Rozdział 6
Sariya i Ridian nie rozmawiali ze sobą z powodu ostatnich wydarzeń. Książę nie zachowywał się jednak tak jak wszyscy przypuszczali, bo zamiast być obrażonym na cały świat, on po prostu milczał. Czasami coś mruknął do Maxona, ale poza tym był cichy i zatopiony w swoich myślach. Chłopak doszedł do wniosku, że nie potrafił zdobyć Sariyi. Nie działały na nią tytuły, bogactwa, a nawet jego uroda. Jego ostatnie złośliwości tylko pogorszyły sprawę, ponieważ o ile wcześniej był jej raczej obojętny, to teraz został przez nią znienawidzony. Denerwowało go to, że nie mógł zdobyć tego, czego chciał, a co gorsza, dziewczyna coraz bardziej zaczynała mu się podobać. Było to dla niego dość zaskakujące, zwłaszcza, że po tym, co ostatnio między nimi zaszło, wydawać by się mogło, że będzie jej nie znosił. Z jednej strony czuł się przez nią upokorzony, ale z drugiej, jej odwaga, żeby podnieść rękę na przyszłego króla, odrobinę mu zaimponowała. Może to dlatego, że wszyscy zawsze starali się być dla niego mili, a ona taka nie była, ale miała coś z czym Ridian rzadko się spotykał. Szczerość. Pomimo tego, że był bardzo zapatrzony w siebie, bywały momenty, gdy dostrzegał fałsz wszystkich, którzy go otaczali. Zastanawiał się wtedy, czy gdyby nie urodził się w królewskiej rodzinie, to nadal byłby tak kochany, ale nie przejmował się tym nigdy zbyt długo, a raczej nie chciał się przejmować. Dopiero ona mu o tym przypomniała.
Parę dni wcześniej, zaraz po karygodnym zachowaniu księcia, zdarzyło się coś jeszcze, co ruszyło chłopaka i sprawiło, że pojawiły się u niego wyrzuty sumienia. Mianowicie Wriven wziął go na bok, aby z nim porozmawiać o całej tej sytuacji, którą sprowokował.
- Wasza wysokość, ja nie wnikam w to, co jest między tobą i moją uczennicą. Jeśli chcecie, to możecie się kłócić, ale błagam, nie wspominaj przy niej o elfach.
Ridian wpatrywał się w strażnika ze zdziwieniem. Nie spodziewał się, że mężczyzna będzie mu udzielał pouczenia i nagle poczuł się głupio, jakby był małym dzieckiem. Zupełnie zapomniał o swoim pochodzeniu.
- To nie twoja sprawa - odrzekł, ale niezbyt pewnie. Chcąc, nie chcąc, Wriven wzbudzał szacunek u wszystkich, nawet u księcia, choć ten nie miał zamiaru się do tego przyznawać.
- Wiem, wasza wysokość, ale Sariya jest moją sprawą. Ty nawet nie masz pojęcia, książę, jak to jest wychowywać się bez ojca, który cię porzucił, a jakby tego było mało, to cały świat przypomina jej o nim takim zachowaniem jak twoje - powiedział Wriven z wyrzutem, a Ridian stał się mentalnie dziesięć centymetrów niższy. Chłopak pomyślał o swoim ojcu, którego teoretycznie miał, ale ich kontakt był tak tragiczny, że było niemal tak, jakby go nie posiadał. Jemu również przypominano ciągle kim był ojciec, co prawda nie mówili tego ze złośliwością, ale i tak nie było to zbyt przyjemne, bo miał wrażenie, że zawsze będzie tylko synem swojego ojca. Czyżby Sariya także czuła, że ,,córka swojego ojca" to jedyne pojęcie, które będzie ją definiować?
- Dlatego jeszcze raz bardzo proszę nie rozmawiaj przy niej elfach, wasza wysokość - powtórzył Wriven. Ridian skinął głową i wrócił myślami do swojego ojca. Chłopak nie mówił o tym wprost, ale miał poczucie odrzucenia przez króla i poniekąd rozumiał Sariyę, stąd też po raz pierwszy od dawna wstydził się z powodu swojego zachowania. Postanowił przeprosić dziewczynę i była to dla niego bardzo trudna decyzja, ponieważ książę przepraszał tylko wtedy, gdy go do tego zmuszano, ale te przeprosiny zazwyczaj nie były szczere. Teraz po raz pierwszy sam z siebie chciał kogoś przeprosić, gdyż wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju, a reprymenda Wrivena tylko go w tym utwierdziła.
Chłopak znalazł Sariyę i zmieszał się, nie wiedząc jak zacząć. On - przyszły król - był zbyt zawstydzony, by spojrzeć jakiejś biednej strażniczce w oczy. Wreszcie jakoś zebrał się w sobie i odezwał się głośno:
- Wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale jest mi przykro z powodu tego, co się stało. Straciłem nad sobą panowanie i przepraszam cię za to. Tym razem szczerze, a nie dlatego, że chciałbym cię zdobyć.
Dziewczyna spojrzała na niego pustym wzrokiem, takim samym jak podczas ich pierwszego spotkania, ale Ridian zniósł go dzielnie, ponieważ stwierdził, że teraz zasłużył sobie na jej pogardę.
