Rozdział drugi


10 marca 2012 r.

Godzina: Okolice wpół do siedemnastej

Jak zwykle bawiłem się w salonie. Nic nie zapowiadało tego, że dzień ten będzie inny od poprzednich. Ojciec oraz matka zachowywali się normalnie. Ona po obiedzie zmywała naczynia, a on położył się na łóżku i oglądał telewizję. Mieszkaliśmy na spokojnym osiedlu trochę oddalonym od ludzi, a ja z nikim się nie spotykałem. 

W szkole też z nikim nie rozmawiałem. Zresztą szkoła mnie nudziła. Pierdolili się z jakimiś zadaniami całą lekcję, a dla mnie to wszystko wyglądało jak dwa dodać dwa. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.

- Kochanie, możesz otworzyć? - zawołała matka z kuchni.

- Już się robi. - ojciec niechętnie odpowiedział i wstał.

Zanim ojciec doszedł do drzwi, dzwonek odezwał się drugi raz. Chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Stało tam dwóch typów ubranych w typowe stroje straży królewskiej.

- Państwo Motoyoshi? - zapytał jeden z nich.

Matka podeszła do mnie i szepnęła mi do ucha:

- Idź do swojego pokoju synku. Załatwimy, co trzeba i będzie dobrze.

Skierowałem się do mojego pokoju, ale tak naprawdę stanąłem tylko za rogiem by podsłuchać całą rozmowę.

- Coś się stało? - zapytała matka.

- Anonimowy donosiciel powiedział nam, że zatruł się po spożyciu Państwa nieświeżych towarów po kupnie na targu. - odpowiedział drugi.

- Ale to jest niemożliwe! Sprzedajemy tylko świeże produkty. - odparł ojciec.

- Niestety zostało potwierdzone to, że to po Państwa produktach i muszą Państwo odbyć karę.

- Jaka to kara...? - zapytała prawie zapłakana matka.

- Publiczna egzekucja poprzedzona skróceniem ciała o wszystkie kończyny, a na końcu głowy.

- Czemu tak ostro?! Mamy dziecko! Nie możecie nam tego zrobić za taką błahostkę! - zaczął krzyczeć ojciec, a matka zaczęła go uspokajać, żebym tego nie usłyszał.

- Egzekucja odbywa się za chwilę. Wszystko już ogłoszone. Muszą Państwo się udać z nami.

Matka wtuliła się w ojca w tym momencie i zaczęła płakać jeszcze bardziej. W tym momencie wyszedłem zza rogu. Nie mogłem zachowywać się, jakbym o wszystkim wiedział. Może to był mój błąd wtedy...

- Co się stało? - zapytałem.

- Nic, nic. Załatwimy coś tylko i wrócimy, ok? - zapytał speszony ojciec.

- No dobrze. - udawałem, że o niczym nie wiem, ale w głębi siebie wybuchłem płaczem i poszedłem do swojego pokoju, a moich rodziców zabrali na egzekucję...

Miałem jeszcze szansę. Wystarczyło dostać się tam i ich odbić. Z tego, co w międzyczasie jeszcze powiedzieli, wszystko miało się odbyć za pół godziny. Rzuciłem wszystko i wybiegłem z domu. Zacząłem biec, ile sił w nogach, aż w końcu dobiegłem do domniemanego miejsca, w którym miała odbyć się egzekucja. 

Niestety trochę się zgubiłem przez tłumy ludzi i emocje, przez co chwilę się spóźniłem. Wbiegałem już na plac i przedostawałem się do pierwszego rzędu. W tym momencie ktoś mnie chwycił i dalej nie mogłem przejść, ale podniósł mnie na tyle wysoko, że mogłem zobaczyć wszystko stamtąd. Zamurowało mnie. Leżeli już do ścięcia głowami w dół. 

Wszędzie było pełno krwi... nie mieli kończyn... odcięli im. Wydzierałem się najgłośniej, jak potrafię, ale przez hałas tłumu i tak praktycznie żaden dźwięk się nie przedostał... chociaż przez chwilę miałem wrażenie, że mnie słyszeli. Kaci zaczęli do nich podchodzić. Nie wiem, czemu publika szalała, jakby dawało im to rozrywkę.

- MAMO! TATO! - zdążyłem krzyknąć cały we łzach zanim ścięli im głowy...


...

2 września 2019 r.

Godzina: Około wpół do trzeciej w nocy

Obudziłem się cały zlany zimnym potem z prawie krzykiem, bo taki głośny nie był, żeby kogoś obudzić... ale wystarczył na Miyū... na Miyū, która leżała na mnie...

- Co się stało, Kōi? - zapytała i spojrzała na mnie. - Wierciłeś się w nocy, więc chciałam cię jakoś uspokoić i się tu położyłam.

Moje oczy praktycznie łzawiły, ale już dłużej tego nie mogłem ukrywać w sobie. Wtuliłem się w nią z płaczem i tak leżeliśmy przez dłuższy czas, a ona próbowała mnie uspokoić.

- To był tylko sen. Spokojnie Kōi. - mówiła czule i jedną ręką mnie przytulała, a drugą gładziła po tyle głowy.

- N-nie... to nie był tylko sen... - załamany wtulilem się w nią bardziej.

Później Miyū ze mnie zeszła, bo poprosiłem o to. Chciałem wyjść na balkon. Pobyć sam. Poczekałem, aż Miyū położyła się do siebie i wyszedłem na balkon. Usiadłem sobie na ziemi, zasłaniając twarz rękoma, gdyż z oczu dalej spływały mi łzy po policzkach. Po chwili przyszedł Kenji na balkon. Zapalił swojego fajka i spojrzał na mnie.

