Rozdział 44

-Harry! Chodźmy do sklepu!- szturchnąłem bruneta.

-Po co?- ziewnął, co powtórzyłem po nim.

-Zaraziłeś mnie.- zachichotałem. -Chcę pokupować więcej ubranek!- zaklaskałem.

-Kocham to jak mówisz dużo, zgadzam się.- wymruczał, szukając obok łóżka swoich spodni.

Po pięciu minutach byliśmy już na korytarzu gotowi do wyjścia gdy zadzwonił dzwonek.

Harry zmarszczył brwi, uchylając je.

Stała tam młoda omega w zaawansowanej ciąży tak jak ja.

-Harry.- kiwnęła do niego a Styles się zmieszał.

-Camille. Co tu robisz?- mruknął.

-Dziecko potrzebuje ojca.- wskazała na swój brzuch.

-No tak, ale nie rozumiem po co ja ci do tego.- prychnął.

Zacząłem się denerwować.

-Wybacz malutki, ale muszę chyba porozmawiać z naszą alfą.- poklepała się palcem po znaku na szyi.

Oczy zaszły mi łzami i odwróciłem się na pięcie bez słowa, nawet tego wszystkiego nie komentując.

Zdradził cię, bezużyteczna omego.

Zacząłem pakować dla siebie trochę ubrań do torby.

Spakowałem też rzeczy które zakupiliśmy do tej pory dla maleństwa i spojrzałem w lustro.

Wyglądałem jak siedem nieszczęść.

Podpuchnięte od powstrzymywania płaczu oczy, czerwone z nerwów policzki, odstające we wszystkie steony włosy od nerwowego ciągnięcia za nie, przygarbiona postawa i jeszcze ugięte w kolanach nogi z bezradności.

Potrząsnąłem głową, otrząsając się z myśli i zszedłem po schodach.

Harry siedział na kanapie w salonie z rękoma na twarzy w załamaniu.

-Szukaj nowej Luny, Haroldzie. Camille z twoim dzieckiem napewno się nada, nie to co ja i moje dziecko.- podkreśliłem słowo 'moje' i nawet nie dałem mu dojść do głosu.

Posłałem tylko pełne żalu spojrzenie dziewczynie i wyszedłem, kierując się do domu mamy.

-Lou?- zdziwiła się i przytuliła mnie z radością.

Wtedy dopiero się rozkleiłem.

Płakałem głośno, aż kręciło mi się w głowie od nieprzerywanego szlochu.

Mama nie wiedziała co się dzieje, siostry tak samo nic nie rozumiały.

Wylądowałem w salonie otoczony samymi kobietami bo Dan, od niedawna nasz ojczym, zabrał Ernesta.

Siostry starały się ze mnie wyciągnąć co się stało, ale uparcie dalej płakałem, aż w końcu wybuchnąłem.

-Zdradził mnie!!! Zarzekał się że mnie kocha, bez względu na to że nie mogłem nawet zajść w ciążę by dać mu potomstwo, a tym czasem co zrobił?! Puknął na boku jakąś panienkę, łącząc się z nią, czym zerwał połączenie ze mną!!!- zacząłem krzyczeć.

Mama od razu mnie przytuliła mocno do swojego ciała, a siostry siedziały jak wmurowane, niedowierzając w to czego się właśnie dowiedziały.

Też nie chciałbym w to wierzyć.

-Na dodatek ona ma dziecko starsze na pewno od mojego.- załkałem.

-Lou, proszę cię, oddychaj, musisz się troszkę uspokoić kochanie, zaszkodzisz dziecku.- Mama wachlowała mi ręką przed twarzą i słusznie że to zrobiła bo czułem jak jest mi słabo.

I tak oto moje życie posypało się w ciągu godziny.

*************

Wow, spontaniczna drama.

A macie mini maraton, trzeci rozdział dzisiaj, gitara siema.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top