Rozdział 3
Obudziłem się później niż zaplanowałem. Szybko wyskoczyłem z łóżka w stronę szafy. Ubrałem się i udałem się do kuchni zjeść szybko jakieś śniadanie. Zrobiłem sobie kanapki, wszystkie połykałem niemal w biegu. Wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę szpitala. Idąc rozglądałem się czy po drodze nie spotkam przypadkiem Kent, ale było to mało prawdopodobne. Przechadzając się rankiem po mieście było dla niego za bardzo ryzykowne. Bardzo duże prawdopodobieństwo, że natknąłbym się na jakiś patrol.
W szpitalu panował spokój. Korytarze były dziwne puste. Zawsze kręciło się po nich dużo pielęgniarek, a teraz stały tu tylko trzy siostry. Ciekawe, dlaczego na pielęgniarki mówi się również siostry. Gdy dotarłem do sali Akiry zatrzymałem się przed drzwiami. Bałem się, że gdy tam wejdę obudzenie się niebieskookiego okaże się tylko snem. W końcu wziąłem głęboki oddech i wkroczyłem do środka. Poczułem ogromną ulgę widząc jak błękitne oczy wpatrują się we mnie z uśmiechem na twarzy. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i podszedłem do niego.
- Cześć. Jak się czujesz?
- Hej. O wiele lepiej.
- Widzę.
Nie był już taki blady, nabrał normalnych kolorków. Przy jego łóżku nie stało już tyle urządzeń. Tylko kroplówka, EKG i jeszcze coś, które szczerze mówiąc nie miałem pojęcia do czego mogło służyć.
- Dlaczego wczoraj nie przyszedłeś?- Spytał lekko posmutniałym tonem.
- Miałem w domu wizytę policji i tak jakoś im zeszło- zacząłem.- A nie chciałem wieczorem przychodzić, żeby cię nie męczyć.
- Dlaczego była u ciebie policja?! I nie chce słyszeć, że mi nie powiesz, bo coś tam...
- Mój dawny znajomy uciekł z więzienia i byli się spytać czy czasem go nie widziałem. Późnej dla pewności jeszcze przeszukali mój dom.
- Aha.
Ta odpowiedź chyba delikatnie go zdziwiła. Raczej się tego nie spodziewał. Akira spojrzał na chwilę prze okno, a następnie jego wzrok powrotem powędrował na mnie. Przyglądał mi się bardzo uważnie jakby zauważył coś czego nie powinno tam być. Po chwili na jego czole pojawiła się zmarszczka.
- O co chodzi?- Ostrożnie siadłem na brzegu łóżka.
- Masz rozciętą wargę?- Spytał zdziwionym tonem.
- Tak.
- Biłeś się z kimś?!
- Nie całkiem, ale można tak powiedzieć.- Gdyby tamten drugi policjant mnie nie powstrzymał na pewno wyszła by z tego niezła bijatyka.
- Z kim?- Dopytywał.
- Z jednym z policjantów...
- Z policjantem?! Dlaczego?!
- Sprowokował mnie. Chciał mnie za to zabrać na komisariat, ale jego partner stanął po mojej stronie.
- Boli?- Jego ręka dotykała delikatnie moich warg.
Chwyciłem jego dłoń i ucałowałem ją, a następnie pochyliłem się na nim. Akira nie spuszczał ze mnie wzroku, cały czas uważnie mi się przyglądał. Szukałem u niego jakiś oznak sprzeciwu, lecz nic takiego nie było. Zbliżyłem swoją twarz do jego i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek. Akira odwzajemnił go i nasze języki splotły się w tańcu. Jak mi tego brakowało! Sześć miesięcy martwiąc się czy wyjedzie ze śpiączki. Sześć miesięcy bez widoku jego uśmiechu i błękitnych oczu. Sześć długich miesięcy bez jego dotyku.
Resztki rozsądku podpowiedziały mi w końcu, że personel mógłby być lekko zaskoczony wchodząc to i widząc nas tak razem. Niechętnie oderwałem się od jego miękkich warg i wyprostowałem się. Akira spoglądał na mnie nieśmiałym uśmiechem, a ja w duszy cieszyłem się jak małe dziecko.
Ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Oboje zwróciliśmy w oczy w tamtą stronę i ujrzeliśmy pielęgniarkę pchającą przed sobą wózek inwalidzki. Pracowała tu chyba od niedawana, bo nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek mijał ją na korytarzu.
- Zabiera go pani gdzieś?- Spytałem lekko zaniepokojony.
