Rozdział 2

Drżącą dłonią przytrzymywałem telefon przy uchu. Co się mogło stać?! W duchu błagałem Boga, by nadal żył. Serce waliło mi jak oszalałe.

- Akira się obudził!

Czułem się jakby czas stanął w miejscu. Co?! Obudził się?! Siedziałem jak sparaliżowany nie wierząc własnym uszom. Akira się obudził.

- Halo, Kazuma? Jesteś tam jeszcze?- Usłyszałem głos w telefonie.

Rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni.

- Co się stało?- Spytał szef.

- Obudził się- odpowiedziałem cicho.

Widziałem jak mój szef się uśmiecha i oddycha z ulgą.

- Idź do niego, a ja wrócę do kwiaciarni.

Wyszliśmy razem z domu i każdy udał się w swoją stronę. On przeszedł się spacerkiem do swojej kwiaciarni, a ja biegłem w stronę szpitala. Przez całą drogę mój umysł zaprzątała masa różnych myśli. Kiedy wbiegłem do szpitala wszyscy schodzili mi z drogi. Przed wejściem do sali Akiry zatrzymałem się na chwilę. Bałem się wejść. Bałem się tego co tam zastanę. W końcu wziąłem głęboki wdech i wszedłem do środka. Oczy wszystkich tam obecnych zwróciły się w moją stronę. Byli tu rodzice Akiry, lekarz i oczywiście Akira. Serce stanęło mi na widok jego niebieskich oczu. Jak ja dawo ich nie widziałem. Tak bardzo tęskniłem za ich widokiem, za ich pięknym odcienie.

Wszyscy poza Akirą zaczęli iść w moją stronę. Rodzice wyminęli mnie i wyszli z sali, a lekarz zatrzymał się przy mnie.

- Możesz z nim porozmawiać? Nie chce rozmawiać z nikim innym niż z tobą.

- Jak to?

- Zrobiliśmy już wszystkie podstawowe badanie, lecz odpowiadał nam tylko skinieniami głowy. Odezwał się tylko, żeby powiedzieć, że chce rozmawiać z mężczyzną, który był tu wczoraj wieczorem. Domyśliłem się, że chodzi o ciebie.- Mówił przyciszonym tonem.

Spojrzałem na niego zdziwiony. Coś w jego wypowiedzi mi nie pasowało, tylko sam dokładnie nie wiedziałem co to było. Nagle do mnie dotarło.

- Nie wymienił mojego imienia?

- Mnie też to zaniepokoiło i zaciekawiło. Zważając na fakt, że byliście razem dość... blisko. Boję się, że może mieć jakieś braki w pamięci. Porozmawiaj z nim i spróbuj się od niego jak najwięcej dowiedzieć.- Mówił niemal szepcząc.

- Dobrze

Lekarz wyszedł, a ja zostałem sam na sam w sali z Akirą. Wpatrywałem się w niego, a on przygadał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Podszedłem do niego ostrożnie i usiadłem na krześle stojącym przy łóżku. Nie wiedziałem co ma powiedzieć, od czego zacząć.

- Hej- powiedziałem niepewnie.

- Cześć- odpowiedział słabym głosem.

Gdy tylko usłyszałem jego głos serce zaczęło mi bić szybciej. Tak dawno nie słyszałem jego pięknego głosu.

- Nie poznajesz mnie, prawda?- Powiedziałem smutnym tonem.

- Nie do końca.

- A dlaczego chciałeś rozmawiać akurat ze mną?

Teraz właśnie dotarła do mnie druga część słów doktora. Skąd on w ogóle wiedział, że u niego wczoraj byłem. Przecież był w śpiączce.

- Poza tym, skąd wiedziałeś, że wczoraj u ciebie byłem?- Dodałem zaraz.

- Wczoraj tak jakby się obudziłem, ale... To znaczy słyszałem co się działo dookoła, ale nie mogłem się poruszyć, ani nawet otworzyć oczu.

- Aha, ale dlaczego...?

- Słyszałem jak mówili, że chcą mnie odłączyć od respiratora.- Wtrącił szybko.

A więc o to chodziło. Nie dziwię mu się, że nie chce z nimi rozmawiać. Gdybym słyszał jak moi rodzice zgadzają się na odłączenie mnie od urządzenia, które utrzymuje mnie jako tako przy życiu i to jeszcze w momencie, kiedy byłem nawet minimalnie świadomy, też by mnie to zdenerwowało. Właśnie! Oni chcieli go odłączyć, a następnego dnia po podjęciu decyzji się obudził! Taa... lekarze. Nigdy im nie ufałem i ufać nie będę...