- Wszystko gra? - zapytał.

- Wróć do środka... - odpowiedziałem i przestałem zasłaniać twarz.

- Jak to zrobię, to znowu zraszacze odpalę. - zaciągnął się.

- Weź stąd wyjdź. - odwarknąłem z lekkim zdenerwowaniem.

- No dobra. To widzimy się na lekcjach. - zeskoczył z balkonu ze swoimi skrzydłami, wylądował i gdzieś poszedł.

Po chwili wróciłem do środka i położyłem się na swoim łóżku. Miyū przyczołgała się cicho do mojego łóżka.

- Mogę? - zapytała takim głosem, że nie mogłem odmówić.

- Dawaj... - rzekłem, a ta ucieszona położyła się na mnie i wtuliła się we mnie.

Tymczasem ja próbowałem zasnąć. Mijały minuty, godziny i nic. W końcu dobiła szósta rano. Miyū w międzyczasie sturlała się obok mnie, więc mogłem spokojnie wstać. Wziąłem swoje ciuchy i wszedłem do łazienki, żeby się już przebrać. Załatwiłem swoje potrzeby fizjologiczne i przystąpiłem do zmiany ubrań. Nie zdawałem sobie sprawy, że podczas zmiany koszulki Amane mnie podglądała. 

Na ciele miałem kilka blizn po przebijaniu się mieczem. To były te świeższe, bo reszta się zagoiła w stu procentach. Dalej nie wiem jak. W każdym razie w lustrze tych blizn niestety nie mogłem dojrzeć. Co ważniejsze... w lustrze nie widziałem siebie. Moje odbicie lustrzane ukazywało nakurwistą czarną postać. Rogi oraz włosy były jeszcze ciemniejsze od koloru ciała. 

Same rogi były długie, ale nie za długie. No jeszcze lekko wygięte, jak jakiś zakręt. Na plecach miałem czarne skrzydła, a przy dupie wystawał mi czarny ogon, który przy końcu miał coś w stylu włosów o podobnym, ciemniejszym kolorze. Oczy... one były całe czerwone. Dosłownie. Jedynie po środku znajdowała się źrenica w normalnym kształcie. 

Najwyraźniej Amane to zobaczyła. Stwierdzam tak, bo usłyszałem zduszony krzyk. Wyszedłem z łazienki szybko. Amane stała odsunięta od drzwi o kilka metrów z rękoma na ustach i oczami, które ze strachu wychodziły za orbitę. Chwyciłem ją za ramię, a drugą rękę przyłożyłem do jej ust i wyszedłem z nią na balkon.

- C-co... to b-było...? - zapytała przerażona.

- Nikomu... masz... o tym... nie mówić... jasne? - zapytałem.

- Jasne, ale... nie zaczynaj tak, bo się jeszcze podniecę, heh. - przysunęła się do mnie. - Po czym masz te ślady na klacie i brzuchu?

- Nie chcesz wiedzieć. - powiedziałem i wróciłem do środka, do łazienki.

Ubrałem koszulkę i bluzę. Podszedłem do swojego łóżka i podniosłem Miyū. Wydawała się szczęśliwa. Przytuliła się do mnie tak, że ręce owinęła wokół mojej szyi, a nogi wokół pasa. Zarumieniłem się... mocno. Amane tylko się przyglądała na wpół oszołomiona i w połowie tym swoim zboczonym spojrzeniem.

- N-nie patrz tak na mnie...

- Ale o nią dbasz. Już się tak z nami zżyłeś? Szybko. - próbowała mnie sprowokować.

Wiedziała, że wiodę... a przynajmniej wiodłem, bo teraz muszę z nimi pokój dzielić. W każdym razie wiedziała, że wiodłem życie samotnika.

- Zmyśliłaś coś sobie chyba... - w tym momencie miałem położyć Miyū na jej łóżku, ale nie chciała puścić.

- Nie puszczę Kōi. - wyszeptała mi do ucha. - Zanieś mnie tak do klasy.

Jeszcze bardziej się zarumieniłem po tym... zwłaszcza, że zdałem sobie sprawę, że nie spała.

- Tak w piżamie? No dobrze... - pośmieszkowałem trochę z niej.

- Oczywiście, że nie. Przebierzesz mnie przecież. - odpowiedziała. Zniszczyła mój tekst.

- Chyba p-podziękuję...

W tym momencie do pokoju wrócił Kenji i rzucił się na łóżko zmęczony z zamiarem snu, a akurat budzik mu zadzwonił.

- Kurwaaa... - wstał, wziął jakąś paczkę i poszedł do łazienki.

- No to nieźle. - powiedziała Amane. - Mnie też tak możesz zanieść Chirō, heh.

- Czemu rozłożyłyście mi imię?

- Bo tak fajnie to brzmi. - powiedziały obie naraz, a Amane przytuliła się do mnie, wciskając moją rękę między jej atrybuty.

Moja twarz była cała czerwona, a ta jeszcze patrzyła na mnie tym perwersyjnym wzrokiem.

- Jak będę miał mieszkać z jeszcze jedną, to zawału dostanę...

Kenji wyszedł z toalety pełny energii, jakby wcześniej wcale nie był zmęczony.

- Proponuję pójść na śniadanie, póki jeszcze możemy. - powiedział i zaczął się szykować.

- Racja! Jeszcze nam wszystko zjedzą! - krzyknęła Miyū, zeskoczyła ze mnie i wraz z Amane wbiegły do łazienki.