- Tak, do łazienki, żeby go wykąpać.
- Pani mnie będzie kąpać?- Wtrącił Akira.
- Szybko odzyskujesz siły, ale jeszcze nie dasz razy zrobić tego sam.
Jakoś dziwnie się czułem słysząc, że mojego niebieskookiego będzie widzieć nago jakaś obca kobieta. Nie chciałem robić z tego powodu afery, ale nie miałem ochoty jej na to pozwalać.
- Nie zgadzam się!- Odezwał się po chwili czarnowłosy.
- Co?!- Pielęgniarka była wyraźnie zdziwiona.
- Nie pozwolę, żeby mnie pani myła. Nie będzie mnie pani oglądać bez ubrania!
- Ale sam nie nasz rady...
- To niech on mnie umyje!- Powiedział wskazując na mnie.
Kobieta spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Niestety nie mogę na to pozwolić. Z jakiego powodu, akurat on może?- Dodała po chwili.
- Bo on mnie już widział mnie nago...
Przez jedną krótką chwilę bałem się, że jednak sobie przypomniał co było wcześniej, ale po chwili zrozumiałem, że mówi to co wywnioskował z naszej poprzedniej rozmowy. Pielęgniarka przyglądnęła się mi przez chwilę, a później przeniosła wzrok powrotem na Akirę.
- Zaczekajcie.
Zostawiając wózek wyszła z sali. Nie była zadowolona z zachowania pacjenta, ale musi się przyzwyczaić do tego skoro chce pracować w szpitalu. Chociaż szczerze mówiąc, mnie również zdziwiło zachowanie Akiry. Nie mniej jednak troszeczkę mnie to ucieszyło. Pielęgniarka wróciła po około dwóch minutach. Podeszła do wózka i podsunęła go pod łóżka.
- I jak?- Odezwał się Akira przyglądając się podejrzliwie kobiecie.
- Może. Ale będę stała za drzwiami i w razie czego macie mnie zawołać.
- Dobrze.- Powiedziałem z uśmiechem.- Ja go posadzę- dodałem.
Wiedziałem, że pielęgniarka miałaby mały problem z przeniesieniem Akiry z łóżka na wózek. Chwyciłem go niczym pannę młoda i ostrożnie posadziłem na wózku.
- Poprowadzę, niech pani idzie przodem- powiedziałem.
Pielęgniarka ruszyła pierwsza, a my kierowaliśmy się za nią. Chłopak wyglądał na dość zadowolonego. W głębi duszy skakałem z radości, ale nie chciałem zbytnio dać po sobie tego poznać. Gdy dotarliśmy do łazienek, siostra otworzyła nam drzwi wpuszczając nas do środka.
- Ma może pani gumkę do włosów- spytałem ją. Pogrzebała w kieszeniach fartucha i podała mi różową gumkę do włosów. Związałem włosy w kitkę i spojrzałem na Akirę.
- Pasuję do ciebie różowy, wiesz?- Powiedział powstrzymując śmiech. Kątem oka dostrzegłem, że kobieta również powstrzymywała się od śmiechu.
- Tak, bardzo śmieszne- skomentowałem.- A teraz chodźmy cię umyć.
- Tylko grzecznie mi tam- powiedziała zamykając drzwi za nami.
Podjechałem wózkiem do krzesełka pod prysznicem i przeniosłem na nie Akirę. Patrzał na mnie z dziwnym uśmiechem i rozbawieniem na twarzy.
- O co chodzi?
- No siostro, proszę mnie rozebrać i umyć- mówił nie przestając się uśmiechać.
- W taki razie proszę podnieść rączki i siedzieć spokojnie.
Podniósł ręce do góry, a ja ściągnąłem z niego koszulę. Już miałem się zabrać za resztę garderoby, gdy nagle coś mi się przypomniało. Rozglądnąłem się po łazience w poszukiwaniu mydła i szamponu.
- O co chodzi?
- Chwila. Zaraz wrócę.
Podszedłem do drzwi i lekko je uchyliłem. Pielęgniarka spojrzała na mnie zdziwiona.
- Mogłaby pani przynieść jakiś szampon i mydło.
- Ależ oczywiście. Przepraszam, całkiem o tym zapomniałam.- Podeszła do szafeczki znajdującej się naprzeciwko drzwi i podała mi dwie buteleczki z płynem.
- Dziękuję.- Zamknąłem drzwi i wróciłem do czekającego na mnie Akiry.- Mam- mówiłem potrząsając buteleczkami.