- A później słyszałem ciebie jak przyszedłeś i mówiłeś do mnie. Wcześniej też cię słyszałem. Dzięki za kwiaty.

- Nie ma za co. Przychodzę do ciebie niemal codziennie.

- Na serio?- Spojrzał na mnie lekko zdziwionym tonem.

- Tak. Naprawdę mnie nie pamiętasz?

- Nie. To znaczy nie całkiem.

- A dokładniej?- Spytałem zaciekawiony.

- Kojarzę twój głos, twój dotyk, ale nie kojarzę wyglądu no i naszych relacji.

- Aha- odpowiedziałem smutno.- A czego jeszcze nie pamiętasz?

- Tak patrząc na dzisiejszy kalendarz to wychodzi na to, że jakiś mniej więcej ostatnie półtora roku, tak mniej więcej.

Czyli mniej więcej od chwili, gdy się poznaliśmy przez nieszczęśliwy środek, po świetną końcówkę i fatalny koniec. Może i lepiej, że nie pamięta niektórych wydarzeń, szkoda tylko, że nie pamięta mnie... Nas...

- Mógłbyś odpowiedzieć na kilka moich pytań?

- Dobrze, ale później ja.

- Dobra. No to od kiedy się znamy?- Zaczął.

- Poznaliśmy się półtora roku temu talem w wakacje.

- A jak długo leżałem w śpiączce?

- Pół roku. Dzisiaj dokładnie mija równe sześć miesięcy.

- I przez ten cały okres naszej znajomości utrzymywaliśmy ze sobą kontakt?

- Nie całkiem. Poznaliśmy się w wakacje, później dopiero spotkaliśmy się w kolejne wakacje, a później...

- Jak to się stało, że zapadłem w śpiączkę?

- O tym nie chce teraz rozmawiać.

- Ale...

- Proszę, nie.- Powiedziałem i wziąłem głęboki wdech jakby mógł on wymazać wspomnienia tamtejszej nocy.

- A ten, jakie są relacje między nami?- Widziałem, że mówi to pytanie lekko zawstydzony.

- A jak myślisz?- Odpowiedziałem z lekkim rozbawieniem.

Śmiesznie wyglądał, gdy był zawstydzony. Widziałem, że nie wie lub wstydzi się podać jakąkolwiek odpowiedź.

- Czy my...

- Tak- wtrąciłem.

- Nie wiesz co chciałem powiedzieć!

- No to mów- mówiłem z rozbawieniem.

- Czy my się... kochaliśmy?

- Tak- odpowiedziałem z zadowoleniem.

Wstałem i pochylając się nad nim chwyciłem jego brodę obracając ja w swoją stronę. Kątem oka zerknąłem na urządzenie EKG. Serce Akiry zaczęło szybciej bić. Uśmiechnąłem się widząc to.

- Naprawę nie pamiętasz?- I zanim zdążył cokolwiek powiedzieć złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek.

Kiedy się od niego odsunąłem wyglądał na dość zmieszanego. Usiadłem na krześle i zacząłem się w niego wpatrywać. Nastąpiła chwila długiej ciszy, podczas której zaczęły mnie nachodzić wątpliwości. Czy on nadal mnie kocha? Przecież nic nie pamięta, a jak sobie przypomni, to może stwierdzić, że jednak nic tego nie będzie. W pewnym momencie Akira wyglądał jakby mu wpadł do głowy jakiś pomysł.

- O co chodzi?- Spytałem niepewnie.

- Pamiętniki- odpowiedział entuzjastycznie.

O nie! Chyba wiedziałem o co mu chodzi. Chciał je przeczytać i dowiedzieć się co wydarzyło się podczas miesięcy, które zniknęły mu z pamięci. Nie byłem za bardzo przekonany, co do tego pomysłu. Bałem się, że jeśli je przeczyta to już nie będzie chciał mnie więcej widzieć. Zresztą nie dziwiłbym mu się. Za duże przeze mnie wycierpiał.

- Co z nimi?- Spytałem ostrożnie.

- Dzięki nim mógłbym sobie przypomnieć co się działo w ciągu tego roku, którego nie pamiętam.

Wiedziałem.

- Wiesz, może gdzie one...

- Wiem.- Wiedziałem co chciał powiedzieć i nie chciałem mu kłamać.

- Gdzie one...

- U mnie.

- Dlaczego one są u ciebie?

- Bałem się, że twoi rodzice mogą je przeczytać.

- Ale jak je zdobyłeś, przecież one są zamknięte w szafce na kluczyk.

- Wszedłem oknem, otworzyłem wytrychem szafkę, wziąłem pamiętniki i tą samą drogą wróciłem do domu- odpowiedziałem szczerze.

