Rozdział 7

Sariya obudziła się ze sporym bólem głowy i szybko zorientowała się, że leżała obok Ridiana. Dziewczyna odsunęła się od niego jak najdalej i próbowała pozbierać myśli. Co się wczoraj wydarzyło? Najpierw wilki, potem elfy, cela dzielona z księciem, a później tamto wino. To na pewno nie było zwykłe wino, ale ona o tym nie pomyślała, ponieważ była zbyt przejęta ostatnimi wydarzeniami. Nie powinna była tego pić, bo jeden kielich starczył, żeby całkowicie odpłynęła, a gdyby ktoś ich wtedy zaatakował, to byłby koniec. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, co prawie się zdarzyło się, kiedy była pod wpływem wina. Ridian miał zamiar ją pocałować, a ona nie protestowała. To było bardziej upokarzające niż to, że została uwięziona przez elfy. Jak mogła być taka nierozważna? Strażniczka złościła się na samą siebie za to, że niemal uległa księciu, ale było coś jeszcze. Sariya w głębi serca odrobinę żałowała, że pocałunku nie było. Oczywiście, z pewnością miałaby wyrzuty sumienia, ale po ludzku ciekawiło ją, jakby to wyglądało. Czy spodobałoby się to jej, a może całkowicie odrzuciło?

Wczoraj wojowniczka zobaczyła następcę tronu z nieco innej perspektywy. Chłopak nie próbował jej zdobywać, tylko zachowywał się po ludzku i nawet jej nie denerwował, tak jak zawsze. Był taki prostolinijny, że żal ścisnął jej serce, iż trwało to tak krótko. Kiedy wspomniał o zmarłej matce, Sariya musiała przyznać, że ujrzała w nim nareszcie normalnego młodzieńca i lubiła go w tamtym momencie, co było niezwykle niebezpieczne. On nie powinien wzbudzać w niej sympatii. Jedyne, co mogła do niego czuć, to chęć bronienia go przed niebezpieczeństwami i to tyle. Dziewczyna rozmyślała o tym wszystkim z zamkniętymi oczami, dlatego gdy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń, to od razu gwałtownie odskoczyła. Ridian także odrobinę się wystraszył, a zarazem uspokoił, że nic jej się nie stało, bo widząc ją nieprzytomną, obawiał się, że wino w jakiś sposób ją skrzywdziło.

- Myślałem, że już umarłaś - rzucił złośliwie na powitanie. Strażniczka zmrużyła oczy. Dawny książę wrócił i może to było dla niej lepsze, ponieważ Sariyi łatwiej się go nienawidziło, kiedy był nieprzyjemny. Mogła go nie znosić, póki zdawał się nie posiadać absolutnie żadnych uczuć. Gdy zaczynał się przed nią otwierać, to wkraczał na złe rejony. Rejony, w których mu współczuła.

- Chciałbyś - mruknęła pod nosem.

- Wasza wysokość - poprawił ją, a ona posłała mu piorunujące spojrzenie i uderzyła go w ramię, ale nie włożyła w to dużo siły.

- Niech wasza wysokość się spróbuje doprowadzić do porządku, bo zapewne niedługo spotkamy się z królem, natomiast ty, uroczy książę, wyglądasz jakbyś zorganizował tu wielki bal i teraz odczuwał jego skutki - skomentowała jego wygląd pół elfka. Istotnie następca tronu dawno nie spał w tak fatalnych warunkach i nawet nocleg w powozie nie przygotował go do podłych warunków w zimnej i brudnej celi. Elfie wino również dało mu się we znaki i o ile Sariya cierpiała na ból głowy, to książę wręcz umierał, gdyż całe ciało próbowało się pozbyć z siebie resztek zaczarowanego alkoholu.

- Znowu wracamy do bycia nieuprzejmym, moja słodka? A już szło nam tak dobrze - powiedział Ridian, udając zatroskanie i nawiązując do uwagi, którą kiedyś go poczęstowała. Sariya ponownie zaczęła tracić nad sobą panowanie, co w normalnych okolicznościach jej się nie zdarzało, jednak przy tym chłopaku nawet stalowe nerwy strażniczki zostały pokonane, zresztą fizycznie czuła się okropnie wycieńczona, co nie wpływało dobrze na jej pokłady cierpliwości.

- Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem jedną z twoich głupich kochanek - odpowiedziała ostro.

- Ale mogłaś być. Cóż, twoja strata - skwitował.

Dziewczyna wzięła głęboki oddech, ale nie odezwała się już do niego. Zamiast tego zaczęła się zastanawiać co się działo z Wrivenem. Czy też trafił do więzienia i został napojony winem? A jeśli tak, to czy było z nim wówczas bardzo źle? Nie mówiła o tym na głos, bo bała się jeszcze bardziej stracić kontrolę nad sobą, ale ku jej zdziwieniu, podobne myśli krążyły po głowie Ridiana.

- Sądzisz, że z Maxonem wszystko dobrze? - zapytał znienacka. Sariya spojrzała na niego zaskoczona.

- Z Maxonem? Nie wiem. Mam nadzieję, że tak jest - odparła, próbując ukryć zdziwienie, lecz na próżno. Nie spodziewała się, że obchodziło go życie sługi. - Przyznam się, że nie spodziewałam się, iż będziesz myślał o kimkolwiek, prócz siebie.

Książę prychnął z pogardą.

- Maxon to mój przyjaciel - odrzekł, wzruszając ramionami. Dla strażniczki był to kolejny moment, gdy dostrzegła w nim coś dobrego i to w tak krótkim odstępie czasu. Zdecydowanie robiło się to dla niej niebezpieczne. Nie powinna lubić kogoś, kogo miała bronić. To wszystko utrudniało. Brak emocji był lepszy.

- Wriven jest twardy i na pewno sobie poradzi - starała się uspokoić samą siebie. - A Maxon jest twoim sługą od jakiegoś czasu i jeszcze nie zwariował, co znaczy, że niełatwo go złamać.

Przyszły król skinął głową i nawet lekko się uśmiechnął. Obrażanie go przez Sariyę zaczynało być dla niego coraz bardziej naturalne i chwilami nawet zabawne.

Nagle do celi weszły dwa elfy. Obaj byli wysocy i posiadali imponującą muskulaturę. Jeden z nich miał niebieskie włosy i całkiem czarne oczy, drugi natomiast był cały różowy - jego włosy, oczy, skóra i odzienie miało mdły różowy odcień.

- Zapraszamy waszą wysokość na audiencję z naszym królem - zwrócił się do nich niebiesko włosy. Dziewczyna pomogła Ridianowi wstać oraz otrzepać się z kurzu i razem ruszyli za elfami. Po kilku minutach doszli oni do czegoś w rodzaju dworu królewskiego, tylko, że nie znajdowali się oni w pałacu, a w lesie. Nie było kosztowności ani złota, ale same rośliny. Gałęzie wysokich drzew tworzyły nad nimi efektowne sklepienie. Kwiaty, których było tam pełno, zachwycały wszystkich niezwykłymi kształtami i kolorami. Na środku tego niby dworu stał tron zrobiony ze splecionych gałęzi i kwiatów, a na nim siedział król elfów we własnej osobie.

Mężczyzna miał chudą, pociągłą twarz i przenikliwe, szare oczy. Jego włosy były kruczoczarne i sięgały mu aż do pasa, a spod nich wystawały szpiczaste, elfie uszy. Skóra elfa była mlecznobiała. Król na widok następcy tronu i strażniczki uśmiechnął się, ale był to przerażający widok. Nie odezwał się jednak, dopóki jego inni strażnicy nie przyprowadziły Wrivena i Maxona. Po zobaczeniu ich, Sariya głośno odetchnęła z ulgą. Ridian także się ucieszył na widok przyjaciela, chociaż starał się tego nie okazywać.

- Witajcie na moim dworze - przywitał ich król. - Mam nadzieję, że dobrze spędziliście noc.