Zabrałem się za pozbywanie z niego pozostałych ubrań. Posadziłem go na krześle pod prysznicem i zacząłem ustawiać pokrętło tak, by leciała ciepła woda. Kiedy w końcu mi się to udało, powiesiłem rączkę prysznica na uchwycie i skierowałem ją tak by woda leciała tylko na mojego czarnowłosego. Nagle poczułem na sobie krople wodę. Odskoczyłem do tyłu by uniknąć kolejnych porcji. Spojrzałem na śmiejącego się Akirę.
- Będę miał przez ciebie całą mokrą koszulkę.- Nabrał jeszcze trochę wody w ręce i rzucił ją w moją stronę. Nie zdążyłem odskoczyć i kolejna porcja wody zmoczyła moją moje ubranie.
Westchnąłem i ściągnąłem koszulkę kładąc ją daleko poza polem rażenia.
- Dasz mi się już umyć?
Nabrałem trochę mydła na rękę zacząłem go myć. Starannie namydlałem każdy kawałek jego skóry. Spojrzałem na chłopca. Miał zamknięte oczy i lekki uśmiech na twarzy. Widać było, że mu się to podoba. Nie mogę ukryć faktu, że mi również. W pewnym momencie jego mina posmutniała, jakby sobie coś właśnie uświadomił lub przypomniał, coś czego wcale nie chciał. Nie mogłem znieść jego smutnej miny.
- Ej, Akira.- Zawołałem go stoją za nim. Nie zaważałem już na to, czy będę miał mokre spodnie czy nie. Chciałem go tylko jakoś rozweselić.
Czarnowłosy skierował głowę w moją stronę, a ja natychmiast przywarłem do jego ust. Kiedy odwzajemnił pocałunek moje ręce powędrowały na jego ciało. Błądziły po jego ciele spragnione dotyku jego skóry.
- Wolę, gdy jesteś uśmiechnięty- wyszeptałem przygryzając delikatnie płatek ucha.
Pocałunkami powoli schodziłem na jego szyję. Oddech Akiry stawał się coraz głośniejszy. W końcu zatrzymałem się na jego obojczykach.
- Skończmy się myć- wyszeptałem i wyszedłem z zasięgu strumieni wody.
Poszedłem po szampon i wziąłem się za mycie jego włosów. W między czasie Akira znów zaczął chlapać mnie wodą. Teraz miałem mokre również spodnie. Skończywszy poszedłem po ręcznik i zacząłem go wycierać. Osuszałem dokładnie każdy kawałek jego ciała. Gdy zająłem się wycieraniem jego włosów poczułem jak jego pomarszczone od wody palce spoczywają na moim brzuchu. Powoli i niepewnie wodził nią po nim. Zamknąłem oczy starając skupić się na jego dotyku. Nie chciałem, żeby przestawał. Kiedy jego dłoń znajdowała się przy moich spodniach rozległo się głośne pukanie. Gwałtownie otworzyłem oczy wciągając powietrze i spojrzałem w stronę drzwi.
- Długo jeszcze?!- Spytała pielęgniarka lekko uchylając drzwi.
- Jeszcze pięć minutek- odpowiedziałem szybko.
Kamień spadł mi z serca, kiedy pielęgniarka powrotem zamknęła drzwi. Myślałem już, że tutaj wejdzie sprawdzając co tak długo nam to zajmuje. Dokończyłem wycierać Akirę i wziąłem się za wycieranie siebie. Byłem cały mokry, nic nie ocalało. Kiedy obaj byliśmy już wytsrci, wziąłem się za ubieranie jego, a następnie siebie. Koszulka nadal była mokra... Byłem ciekaw co na mój widok powie pielęgniarka.
Posadziłem Akirę na wózek i poprowadziłem go w stronę drzwi. Niepewnie je otworzyłem i wyjechałem na zewnątrz. Tak jak myślałem, pielęgniarka patrzała na mnie osłupiałym wzrokiem.
- Co wy tam robiliście?- Spytała nieco oburzonym tonem.- Przecież miałeś go tylko umyć.
- Niech pani spróbuje go myć i wyjść z tego o suchym ubraniu, gdy on chlapie wodą na wszystkie strony...- Powiedziałem poirytowany.
Kobieta westchnęła z dezaprobatą. Ruchem ręki wskazała, żebyśmy szli za nią i ruszyła przed siebie. Kierowaliśmy się na nią, gdy prowadziła nas do sali chłopaka, który przez większość drogi śmiał się cicho pod nosem, a ja przyglądałem mu się z uśmiechem.