Widziałem jak patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami. Ale taka była prawda. Dwa dni po tym strasznym wypadku wkradłem się do jego pokoju i zabrałem je, żeby jego rodzice przypadkiem ich nie przeczytali.

- Czytałeś je?

- Nie.

Nie musiałem. W tych najgorszych wydarzeniach uczestniczyłem, więc wiem co się działo. Nie chciałem wiedzieć jak potwornie musiało to wyglądać z jego perspektywy.

- To wszystko?

- Na razie nic mi nie przychodzi do głowy. Chyba, że chcesz mi opowiedzieć coś o dniach, z okresów, z których nic nie pamiętam.

- Nie. To teraz moja kolej. Jak się czujesz?

- W sumie nie najgorzej.

- Lekarze mówili coś konkretnego? Nie zdążyłem się spytać doktora.

- Że odzyskuje szybko siły oraz że mam lekki zanik mięśni, dlatego może mi być ciężko się poruszać. I rzeczywiście. Rękami jeszcze dam radę, ale nogami to w ogóle nie mogę.

- Mhm.

- Kto mnie odwiedzał w szpitalu?

- Tylko ja i twoi rodzice. Była tu też parę razy twoja ciotka z Narumi.- Mówiłem.

Wyglądał na lekko zdziwionego i zasmuconego.

- O co chodzi?- Spytałem troskliwie.

- Sądziłem, że mój przyjaciel Daisuke też mnie odwiedzał. Znasz go?

Nie! Co ja miałem mu odpowiedzieć, że go znam? Że widziałem się z nim tylko raz i to było jego ostatnie spotkanie z kimkolwiek. Mam mu powiedzieć, że zabiłem jego przyjaciela?!

- Tak jakby- odpowiedziałem niepewnie.- A co mówili twoi rodzice, kiedy tu przyszli?- Szybko zmieniłem temat, by uniknąć pytań dotyczących Daisuke.

- Nic takiego. Tylko, że się cieszą że się obudziłem i tym podobne- mówił obojętnym tonem.

Znów nastąpiła chwila niezręcznej ciszy...

- To...- zaczął nieśmiało.- Jak masz na imię?

- Kazuma.

Szczerze mówiąc, to trochę zabolało. Nie pamięta nawet mojego imienia. Oczywiście nie mam mu tego za złe ani nic z tych rzeczy. Po prostu to trochę boli, gdy jedyna ważna dla ciebie osoba w życiu nie pamięta twojego imienia, nie wie o tomie zupełnie nic, kiedy ty wiesz o niej niemal wszystko.

- Może masz jeszcze jakiś pytania związane ze mną? Z nami?

Wyglądał jakby zaczął się zastanawiać nad moim pytaniem.

- Gdzie się poznaliśmy?- Zapytał w końcu.

- W kwiaciarni, w której pracuję.- Nie była to do końca prawda, ale kłamstwo w sumie też nie.

- A jak dalej toczyła się nasza znajomość? Jak to się stało, że jesteśmy razem?

- Nasza znajomość nie zaczęła się za dobrze- powiedziałem z żalem.

- Dlaczego?

- Nie chce o tym mówić. Nie dzisiaj.

Spojrzałem na niego. Wyglądał na smutnego i rozzłoszczonego.

- Po co mówisz mi, żebym zadawał ci pytania skoro i tak nie chcesz mi udzielić odpowiedzi?!

- Ale...

- Cicho! Taka jest prawda. Nic nie pamiętam, a ty nie chcesz mi powiedzieć co się wtedy działo!- Powiedział odwracając ode mnie głowę.

Patrzał rozgniewany w stronę okna z zaciśniętymi gniewnie ustami. Miał racje, ale nie mogłem mu odpowiedzieć na pytania.

- Chodź tu- powiedział nawet na mnie nie spoglądając.

Wstałem z krzesła i podszedłem bliżej jego łóżka.

- Siadaj- nakazał.

Usiadłem na brzegu materaca uważając na niego. On nadal wpatrywał się w okno.

- Przepraszam, że krzyczałem.

- Nie, masz rację. Ale zrozum, wakacje dwa lata temu i końcówka zeszłych, nie należała do najprzyjemniejszych w twoim życiu. Może lepiej, że ich nie pamiętasz.

- Ale ja chcę pamiętać! Nie wiesz jakie to uczucie mieć pustkę w głowie! Daj mi chociaż przeczytać moje pamiętniki.

- Ale...

Nie dokończyłem. Naszą uwagę przykuła postać doktora wchodzącego do sali. Szedł w naszą stronę z uśmiechem na ustach.