- Dobrze? Zamknęliście nas w celach i podaliście nam jakieś dziwne wino! - krzyknął wściekły książę, który nie okazał się zbyt dobrym dyplomatą. Dziewczyna, która stała obok niego, zerknęła na chłopaka z irytacją, co nieco go otrzeźwiło. Elfi król nie przejął się wybuchem Ridiana.

- To były najlepsze warunki, jakie mogliśmy wam zaoferować, a nie wypuszczaliśmy was, abyś nie został przez nikogo skrzywdzony, drogi książę. Co do wina, to nasz najlepszy trunek, poza tym nie przypominam sobie, żebyśmy cię zmuszali do jego wypicia. Chyba, że to twoja strażniczka pół krwi cię do tego zmusiła, ale to już nie nasza wina - powiedział ze śmiechem władca. Na policzkach Sariyi wykwitły rumieńce i Ridian miał ochotę rzucić się na elfa za tą obelgę, choć przecież sam poczęstował ją kiedyś gorszymi. Przy jego boku szybko pojawił się Maxon, który dostrzegł, że następca tronu chciał zrobić coś, co przysporzyłoby mu sporo problemów. Książę trochę się opamiętał, ale wciąż patrzył na króla z wściekłością.

- Zostawmy lepiej wszystkie nieistotne spory i przejdźmy do ważniejszych spraw - zaproponował elfi władca. - Jak zapewne wiesz, książę, elfy nie są zbyt dobrze traktowane przez ludzi i myślę, że nadszedł czas, aby to zmienić.

- Nie są za dobrze traktowane? A czy wasza wysokość uważa, że elfy są zawsze wzorami do naśladowania? - spytał prowokująco Ridian. - Dzisiejsza noc to najlepszy przykład.

- Oczywiście, że nie, ale gdybyście wy, ludzie, nie zaczęli tej wojny, to my nie musielibyśmy być dla was tacy złośliwi - odparował król.

- Nie do końca rozumiem czego ode mnie oczekujesz, królu. Mam rozkazać wszystkim ludziom, żeby byli milsi dla elfów? Myślisz, że to zadziała?

- Nie, ale niedługo zostaniesz królem Inderu, a wkrótce także i Deasrii. Będziesz miał zatem dwa spore królestwa w swoim władaniu, dlatego chciałbym, żebyś po koronacji wydał dekrety, które nieco ułatwią elfom życie. Z chęcią pomogę ci w ich ułożeniu i dzięki temu nasze wspólne relacje na pewno ulegną poprawie - wyjaśnił władca, uderzając palcami o podłokietnik z gałęzi. Jego twarz opowiadała historię przeżytych lat albo i wieków. Za każdą blizną na skórze kryła się jakaś opowieść.

Sariya w pewnym momencie przestała słuchać dyskusji pomiędzy tą dwójką, gdyż na dwór wszedł elf z fioletowymi włosami, który zaczął się jej bezwstydnie przyglądać. Jego ciekawskie spojrzenie coraz bardziej wytrącało ją z równowagi i wkrótce sama się w niego wpatrywała. Wtem pewien cień przemknął po twarzy mężczyzny i niemalże jęknął jedno słowo.

- Valora.

Wojowniczka natychmiast zbladła, słysząc imię swojej matki. Nie, to nie mógł być on. Wszyscy obecni na dworze od razu zwrócili uwagę na tą dwójkę. Sariya zacisnęła ręce w pięści i wbiła wzrok w ziemię, starając się nie myśleć o tym kogo miała przed sobą. Ridianowi wystarczył jeden rzut oka na twarz strażniczki, żeby się domyślić, iż imię, które wymienił mężczyzna, należało do jej matki. Chłopak poczuł się zobowiązany do tego, żeby odciągnąć od niej wścibskie spojrzenia.

- Przykro mi, wasza wysokość, ale za wiele ode mnie wymagasz. Ja nie mam takiej władzy, żeby pogodzić nasze rasy - odezwał się.