Kiedy byliśmy już na miejscu odłożyłem Akirę powrotem na łóżko. Pielęgniarka podłączyła coś do niego i wyszła zabierając ze sobą wózek.
- Chyba już będę musiał iść- powiedziałem spoglądając za zegarek.
- Dlaczego?- Spytał smutno.
- Muszę iść do pracy.
- Aha.
- Obiecuję, że przyjdę jutro- powiedziałem pocieszająco i ruszyłem w stronę drzwi.
- Kazuma!
- Tak?- Spytałem zatrzymując się.
- Słuchaj, przyniósłbyś mi te moje pamiętniki?- W jego głosie słychać było prośbę.
- Nie.
Wyszedłem. Nie chciałem słuchać jego próśb. W Wilgotnych ciuchach udałem się prosto do pracy. Nie miałem czasu, by zajść do domu i przebrać się w coś suchego. Po drodze paru przechodniów zerknęło na mnie zdziwionym wzrokiem. Mijałem ich obojętnie skupiając się na tym by nie spóźnić się do pracy.
W kwiaciarni byłem punktualnie o drugiej po południu.
- Coś ty taki mokry?- Spytał szef widząc moje wilgotne ubranie.
- Byłem u Akiry, kąpałem go i tak jakoś wyszło.- Mówiłem powstrzymują chichot.
- Dobrze wiedzieć, że już czuje się lepiej.
Uśmiechnąłem się i przebrałem się w służbowe ciuchy.
Dzień w pracy trochę mi się dłużył, znowu odwiedziło nas niewielu klientów. W międzyczasie porozmawiałem sobie z szefem o jakiś błahych sprawach typu pogoda, polityka i takie tam. Z pracy wyszedłem nieco później, bo jeszcze pomagałem szefowi przy zamknięciu.
- Dobranoc Kazuma. Uważaj na siebie.
- Dobranoc. Niech pan też uważa.
Na zewnątrz panowały ciemności, a drogę oświetlały tylko lampy uliczne i sierp księżyca. Gwiazd dzisiejszej nocy prawie nie było widać. Tylko gdzieniegdzie świeciła się jakaś samotnie na niebie. Szedłem powolnym krokiem w stronę domu delektując się rześkim powietrzem. Przez jakiś czas miałem wrażanie, że ktoś za mną idzie, ale starałem się to ignorować. Kiedy uczucie to stało się bardziej natarczywe zatrzymałem się i gwałtownie obróciłem za siebie sprawdzając czy ktoś za mną jest. Powtórzyłem później ten manewr jeszcze dwa razy. Za każdym razem nikogo nie zauważyłem.
Nikogo po za mną na ulicy nie było.
- Kazuma, weź się w garść!- Powiedziałem do siebie i ruszyłem dalej.
Nie przeszedłem dziesięciu metrów, gdy poczułem jak ktoś zatykając mi usta ciągnie mnie w jakąś uliczkę. Zacząłem się wyrywać, ale napastnik był silniejszy. Zatrzymaliśmy się na końcu ciemnej ślepej uliczki. Mężczyzna zdjął rękę z moich ust, ale nie wypuścił mnie z silnego uścisku.
- Puszczaj mnie! Czego ode mnie chcesz!- Zacząłem wrzeszczeć.
Wiedziałem, że wzywanie pomocy przyniosło by nikłe skutki. To była naprawdę słabo zamieszkana dzielnica. Nawet gdyby ktoś mnie usłyszał raczej nie przyszedłby z pomocą, bo bałby się, że sam może doznać jakiejś krzywdy. Jestem zdany tylko na siebie. Po chwili poczułem jak napastnik przystawia mi nóż do gardła. Może to dziwne, ale mam wrażenie, że znam to ostrze. Ma taki charakterystyczny kształt i uszczerbek w połowie. Niemożliwe, żeby to był...
- Już nie jesteś tym Kazumą co wcześniej- odezwał się napastnik.
- Kenta!
Mężczyzna zaśmiał się krótko i przyparł mnie do ściany. W nikłym świetle mogłem teraz dostrzec jego twarz. Czarne oczy, wąski nos, długie czerwone włosy. Tak, to on.
- Wypuść mnie! Czego ode mnie popaprańcu chcesz?!
- To tak się wita starych przyjaciół?- Mówił spokojnym głosem.
