Maski
Dziewczyna skocznym krokiem weszła do swojej nowej pracowni w której będzie mogła robić co jej się tylko zamarzy. Nawet dostała własny pokój!
- Dzień dobry. - Ayano odwróciła się w stronę nieznanego głosu.
Przed nią stała młodo wyglądająca kobieta. Miała brązowe włosy spięte w luźny kok i czerwone, wampirze oczy. Była chuda i wysoka, na sobie miała białą marynarkę z kremową koszulą i białymi, eleganckimi spodniami z czarnymi botkami na szerokim obcasie.
- Nazywam Mei Rionohara. Od dzisiaj będę ci asystować w pracy. - Jej głos był grobowy a twarz była jak kamień.
Aya uśmiechnęła się wesoło.
- Miło mi cię poznać Mei. Mam nadzieję że nie będę strasznie nieznośna i się jakoś dogadamy. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej ale po chwili jej uśmiech odrobinę przygasł. - Co... co właściwie robią takie asystentki po za robieniem kawy?
- Głównie będę wypełniać za ciebie różne dokumenty. - Wgładźła nerwowo swoją marynarkę ale nie wyglądała jakby była zirytowana tym pytaniem.
- Rozumiem. - Dziewczynka się uśmiechnęła. - W takim razie nie ma co czekać. - Wyciągnęła z kieszeni od sukienki, białe lateksowe rękawiczki. - Skoro wszystko wygląda profesjonalnie to idziemy po to, co jest głównym powodem mojego pobytu tutaj. - Aya wyszła z pracowni i zatrzymała się na środku korytarza. - Mei, gdzie mam iść bo nie wiem nawet gdzie jesteśmy?
- W lewo i windą na - 7. - Tam znajduje się gabinet dyrektora działu badań. Został poinformowany o twoich badaniach i materiałach do nich potrzebnych.
Ayano zachichotała. Nazwanie ludzi "materiałem" było całkiem trafne.
Przez całą drogę dziewczyna wypytywała kobietę o takie bzdury jak, „ile ma lat" czy „jaki kolor lubi najbardziej". Ku swojej radości Mei miała 120 lat więc mogła ją wypytać o szczegóły życia w przeszłości i starej technologi. No i dowiedziała się że jej ulubiony kolor to biały, dokładnie tak jak Ayi.
Stanęła przed kabinetem dyrektora i uśmiechnęła się urokliwie.
Zapukała i weszła do środka. - Dzień dobry panie direktorze! - Za biurkiem siedział przystojny mężczyzna. Miał brązowe włosy i tego samego koloru krótką brodę.
Podniósł na nią wzrok z nad dokumentów i zmarszczył brwi.
- Czego, jestem zajęty.
- Dzień dobry! Przyszłam odebrać moje... eksperymenty.
-Direktorze!- Sykną i odłożył długopis na biurko. - Jestem twoim szefem a nie kolegą! - Zmierzył ją zniesmaczonym spojrzeniem. - Jesteś tu pierwszy dzień, stwierdziliśmy że będziesz chciała odpocząć.
- Oczywiście! - Przestąpiła z nogi na nogę i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, nie zwracając uwag na obrzydzenie skierowane w nią. - Ale nie mam czasu na odpoczynek!
- Mei, załatwisz jej to czego potrzebuje, a teraz się wynoście. - Wrócił do wypełniania jakiś papierów.
Ayano wyszła z gabinetu i w podskokach skierowała się do windy.
- On chyba mnie nie znosi. - Powiedziała to takim wesołym tonem że wampirzyca przez chwilę nie wiedziała co jej odpowiedzieć.
- To prawda.
- Dlaczego? - Weszły do windy i nacisnęła przycisk z numerem -3.
- Będziesz tutaj traktowana tak przez większość. Uważają że twój pobyt i praca tutaj to obraza dla ich wysiłków.
- Umm... Rozumiem. - Wysiadły z windy a
jej wesoły uśmiech przeobraził się w coś mrocznego. - Mei, przynieś mi tu kogoś w moim wieku z uaktywnionym wirusem. - Naciągnęła rękawiczki mocniej na dłonie. - Czas zaczynać zabawę.
***
Dwunastolatka warknęła z frustracją gdy zobaczyła jak chłopiec dostaje potwornych drgawek, z jego ust wylatuje piana a przerażone oczy szaleją na wszystkie strony aż w końcu umiera a jego ciało staje się bezwładne.
