Rozdział 8
Ridian nie wiedział, co miał ze sobą zrobić, kiedy elfy zaprowadziły ich z powrotem pod bramę do ich królestwa. Po zobaczeniu czekającego na nich powozu oraz czarnego rumaka, który na próżno wypatrywał swojej właścicielki, coś w nim pękło. Nie mógł znieść tego, że dziewczyna poświęciła się dla niego, choć na to nie zasługiwał. Ona musiała zostać w świecie swoich koszmarów, by książę stał się wolny.
- Musimy po nią wrócić - powiedział stanowczo do Maxona i Wrivena. Obaj spojrzeli na niego jak na szalonego. Nie spodziewali się takiego zwrotu akcji.
- Słucham? - wykrztusił zaskoczony Maxon, zapominając o odpowiednim tytule.
- Musimy wrócić po Sariyę. Czy ja mówię niewyraźnie?
- Wasza wysokość, to bardzo szlachetne z twojej strony, ale powinniśmy ruszać w dalszą podróż - odpowiedział Wriven, który pragnął uratować swoją uczennicę najbardziej na świecie, ale nie zapomniał o obowiązkach. Jego uczucia nie mogły wpływać na powodzenie wyprawy. Obiecał sobie jednak, że po dotarciu do Inderu, natychmiast przybędzie po swoją podopieczną i choćby miał zabić samego króla, a potem stać się poszukiwanym przez elfy mordercą, to był gotów się poświecić. Do tego czasu, Sariya musiała jakoś wytrzymać w niewoli. Mężczyzna znał ją tak dobrze, że wiedział, iż z pewnością poradzi sobie nawet w tej trudnej sytuacji.
- Nie ruszę się stąd, dopóki jej nie odzyskamy, rozumiecie? Odbijemy ją i to zaraz - zapowiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Tym razem było w nim jednakże coś jeszcze, czego nikt wcześniej nie słyszał w jego głosie.
- Książę, jesteś przyszłym królem. Czeka na ciebie tron, królestwo i żona. Nie mamy czasu na ratowanie jakiejś strażniczki - przypomniał mu Maxon, ale widząc minę Wrivena, prędko dodał:
- Bez urazy. Lubiłem Sariyę, ale sam rozumiesz, Wriven, on jest następcą tronu - Wskazał dłonią na księcia. - Muszę go chronić. Ty zresztą też. Co by król na to powiedział?
- Rozumiem i masz rację - odparł mężczyzna niezbyt przekonująco, ponieważ nie spodobało mu się to, że królewski doradca mówił o jego uczennicy w czasie przeszłym, jakby już nie żyła. Mimo wszystko, zdawał sobie on sprawę, że sługa po prostu wykonywał powierzone mu zadanie, a on musiał wykonać swoje, podobnie jak Ridian, który także miał własne obowiązki.
- Przepraszam, że przerywam wasz bezsensowny wywód, ale pozwólcie, że coś wam przypomnę. Jestem księciem, co oznacza, że to ja tutaj rządzę i teraz nie proszę was, żebyśmy ją ratowali. Ja wam rozkazuję - wtrącił się Ridian rozeźlony tą wymianą zdań. - Chociaż wiecie co? Nie musicie mi pomagać w wydostaniu stamtąd Sariyi, tylko mi nie przeszkadzajcie. Możecie tu stać i na mnie czekać, jeśli macie takie życzenie, ale nie próbujcie mnie zatrzymać, bo to się wam nie uda.
- Książę... - zaczął Maxon skłonny go błagać do odstąpienia od tego pomysłu.
- Chcesz zostawić Sariyę, żeby do końca życia gniła w tej celi, w której dzisiaj musiałeś spać? - przerwał mu chłopak i sługa umilkł. Ridian przeniósł wzrok na strażnika. - A ty, Wrivenie? Chcesz ją zostawić na pastwę ojca, który ją porzucił, gdy jeszcze się nie narodziła? Wiesz jak ona się będzie czuła? Wiesz?