Wiedział, że ma nade mną przewagę.
- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi!- Wysyczałem.
- Co racja, to racja.
Zacząłem się szarpać. Próbowałem się jakoś uwolnić z jego uścisku, lecz na nic się to nie zdawało. W końcu poczułem jak czerwonowłosy szybkim ruchem odwraca mnie twarzą w stronę ściany. Mój policzek był przyciśnięty do zimnej cegły, ręce miałem wykręcone do tyłu. Poczułem jak napastnik oplata je czymś, a później ciasno zaciska. Był to prawdopodobnie pasek do kabli. Szarpnąłem rękoma, lecz plastik boleśnie wbił mi się w skórę.
- Kenta, co ty do cholery robisz?!
- To dla pewności, że będziesz siedział jak grzeczny chłopczyk.- Powiedział odwracając mnie i pchając w dół bym usiadł.
- Czego ty ode mnie chcesz?!
- Chcę z tobą porozmawiać.
Siedziałem oparty o twardą ścianę budynku. Postanowiłem go wysłuchać do momentu, aż nie wymyślę jakiegoś planu ucieczki.
- O czym chciałeś porozmawiać?- Burknąłem.
- Tak więc...- kucnął naprzeciwko nie spuszczając ze mnie wzroku.- Słyszałem, że ten twój mały kochaś się obudził.
- Skąd o tym wiesz?- Wyjąkałem zmartwiony.
Wiedziałem, że popełniłem okropny błąd. Jako były kryminalista, powinienem być bardziej wyczulone na takie rzeczy jak zwykła zmiana tonu, która w tym wypadku dała napastnikowi poczucie przewagi, którą rzeczywiście posiadał.
- Nieważne.- Na jego twarzy zagościł przebiegły uśmiech.- Mam dla ciebie pewną ofertę nie do odrzucenia.
- Jaką?- Spytałem podejrzliwie.
- Zostawię w spokoju tego małego, jeśli przestaniesz się z nim spotykać.
- Co?! A jeśli ci odmówię?
- To te ostrze skończy to, czego nie dokończyło sześć miesięcy temu- powiedział wyciągając swój nóż.
- Dlaczego akurat takie warunki?
- Stwierdziłem, że niemożność spotkania się z nim i wiedza, że jeśli to zrobisz skażesz go na śmierć będzie dla ciebie niezłą karą. Równocześnie będzie to niezły ubaw dla mnie, patrzenie na ciebie jak się męczysz.
Miał rację w tym co mówił. Będzie to dla mnie męką. Dopiero co odzyskałem Akirę, a teraz znów miałem go stracić. Już nigdy miałem go nie zobaczyć, nie usłyszeć jego głosu. Jego błękitne oczy miały już nigdy nie spojrzeć na mnie. Zacząłem się zastanawiać co mógłbym mu zaoferować w zamian za zmienienie tej oferty, ale wiedziałem, że nie posiadam niczego, na czym by mu zależało. On chciał po prostu widzieć jak cierpię. Wiedział jaki jest mój czuły punkt i doskonale wykorzystywał tą wiedzę.
- Więc jak?- Spytał zadowolony z siebie Kenta.
- Ja... Ja nie wiem...
- Liczę do trzech i oczekuję odpowiedzi. Jeśli nie, uznaję to za odrzucenie mojej oferty. Raz...
- Kenta, proszę cię!- Błagałem desperacko.
- Dwa...
- Ja nie wiem... Ja nie mogę...- W moim głosie słychać było panikę.
- No i trz...
- Zgoda- wtrąciłem szybko.
Na twarzy czerwonowłosego zagościł zwycięski uśmiech. Kenta wstał i chwytając za plastikowy pasek pociągnął mnie do góry podnosząc mnie.
- Daj mi się spotkać z nim chociaż ostatni raz- błagałem.
- Niech ci będzie. Ale tylko raz!- Powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.
Chwilę później poczułem jak moje ręce są wolne. Kenta uwolniwszy moje dłonie odepchnął mnie w głąb uliczki.
- Wiesz co, z pewnej strony żałuję, że zgodziłeś się na moją ofertę.
Patrzałem na niego pytającym wzrokiem, a z drugiej strony nie wiedziałem czy chcę poznać odpowiedź.
- Miałem nadzieję, że będę miał tą przyjemność jeszcze raz zanurzyć mój nóż w tym małym gówniarzu- powiedział wyzywająco.