- Czemu one się razem przebierają i tak dalej? - zapytał Kenji.

- Najwyraźniej, bo mogą. - odparłem i po uszykowaniu się poczekałem na dziewczyny.

Wyszły w standardowym stroju. No Miyū miała na sobie moją bluzę. My już uszykowani, a to jeszcze coś załatwiają.

- Wiecie, co jest dzisiaj na śniadanie? - zapytała Miyū.

- Jesteśmy tu pierwszy raz. Skąd mamy wiedzieć? - odparł Kenji.

Sam miałem się odezwać, ale stwierdziłem, że nie ma po co.

- Przyszła ofiara gwałtu ma rację. Nie mają prawa wiedzieć. - to już chyba nawet nie muszę tłumaczyć, kto powiedział.

- To wy se idźcie na śniadanie, a ja idę na motor.

- Co? Gdzie? Czemu? Jak? A ci jebnę. - powiedziałem.

- No tak. Na parkingu. Bo śniadanie zjadłem o czwartej na mieście. Jak się obudziłeś w nocy, co z balkonu zeskoczyłem. A mi jebniesz... czekaj, co? - odpowiedział, a dziewczyny już się podśmiechiwały.

- Dobra, wypad chloroplaście, bo zara serio ci jebnę. - powiedziałem.

Dziewczyny zaczęły się śmiać, jakbym nie wiem, co powiedział. Kenji natomiast nic nie powiedział i po prostu obrażony wyszedł z pokoju.

- Miyū, Amane. Wstrzymuję tą karuzelę śmiechu. Powinniśmy już iść.

Podeszły do mnie, a ja otworzyłem drzwi i skierowaliśmy się do stołówki... a raczej one mnie zaprowadziły, bo dalej nie ogarniam rozmieszczenia tych wszystkich sal. Z jadalni było słychać, jak wszyscy sobie gadają. 

My wchodzimy... a tu nagle wielka cisza. Idę przez tą jadalnię między dziewczynami zestresowany, bo wzrok wszystkich jest skierowany na mnie. Podeszła do mnie grupka osób. Okazało się, że to były te diabełki od siedmiu boleści, którym wczoraj dupę skopałem.

- Gratuluję wczorajszej wygranej. Ile swojej mocy zużyłeś? - zapytał mnie szef.

- No powiedzmy, że takie dziesięć procent, a magii około trzydziestu siedmiu.

- Tak mało?! Przecież ty nawet formy nie zmieniłeś, a skopałeś nas wszystkich!

Amane spuściła wzrok w tym momencie. Zauważyłem to.

- Jak mi nie jest potrzebna, to jej nie używam po prostu. Zresztą... może raz jej tylko użyłem i do tego nieświadomie.

Zamurowało ich. Nie tylko ich. Wszystkich.

- Dołącz do nas! Prosimy! Możesz być nowym szefem! - krzyknęły dziewczyny z sekty, a szef tylko to potwierdził skinieniem głowy.

Westchnąłem i złapałem się za głowę.

- Ale jesteście upierdliwi. Już mówiłem, że załatwiam takie sprawy sam.

Wtem dziewczyny od tego typa się zdenerwowały.

- A te dwie, za którymi wszyscy chłopacy praktycznie wariują, to co?! - krzyknęła jedna.

- Właśnie! Co z nimi?! - zawtórowała jej druga.

Kurwica mnie wzięła i już oczy wręcz wypełniły się czarnym kolorem. Spojrzałem na nie wkurwiony i powiedziałem jakby głosem potwora, ale takiego typowego, jak w filmach. Charczący, niski.

- Nie wpierdalajcie się w nie swoje sprawy, bo następnym razem nie będę taki miły, jak wczoraj...

Chyba zrozumiały aluzję, bo zaraz się cofnęły.

- Ktoś ma jakieś problemy jeszcze? - zapytała Miyū wszystkich w jadalni z ciekawości. Nikt się nie odezwał.

- A kto chciałby jeszcze mieszkać z Chirō w pokoju? - zapytała Amane z wyczuwalnym tonem podtekstu w głosie.

- Wła- Czekaj, co? - zdezorientowała mnie.

Rozejrzałem się po jadalni, a tu las rąk. Oczy od razu wróciły do normalności.

- Która pierwsza go złapie w przeciągu dziesięciu minut, to mieszka z nami do końca roku! - krzyknęła Amane.

Nagle praktycznie wszystkie się rzuciły, a ja jeszcze w szoku stałem w miejscu.

- SPIERDALAM! - wyjebałem drzwi z buta, bo mi przeszkadzały w ucieczce i na pełnej kurwie zacząłem spierdalać w jakieś ustronne miejsce.

W końcu udało mi się odgonić od nich i schowałem się w kantorku woźnego. Przynajmniej tak to wyglądało... no i jeszcze ciemno było. Nagle coś mnie chwyciło za rękę.

- Wygrałam. - wyszeptała mi ze stoickim spokojem jakaś dziewczyna do ucha.

- O KURWA! - wystraszyłem się trochę i zajebałem w drzwi, bo podskoczyłem trochę przez nią.

- Ciszej, bo jeszcze usłyszą. - odwróciłem się w jej stronę.

- To mnie tak nie strasz... - odparłem prawie szeptem.

- Taki z ciebie demon, jak z dachowca tygrys. - dogryzła mi.

- Przyhamuj, bo demonem to jesteś tu ty, a nawet nie, bo jesteś w połowie demonem i w połowie człowiekiem. Czuć na kilometr. Ja jestem w połowie diabłem i w połowie... w sumie nawet nie wiadomo czym, a jak się pobawię, to będziesz mieć z dachowca głowicę atomową.