Jego doradca i strażnik stali w milczeniu, czując wstyd, że to właśnie próżny książę ich pouczał. On natomiast patrzył na nich z pewnością siebie godną króla, co sprawiło, że ostatecznie zostali pokonani i postanowili mu ulec, zwłaszcza, że w duchu tak naprawdę żaden z nich nie chciał mieć dziewczyny na sumieniu.
- Mam nadzieję, że masz jakiś plan, wasza książęca wysokość, bo raczej nie zaatakujemy elfiej armii we trójkę - powiedział z przekąsem Maxon. Wriven nadal milczał, ale to tylko dlatego, że był rozdarty. Jako strażnik był na księcia wściekły za to, że utrudniał mu wykonanie misji, ale jako kochający człowiek był mu niesamowicie wdzięczny za to, że chciał uratować jego Sariyę. Ta druga część jego duszy była jednak silniejsza i przez to mężczyzna podziwiał następcę tronu, że robił to, na co jemu brakło siły. W tamtej chwili Wriven uwielbiał Ridiana i był w stanie wyobrazić sobie to, że chłopak wkrótce będzie rządzić królestwem.
- Jedyny sposób, żeby odzyskać Sariyę, to dać królowi to, czego chciał na początku - przedstawił w dużym skrócie swój plan książę.
- Na litość boską, czy chcesz mi powiedzieć, wasza wysokość, że zamierzasz się zgodzić na złagodzenie praw dotyczących elfów? - Maxon prawie mdlał z nadmiaru emocji. Ten chłopak był według niego naprawdę niespełna rozumu, jeśli chciał się zgodzić na warunki króla elfów. To nie były żadne głupstwa, tylko poważne sprawy, które mogły zmienić losy więcej niż jednego królestwa.
- Tak, przyjacielu, a teraz zabierz naszą broń i wracamy tam z powrotem.
- Ja to zrobię - zaproponował Wriven i z radością pobiegł po ich miecze i sztylety. Królewski doradca przyjrzał się uważnie Ridianowi.
- Książę, czy ty naprawdę uważasz, że ta dziewczyna jest tego warta? - zapytał z niedowierzaniem.
Przyszły król przypomniał sobie jak zeszłej nocy, będąc pijanym, prawie pocałował się z Sariyą i bez wahania odrzekł:
- Tak właśnie uważam.
Gdy strażnik z powrotem oddał im uzbrojenie, wszyscy troje ruszyli ponownie do krainy elfów. Książę rzucił jeszcze szybkie spojrzenie na Fosa, tak jakby chciał powiedzieć: ,,Odzyskam ją, obiecuję", a potem znalazł się na drodze prowadzącej na elfi dwór którą przyozdabiały pnące się wszędzie rośliny tworzące nad nimi prowizoryczny dach. Tym razem Ridian miał wrażenie, że ścieżka ciągnęła się w nieskończoność. W dodatku cały czas miał w głowie wyraz twarz Sariyi, gdy mówiła ojcu, że przez niego umarła jej matka. W tamtym momencie chłopak sam pragnął z całego serca zabić tego elfa, a później pocieszać dziewczynę tak długo, aż zapomni o wszystkim, co ją spotkało.
Gdy tak o niej rozmyślał, coraz bardziej zaczęły mu dokuczać wyrzuty sumienia z powodu tego, że obrażał ją z powodu jej pochodzenia. Teraz wydawało mu się to tak okropne, że czuł, iż było to zachowanie porównywalne do jej ojca i być może to dlatego tak bardzo próbował ją uratować. Chciał wynagrodzić jej wszystkie krzywdy, jakie od niego doznała.
Zanim książę z doradcą i strażnikiem dotarł na dwór, zatrzymało ich kilkoro elfów szczerze zdziwionych ich powrotem.