Czułem jak krew zaczyna mi wrzeć. Próbował mnie sprowokować i jak na razie dobrze mu szło. Starałem się jakoś opanować. Patrzałem uważnie na Kente. Stał dwa metry przede mną, trzymając swoje ostrze w ręku i nie spuszczając ze mnie swoich czarnych oczu.
- Naprawdę.- Powiedział naśladując w powietrzu ruchy wbijania w kogoś noża.-To naprawdę wspaniałe uczucie.
Nie wytrzymałem. Zacisnąłem ręce w pięść i rzuciłem się na niego. Stał niewzruszony, aż do momentu gdy znalazłem się tuż przy nim. W ostatniej chwili uchylił się przed moim ciosem i chwycił moją rękę równocześnie wbijając mi kolano w brzuch. Skuliłem się i odsunąłem od niego by uniknąć kolejnego ataku z jego strony. Wziąłem głęboki wdech i znów ruszyłem na niego. Ponownie zakończyło się to niepowodzeniem z mojej strony. Kenta podcinając mi nogi i chwytając za ramiona z dużą siłą powalił mnie na ziemię. Stęknąłem, kiedy moje plecy uderzyły o ziemię. W ustach poczułem miedziany smak krwi. Kenta stał nade mną z pogardą w oczach.
- Nie jesteś już tym Kazumą co wcześniej. Kiedyś to byłaby walka dwóch równych sobie przeciwników. Teraz jesteś wyłącznie na przegranej pozycji.
Spojrzał jeszcze chwilę na mnie i odwrócił się odchodząc. Podniosłem się szybko i rzuciłem się na niego. Tym razem udało mi się go powalić na ziemię. Siedziałem na nim okrakiem i zadawałem mu ciosy. Długo nie trwała moja przewaga, bo po chwili to ja znajdowałem się na dole. W mgnieniu oka w jego dłoni z powrotem pojawił się nóż, który znalazł się przy mojej szyi.
- Kiedyś nie rozstawałeś się ze swoim nożem. Mógłbym to zakończyć w jednej chwili- powiedział przyciskając ostrze mocniej do mej skóry.- Ale mam co do ciebie inne plany.
Odstawił broń od mej szyi i wstał. Z ziemi patrzałem jak oddala się ode mnie, a po chwili znika za rogiem. Leżałem tak przez chwile rozważając nad słowami Kenty. Miał racje, nie byłem już ta samą osoba. Nie trenowałem już od prawie roku oraz rozstałem się już z nożem matki. Wcześniej nosiłem go cały czas przy sobie, a teraz spoczywał w szafce w sypialni. Jestem innym człowiekiem, nie jestem już przestępcą. Jestem porządnym obywatelem, który chce żyć spokoju. Z daleka od psychopatów i socjopatów, którzy byli kiedyś moimi znajomymi oraz wszystkiego co przypominałoby mi o moim starym życiu. Pozostawałem w tym mieście tylko i wyłącznie ze względu na Akirę. Teraz okazuje się, że nawet z nim nie mogę się spotykać, bo byłoby to zagrożeniem dla jego życia.
Podniosłem się z ziemi z uczuciem totalnej porażki. Jestem przegrany. Nie pozostało mi w życiu nic czym mógłbym się cieszyć. Moje ostatnie światełko w tunelu zostało mi odebrane. Powoli wlokłem się do domu. Nie wiedziałem co miałem teraz ze sobą zrobić. Jutro jest moja ostatnia wizyta u Akiry. Chciałbym, żeby była ona wyjątkowa, żeby dobrze mnie zapamiętał. Będąc już w domu zrezygnowany udałem się prosto do sypialni i położyłem się na łóżku. Byłem cały obolały. Miałem już dość tego dnia. Dwa dni temu oberwałem od policjanta, a teraz od Kenty. Naprawdę ten tydzień nie należał do moich najlepszych, ale znów nie zaliczał się tez do najgorszych. W końcu Akira obudził się ze śpiączki, a to była naprawdę świetna wiadomość.
Długo nie trwało, aż w końcu ogarnął mnie kojący sen.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Dzisiaj znowu publikuję rozdział z innego komputera niż mój własny. Mam okazję przez trzy tygodnie pracować na Windows Server 2016. Można powiedzieć, że serwerowa wersja Win10 :p Wszystko fajnie, tylko żeby cokolwiek zainstalować trzeba się naprawdę ładnie namęczyć.
Dobra, dość tych zwierzeń. Szykujcie się, bo następny rozdział szykuje się dość dramatyczny i depresyjny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top