- Nie lepsza byłaby mini bomba na wielką skalę z hipernową? A nie. Tego tu chyba nie macie. 

- Cicho siedź. Tutaj za wspomnienie o tym masz lekko przejebane, bo ten świat jest trochę zacofany i się o to wkurwiają, że tego nie mają jeszcze... ale i tak mogę załatwić.

- Jakim cudem o tym wiesz? Hmm? Bo raczej nie masz takiej mocy, by móc podróżować po tak oddalonych światach, a mało kto podróżuje w tak zacofane i mało istotne światy jak ten.

- Jak pewna osoba się wygada, to dowiesz się jeszcze dzisiaj. Ewentualnie będę musiał powiedzieć, bo może przedstawienie graficzne nic nie da.

- Hmm... ciekawa istota się znalazła na tej planetce. - lekko przerażający uśmiech ukazał się na jej twarzy, a za drzwiami dało się usłyszeć dźwięki zbliżających się dziewczyn. - Może by tak zmienić plener? - chwyciła mnie za ramię i teleportowała na dach szkoły.

- Teleportacja. Interesujące, ale powszechne. - na chwilę przerwałem. - Diabły umieją tylko zmienić kolor oczu na czarny, co sugeruje o ich możliwej przemianie w drugą formę, prawda? Wiem, że będę tego żałował w przyszłości pewnie, ale patrz. - ściągnąłem kapturem i pokazałem jej moje oczy. Jedno było czarne, jak wcześniej, a drugie całe czerwone ze źrenicą po środku.

- O kurwa... nie, to nie możliwe... ale jak? Skąd? Oko jak z mojego klanu... - ujrzałem na jej twarzy coś w stylu przerażenia, uśmiechnąłem się jakby złowrogo.

Sprawiłem, by moje oczy wróciły do normy, zakryłem łeb kapturem.

- Polecam iść na lekcje. Zaraz się zaczynają. - odwróciłem się i zacząłem odchodzić. - Widzimy się po szkole w pokoju. Do potem. - mówiłem to z lekko złowrogim akcentem, po czym podniosłem prawą rękę do niej z trzema palcami wyprostowanymi, serdecznym wpół zgiętym i małym kompletnie zgiętym.

W tym momencie, żeby doprawić tą scenę, sam się teleportowałem z powrotem do kantorka i skierowałem się do pobliskiego planu rozmieszczenia sal. Tak. Dalej nie wiedziałem. Pierwsze zajęcia miały rozpocząć się za chwilę, a ja miałem mieć jakąś Magię Wewnętrzną czy chuj wie, jak się nazywa ta lekcja. Lekcje miał prowadzić profesor Funabashi. No nic. Po dłuższym czasie udało mi się rozszyfrować ten plan. 

Mało co plecaka nie zapomniałem i zdążyłem go sobie... no teleportować w sumie na plecy. Zatrzymałem się przed salą na minutę przed dzwonkiem. Kenji już czekał. Rozejrzałem się po naszej klasie... byliśmy jedynymi chłopakami... no nic. Stanąłem sam pod ścianą i czekałem na nauczyciela, który przyszedł zaraz po dzwonku. Otworzył nam drzwi, zaprosił do klasy i zamknął za nami drzwi. Zajęliśmy miejsca. 

Oczywiście wszystkie tylne były zajęte, więc musiałem usiąść po środku... a ten chloroplast usiadł się na samym przodzie. A mu jebnę po zajęciach. Obok mnie siedziały dwie dziewczyny oczywiście. Jedna była demonkiem, a druga duchem... pierwszy raz ducha spotkałem. Tak to jedynie miałem do czynienia z zagubionymi duszami. Ta dziewczyna duch próbowała mnie dotknąć. Jej ręka przeniknęła przez moją, a ta się zasmuciła i westchnęła.

- Szkoda... chciałam cię za dłoń chwycić... - powiedziała.

Zarumieniłem się, a ta druga mnie chwyciła za rękę.

- A ja się cieszę, bo mogę. - powiedziała i wystawiła swój język.

W tym czasie nauczyciel zdążył zapisać swoje nazwisko na tablicy.

- Nazywam się Funabashi i od dzisiaj będę was uczył, jak używać magii wewnętrznej. Może na początku przedstawicie się po kolei.

No i oczywiście w tym momencie wszyscy zaczęli się przedstawiać i tak dalej. Teraz zaczęła się przedstawiać ta dziewczyna, która jest duchem.

- Hej. Jestem Aiko. Aiko Aida. Jestem duchem, mam siedemnaście lat i lubię siedzieć w pokoju oraz słuchać muzyki. - usiadła.

- To teraz ja! - wstała demonka. - Hej wszystkim! Jestem Reika Deguchi i jestem demonem. Również mam siedemnaście lat. Lubię dzielić się ze wszystkimi moim szczęściem i udostępniam zdjęcia ze znajomymi na portalach. - usiadła ucieszona.

- No dobrze. W takim razie teraz może pan Motoyoshi? - zaproponował nauczyciel.

- Jego nie trzeba przedstawiać! - odezwały się praktycznie wszystkie dziewczyny.

- No okej? W każdym razie możesz nam coś o sobie powiedzieć. - rzekł nauczyciel.

- Tak. Opowiedz nam coś o sobie. - dodało kilka dziewczyn.

- No to... lubię grać w gry, grać na gitarze i lubię przebywać sam, muzyka to uzależnienie i w sumie jestem nieśmiały, więc się trochę wstydzę, jak tak patrzycie na mnie. - w chwili mówienia tego byłem cały czerwony, a jak skończyłem, to od razu usiadłem.