- Chciałabym jeszcze raz porozmawiać z waszym królem. Przekażcie mu, że tym razem będę skłonny przyjąć jego propozycję - zwrócił się do nich Ridian dumnie. Mężczyźni popatrzyli na siebie skonsternowani.
- Nasz król to nie twój sługa i nie będzie na każde twe skinienie, panie – zaznaczyli szorstko.
- Rozumiem, więc proszę o audiencję u niego jak jeden król drugiego.
Strażnicy ukłonili mu się z niechęcią i pomknęli przodem na dwór. Wrócili do następcy tronu i jego świty parę minut później z informacją, że władca elfów go oczekiwał. Wszyscy razem udali się do miejsca, z którego niedawno chcieli uciec.
Król elfów wyglądał tak, jakby w ogóle się nie ruszył od chwili, gdy ta trójka opuściła jego krainę i kto wie? Może faktycznie tak było. W końcu był wiekową istotą, zatem książę wątpił, że należał do specjalnie ruchliwych osób, jednak coś podpowiadało mu, że gdyby ten miał ochotę, to byłby w stanie go pokonać jednym machnięciem miecza.
- Moi drodzy przyjaciele, czyżby aż tak spodobało wam się na moim dworze, że postanowiliście wrócić? - zapytał król wyraźnie zaciekawiony tym, co skłoniło ludzi do powrotu, ale była to wyłącznie gra, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę co przywiodło do niego młodego księcia. Jego plan działał.
- Mam dla waszej wysokości pewną propozycję - powiedział pewny siebie Ridian, ale nie czuć było w jego głosie próżności.
- Zamieniam się w słuch - odpowiedział spokojnie elf.
- Powiedzmy, że ja spróbuję nieco złagodzić prawa dotyczące waszej rasy, a w zamian ty wypuścisz Sariyę.
Władca elfów otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Tego się nie spodziewał. Domyślał się ze sposobu w jaki przyszły król patrzył na dziewczynę, że była dla niego ważna i że po nią wróci, ale liczył się z tym, że długo będzie musiał negocjować warunki przystąpienia przez ludzkiego księcia do pokoju z nim. Najwyraźniej strażniczka miała o wiele większą wartość niż początkowo podejrzewał.
- Muszę przyznać, że nie wiedziałem, iż tamta pół elfka tyle dla ciebie znaczy, książę.
- Niech wasza wysokość zachowa sobie te komentarze dla siebie - rzucił Ridian, siląc się na życzliwość, choć zdawał sobie sprawę jak dwuznacznie wyglądała ta sytuacja. Ryzykował poparcie ludu dla zwykłej strażniczki, która w dodatku go nienawidziła.
- Dobrze, lecz pozwól mi udzielić sobie rady, przyszły królu. Strzeż się miłości, albowiem jest to najpotężniejsza broń, jaką ludzie i elfy władają. Zapamiętaj to sobie, bo przyda ci się nie raz, podczas rządów, które z pewnością będą owocne, jeśli zachowasz otwartość umysłu.
Książę był odrobinę zaskoczony tymi słowami. Rozumiał, że król żartował z tego, iż wrócił po Sariyę, ale co miała do tego miłość? Przecież on jej nie kochał. To były zwykłe wyrzuty sumienia. Czy władca elfów naprawdę myślał, że chłopak był w niej zakochany? Dla księcia mógł sobie uważać, co chciał, a on wiedział swoje.
- Dziękuję za tą jakże przydatną radę, ale chyba nie lubiłeś przedłużać, nieprawdaż, wasza wysokość? Może zatem po prostu przejdziemy do tego, na czym nam najbardziej zależy - zaproponował Ridian, który miał dosyć rozmowy o swoim domniemanym uczuciu do strażniczki.
- W porządku, zatem sugeruję, by twoi słudzy opuścili mój dwór, abyśmy mogli porozmawiać w cztery oczy.
