wieczór, Tom. Dobrze, że już jesteś — przywitała go Merrythought. — Cieszę się, że możesz przypilnować Alyssę na szlabanie.

To zaskoczyło Alyssę. Riddle miał ją pilnować? Rzadko chodziła na szlabany, więc nie miała pojęcia, czy nauczyciele cały czas korzystają z tego ułatwienia - wysłać prefekta jako opiekuna na szlabanie, a samemu mieć inne zajęcie. Że też musiała trafić akurat na Riddle'a...

— To naprawdę żaden problem, pani profesor — zapewnił ją, a Alyssa wyczuwała w jego głosie fałszywość, której nie zauważyła profesor Merrythought.

Kobieta opuściła pomieszczenie, zostawiając ich samych. Alyssa przez chwilę udawała, że nie dostrzega towarzystwa Toma. Trudno było jej to kontynuować, kiedy Riddle stanął nad nią i posyłał jej nieodgadnione spojrzenie.

— Pisz, Lacework. Nie licz na to, że pozwolę ci użyć czarów.

Alyssa nawet na to nie liczyła, jednak nie odpowiedziała - zacisnęła zęby i nie przerywała pisania drugiego już zdania. Zostało jej jeszcze niecałe sto trzydzieści dziewięć. Katorga.

W czasie pisania kolejnych zdań Alyssa czuła na sobie wzrok Toma. Nie ważyła się nawet podnieść na niego spojrzenia - skupiła się na swoim szlabanie, chcąc jak najszybciej go skończyć. Jednak Riddle miał inne plany i postanowił jej poprzeszkadzać.

— Lacework — powiedział, stając przy niej. Alyssa podniosła na niego wzrok. — Wiesz coś o Komnacie Tajemnic?

Alyssę aż zmroziło. Czy on pytał o tę samą komnatę, w której ponoć przebywał uśpiony potwór, który miał oczyścić Hogwart ze szlam? Tego można było spodziewać się po Tomie Riddle'u.

— Wiem dokładnie tyle, co ty — odrzekła Alyssa, dopisując ostatnie słowo w zdaniu. Zapisane jej drobnym pismem litery układały się w słowo "szkole".

Tom uniósł brwi.

— Nie. Nie wiesz — stwierdził Tom z pewnością w głosie. — Nie zapewniaj mnie o istnieniu wiedzy, której nie posiadasz, Lacework.

Alyssa zacisnęła zęby i dokończyła pisanie kolejnego zdania. Czy Riddle'owi sprawiało przyjemność ubliżanie jej? Najwyraźniej tak. Postanowiła puścić to mimo uszu, umoczywszy końcówkę pióra w czarnym atramencie.

— Co wiesz o Komnacie Tajemnic, Lacework?

— Pozostawił ją po sobie Salazar Slytherin, kiedy opuścił Hogwart — powiedziała Alyssa na tyle cicho, aby nikt ich nie usłyszał. Zauważyła, że Tom wyciąga różdżkę i mamrocze jakieś zaklęcie. Nic szczególnego się nie wydarzyło, jednak w istocie Riddle sprawił, że nikt nie mógł podsłuchać ich rozmowy. — W komnacie jest potwór, który ma za zadanie oczyścić Hogwart ze szlam... W porozumieniu z Dziedzicem Slytherina.

Tom uniósł brwi.

— A jednak coś wiesz — powiedział w taki sposób, jakby uważał, że dziwne jest to, że Alyssa posiada jakiekolwiek komórki mózgowe. — Nie masz pojęcia jednak, kto jest Dziedzicem Slytherina, Lacework. To ja nim jestem — oznajmił, a zabrzmiał na wybitnie dumnego z tego powodu.