Zastanawiałem się czy ten uśmiech jest prawdziwy, czy może to jeden z opanowanych do perfekcji uśmiechów, które lekarze używali, gdy musieli przekazać złą wiadomość, ale nie chcieli na początku straszyć pacjentów.

- I jak się czujesz?- Zwrócił się do Akiry.

Spojrzałem na niego. Przez chwilę wpatrywał się w lekarza, a następnie przeniósł wzrok na mnie.

- Dobrze- odpowiedziałem za niego.

Doktor cicho westchnął i spojrzał na mnie.

- Coś go boli?

Mój wzrok powędrował w stronę Akiry szukając odpowiedzi. Ledwie zauważalnie pokręcił głową.

- Nie- odpowiedziałam.

- Wiesz może dlaczego nie chce rozmawiać z nami?

Kątem oka spojrzałem na mojego błękitnookiego. Widziałem jego nerwowy wzrok. Dobrze. Sokoro nie chcesz, to nie.

- Mi też nie chciał powiedzieć- skłamałem.

- Trudno. Możemy porozmawiać na osobności?

- Dobrze.

Wstałem i udałem się z doktorem za drzwi. Usiadłem na krzesłach pod ścianą i uważnie zacząłem się wpatrywać w doktora. Usiadł koło mnie zakładając nogę na nogę.

- Dowiedziałeś się czegoś?

- Tak.

- Co ci powiedział?

- Nie pamięta niczego od wakacji sprzed dwóch lat.

Lekarz wyglądał na dość zdziwionego.

- Znałeś go już wtedy?

- Tak.

Lekarz nie wiedział o mnie niczego, prawie. Zresztą rodzice wiedzieli niewiele więcej, ale jak dla mnie za dużo. Wiedzieli, że byłem powiązany w jakiś sposób z jego porwaniem oraz że jestem jego kochankiem. Lekarz wiedział tylko, że jestem jego partnerem i że jego rodzice i ja, nie dogadujemy się za dobrze. Ale to dzięki jemu mogę go odwiedzać. Rodzice Akiry chcieli mi tego zabronić, lecz lekarz powiedział, że im więcej bliskich będzie przy nim i będzie do niego mówiło to większe szanse, że się obudzi. Nie wiem czy powiedział to tylko dlatego, że widział jak bardzo mi na tym zależy czy może to był prawdziwy powód.

- Wiesz może czy zdarzyło się coś szczególnego w jego życiu?

- Tak.

- Co takiego?

- Poznaliśmy się wtedy...

- Dlaczego uważasz, że to akurat wasza znajomość była takim szczególnym wydarzeniem- powiedział jakby mi nie wierzył.

- Nasza znajomość nie zaczęła się dobrze.

- Wyjaśnisz mi dlaczego?- Wydawał się być zaciekawiony.

- Nie!- Odpowiedziałem stanowczo.

Doktor spojrzał na mnie zdziwiony tonem mojego głosu i chyba lekko oburzony.

- To by mogło pomóc, ale niech ci będzie...

Nie wiedziałem czy mówił to by mnie przekonać do mówienia i zaspokoić własną ciekawość, czy też mówił prawdę. Nigdy nie wiedziałem, kiedy lekarz mówił prawdę, więc też do końca nigdy im nie ufałem.

- To już wszystko. Możesz już iść do domu- dodał po chwili.

- Ale... No dobrze.- Zrozumiałem aluzję.- Niech pan mu powie, że jutro do niego przyjdę.

- Dobrze. Dobranoc.

- Dobranoc- pożegnałem się i ruszyłem.

Wyszedłem ze szpitala i udałem się powolnym krokiem w stronę swojego domu. Po drodze zatrzymało mnie dwóch meneli prosząc o papierosa. Dałem im je i szedłem dalej. Dawno nie paliłem, ale zawsze miałem przy sobie paczkę. Kiedy Akira zapadł w śpiączkę zacząłem palić. W ciągu pierwszego miesiąca wypalałem niemal paczkę dziennie. Wszystko z powodu stresu i nerwów jakie wtedy przechodziłem i z powodu nich sięgnąłem po papierosy. Miesiąc temu stwierdziłem, że trzeba by z tym skończyć, wtedy ostatni raz zapaliłem. Ale chyba nic się nie stanie jak sobie teraz jednego zapalę, prawda?

Wyciągnąłem jednego z paczuszki, sięgnąłem ręką do kieszeni po zapalniczkę i zapaliłem go. Wziąłem papierosa do ust, wciągnąłem powietrze wraz z dymem do płuc i wypuściłem. Szedłem tak do domu powoli wypalając papierosa. Będąc już pod domem została już końcówka. Upuściłem peta na chodnik i przygniotłem go butem.