Wriven i Maxon nie byli zbyt entuzjastycznie nastawieni do tego pomysłu. Pozostawienie następcy tronu samego z wrogiem to był bardzo zły pomysł, dlatego obydwaj spoglądali na księcia wymownie, żeby zrozumiał, że nie zamierzali się dostosować do tej prośby.
- Obiecuję, że waszemu królewskiemu synowi nic się nie stanie - uspokoił ich król, dostrzegając ich wzrok. - Nie mam ochoty dłużej walczyć z ludźmi. Po wiekach mamy szansę na uzyskanie równych praw, więc czy naprawdę sądzicie, że bym ją zaprzepaścił dla zabawy?
Maxon ostatni raz spojrzał na księcia, który dał mu wyraźny znak, by odszedł wraz z Wrivenem, a potem zniknął za kurtyną kwiatów, która oddzielała salę tronową od reszty lasu. Ridian poczuł, że właśnie działo się coś niezwykle ważnego w jego życiu i nie tylko. Tu już nie chodziło tylko o uwięzioną dziewczynę, ale o ważniejszą kwestię. On tworzył historię, która miała w końcu okazać się o wiele łaskawsza dla elfów. Chłopak odczuł nagle ogromną odpowiedzialność, która na niego spadła, choć wcale tego nie chciał i zrozumiał, że rządzenie królestwem może nie być tak proste jak myślał. Postanowił jednak zostawić zamartwianie się na później i skupić się na negocjacjach dotyczących nowych praw, mających okazać się przełomowymi dla obu ras.
W tym samym czasie, gdy książę rozmawiał z królem elfów, Sariya siedziała na podłodze celi, która miała być od teraz jej domem. Strażniczka w jednej chwili zrozumiała, że być może już nigdy więcej nie zobaczy Wrivena - człowieka, który nauczył ją praktycznie wszystkiego. Przez myśl przemknęło jej także, że nie ujrzy również Ridiana, ale przypomniała sobie, iż i tak by się to prędzej czy później stało, ponieważ on miał zostać królem. Był on tak zadufany w sobie i niedojrzały, że nie powinna za nim w ogóle tęsknić, ale nie mogła wyrzucić z głowy wyrazu jego twarzy, kiedy uświadomił sobie, że postanowiła zostać tu, aby on poszedł dalej.
Sariya wzięła głęboki oddech, żeby się uspokoić. Nie mogła się załamywać. Musiała wymyślić jakiś sposób, żeby się stamtąd wydostać, gdyż nie planowała zgnić w tej celi. Niestety, nie miała za wielu pomysłów, bo tak naprawdę nie posiadała nic, co nadałoby się do wykorzystania przy ucieczce, oprócz siebie. Mimo, że wyszkoliła swe ciało, żeby było bronią, to nie w każdej sytuacji miało ono zastosowanie. Nie dało się staranować tych zaczarowanych krat, choć Sariya musiała iść tym tropem.
Jej rozważania na temat różnych planów dotyczących ucieczki przerwało wejście pewnego elfa. Tym elfem był nie kto inny jak jej ojciec. Dziewczyna od razu posłała mu nienawistne spojrzenie, pod którym niejeden człowiek by padł, ale Tiernan dzielnie jej wytrzymał. Uznała, że potwierdzało to, że mieli te same geny, aczkolwiek nadal się go brzydziła.
- Jeżeli przyszedłeś, żeby sobie pożartować z mojego położenia, to zrób to szybko. Miejmy to za sobą, ponieważ chciałabym przejść w samotności kryzys egzystencjonalny - odezwała się pierwsza cierpkim tonem.
- Nie, chciałem z tobą szczerze porozmawiać - odpowiedział ze spokojem. Strażniczka prychnęła.
- Spóźniłeś się jakieś dziewiętnaście lat - zakpiła, siadając na ziemi odwrócona plecami do niego.