- Przeciwnie, książę. Masz ją, lecz boisz się z niej skorzystać. Czyżbyś bał się, że nie będziesz tak dobry jak twój ojciec? - próbował naigrywać się z niego elf i niemal udało mu się zdenerwować przyszłego władcę, ale nagle zmienił cel ataku. - Skoro mowa o ojcach, nie przywitasz się ze swoim, dziewczyno?

Sariya, do której zwrócił się król, przeniosła spojrzenie w stronę mężczyzny, który prawdopodobnie był jej ojcem. Był tym, który uwiódł jej najukochańszą matkę i porzucił, gdy ta zaszła w ciążę. To przez niego strażniczka musiała przejść przez piekło i tak naprawdę nadal przez nie przechodziła. Dziewczyna miała ochotę rozerwać mu gardło własnymi zębami.

- To nie jest mój ojciec, wasza wysokość - odpowiedziała pewnie.

- Doprawdy? Nie wydaję mi się. Czy twoja matka miała na imię Valora? - dopytywał elf.

- Owszem - odrzekła bez mrugnięcia okiem.

- Zatem jak wyjaśnisz to, że Tiernan zna jej imię?

- Nie wiem, ale jestem pewna, że nie mam ojca, wasza wysokość.

- Każdy jakiegoś ma - zauważył król znudzony.

- Nie, mój zdecydował, że nie chce takiej córki, więc ja nie mam zamiaru uznawać go za ojca - sprecyzowała, mierząc domniemanego ojca bezlitosnym wzrokiem.

Gdy strażniczka to mówiła, Ridian spoglądał na Tiernana, który obserwował córkę ze smutkiem i tęsknotą, ale książę podświadomie czuł, że owa tęsknota była przeznaczona dla kogoś innego. Czyżby dla jej matki, a jego dawnej kochanki?

- A może ty chcesz coś powiedzieć swojej córce, która nie ma ojca? - zwrócił się do swojego sługi król. Tiernan na początku się zawahał, ale ostatecznie odważył się odezwać do dziewczyny.

- Co się stało z twoją matką? - zapytał cicho.

Na twarzy Saryi pojawiła się pogarda. Nie rozumiała jak on śmiał pytać o matkę po tym wszystkim, co jej zrobił. Postanowiła jednak odpowiedzieć, licząc, że choć trochę wzbudzi w nim wrzuty sumienia.

- Nie żyje - odparła głucho. - Nie żyje przez ciebie. Zabiłeś ją.

Mówiąc to, dziewczyna złapała się za naszyjnik z zawieszką w kształcie serca, który dostała od matki.

- Sariya... - nieoczekiwanie odezwał się do niej Ridian, kładąc jej na ramieniu dłoń. Strażniczka natychmiast ją strąciła.

- Jak... Dlaczego umarła? - pytał jej ojciec.

- Nagle zaczęło cię to obchodzić? - Sariya zaśmiała się gorzko. - Szkoda, że 20 lat temu nie byłeś taki sentymentalny. Może dzisiaj by żyła.

- Może - odrzekł ze smutkiem mężczyzna, szukając na twarzy córki rysów jej rodzicielki i niestety, znalazł bardzo wiele podobieństw.

- Powinnam cię teraz zabić, aby ją pomścić, ale nie zasłużyłeś na taką łaskę. Mam nadzieję, że będziesz cierpiał, tak jak ona, chociaż najpierw musiałbyś mieć uczucia, żeby tak się stało.

- Cóż za zaskakujący rozwój wypadków - wtrącił się nagle król. - Odejdźmy jednak na moment od tych rodzinnych tragedii i wróćmy do głównego celu naszego spotkania. Książę, czy twoja odpowiedź jest ostateczna? Radzę ci, abyś dobrze się nad nią zastanowił.

- Moja odpowiedź wciąż jest taka sama, a teraz proszę, żebyś pozwolił nam odejść, wasza wysokość - odparł Ridian.