Wygrzebałem z kieszeni klucze i otworzyłem drzwi. W domu panował taki porządek w jakim go zostawiłem, czyli żaden... Nie za bardzo chciało mi się to wszystko sprzątać, ale wiedziałem, że jutro będę miał na to jeszcze mniejszą ochotę. Zamknąłem za sobą drzwi i zabierając ze sobą wszystkie brudne ubrania skierowałem się w stronę łazienki. Zebrało się tego tyle, że pralka była wypełniona po brzegi. Włączyłem ją i udałem się do kuchni. W zlewie znajdowała się cała góra naczyń. Wziąłem się za zmywanie, które zajęło mi przynajmniej półgodziny.

Kiedy skończyłem przeszedłem się po domu, by ocenić jego stan. W najlepszym stanie okazała się być sypialnia i małych rozmiarów gabinecik, który zresztą był prawie nieużywany. Najgorzej natomiast wyglądał salon. On najbardziej ucierpiał podczas mojego napadu gniewu. Na podłodze walały się porozrzucane książki, gazety oraz mnóstwo kawałków potłuczonego szkła. Najpierw zabrałem się za pozbieranie najbardziej rzucającego się w oczy szkła. I w sumie na tym się skończyło. Na posprzątanie reszty nie miałem już siły. Byłem naprawdę zmęczony. Nawet nie miałem ochoty na kolację.

Udałem się prosto do sypialni i przebrałem się w piżamkę, czyli lekko znoszone spodnie od dresu. Spojrzałem na nie przez chwilę krytycznym wzrokiem. Przydałoby się kupić coś nowego, co mogłoby mi służyć za piżamkę. Położyłem się wygodnie na łóżku, założyłem ręce za głowę i zacząłem się tempo wpatrywać w sufit.

Obudziłem się z uczuciem ssania w żołądku. Tak, byłem bardzo głodny, szczególnie biorąc pod uwagę, że wczoraj chyba nic nie włożyłem do ust. Sennym krokiem pokonałem korytarz dzielący sypialnie i kuchnie. Dotarłszy do celu wziąłem się za przygotowywanie śniadania.

Po sytym i pożywnym posiłku ubrałem się i wyszedłem na zakupy. Trzeba było uzupełnić zapasy w lodówce i przydałoby się odkupić zniszczone przeze mnie dekoracje w domu. W sklepie spożywczym zeszło mi bardzo szybko, w przeciwieństwie, gdy musiałem wybrać jakieś ozdoby do domu. To że byłem gejem nie oznaczało, że jakoś specjalnie znam się na takich rzeczach jak moda, czy wystrój wnętrz, jak mówi większość stereotypów. Kiedy w końcu udało mi się kupić wszystko co potrzebowałem udałem się zadowolony do domu.

Odłożyłem jedzenie do lodówki, a zakupione dekoracje zacząłem układać na pustych meblach. Sprzątnąłem jeszcze walające się na podłodze makulaturę. Teraz panował tu porządek taki jak wcześniej. Czas do obiadu zleciał mi dosyć nudno. Nie miałem za bardzo czym się zająć, a do Akiry zaplanowałem pójść dopiero po obiedzie. Właśnie się do niego zbierałem, kiedy w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

Nie miałem pomysłu kto to mógł być. Za dużo przyjaciół, czy ogólnie znajomych, to ja nie miałem. Niewielka rodzina odwróciła się ode mnie dawno temu, a przyjaciół miałem tylko trzech. Był to mój szef, który był dla mnie jak ojciec, Masami i Akira, który jest moim partnerem i łączy nas coś więcej niż przyjaźń. Czyli wychodzi, że takim typowym przyjacielem jest tylko Masami. Reszta tylko tolerowała moje towarzystwo. Rodzice Akiry pozwalają mi go odwiedzać w szpitalu tylko dlatego, że w sumie to ja uratowałem mu życie oraz lekarz powiedział, że kontakt z kimś bliskim dla niego może mu pomóc w obudzić się ze śpiączki. Sam doktor nie lubił mnie za mój charakter oraz za aurę tajemniczości wokół mojej osoby.

Podszedłem do drzwi, otworzyłem je, a po chwili poczułem jak moje serce zamiera. Przed drzwiami stało dwóch policjantów. Jeden z nich był mojego wzrostu, drugi zaś przerastał mnie o jakieś pięć centymetrów. Obaj mieli ciemne włosy i brązowe oczy. Pamiętałem ich. Serce stanęło mi w gardle na ich widok. Wiedziałem, że nie mam się czego obawiać, bo od dawna nie popełniłem żadnego wykroczenia, ale to chyba już taki odruch. Jeszcze rok temu miałbym się naprawdę czego obawiać.