Oczywiście dało się słyszeć odpowiedzi typu "Ciekawie", "Interesujące" i tym podobne. Później reszta się przedstawiała.

- Na dzisiejszych zajęciach zajmiemy się teorią. Dowiemy się- - więcej już nie dosłyszałem, bo zdążyłem zasnąć.

Jaki miałem sen? Żadnego. Po prostu pustka. Po pewnym czasie poczułem jak Reika mnie szturcha w ramię.

- C-co? Gdzie? Jak? - obudziłem się i zacząłem się rozglądać.

- Skoro pan Motoyoshi jest tak obeznany, to czemu pan nam nie wytłumaczy, co to jest magia wewnętrzna. - zapytał.

- Jest to jeden z rodzajów magii, który polega na tym, że do danego zaklęcia sami musimy sobie wyobrazić po nazwie, jak to zaklęcie będzie wyglądać w praktyce. - odpowiedziałem.

- Pięknie. A mógłby nam pan jedno zaprezentować chociaż?

- Oczywiście. - wyszedłem na środek i stanąłem obok niego. - Jakieś, które znam, czy pan mi poda jakieś i mam teraz to sobie wyobrazić?

- Nauczysz się nowego. Z twojej "potyczki" zauważyłem, że za bardzo nie korzystasz z tej magii.

- Nie za bardzo mam po co. Znam zaklęcia z innych dziedzin.

- Ciekawie. Zaklęcie związane jest z ziemią. Brzmi ono Ziemista Architektura. Skoro znasz teorię tej magii, to zakładam, że zasady również znasz. - było już po nim słychać, że nie spodobałem mu się.

- Pewnie, że znam proszę pana.

Zamknąłem oczy i skupiłem się.

- Tylko proszę, żeby to było coś skomplikowanego, a nie, na przykład, biurko. - dopowiedział. 

Zacząłem się zastanawiać, co mogę stworzyć. Coś uniwersalnego. Po pół minucie wpadłem na pomysł. Otwarłem oczy.

- Ziemista Architektura: Latające Miasto! - w międzyczasie przyłączyłem prawa dłoń zaciśniętą w pięść z otwartą, lewą dłonią.

Wszyscy ze zniecierpliwieniem oczekują ukazania się tego, a ja stanąłem normalnie.

- I co panie Motoyoshi? Coś panu nie wyszło. - zaszydził sobie ze mnie.

Spojrzałem na niego i nic nie mówiąc, wskazałem palcem na okno po prawej stronie sali.

- Hm? - spojrzał tam i to, co zobaczył, wprawiło go w oniemienie.

Za oknem, niedaleko od szkoły, w powietrzu unosiło się wielkie miasto zbudowane z ziemi. Co więcej... można było zobaczyć, że coś tam się rusza, czyli coś w podobę żyjącego organizmu tam istnieje.

- Tyle wystarczy? - zapytałem kompletnie niewzruszony.

- W zupełności starczy... proszę wrócić na swoje miejsce... - rzekł zgaszony nauczyciel.

Wróciłem więc na swoje miejsce i akurat w tym momencie zadzwonił dzwonek.

- Dziękuję za dzisiejsze zajęcia i mam nadzieję, że zobaczymy się na kolejnej lekcji. Możecie wyjść.

Wszyscy się żegnają z nauczycielem. Ja wychodziłem na końcu grupki. Zatrzymałem się na chwilę, bo wydawało mi się, że coś zauważyłem. Zerknąłem zza drzwi. Dojrzałem Kenji'ego, który wręczył panu Funabashi'emu tajemniczą kopertę i szepnął mu coś do ucha. Zaczął się zbierać do wyjścia, więc usunąłem się z drzwi, odwróciłem i chciałem już iść, ale nie mogłem.

- Kurwa! - krzyknąłem, bo za mną znajdowała się Miyū.

- Hej Kōi! Szukałam cię wszędzie i nie mogłam znaleźć. W końcu przestudiowałam twój plan zajęć. - chwyciła mnie za rękę. - Zaprowadzę cię do kolejnej sali.

Moich reakcji na takie sytuacje już chyba nie muszę opisywać. Szła ze mną tak przez cały korytarz, aż w końcu nie podbiegła do nas Reika.

- Mogę go przejąć od ciebie? Wygląda jakby się czuł nieswojo przy tobie, heh. - zaczęły się kłócić o mnie.

Czułem zażenowanie całą tą sytuacją. Skorzystałem z okazji, gdy były zajęte sobą i cichaczem udałem się na bok. Udało mi się dojrzeć Aiko z mojej klasy. Sama szła... a dokładniej lewitowała. Zrobiło mi się jej trochę żal, więc podbiegłem do niej.

- Hej Aiko. Idziesz na lekcje? - zapytałem się jej trochę nieśmiało.

- Hm? - odwróciła się do mnie. - Oo. Hej Kōichirō. Właśnie zmierzam. Czemu pytasz?

- Chciałem zapytać czy mogłabyś mnie zaprowadzić. Nie znam jeszcze za bardzo rozmieszczenia sal. Mogę rzec, że praktycznie w ogólne nie znam, a osoba, która miała mnie zaprowadzić, niezależnie od mej woli, wdała się w kłótnię z Reiką.

- Cieszę się, że zapytałeś mnie o to. Gdybym mogła, to bym cię uściskała.

- Corporis... - wyszeptałem pod nosem. Znaczy to ciało z łaciny.

- Coś mówiłeś? - zapytała mnie.

