Rozdział 46

-Louis, to jest normalne.- mama wywróciła oczami.

Jestem już dokładnie tydzień po terminie porodu, a dziecku się nie śpieszy, co mnie niepokoi.

-Panikujesz.- westchnęła.

-Po prostu się boję mamo! Mam w sobie maleńkiego człowieczka którego kocham całym sercem i chcę by był już ze mną, cały i zdrowy!- jęknąłem, podkładając sobie poduszkę pod plecy.

Niewygodnie mi w tym łóżku.

Lepiej u Harry'ego.

-Ta Camille to jakaś dziwna jest.- westchnęła Phoebe.

-Nooo! Dziwoląg taki.- zaśmiała się Daisy.

-Nie wolno tak mówić o Lunie.- skarciłem je.

-Ty nadal nią jesteś, Lewis.- wywróciła oczami Fizzy.

-Nie, nie jestem.- mruknąłem.

-Stado woli ciebie.- Lottie podsunęła mi krakersy.

-Nie.- fuknąłem.

-Ona ma mniejszy brzuch niż ty Lou!- dodała jeszcze do swojej poprzedniej wypowiedzi Phoebe.

Chwila moment...

-Jak to mniejszy?- zmarszczyłem brwi.

-No mniejszy! Twój dotyka prawie ziemi. Jesteście równego wzrostu jako wilczki, jej brzuch nawet nie sięga trawy.- prychnęła Daisy.

-Przecież ona miała termin na długo przede mną. Nie powinna już urodzić?- spojrzałem na matkę.

-Czemu mnie się pytasz?- uniosła dłonie w górę.

-Dziwne.- pokręciłem głową, chrupiąc krakersa.

-Suka.- do domu wszedł Niall, trzaskając drzwiami.

Na twarzy miał odbitą czerwoną rękę.

-Mój Boże! Co ci się stało!- przeraziłem się.

-A co mi się mogło stać? Nasza gwiazdka się wkurzyła bo rozmawiałem o tobie z Harry'm. Zazdrosna idiotka.- prychnął.

Serce mnie zakuło na wspomnienie loczka.

Nie.

-Dała ci w twarz?- zmarszczyłem brwi.

-Nie Louis, mam na twarzy odbitą dłoń. Walnęła mnie swoim grubym pośladem, wiesz?- sarkastyczna blondyneczka.

-Dzidzia się opuźnia.- zacmokał do mojego brzucha.

-Niall, znajdź sobie swój brzuch.- jęknąłem, odpychając jego ręce.

-Po ślubie.- prychnął.

-Słyszałeś coś o tym że Camille przedłuża się ciąża?- zagadnęła go moja mama.

-Ma brzuch mniejszy niż Lou, a podobno jest w siódmym miesiącu jak to sama mówi, podobno nosi najsilniejszą alfę w sobie, dlatego to tyle trwa.- wywrócił oczami.

-Ale Louis... Nke rozumiem tego.- jęknęła Lottie, wychodząc z pomieszczenia i przyniosła mi jakiś jogurt.

-Czuję się tuczony jak kaczka chlebem.- zaśmiałem się cicho, gładząc dłonią brzuszek.

-Najsilnjejsza alfa jest najsilniejsza nie dzięki temu że jest dłużej w brzuchu tylko dzięki genom.- wywrócił oczami Dan.

-Ktoś tu mnie oszukał.- skrzywił się Irlandczyk.

Nie tylko ciebie.

*************

Camilla sama się wkopała moi drodzy 😎

Ale to nie koniec dramy, Lou taki łatwy na wybaczanie nie jest xD

Ostatni, więcej nie ma ode mnie dzisiaj. Idźcie Marlenę męczyć xD

(Też cię kocham M xD)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top