- Dzień dobry. Panowie w jakiej sprawie?

- Możemy wejść? Chcielibyśmy z tobą chwilę porozmawiać- odezwał się wyższy.

- Proszę.- Gestem zaprosiłem ich do środka podsuwając się pod ścianę by zrobić przejście.

Weszli rozglądając się na około. Zatrzymali się przed wejściem do salonu.

- Proszę- powiedziałem wskazując salon.- Kawy? Herbaty? – Spytałem i od razu ugryzłem się w język.

- Herbatę poproszę.- Odezwał się wyższy spoglądając na swojego partnera.

- Ja też- odpowiedział po chwili.

- Za chwilę wracam, proszę się rozgościć.

Udałem się szybko do kuchni i wstawiłem wodę na herbatę. Po co ja się ich pytałem czy chcą coś do picia?! Możliwe, że zadaliby mi z dwa pytania i by sobie poszli, a tak to jeszcze będą dopijać tą głupią herbatę! Na szczęście woda szybko się zagotowała. Natychmiast zaparzyłem herbatę i udałem się z nią do czekającego na mnie w salonie towarzystwa. Panowie siedzieli sobie wygodnie na kanapie. Na mój widok nieco się wyprostowali.

- Proszę- powiedziałem stawiając kubki na stoliku przed kanapą.- Tak więc o czym chcieliście porozmawiać?- Spytałem przysuwając sobie krzesło naprzeciwko policjantów.

- Kontaktowałeś się może ostatnio z Kentom?

Słysząc jego imię krew zaczęła się we mnie gotować. Jak mogłem się kontaktować z osobą, która niemal zabiła Akirę?! Ale skoro o to pytają, czyli najprawdopodobniej znów uciekł z więzienia, lecz mam nadzieję, że się mylę.

- Nie, a dlaczego pan pyta?

- Znowu uciekł z więzienia.- Oznajmił poważnym tonem.

- Jak wy go pilnujecie, że co chwila wam ucieka?!- Rzuciłem ze złością.

- Proszę nie tym tonem!- Odparł gniewnie.

- Przepraszam- powiedziałem z westchnieniem.

- Nie widziałeś go może ostatnio?- Zapytał wyższy.

- Nie.

- Wiesz może gdzie może się teraz ukrywać.

- Nie mam zielonego pojęcia.

- Dobrze.

Niższy policjant notował coś na kartce, podczas gdy wyższy uważnie mi się przyglądał. Następnie obaj spojrzeli się na siebie i skinęli głową.

- Możemy się rozejrzeć po mieszkaniu?

- Tak- odparłem bezradnie.

Nie miałem innego wyjścia. Gdybym im na to nie pozwolił zaczęli by podejrzewać, że nie mówię im prawdy. Zresztą nie miałem nic do ukrycia. Skończyłem z przestępstwem i nie muszę się już obawiać inspekcji policji.

Policjanci wstali i zaczęli się uważnie rozglądać po mieszkaniu i zaglądać do niektórych szafek. Wyglądali, jakby mieli nadzieję, że coś znajdą. Pamiętam tych policjantów, byli tu poprzednim razem, gdy Kenta uciekł. Uczestniczyli również w rozprawie sądowej w sprawie tych porwać z przed prawie dwóch lat. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jeśli policja miała do mnie jakąś sprawę wysyłała tą dwójkę. Nie lubili mnie, a ja ich.

- Skąd tyle drobnych odłamków szkła na dywanie w całym pokoju?- Odezwał się niższy.

- Przedwczoraj stłukło mi się kilka wazonów i jeszcze nie udało mi się pozbierać wszystkich odłamków.

- A dlaczego się stłukły- dopytywał.

- Byłem wściekły, no i tak jakoś wyszło.

- Z jakich powodów był pan wściekły?- Pytał niższy.

- Nie pański interes- odwarknąłem.

Ta ich wścibskość. Jakby wszystko musieli wiedzieć. Ten niższy grał często dobrego glinę, a ten wysoki złego glinę. Niski zawsze zwracał się do mnie per pan, a ten wysoki zwracał się do mnie na „ty". Oczywiście ja musiałem zwracać się do obydwu per pan, bo jak nie, to ten wyższy mnie pouczał, że powinienem się do nich odnosić z szacunkiem, albo że mam się nie zwracać do nich na „ty", bo nie jesteśmy kolegami.

- Kazuma! Nie tym tonem!- Pouczył mnie wyższy.- To jak? Jaki był powód?