- Wiem i dlatego nie mam zamiaru próbować udawać dobrego, kochającego ojca. Na to już za późno, ale chciałbym ci coś wyjaśnić, bo na to zasługujesz, choć nie mówię, że spodoba ci się to, co usłyszysz.
Dziewczyna wcale nie miała ochoty go słuchać, ale czuła, że była to winna matce. Musiała usłyszeć dla niej jak ten mężczyzna się przed nią ukorzy, błagając o wybaczenie, poza tym nie miała zbyt dużego wyboru, przebywając w niewoli.
- Nawet gdybym nie zamierzała cię słuchać, to byłoby bez znaczenia, ponieważ siedzę tu uwięziona - powtórzyła na głos swoje przemyślenia. - Mów to, co masz powiedzieć i wynocha.
- Kochałem twoją matkę. Naprawdę ją kochałem - zaczął Tiernan, co sprawiło, że Sariya wybuchła gorzkim śmiechem. Był w nim zawarty cały ból, jakiego doznała w ciągu swego młodego życia.
- Oczywiście, a uciekając od niej, udowodniłeś jej swoje uczucie - odparła sarkastycznie i mimowolnie odwróciła się do niego. - Powinnam ci podziękować?
- Nie miałem wyboru. Prawo zabrania elfom zawierania małżeństw z ludźmi i gdyby ktoś odkrył, że jesteśmy razem, to zaraz by nas zabito. Oboje.
- Na szczęście, że ją zostawiłeś, także obecnie jest cała i zdrowa... A nie, zaraz, została zabita, tak czy siak! Czy ty naprawdę sądziłeś, że nikt jej nie ukara za to, że wychowuje dziecko z krwią elfa? - zapytała strażniczka, patrząc w fioletowe oczy ojca, dużo ciemniejsze od jej tęczówek, a nadal podobne.
- Nie spodziewałem się, że będzie cię wychowywać - wyznał cicho i ze wstydem, że podejrzewał coś takiego.
- Myślałeś, że mnie zabije albo porzuci gdzieś w lesie, prawda? Nie miałeś pojęcia, że ona nie była takim tchórzem jak ty! Kochała mnie bardziej niż ty kiedykolwiek kochałeś ją.
- Masz rację. Uciekłem, licząc, że uratuje tym nas oboje, a nikomu to nie pomogło. Gdybym wiedział jak to się skończy, zostałbym z nią, ale byłem pewny, że robię jej przysługę i zapewniłem jej życie. Co do ciebie... do dzisiaj nie wiedziałem, że żyjesz. W przeciwnym razie szukałbym cię i spróbował ci jakoś pomóc - przekonywał ją ojciec, ale dla Sariyi te słowa nie miały żadnego znaczenia, gdyż nic już nie mogło zmienić przeszłości. Na chwilę zapadła między nimi niezręczna cisza, którą przerwał Tiernan.
- Ile miałaś lat jak odeszła? Pamiętasz ją w ogóle?
- Miałam dziesięć lat i pamiętam ją aż za dobrze, szczególnie wyraźnie pamiętam, jak umierała, bo miałam okazję na to patrzeć - Podczas mówienia tego, wojownicza bawiła się metalowym sercem zawieszonym na szyi, nie zdając sobie z tego sprawy. Elf dostrzegł ten naszyjnik i natychmiast go rozpoznał.
- To ja dałem go Valorze - powiedział ze smutnym uśmiechem. Dziewczyna od razu zerwała go z szyi i rzuciła łańcuszkiem w stronę ojca.
- W takim razie go sobie zabierz. Nie chcę posiadać nic, co do ciebie kiedykolwiek należało! - wysyczała w jego kierunku. Mężczyzna podniósł z ziemi metalowe serce i oglądał je przez moment, wspominając dni, kiedy w jego życiu gościła radość i Valora była przy nim.