- Nie, nic takiego. Możesz się zatrzymać na chwilę?

- Pewnie. - zatrzymała się. - Ale o co chodzi?

Też się zatrzymałem i mimo tego zawstydzenia, które było po mnie widać jak cholera... to przytuliłem się do niej. Zamurowało ją. Zrobiła się czerwona. Po chwili również mnie przytuliła.

- Nie mam pojęcia, jak to zrobiłeś... ale dziękuję... - uroniła łzę. - Nikt mnie jeszcze nie przytulił tak, żebym to czuła...

- Nie płacz Aiko. Zaczynam się przez to czuć dziwnie.

- Racja... Chodźmy może już na lekcję.

Zaprowadziła mnie pod sale i tak praktycznie przez cały dzień się przedstawialiśmy, a na reszcie zajęć z tyle to zajmowało, że dzwonki zaczynały dzwonić, zanim skończyliśmy. Na praktycznie każdej lekcji spałem, więc sam za dużo nie pamiętam, ale dzisiaj mieliśmy już takie typowe przedmioty, które oferuje normalna szkoła. Na każdej lekcji praktycznie siedziałem z innymi dziewczynami, ale mniejsza. Mam nadzieję, że sobie jakiegoś grafiku nie stworzyły. Po lekcjach podeszła do mnie Miyū.

- Gdzie się podziałeś, jak stłukłam tamtą lafiryndę? Normalnie zaatakowała mnie, a gdy już było po wszystkim, to ciebie nie było.

- Tia... Aiko z mojej klasy mnie zaprowadziła.

- Miałeś mnie na zajęcia odprowadzić, pamiętasz? - zapytała z nutą uniesienia wyczuwalną w głosie.

- Eee... - podrapałem się po tyle głowy. - Słodko wyglądasz w tej bluzie. - na mojej twarzy pojawił się uśmiech typowy dla zakłopotania.

- Naprawdę? - spojrzała na mnie, a ja tylko przytaknąłem z wielkim rumieńcem i dalej zakłopotany. - Możesz się na chwilę lekko nachylić?

- Jasne... - nachyliłem się. - A o co chodzi?

- O to. - odpowiedziała i jedną dłonią dotykała mej klatki piersiowej, a drugą położyła na barku i pocałowała mnie czule w policzek.

Wtedy to już moje zawstydzenie wyjebało poza skalę. Pocałowała mnie na korytarzu przy wszystkich.

- Przypominam ci o spotkaniu z tym dziesiątym za szkołą. - wyszeptała mi do ucha, po czym odeszła w podskokach.

Jeszcze przez chwilę tak stałem cały w rumieńcach, ale w miarę szybko się ogarnąłem. Wyszedłem ze szkoły i poszedłem do ciemnego zaułka. Czekał tam już na mnie. Rysował sobie pentagram na ścianie.

- Te. Jak ci tam było? - podszedłem i zapytałem.

- Kure Nazaki. - skończył rysowanie i odpowiedział mi.

- Wiem, że wiesz więcej od nich wszystkich razem wziętych o obecnej sytuacji w piekle. Nie pasujesz do nich.

- Po czym to wnioskujesz?

- Widać to po tobie. Pierwszy rzut oka. Typ samotnika. Skądś to znam.

- Teraz to praktycznie cały czas masz towarzystwo.

- Szkoda gadać... i tak próbuję być sam tak długo, jak to tylko możliwe. Przejdźmy do interesów. Co chcesz za te informacje?

- Potrzebuję pewnej rzeczy. Chciałbym byś mi to załatwił.

- No spoko. Co to jest?

- A tam. Taki mały artefakt... i jeszcze mógłbyś mnie z tą sukkubicą od ciebie umówić. - uśmiechnął się.

- Niby taki cichy, ale na pewne gwałty się umawia.

- No cóż poradzę. Taki jestem.

- Dobra. Będziemy w kontakcie. Opowiesz mi później o tym artefakcie. Jutro postaram się obgadać to twoje, małe "spotkanie" z Amane.

- Już się doczekać nie mogę. - rzekł ucieszony.

- Ciekawy diabełek z ciebie. - odwróciłem się i zacząłem odchodzić. - Pamiętaj, że ten zaułek od dzisiaj jest nasz. Elo.

- Zapiszę to sobie w pamięci. Elo. - rozeszliśmy się w przeciwne strony.

Wróciłem do swojego pokoju i nie zwracając uwagi na nikogo, rzuciłem się na łóżko twarzą w poduszkę.

- Ale dzisiaj jestem zajebany... - wymamrotałem i odwróciłem się plecami do łóżka, łokciem zasłoniłem sobie oczy i zgiąłem lewe kolano ku górze.

Po dłuższej chwili do pokoju wbiegła Miyū podekscytowana jak nigdy.

- Kōi! KŌI! Jesteś w gazetce szkolnej! - praktycznie krzyczała mi do ucha.

- Wyjebane... - rzekłem zmęczonym głosem.

- Ale jesteś na pierwszej stronie! Patrz! - przytknęła mi gazetę do twarzy.

Westchnąłem, chwyciłem dzisiejsze wydanie i zacząłem czytać.

- "Kōichirō Motoyoshi: Diabeł czy coś więcej?"... - spojrzałem na Amane i tą dziewczynę z wcześniej. - Chwila. Kiedy ty tu weszłaś? I wgl jak masz na imię? - zapytałem.

- Siedzę tu dłużej od ciebie. Aleś spostrzegawczy jest. Ayame Kurama. - powiedziała dziewczyna.