- Dowiedziałem się, że chcą odłączyć Akirę od respiratora.

Popatrzeli na siebie po czum ich wzrok powędrował z powrotem na mnie.

- Przykro nam. Jak się czujesz?

- Bardzo dobrze- odpowiedziałem z uśmiechem.

Policjancie patrzeli na mnie zdezorientowanym wzrokiem.

- Bardzo dobrze?- Spytali chórem zdziwieni.

- Tak. Akira wczoraj się obudził.

Widać było, że są w szoku. Trochę śmiesznie to wyglądało, ale nie mogłem się zaśmiać, bo zaraz pan „zły glina" dałby mi reprymendę.

- W takim razie, jeśli będziesz się z nim widział życz mu od nas powrotu do zdrowia.

- Dobrze.

Panowie wrócili do przeszukiwania mojego domu. Po salonie przyszła kolej na kuchnię, łazienkę, gabinet i na koniec został sypialni. Nie mieli w nim za dużo do przeszukania. Znajdowało się tu tylko łóżko, mała szafka nocna, komoda oraz szafa z ubraniami. Kiedy jeden z policjantów zatrzymał się dłużej przy szafce przy łóżku, zaciekawiło mnie co on tam takiego znalazł. Po chwili mężczyzna wyprostował się z nożem w ręku. Obracał go w ręku uważnie mu się przyglądając. Czyli to go tak zaciekawiło.

To był ten T E N nóż. Ostrze, który było moim ulubionym, a zarazem najbardziej znienawidzonym narzędziem. Był moją jedyną pamiątką po matce. Zmarła zaraz po porodzie. Któregoś razu, gdy znalazłem go w domu strasznie mi się spodobał. Ojciec powiedział, że należał do mojej mamy i żebym go więcej nie dotykał. Gdy pewnego razu nie wrócił do domu na noc, zakradłem się do jego pokoju i ukryłem go u siebie. Zawsze nosiłem go ze sobą bojąc się, że kiedy zostawię go w domu, to ojciec go znajdzie. I tak w sumie stałem się w nim nierozłączny. Do czasu... Do czasu, gdy zraniłem nim Akirę. Od tamtej pory znienawidziłem ten nóż, lecz nie mogłem się go pozbyć. Był jedyną rzeczą, jedyną pamiątką po mojej mamie. To był powód dla którego nie pozbyłem się tego noża.

- Ładny nóż- Powiedział nie przestając mu się przyglądać.

- Pamiątka po matce.

- Ostry- mówił dotykając delikatnie ostrza.

Mężczyzna odłożył narzędzie z powrotem do szafki i dokończył przeszukiwać pomieszczenie. Nic nie znaleźli, bo cóż mieliby znaleźć. Wyglądali na trochę zawiedzionych. Chyba liczyli, że znajdą Kente skulonego w szafie, albo coś w tym rodzaju. Kiedy kierowali się w stronę drzwi miałem nadzieję, że zmierzają w ich stronę, by opuścić mój dom, lecz nie. Skręcili do salonu i usiedli dokończyć herbatę.

Miałem ochotę wyrzucić ich z tego mieszkania, ale wiem, że to nie postawiłoby mnie w dobrym świetle. W zeszłym roku wypuścili mnie za dobre sprawowanie, ale mimo wszystko wyrok w zawieszeniu został. Nie chciałem się w jakikolwiek sposób narażać policji, a oni wiedzieli o tym doskonale i wykorzystywali to.

- Nadal pracujesz w tej kwiaciarni?- Odezwał się wyższy.

- Tak, nadal ta sama robota.

- Masz szczęście- powiedział z drwiną.

- Co to miało znaczyć?!- Odparłem oburzony.

- Ja na miejscu twojego szefa nie pozwoliłbym pracować u siebie takiemu kryminaliście.

Wstałem gwałtownie z krzesła, a w ślad za mną poszedł policjant. Wiedziałem, że chce mnie sprowokować i jak na razie szedł w dobrym kierunku. Ciekawe jaki miał w tym ukryty motyw. Muszę się uspokoić, muszę się uspokoić. Niższy policjant wyczuwając rosnące napięcie podniósł się powoli z kanapy.

- Chłopaki, uspokójcie się.

- Dziwie się, że tan mały ciebie chce.

W moich oczach powoli zaczęły się pojawiać ogniki. Podszedłem do niego bliżej o krok. Dzieliło nas zaledwie półtora metra.

- Szczególnie po tym co przez ciebie przeszedł. Musi być z niego skończony idiota.

- Powiedz coś jeszcze na temat Akiry, a obiecuję, że...!