- Och, przymknij się! - Rzuciła wściekłe do piszczącego komputera ogłaszającego zatrzymanie akcji serca. - Przecież wiem że nie żyje! - Wyłączyła użądlenie i odpięła je od bruneta. - Mei zabierz go i przynieś kolejnego. - Syknęła i kopnęła nogę od stołu. Rinohara złapała ciało i zniknęła. - Co robię źle! - Złapała kartkę z przepisem na lek i zaczęła ją czytać mamrocząc pod nosem. - Może... - Nagle zerwała się gwałtownie. - Tak! Jak mogłam dodać tak dużo ... ?! Jaka ja głupia! - Złapała składniki i zaczęła je mieszać. - Mei! - Przed nią pojawiła się kruczowłosa z jakąś rudą dziewczynką na ramieniu. - Już wiem co robię źle! Dawaj ją tu!
Po trzech godzinach biały gęsty płyn był gotowy w strzykawce.
- Błagam, tym razem... - Złapała za rękę szarpiące się dziecko i wbiła jej igłę w żyłę.
Gdy płyn przelał się do końca Aya czekała. Sekundy, minuty. Pół godziny napięcia.
Wybuchnęła płaczem a potem śmiechem.
- Mei! Ona żyje! Naprawdę żyje! Udało mi się! - Dziecko siedziało sparaliżowane strachem, ale żywe.
Ayano złapała drugą strzykawkę z identycznym płynem i pocałowała szkło!
- Jestem geniuszem! - Schowała ją do szuflady i zaczęła pobierać krew zapłakanej rudowłosej.
Znalazła śladowe ilości bakterii wirusa we krwi ale za kilka godzin nie powinno być po nim śladu. Wygrała. - Zaczekajmy jeszcze dwie godziny żeby się upewnić że wszystkie bakterie zostaną wyniszczone, jeśli tak przeprowadzę to samo na sobie za dwa dni. Musimy mieć pewność że nie będzie skutków ubocznych.
Blondynka siedziała w zniecierpliwieniu przez dwa dni. Jedząc tylko to co asystętce udało się w nią wdusić i pijąc gdy jej język był wyschnięty a ślina się kończyła i nie miała czym zwilżyć gardła.
Dziewczynka karmiona i pojona normalnie, żyła. Była cały czas przerażona i wyczerpana ale żyła i fizycznie nic jej nie dolegało.
- Powiadom kogo trzeba że eksperyment się powiódł i mamy tylko dwie ofiary w tym udany eksperyment. - Wstała i wyciągnęła z szuflady strzykawkę. - Och, jestem niesamowita. - Wyszczerzyła się jak głupia i w podskokach wyszła z pokoju.
***
- Witaj owieczko! - Aya usłyszała obok siebie znajomy chichot.
- O! Pan Ferid! Dawno pana nie widziałam! - Wstała z krzesła i uśmiechnęła się do niego promiennie.
Mężczyzna wyglądał tak jak zawsze. Białe, długie włosy związane wstążką, biały mundur i ten nie do końca normalny uśmiech.
Zawsze się zastanawiała ile on właściwie ma lat. Zarówno duchem jak i ciałem.
- Chciał by pan może zaoferować swoje ciało do sekcji zwłok? - Uśmiechnęła się uroczo.
Mężczyzna na chwile zastygł a potem wybuchną śmiechem.
- Sekcji zwłok? Ależ ja jestem jak najbardziej żywy! - Położył dłonie na biodrach i pochylił się w jej stronie.
- Pana serce nie bije, co kwalifikuje pana jako istota martwa. - Stwierdziła z miną znawcy i przemądrzałym tonem. - Zatem mogła bym przeprowadzić na panu sekcję zwłok. - Mężczyzna w odpowiedzi znowu wybuchną śmiechem.
- Niestety nie mogę oddać ci mojego ciała, ale w zamian mogę ci kiedyś przynieść.
Dziewczynka zrobiła uratowaną minę a jej oczy niebezpiecznie zaświeciły. Dostała to czego chciała.
- Dziękuję! - Skłoniła się i pobiegła w jeden z korytarzy w części naukowej.
Ferid przyglądał jej się z uśmiechem.
- Manipulująca bestia. - Zachichotał i poszedł w swoją stronę. - Dbaj o nią a da ci wszystko czego zapragnie, niszcz ją a odpłaci ci z nawiązką. - Hrabia Bathory zarechotał ponownie.
- Co robisz Feridzie? - Obejrzał się w bok gdzie dostrzegł Crowleya.
- Och, nic takiego. - Posłał mu rozbawiony uśmiech. - Tylko bawię się w wróżbitę.