- Dobra, nieważne. - wróciłem do czytania. - "Chłopak, który pojawił się znikąd zarzeka się, że podczas wczorajszej walki z elitą diabłów użył około dziesięć procent swojej mocy oraz około trzydzieści siedem magii." Nic interesującego. - wyciągnąłem z szafki sok.

Zacząłem popijać trochę i czytam dalej. "Znaleźliśmy również jego stare zdjęcie na portalu społecznościowym, którego prawdopodobnie już nie używa."... Wyplułem sok na bok.

- CO KURWA?! - wydarłem się.

Rzeczywiście było tam moje zdjęcie. Miałem na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawem, białe spodnie do kolan w czarną kratkę, włosy miałem postawione na żel lekko. Stałem na białym tle, jak podczas jakiejś sesji.

- Fajne zdjęcie, nie? Aż ściągnęłam sobie na telefon. - uśmiechnęła się Miyū.

Tak. Magia umożliwiała ściąganie zdjęć z gazet na telefon lub inne urządzenia. Tą zdolność akurat ma każdy. Za pomocą magii można również umieszczać filmy i gify w gazetach, które też da się ściągnąć.

- "O chłopaku praktycznie nikt nic nie wie. Wiadomo tylko, że ma siedemnaście lat, lubi grać na gitarze oraz w gry komputerowe oraz oczywiście to, że jest diabłem. Wiarygodne źródła mówią, że latające miasto powstałe z ziemi, o którym mowa na kolejnych stronach to jego dzieło stworzone podczas lekcji Magii Wewnętrznej u profesora Funabashi'ego." - odłożyłem gazetę na bok. - I tak ta "sława" zniknie po miesiącu albo przynajmniej zmaleje.

Amane wskoczyła na mnie podniecona, jak nigdy.

- To ja będę tą, co cię pozna bardziej dogłębnie, hehe. - to jej obłąkane spojrzenie nie świadczyło dobrze o mojej obecnej pozycji.

Wsunęła mi ręce pod koszulkę i zaczęła obmacywać moją klatę.

- A-Amane! Przestań! - ledwo co udało mi się wykrzyknąć.

- Hehe. Jęcz dalej moja zabawko. - rzekła w taki seksistowski sposób, że się tego nie da opisać.

W końcu Kenji założył jej Nelsona i odciągnął ją na bok.

- Idę do kibla. Nie przeszkadzać mi. - rzekł Kenji.

Po chwili wziąłem jeszcze raz gazetę do ręki. Na dole strony ujrzałem ciekawy i krótki artykuł. "Narkotykowy biznes znów kwitnie w szkole." Było nawet zdjęcie, jak jakiś typ bierze od kogoś paczkę. Chwila... taki sam krzyżyk ma Kenji...

- Ty kurwo! - wykrzyknąłem, wstałem i wjebałem się Kenji'emu do kibla z buta, a ten se krechę wciąga. - Jeszcze se kurwa wciąga.

- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. - dotknął mojej klatki i w tym momencie tak mnie jebnął prądem, że wpieprzyłem się w ścianę.

Wkurwiłem się i rzuciłem go mocą o ścianę, a ten skurwiel się od niej odbił i zajebał mi z buta, że przez balkon wyleciałem i zleciałem na sam dół. Kenji został na górze i strzelił we mnie tym swoim promieniem tęczowym. Zdążyłem tego uniknąć i wystrzeliłem w niego Piekielnym Ogniem, ale zablokował to tarczą z wiatru i jebnął mi wielkim piorunem z nieba, który w ostatnim momencie zdążyłem anulować. 

Ponownie chwyciłem go mocą, ale tym razem z wielką prędkością ściągnąłem go w dół tak, że jak przywalił mordą w beton, to się jeszcze odbił, a ja, jak z kung fu, z obrotu dobiłem go w ziemię. Na szczęście mój plan zadziałał i udało się go wykatapultować tym w powietrze po ponownym odbiciu od ziemi. 

Schyliłem się i wyskoczyłem na poziom balkonu od naszego pokoju, a ten akurat w tym momencie zaczął spadać i mniej więcej znalazł się na tym samym poziomie, więc sprzedałem mu kopa znowu, a tego wgniotło w ścianę, w środku. Zanim zacząłem spadać, chwyciłem się barierki i szybko wciągnąłem się do pokoju. Wkurwiony stanąłem jakieś dwa metry od niego. Kenji wstał i zaczął mnie okładać po całym ciele, a ja mu tylko sprzedałem strzała na ryj, po którym go odrzuciło, a w międzyczasie moje oczy stały się czarne.

- Nie uderzaj go! Zamieni się! - krzyknęła Miyū.

Kenji miał na to wyjebane i jeszcze raz mi zajebał. Skończyło się na tym, że znowu wylądował na ścianie, a ja zmieniłem się w swoją drugą formę... Ponurego Kosiarza, Mrocznego Żniwiarza we własnej osobie, samą Śmierć. Bluza zmieniła się w długi, czarny płaszcz poszarpany na dole, który przez otwarte drzwi na balkon powiewał spokojnie, a na głowie miałem oczywiście kaptur. 

Nie miałem na sobie butów, a spodnie też były poszarpane przy końcówkach. Skóra natomiast stała się trupioblada. Wokół oczu, na ustach i na powiekach skóra była czarna, a pod oczami i ustami wyglądała ona, jakby spływała po nich czarna maź, lecz to dalej skóra. W prawej ręce trzymałem kosę, dosyć dużą. Otworzyłem oczy. Były całe białe.

- O kurwa, Reaper! Gdzie masz Genusia? - wydarła się Ayame.

