Rozdział 6. Nie potrzebuję przyjaciół
Słysząc słowa Toma, Alyssa zesztywniała. Nigdy wcześniej nikt nie powiedział jej, że jest wśród swoich. W domu dziecka dzieci uważały ją za inną, Wiedźmę. W Hogwarcie raczej izolowała się od reszty, nie pozwalając nikomu dowiedzieć się, co gra w jej duszy (choć Riddle sam sobie na to pozwolił, o czym Alyssa nie wiedziała).
A tymczasem Riddle, po którym wcześniej by się tego nie spodziewała, powiedział jej, że teraz jest wśród swoich. Ciężko jej było w to uwierzyć.
W tym towarzystwie czuła się co najmniej dziwnie. Nie jak intruz, gdyż dzięki manipulacji Riddle'a przyłączyła się do jego zgrai, siejącej postrach w szkole. Bardziej jak nowicjusz, żółtodziób, na którego weterani patrzyli z politowaniem.
— Spocznij, Lacework — polecił jej Tom, po czym sam udał się w kierunku swego miejsca u szczytu stołu.
Szybkim krokiem Alyssa poszła do miejsca obok Mulcibera. Zajęła je najciszej jak potrafiła, starając się opanować drżenie dłoni. Żadne inne oznaki zdenerwowania nie były po niej widoczne - tylko jej drżące dłonie. Tuszowanie emocji już dawno weszło jej w krew.
— Jest nas coraz więcej — zauważył Tom. — Jestem na dobrej drodze do potęgi i oczyszczenia tej szkoły ze szlam. A pomoże mi w tym Komnata Tajemnic. Oraz wy.
Alyssa zmarszczyła brwi. Na początku nauki w Hogwarcie słyszała coś niecoś o Komnacie Tajemnic. Było to jednak tylko chwilowe wspomnienie o owej komnacie na lekcji historii magii - profesor Binns twierdził, że nie ma zamiaru nauczać o takich bzdurach wyssanych z palca. Jego zdaniem nie istniało coś takiego jak Komnata Tajemnic. Binns był realistą i wierzył tylko w to, co mógł zobaczyć.
Mimo tego, że profesor Binns unikał tematów legend, Komnata Tajemnic ciągle ciekawiła uczniów. Szczególnie Toma, który widział w tym szansę na oczyszczenie ukochanej szkoły ze szlam, jak to określał.
— Wiecie, kto jest w stanie otworzyć Komnatę Tajemnic — powiedział, sugerując im, że oczekuje, iż znają oni odpowiedź. — Dziedzic Slytherina. I ja jestem tym dziedzicem. Jeśli uda się znaleźć Komnatę, potwór z niej oczyści Hogwart ze szlam. Nie wydaje wam się to wspaniałą wizją?
Zgromadzeni przyznali mu rację. Alyssa również, przeczuwając, że tego oczekuje Tom. Jakoś nie chciała się narażać. Już i tak była dzisiaj w centrum uwagi.
— Trzeba znaleźć wejście do Komnaty Tajemnic. Zrozumiano? — zapytał, na co zgromadzeni w Pokoju Życzeń pokiwali głowami. — Miejcie oczy szeroko otwarte. Może być wszędzie.
Spotkanie dobiegało końca. Alyssa najchętniej opuściłaby Pokój Życzeń pierwsza, jednak uznała, że może lepiej się nie spieszyć. Nie bez powodu mawiano, że jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. W tym przypadku byłby to Tom.
Zdecydowanie nie był takim aniołem, za jakiego mieli go nauczyciele i rówieśniczki Alyssy. Malował się na grzecznego i ułożonego chłopaka, jednak w czasie jednego wieczoru Alyssa przekonała się, że to wszystko to tylko myląca gra pozorów.
— Lacework, poczekaj — powiedział do niej, zanim ruszyła w dalszą przechadzkę do Wieży Krukonów.
Przeniosła na niego wzrok, lekko zaskoczona. Czego jeszcze może chcieć od niej Tom Riddle? Nie bez powodu podobało jej się życie niezauważanej przez resztę świata Krukonki. Przynajmniej miała święty spokój, a teraz pewien natrętny i niepokojący Ślizgon siedział jej na ogonie. Nie dość, że wcielił ją do swojej zgrai, to jeszcze czegoś od niej chciał.
— Odprowadzę cię — wyjaśnił, po czym nie czekając na nią, ruszył w kierunku, który miał ich zaprowadzić do Wieżu Ravenclaw.
Alyssa zrównała z nim krok. Nie dość, że natrętny i niepokojący, to jeszcze nieprzewidywalny.
