2
usiadłam w ławce z tyłu klasy.
-pani profesor!-krzyknął brązowowłosy chłopak.-mogę usiąść z Wandą?
-dlaczego?-zapytała surowo zsuwając okulary na nos.
-mmm...nie mam podręcznika.
-niech ci będzie.-poprawiła okulary i odwróciła się do tablicy.-gady mają śliską skórę i...
-cześć...-powiedział do mnie. przesunęłam podręcznik na środek ukradkiem widząc jak chowa swój.
-nie lubisz siedzieć sam? -zapytałam
-intrygujesz mnie.
-jesteś nerdem. coś cię intryguje?
-mam bardzo ciekawe życie Wandelopa.
-wiem.
-co?-spojrzała na mnie. wyjęłam kartkę i napisałam ,,Spider-Man,,-żartujesz.-spojrzałam na niego wzrokiem ,,serio?,,-nie prawda.
-jak chcesz.
-a państwo to nie słuchają?
-jednym uchem pani profesor.-odparłam.
-a chcecie zostać po lekcjach?
-to mamy wybór? w takim razie jak najbardziej ale nie dzisiaj. mam bardzo ważne spotkanie z bardzo-spojrzałam na Petera i znów na profesor-ważną osobowością.
-kim?
- z Pietro.
po lekcjach.
-prawie nas wkopałaś.-nasunęłam kaptur i wyszłam ze szkoły. zaczęło padać. stanęłam pod daszkiem.-ej Wandi?-patrzyłam na buty.
-Pete! no choć!!!-krzyknęła dziewczyna która uśmiechała się promiennie stojąc przy jakimś chłopaku.
-do jutra?-nie odpowiedziałam.odszedł coś do nich krzycząc. podbiegł do mnie ochlapując przy okazji,Pietro.
-siemaneczko.-skoczyłam mu na szyję.-hej też się stęskniłem. co robimy?
-pizza?-zapytałam i sekundę później byliśmy w pizzerii.
-co tam u ciebie cukierku?-zaśmiałam się.
-wiesz...dalej mieszkam z panią Kirko i szukam szczęścia. a u ciebie?
-ostatnio byłem w Sokowi.-spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.-dalej szukam siostry.
-Wanda się znajdzie na pewno. wiesz że ci w tym pomogę. prawda?-zapytałam patrząc mu w oczy.
-dzięki-położył dłonie na moich.-tęsknie za nią. wiesz nie rozstawaliśmy się...nigdy.
-przepraszam ale skąd masz pewność że ona żyje?
-to coś w stylu połączenia.czułbym to...gdyby nie żyła...-przerwał
-co?-zdziwiłam się.
-czuje ją. jest blisko...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top