- Chłopaki, spokój!- Przerwał mi policjant.

- Akira to skończony idiota. Dziwie się, jak on może w kimś takim cokolwiek widzieć.

- Powiedz tak jeszcze raz o Akirze, a nie będę się już powstrzymywał!

- Akira to skończony idiota. Trafiły się dwa dziwadła i w dodatku pedały...

- Ty!

Już się nie powstrzymywałem. Moja krew wrzała. Zamachnąłem się i wymierzyłem cios w stronę policjanta. Moja dłoń tylko musnęła jego twarz, w ostatniej chwili zdążył się odsunąć. On natomiast nie spudłował. Łapiąc równowagę cofnąłem się dwa kroki do tyłu. Przetarłem wierzchem dłoni obolałą wargę. Spoglądając na nią dostrzegłem ślady krwi. Teraz to już naprawdę przesadził.

Poczułem jak w żyłach zaczyna płynąć mi adrenalina, a oczy ciemnieją. Nie miałem zamiaru dawać mu jakiejkolwiek ulgi ze względu na mundur. Wyprostowałem się i zamachnąłem się chcąc wymierzyć kolejny cios. Kiedy zrobiłem krok do przodu poczułem jak ktoś chwyta mnie od tyłu i odciąga od policjanta. Zacząłem się wyrywać, lecz na nic były moje wysiłki. Obejrzałem się lekko. Niższy policjant przytrzymywał mnie z zaciętą twarzą.

- Dość!- Powiedział puszczając mnie.

Odsunąłem się od niego o krok i spojrzałem gniewnie na wyższego policjanta patrzącego na mnie z zwycięskim uśmiechem na twarzy.

- Wierz, że to się kwalifikuje jako napaść na funkcjonariusza. Chyba będziemy musieli cię zabrać na komisariat- mówił dumnie.

- Nie!- Odezwał się drugi mundurowy.

- Nie?- Jego partner wyglądał na dość zdziwionego.

- Nie. To ty zacząłeś! To nie chłopaka wina, sprowokowałeś go!

Policjanci patrzeli sobie prosto w oczy. Wyglądali jakby toczyli teraz wojnę, któremu uda się dłużej nie mrugnąć albo kto wytrzyma spojrzenie drugiego. W końcu wyższy prychną gniewnie i ruszył w stronę drzwi.

- Przepraszam za niego.

Nic nie odpowiedziałem. Odprowadzałem drugiego mundurowego wzrokiem do drzwi. Kiedy wyszli podszedłem do okna by sprawdzić czy coś się będzie między nimi działo. Szli chodnikiem prowadząc między sobą kłótnie. Zamknąłem drzwi i udałem się do łazienki. Spojrzałem na siebie w lustrze. Przez tego drania miałem rozciętą wargę. Obmyłem twarz zimną wodą i wróciłem do salonu. Posprzątawszy naczynia spojrzałem na zegarek. Była już siódma wieczorem.

Zastanawiałem się czy iść dzisiaj do Akiry czy może odwiedzić go jutro. Chciałem się z nim widzieć i to bardzo, ale nie chciałem mu się pokazywać świeżo po przegranej bójce z policjantem. Zaczął by mnie wypytywać, a ja nie mógłbym mu już udzielać wykrętnych odpowiedzi. Jutro się do niego przejdę.

Zrobiłem sobie małą kolację, wziąłem szybki prysznic i udałem się już do sypialni. Rozłożyłem się w swoim łóżku i próbowałem zasnąć. Przekręcałem się z boku na bok szukając wygodnej pozycji, lecz nic z tego. Mój umysł cały czas zaprzątała myśl, że Kenta znów jest na wolności. Nie wiem jak on to robi, że co jakieś trzy miesiące udaje mu się uciec z więzienia. Ten niezrównoważony psychicznie człowiek powinien siedzieć w jakiejś pilnie strzeżonej izolatce. Teraz wałęsa się gdzieś w tym mieście i kto wie co mu przyjdzie do głowy, a z doświadczenia wiem, że czasami, ma naprawdę dziwne i niebezpieczne pomysły. Mam tylko nadzieję, że pozostanie on w fałszywym przekonaniu, że Akira nie żyje. Gdyby się dowiedział, że przeżył mógłby próbować to co zaczął pół roku temu.

Jeszcze długo nad tym rozmyślałem, aż w końcu zmorzył mnie sen i zasnąłem w spokoju.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam za to opóźnienie, jednak nie miałam przez pewien czas dostępu ani do komputera, ani do internetu. Mam nadzieję, że podobał się wam ten rozdział i jesteście ciekawi dalszej części.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top