Świeca
Jakiś czas temu...
- Jesteś pierwszym z którym kiedykolwiek przegrałam z odziału S. - Mówiła do niego pewna dziewczyna.
- Wiesz, to tylko nie całe 3 dni, nie było jakoś źle. - Mówił będąc dumny z siebie, że wygrał.
Jednak będąc w tylu psychiatrykach nasłuchał się już tylu metod jak unikać jedzenia, że opanowanie ich do perfekcji nie było trudne.
Najtrudniejsze było uważanie na osoby pilnujące ich.
Raczej one już byly przyzwyczajone do tych dziwnych gier.
Oboje byli zdeterminowani po nagrodę.
Pedriemu i z obiadem i kolacja także poszło dobrze.
Więc i tak każdemu z graczy minął pierwszy dzień gry.
Jednakże tu był pierwszy raz.
Nie znał personelu na tyle by wiedzieć co mógł tu robi.
Przecież jakoś trzeba zabić czas.
Właśnie.
Czas.
Nienawidził czasu.
Nienawidził musieć czekać, aż wyjdzie, by móc spróbować się zabić.
Nie, czekaj.
Tym raczej mu się uda.
Gdy tylko wyjdzie, na pewno mu się uda.
Chociażby nie wiedzieć co, był pewny, że tym razem pobyt tu jest jego ostatnim.
Nie tylko pobyt tu.
Czas, który tu jest, będzie jego ostatnim.
Będzie jego ostatnimi oddechami.
Ostatnimi dniami.
Ostatnimi godzinami.
Mimo, że nienawidził czasu to jednak nie chciał go tu spędzić godzinami patrząc w sufit.
Jest takie powiedzenie, że zanim świeca zgaśnie to ostatnie sekundy pali sie najmocniej.
Tak samo było teraz.
Chciał spędzić czas jak najlepiej, by potem go raz na zawsze skończyć.
Trochę teraz czuł się jak ta świeczka.
Jakby jego życie było świeczką.
Odpalona przy narodzinach.
Tylko po to, by potem i tak zgasła.
Z początku ta świeca paliła się normalnie.
Ogień był jak każdy inny.
Ładny, dający uroczy rozświetlający blask.
Do momentu gdy nie przyszedł wiatr, chcący za wszelką cenę zgasić ogień.
A tym porywistym wiatrem byli ludzie.
Szczególnie chciwym podmuchem powietrza były osoby, które zniszczyły mu życie w szkole.
A on? Nie potrafił się przed nim ochronić jedynie bujając się w jego rytm.
Dopasowywując się do tego jak mu zagra.
Nawet nie szukał ochrony przed nim.
Nie starał się zabrać świecy w bezpieczne miejsce, które pozwoliłby rozwijać mu marzenia.
Teraz tylko czekał, aż płomień zgaśnie pozostawiając nieprzyjemny dym za sobą.
Czy może ten dym i dotrze do jego szkolnych prześladowców.
Może, gdy realnie świeca zgaśnie rozumieją jaki błąd popełnili.
Tak samo jak z jego życiem.
Z dymem pójdą jego niespełnione marzenia.
Pozostając zapomniane na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top