- Ty się lepiej nie śmiej, bo w tym momencie manipuluje życiem i śmiercią każdego z nas. - rzekła zaniepokojona Amane.

Powoli podszedłem do Kenji'ego. W kostkach było słychać, jak mi wszystko strzela. Spojrzałem na niego. Zacząłem przeglądać jego grzechy.

- Ćpanie... kontakty z handlarzami dusz... handel zanieczyszczonymi duszami... pomniejsze zabójstwa... - wymieniałem sobie. - No nieciekawie panie Arato... przejdźmy do przeszłości...

Ten zaczął się wydzierać w międzyczasie, płakać i wokół nawalać błyskawicami... aczkolwiek nie mógł mnie trafić.

- Konie... motory... hm... marny długodystansowiec...

- PRZESTAŃ! - nadal płakał i próbował we mnie strzelać błyskawicami.

- Ciekawe serce... kara...? Ty kurwo. - zgrabnym ruchem odwróciłem kosę do góry nogami i przebiłem go na wylot tak, że ostrze wystawało na korytarz.

Amane oraz Miyū bały się nawet podejść i zszokowało ich to. Ayame po prostu zszokowało to, że takie coś zrobiłem. Kenji przynajmniej przestał się wiercić, a po wyciągnięciu kosy powoli osunął się na ziemię zalany krwią.

- Przeżyje... - zacząłem się rozglądać.

Zatrzymałem swój wzrok na Ayame.

- Ciekawie... - rzekłem i zacząłem iść w jej stronę, a w kostkach znowu wszystko mi strzelało. - Zacznijmy z grzechami...

Nie chciałem ich wymieniać, więc wymieniłem tylko najistotniejsze.

- Morderstwa za pieniądze... czarne interesy...

- Nie. Skończ. Przestań. - zaczynała Ayame.

- Demon... śmiertelniczka... wioska w kwiatach... bójki... teleportacja... unicestwienie...

- KONIEC! - zaczynała płakać i próbowała wejść mi do głowy.

- Demonica... inne światy... lisi demon... - w tym momencie weszła mi do głowy i próbowała uzyskać informacje na mój temat. - Walka... opuszczenie... odosobniony świat...

Zdobyłem wszystko, co chciałem, ale w tym momencie ona zdążyła zobaczyć jeden fragment z mojego życia. Jeden z najgorszych... jak stałem nad grobem moich przyszywanych rodziców... tak naprawdę ci ze snu byli moimi przyszywanymi rodzicami. Prawdziwi oddali mnie zaraz po moich narodzinach i nigdy ich nie widziałem na oczy. Skończyłem przeglądać jej umysł. Po chwili dopiero udało mi się wrócić do normalności. Zauważyłem, że zapłakana Ayame na mnie patrzyła.

- Shirō i Tomoko. Twoi rodzice? - zapytała.

- W pewnym sensie. Adoptowali mnie. - odrzekłem speszony i trochę smutny.

- Nieciekawie.

- Prawdziwych nigdy nie spotkałem. Od razu po narodzinach mnie oddali. - powiedziałem i pozbierałem Kenji'ego z podłogi. - Idźcie się umyć. Sam go ogarnę.

Miyū i Amane nie były z tego jakoś zadowolone, ale wzięły swoje ciuchy i poszły do łazienki.

- Idź po nich. - powiedziałem do Ayame, położyłem Kenji'ego na łóżku i użyłem na nim magii leczniczej. - Rano normalnie powinien wstać.

- Nie musiałeś mi grzebać w pamięci.

- Przepraszam. Sam do końca nie chciałem. Coś mi kazało.

- Nie rób tego więcej.

- Na tobie już więcej nie potrzebuję. Mimo wymieniania tylu widziałem wszystko.

- Rozumiem. Gdzie będę spać? - zapytała mnie.

- Dzisiaj jedna z dziewczyn pewnie ci łóżko udostępni, a na później coś się wykombinuje.

Wyciągnąłem słuchawki oraz telefon, włączyłem heavy metal i położyłem się na łóżku. Po pewnym czasie Miyū i Amane wyleciały z łazienki.

- Ayame! Śpisz na moim łóżku! - krzyknęła Amane, położyła się obok mnie, ściągnęła mi słuchawki i zaplotła swoją nogę o moją nogę. - Dzisiaj śpię z tobą Chirō. - wyszeptała mi do ucha.

Zarumieniłem się i potaknąłem tylko, a w tym czasie Ayame poszła się przyszykować do snu. Nagle z mojej drugiej strony położyła się Miyū i też zaplotła swoją nogę o moją.

- Szkoda. Chciałam z nim spać. - powiedziała po cichu.

- Ty już go na noc miałaś. Dzisiaj jest mój. - rzekła Amane i pocałowała mnie w policzek, a Miyū w odwecie zrobiła to samo.

Ja sparaliżowany nie mogłem nic zrobić do wyjścia Ayame. Wtedy mnie uwolniły, a ja poszedłem się przebrać i umyć. Szybko mi to zeszło w miarę. Wyszedłem, a Amane już na mnie czekała. Zdążyłem tylko odłożyć swoje ciuchy, a ta od razu mnie zaciągnęła na siebie tak, że twarzą wylądowałem w jej cycach. Ręką obróciła moją głowę na bok, docisnęła, żebym się nie wyrwał i przycisnęła swoje kolano do mojego krocza.

Dobranoc. - wyszeptała i nogą lekko docisnęła moje miejsce intymne.

Ona po chwili zasnęła, ale ja w takiej pozycji długo nie mogłem się skupić, lecz przez zmęczenie udało mi się w końcu zasnąć. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top