— Zyskam w oczach nauczycieli, gdyby któryś zobaczył, że odprowadzam cię do Wieży — powiedział tak, jakby chciał uświadomić Alyssę, że nie ma co liczyć na zawiązanie z nim jakiejś przyjacielskiej relacji.
Nie potrzebuję przyjaciół, Riddle, pomyślała. Od początku swych lat w Hogwarcie Alyssa trzymała się tej zasady. Po tym, jak traktowano ją w domu dziecka, nie chciała znajdować przyjaciół. Uważała, że jest samowystarczalna, a jako samotniczka nie potrzebowała zbyt wielu znajomych. Już samo towarzystwo Joanne było dla niej wystarczające, a niekiedy nawet było go za dużo.
Nie powiedziała na głos swojego upodobania do braku przyjaciół. Nie musiała, bo Riddle sam to wyczytał z jej myśli, o czym ona nie wiedziała.
Jak się okazywało, plan Toma z zyskaniem w oczach nauczycieli się powiódł, bo kiedy szli do Wieży Krukonów, drogę im zaszła profesor Merrythought. Nauczycielka zmrużyła oczy, patrząc na nich nieco podejrzliwie.
— Co robicie tu o tej porze? — zapytała.
— Odprowadzam koleżankę do Wieży Ravenclaw — wyjaśnił Tom. Na jego szacie błyszczała przypinka prefekta, w blasku lampy doskonale widoczna.
— Nie powinnaś być o tej porze poza pokojem wspólnym, panno Lacework — zauważyła nauczycielka. — Chcę cię widzieć jutro wieczorem na szlabanie. Odprowadź ją, Riddle — poprosiła. — Dobrze, że pomyślałeś, aby nie chodziła sama po nocy, ale o tej porze nie powinno jej tu być.
Alyssa śmiała twierdzić, że genialny plan Toma zawiódł po całości. To znaczy, z jego punktu widzenia wszystko powiodło się znakomicie - dostał pochwałę od nauczycielki za to, że podjął się odprowadzenia Alyssy do pokoju wspólnego. Tym właśnie uczynkiem zyskał w oczach profesorki. Tyle że Alyssa zarobiła dzięki niemu szlaban. Układ marzenie.
Wspaniale. Dzięki niemu dostałam szlaban.
— I tak byś dostała szlaban, Lacework — powiedział Tom. — To, że akurat cię odprowadzałem, to tylko plus dla mojej reputacji. Przynajmniej twój spacer nie poszedł na marne.
Alyssie przeszło przez myśl, że wyglądało to tak, jakby Riddle czytał w jej myślach. Szybko to jednak od siebie odrzuciła. Legilimencja była trudną sztuką, piętnastolatek nie byłby w stanie się jej nauczyć...
No chyba, że byłby Riddlem, jednak nawet Alyssa w to nie wierzyła. Tom Riddle może i miał zadziwiające zdolności manipulacji, ale nie znaczyło to, że od razu nauczył się legilimencji.
• • •
— Gdzie idziesz, Alysso? — zdziwiła się Joanne, kiedy kolejnego dnia po kolacji Alyssa wybierała się na szlaban.
— Mam szlaban.
— Masz ci los. Kto ci go dał?
— Merrythought.
— Znów chodziłaś po szkole późną nocą?
Alyssę już nieco denerwowały te ciągłe pytania, które zadawała jej Joanne. To była tylko i wyłącznie sprawa Alyssy, gdzie i po co chodzi nocą. W sumie to wolała nic nie wspominać o tym, że była gdzieś z Tomem Riddlem. Po pierwsze nie mogła, jednak nawet jeśli powiedziałaby tylko o tym, że odprowadził ją do Wieży Ravenclaw, to mogłoby spowodować niepotrzebną paplaninę Joanne. I to poświęconą głównie temu, jakim dżentelmenem jest Tom oraz jego innym atutom.
— Do zobaczenia później — powiedziała Joanne zanim Alyssa opuściła dormitorium.
Alyssa pożegnała się z nią i opuściła dormitorium. Schodami w dół dotarła do pokoju wspólnego, z którego potem udała się do gabinetu profesor Merrythought.
Profesor Merrythought miała raczej luźne podejście do karania uczniów. Byli tacy, którzy zadawali uczniom sale do postrzątania, ale była też profesor Merrythought, która zadawała zdania do przepisywania. Tyle że zdań tych było przeważnie dwieście.
Alyssa mogła się spodziewać wszystkiego, ale na pewno nie tego, że Tom będzie pilnował jej na szlabanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top