Gdyby kiedykolwiek wcześniej ktoś powiedział Alyssie, że na swoim piątym roku w Hogwarcie dołączy ona do jakiegoś szemranego zgromadzenia, zapewne by w to nie uwierzyła - odeszłaby w swoją stronę, nawet nie zaszczyciwszy swego rozmówcy jakimkolwiek wyjaśnieniem. Gdyby ktoś dodał, że Tom Riddle jest Dziedzicem Slytherina, pewnie uznałaby, że to szalona teoria. Tylko że teraz na wszystkim tym się przejechała - dołączyła do szemranego zgromadzenia, a Tom Riddle był dziedzicem Slytherina. A przynajmniej tak twierdził, jednak Alyssa podejrzewała, że jego teoria rzeczywiście ma sporo sensu. Jeśli już ktoś miał być Dziedzicem Slytherina, to Riddle pasował do tego doskonale.

— Wiesz, jak wejść do Komnaty Tajemnic? — zapytała go Alyssa.

— Nie — odrzekł Tom. — Ale przysięgałaś ze mną współpracować, więc właśnie to będziesz robić. Miej oczy szeroko otwarte, Lacework.

• • •

Alyssa nie do końca wiedziała, czego powinna szukać. Tak na dobrą sprawę nie wiedziała nawet, gdzie mogło znajdował się to wejście do Komnaty Tajemnic. Wiedziała jednak, że Przysięga Wieczysta była poważnym zobowiązaniem i nieodpowiedzialnie z jej strony byłoby, gdyby pogwałciła jej zasady. Dlatego podjęła się poszukiwań odpowiedzi na pytanie gdzie szukać komnaty. Nie widząc mądrzejszego sposobu na odkrycie prawdy, zaczęła wolnym czasem plądrować bibliotekę Hogwartu. Nie chciała narażać się Tomowi - bądź co bądź nie był on jakoś szczególnie miły dla swoich popleczników. Ewidentnie uważał się za lepszego od nich.

Krukonka przeszukiwała wiele książek ze szkolnej biblioteki, jednak nie zmieniało to faktu, że nie znalazła niczego konkretnego. W ten sposób minął Alyssie wrzesień - na bezowocnym poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, gdzie jest Komnata Tajemnic i jak się do niej dostać.

— Gdzie idziesz, Alys? — zaciekawiła się Joanne pewnego dnia, kiedy Alyssa po raz kolejny bez słowa opuszczała pokój wspólny po zakończeniu odrabiania lekcji.

Alyssa nie lubiła, kiedy Joanne skracała jej imię. Uważała, że taki przywilej był przeznaczony osobom, które zajmowały specjalne miejsce w jej sercu. Niewiele było takich osób. Najszybciej byliby to jej rodzice, ale jak, kiedy od czasów jej maleńkości przebywali w Azkabanie?

— Do biblioteki — odparła wymijająco Alyssa. Miała nadzieję, że Joanne nie zapragnie wybrać się tan razem z nią. Niestety, jej nadzieje były płonne.

— O, to pójdę z tobą — powiedziała ochoczo, zatrzaskując podręcznik do zielarstwa. — Akurat mam problem z wypracowaniem, może znajdę jakąś książkę, w której znajdę odpowiedź?

Alyssa przytaknęła wymijająco. Jeśli już Joanne musi się z nią zabierać, nie będzie jej tego zabraniała. Wychodziła z założenia, że łatwiej jest jej znosić czyjeś towarzystwo, aniżeli kazać mu się odczepić. Tak właśnie postępowała z Joanne.

W bibliotece Alyssa znalazła grubą książkę, w której miała nadzieję znaleźć coś użytecznego. Była to książka, która nawiązywała do przeróżnych wydarzeń z historii magii. Alyssa przejrzała już wiele ksiąg historycznych, ale ta jak dotychczas nie wpadła jej w ręce.

— Masz ci los, Alys — westchnęła Joanne, kiedy Alyssa z hukiem ułożyła tomiszcze na ławie. — Masz zamiar przeczytać tak grubą książkę?

— Zgadza się — przytaknęła Alyssa i usiadła przy stoliku. Otworzyła księgę na spisie treści i zaczęła szukać interesującego ją wątku.

Szybko jednak doszła do wniosku, że jej poszukiwania są bezowocne. Obrała złą drogę - zwykłe półki w bibliotece nie powiedzą jej, gdzie jest Komnata Tajemnic. Musiała szukać odpowiedzi gdzieś indziej.

W Dziale Ksiąg Zakazanych.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top