Magnat podniósł do góry brew ale się nie odezwał. Znał białowłosego na tyle długo żeby wiedzieć że o takie rzeczy lepiej nie pytać. Albo snuć własne domysły o jego niecodziennym zachowaniu albo czekać aż ten sam mu wyjawi o co chodzi.
Po chwili uśmiechną się pogodnie.
- Rozumiem, chodźmy. - Weszli do windy i skierowali się w górę.
***
- Co to takiego?
Dziewczynka spojrzała na dziwny świecący na żółto topór.
- To broń. - Ferid uraczył ją swoim spostrzeżeniem ale Aya nie wyglądała na usatysfakcjonowaną tą odpowiedzią.
- Widzę przecież. - Nadeła policzki. - Co jest w niej takiego wyjątkowego że postanowiłeś mi ją pokazać.
- To przeklęta broń. - Podniósł topór bez żadnego wysiłku. - Patrz.
Uniósł rękę do góry i zamachną się. Żółta wiązka światła poleciała do przodu, a gdy uderzyła w ścianę cały pokój się zatrząsł.
Ayano siedziała z szeroko otwartymi oczami. Nie spodziewała się tego. Ale ten widok obudził w niej jakieś naprawdę strare wspomnienia.
Aya zgubiła się. Szła jakimiś zniszczonymi korytarzami które ciągnęły się w nieskończoność.
Stanęła na środku korytarza i obejrzała się do okoła. Wybrała drzwi po prawej.
To miejsce różniło się od innych. Całe było pozalepiane jakimiś dziwnymi karteczkami a na końcu za kratami siedziała jakaś postać.
Ayano niezrażona podeszła do krat.
- Kim jesteś? - Postać drgnęła i powoli uniosła głowę. Jej czerwone ocz prześwietliły dziewczynkę.
- Chyba ja powinienem zadać to pytanie. - To był mężczyzna. Jego głos był zachrypnięty i przerażający. Nie dla Ayi.
- Kim jesteś? - ponowiła pytanie i nieznacznie przechyliła głowę w lewo.
- Mashura. - Dziewczynka nie odpowiadała przez chwilę.
Usiadła na ziemi i wlepiła w niego fioletowe oczy.
- Kim jesteś?
Nie wyglądała jakby żartowała. Nie była też poważna ani przestraszona. Patrzyła na niego jak na ofiarę. Prosto w oczy. Czekała na jego ruch.
Z drugiej strony wydawała się tak niewinna że ciężko było stwierdzić kim naprawdę jest.
- Wampirem.
Dziecko milczało. Nie wyglądała na rozczarowaną ale też nie na szczególnie usatysfakcjonowaną.
- Dlaczego?
Aya przyjrzała się swojemu rozmówcy. Był dorosły. Miał długie, kruczoczarne włosy, szpiczaste uszy i czerwone oczy z pionowymi źrenicami.
- Nie wiem.
- Dlaczego?
Mężczyzna parskną śmiechem i spojrzał na drzwi.
- Chyba ktoś cię szuka.
Dziewczynka odwróciła się w kierunki drzwi a po chwili wpadła przez nie bardzo podobna do niej, kobieta w okularach.
- Aya! - Krzyknęła i złapała dziewczynkę w ramiona odsuwając się od klatki. - Nic ci nie jest? - Jej głos był przestraszony. - Kochanie, mówiłam ci, tu nie wolno wchodzić.
- Przepraszam. - Głos dziewczynki się zmienił. Teraz był przestraszony, niepewny.
Może Mashura naprawdę by uwierzył w jej strach. Gdyby nie te utkwione w nim, demoniczne, fioletowe oczy.
Ferid przyglądał się dziewczynce. Wyglądała jakby się zacięła. Nagle drgnęła a jej uśmiech zaczoł się powiększać.
Mężczyzna wiedział że stało się coś więcej niż mógł zobaczyć.
- Zostawisz mi ten topór?
Hrabia prawie wypuścił broń z rąk. Tak, na pewno stało się coś czego nie mógł zobaczyć. Jej głos zupełnie się zmienił. Był lodowaty, jednocześnie bardzo odległy. Czy to był głos dziecka?
- Oczywiście, przyniosłem go tutaj dla ciebie. - Odłożył bron na metalowy stół. - Tylko nie dotykaj bez rękawiczek odpornych na magię.
- Dziękuję bardzo! - Jej głos wrucił do normalności.
Ferid wyszedł.
Jeśli kiedykolwiek myślał że ma nad nią kontrolę to grubo się mylił. Manipulowała wszystkimi do okoła a oni tańczyli jak zagrała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top