- Miała najpiękniejszy na świecie uśmiech - wymamrotał elf i nieco głośniej zapytał:
- Wiesz jak to jest kiedy świat zabrania ci być z jedyną osobą, którą kochasz, dziecko?
Sariya pomyślała o Ridianie, ale szybko odpędziła tę myśl. Nie była w nim zakochana i co do tego była pewna, ale gdyby była, to pewnie skazałoby to ją na cierpienie, tak jak jej rodziców.
- Nie wiem - stwierdziła krótko i zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Więc nie oceniaj mnie, Sariyo, ponieważ nie zdajesz sobie sprawy, co to znaczy nie móc kogoś kochać i próbować go chronić na wszystkie sposoby, nawet jeśli musisz go przy tym ranić, a ostatecznie dowiedzieć się, że to i tak było bezsensowne. Mam też nadzieję, że nigdy się tego nie dowiesz. To doprawdy okropne i niszczy cię od środka.
Tiernan zamilkł, a córka wpatrywała się w niego badawczo, szukając na jego twarzy oznak kłamstwa. Jeśli nawet ją okłamywał, to świetnie się maskował. Mężczyzna wsunął naszyjnik dziewczyny z powrotem do jej celi i na koniec dodał:
- On należał do twojej matki, nie do mnie. Noś go dla niej. Na pewno by tego pragnęła. Będziesz miała ją zawsze przy sobie.
Elf zostawił ją samą z bijącymi się myślami. Sariya podniosła swój naszyjnik i po krótkim namyśle włożyła łańcuszek na szyję, wzdychając przy tym ciężko. Strażniczka miała już dosyć wrażeń jak na jeden dzień i postanowiła iść spać. Liczyła, że może wpadnie na jakiś plan ucieczki kolejnego dnia, gdy już będzie wypoczęta. Ułożyła się więc na sianie służącym za posłanie i przymknęła powieki.
Nagle przed jej celą pojawił się jakiś obcy elf. Mężczyzna pogmerał w zamku, a potem otworzył kratę z gałęzi, pokazując jej, by wyszła ze swojego więzienia. Nieufna dziewczyna powoli opuściła celę i wtedy zobaczyła uśmiechającego Ridiana. Chłopak wyglądał na bardzo zmęczonego, ale na jego twarzy nadal było widoczne znajome poczucie wyższości.
- Ridian? Co ty tu robisz? - wydusiła z siebie wreszcie Sariya, zapominając po raz kolejny o jego tytule.
- Moja męska duma miała dość tego, że kobieta ciągle ratuje mi życie i musiałem jakoś wyrównać rachunki - odrzekł od niechcenia. Fiołkowe oczy strażniczki rozbłysły. Książę pragnął uścisnąć sobie za to dłoń, że wreszcie udało mu się zrobić coś, co naprawdę zaimponowało strażniczce. Sariya wydawała się być zaskoczona i następca tronu poczuł się tym dotknięty, bo zrozumiał, że ona nie spodziewała się, iż ktoś po nią wróci. Była pewna, że zostanie tu do końca życia lub przynajmniej do czasu, aż sama się nie uwolni. Pół elfka na początku była zszokowana i nie rozumiała jak do tego wszystkiego doszło. Skąd chłopak się tam wziął?
- Ale jak...?
- Trochę porozmawiałem z królem i poszedłem mu na rękę w pewnych sprawach, natomiast on w ramach przyjaźni dał nam mapę Przeklętego Lasu i pewną bardzo złośliwą, upartą oraz denerwującą ślicznotkę - wyjaśnił pokrótce Ridian. Sariya niewiele myśląc, rzuciła się księciu na szyję, z całej siły go obejmując. Następca tronu przez moment stał nieruchomo, nie wiedząc jak powinien zareagować, ale po chwili objął ją równie mocno. Para stała wtulona w siebie, nie przejmując się tym, że elfi strażnik patrzył na nich z rozbawieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top