- Nie wiem, czy powinienem, zważywszy na to, że nie dostałem tego, czego chciałem - powiedział przebiegle król. Wriven zaczynał się coraz bardziej niepokoić, dokąd zmierzała ta rozmowa. Następca tronu starał się jednak zachować zimną krew, żeby strażniczka mogła się uspokoić.

- Wasza wysokość, trzymanie tutaj ludzi, a szczególnie królewskiego syna nie wyjdzie wam na dobre. Takie działania na pewno nie poprawią waszych relacji z ludźmi - zauważył książę.

- To fakt. Nie możemy zatrzymywać tu ludzi, ale osoby z krwią elfów już tak.

Ridian, Sariya, Maxon i Wriven zamarli. Nawet Tiernan spojrzał na swego władcę zszokowany.

- Nie ma mowy! - krzyknął przyszły król.

- Wasza książęca wysokość, ludzi nie możemy więzić według waszego prawa, ale nigdzie nie ma mowy o mieszańcach, takich jak ona. Zawsze traktujecie ich jak odmieńców, więc powinniście to uznać to za przysługę, że pragniemy was od niej uwolnić. My natomiast chcemy każdego, kto ma w sobie, choć odrobinę elfiej krwi, zresztą córka musi nadrobić zaległości z ojcem.

- Nie zgadzam się na to i jeśli jeszcze raz nazwiesz ją mieszańcem, to cię zabiję - wściekał się chłopak.

- Drogi książę, bardzo mnie wzrusza twoje przywiązanie do tej elfiej dziewczyny, ale postawmy sprawę jasno. Albo ona zostaje tutaj, albo wy wszyscy tu zostaniecie - postawił im ultimatum król.

- Ona nie jest jakąś kobyłą, którą będziemy sprzedawać w zamian za wolność - warknął Ridian.

- Przestań - ucięła tą dyskusję wojowniczka i dodała nieco desperacko:

- Zostanę tu.

- Nie musisz nigdzie zostawać. Wychodzimy stąd razem, rozumiesz?

- Nie, książę. Mam cię ochraniać, a to jedyny sposób, żeby to zrobić - wyjaśniła i zerknęła na Wrivena, który skinął głową, chociaż jego oczy się szkliły. Zdawał sobie sprawę, że jego podopieczna nie miała wyboru. Według prawa przynależała do dworu elfów, poza tym przysięgła bronić księcia nawet za cenę swojego życia.

- Nie zostawię cię tutaj - odparł zdenerwowany następca tronu.

- Nie zostawiasz mnie. Ja sama chcę to zrobić. To najlepsze wyjście. Taką mam pracę - przypomniała mu, dbając o to, by brzmiała jak najbardziej obojętnie.

Chłopak patrzył na swoją strażniczkę i wiedział, że tak jak nie potrafił jej uwieść, to tak samo nie będzie umiał jej przekonać do zmiany zdania. Ta dziewczyna była strasznie uparta.

- Miałaś mnie jeszcze trochę pomęczyć - zażartował słabo.

- Musisz sobie jakoś poradzić beze mnie. Może przyszła żona ci w tym pomoże - odbiła piłeczkę, ale również nie była rozbawiona. Czuła jednak, że postępowała właściwie. Przede wszystkim spełniała swój obowiązek wobec księcia, ale także miała poczucie, że robiła to po części dla siebie, ponieważ chciała się dla niego poświęcić. Może Ridian naprawdę umiał zdobyć każdą? Strażniczka musiała przyznać, że trochę żałowała, iż już nie będzie miała okazji się przekonać.

- Sariya... - szepnął głosem wypełnionym emocjami następca tronu.

- Nie zawiedź mnie, w porządku? Udowodnij wszystkim, że dasz radę być dobrym władcą, bo ja naprawdę wierzę, że sobie poradzisz.

Zapadła cisza i Ridian zastanawiał się czy powinien dotknąć choć jeden ostatni raz jej twarzy, ponieważ miał na to wielką ochotę, ale nie zdążył, bo ta odsunęła się od niego i poszła w stronę króla elfów, ale zanim to zrobiła, rzekła niemalże szeptem:

- Bądź dobrym królem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top