- Spokojnie, książę, nie chowam urazy - odparła obojętnie. Następca tronu westchnął, gdyż zdawał sobie sprawę z tego, że było to kłamstwo, ale z drugiej strony nie oczekiwał on żadnej entuzjastycznej reakcji. Przyszły król skinął jedynie głową i odszedł, dając strażniczce spokój. Owy spokój, który sprawiał, że na zewnątrz wydawało się być dużo chłodniej, trwał przez kilka dni, aż pewnego razu Maxon usłyszał z oddali niepokojący dźwięk.
- Słyszycie? - zagadnął resztę, wysuwając głowę przez okno. Sariya i Wriven nadstawili uszu. Wojowniczka nie musiała nasłuchiwać długo, żeby domyślić się, iż coś biegło w ich kierunku.
- Przyśpiesz, Wrivenie, a ja zawrócę i zobaczę co to jest - zwróciła się do nauczyciela i gdy ten jej przytaknął - nigdy nie zrobiłaby niczego wbrew jemu – to ruszyła w przeciwną stronę. Wkrótce zobaczyła przed sobą trzy ogromne wilki, ale to nie były zwykłe zwierzęta. Drapieżniki były dużo większe niż przeciętne wilki, a ich sierść wydawała się być niebieskawa. Sariya już gdzieś widziała takie stworzenia, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie, zresztą to nie miało znaczenia, bo wówczas najważniejsze było to, aby ostrzec pozostałych, ponieważ zwierzęta pędziły w ich kierunku. Strażniczka szepnęła Fosowi do ucha, żeby biegł najszybciej jak umiał. Rumakowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać i od razu puścił się pędem w stronę Wrivena oraz reszty.
Chwilę później, była już przy nauczycielu i meldowała mu o wilkach. Mężczyzna miał pewne podejrzenia skąd wzięły się tam zwierzęta, ale postanowił zostawić je dla siebie, dopóki się nie potwierdzą. Konie zaczęły jechać nieco szybciej, ale nie miały szans z wilkami, które nie musiały ciągnąć powozu. Najgorsze jednak dopiero miało nadejść. Wycie wilków stawało się coraz głośniejsze i niedługo potem Sariya dostrzegła kątem oka niebieskie futro niedaleko nich.
Nagle pojawiło się przed nimi wybawienie. W pewnym miejscu drzewa nieco się pochylały w taki sposób, że wyglądały, jakby tworzyły bramę i faktycznie była to brama. Strażniczka przestudiowała elfią historię dużo lepiej niż inni, gdyż kiedyś chciała ruszyć w podróż, aby poszukać ojca, dlatego wiedziała czym były te drzewa. Wejście do elfiego królestwa. Ponoć w samym Przeklętym Lesie było ich aż trzy, a na całym świecie miało ich być nieskończenie wiele. Sariya stanęła z Fosem pomiędzy powozem a wilkami, które jak sobie przypomniała nazywały się Keseye i miały strzec elfiej krainy oraz odstraszać nieproszonych gości. Wriven przekroczył bramę, ale dziewczyna się zawahała.
- Sariya! - zawołał ją nauczyciel i spojrzał na nią rozkazująco, ale jednocześnie ze smutkiem. Mężczyzna wiedział do czego ją zmuszał, ale rozumiał również, że nie mieli innego wyboru.
- Musimy chronić księcia - przypomniał jej.
Strażniczka w końcu przekroczyła z Fosem bramę i jak na zawołanie otoczyły ich elfy. Wilki także dobiegły do bramy, ale jeden z elfów przemówił do nich w dziwnym języku i stworzenia zatrzymały się, a później się wycofały. Wpadli w zasadzkę. Sariya zlustrowała twarze istot, których krew częściowo krążyła w jej żyłach. Dookoła nich stało kilkoro elfów płci męskiej ubranych, choć było to za dużo powiedziane, w różne elementy natury. Jedni mieli na sobie stroje z kwiatów, inni z liści, a jeszcze inni z wszelkiego rodzaju piór. Wojowniczka patrzyła na nich z przerażeniem oraz zafascynowaniem, ponieważ ich twarze wyglądały jednocześnie groźnie i pięknie. Zdawało się być w nich coś uwodzicielskiego, zachęcającego do podejścia bliżej. Dziewczyna poczuła również, że było w nich coś znajomego, jakby spotkała przyjaciół z dzieciństwa, ale postanowiła zignorować to uczucie. Nie chciała mieć z elfami nic wspólnego. Ridian i Maxon wyszli z powozu, żeby zobaczyć, co się stało i na widok elfów zamarli. Królewski doradca zbladł tak bardzo, że Sariya była pewna, iż za chwilę straci przytomność. Niezręczną ciszę przerwał Wriven, który zsiadł z konia.
- Witajcie. Przepraszamy za naruszenie waszej granicy, ale wilki nas do tego zmusiły - przywitał się przepraszającym tonem, a dzikie oczy elfich strażników wpatrywały się w niego badawczo. Jeden z nich wystąpił naprzód.
- Cóż takiego sprowadza grupę ludzi do Przeklętego Lasu? - zapytał melodyjnym głosem brzmiącym jak śpiew słowika.
- Mamy pewną ważną misję do wykonania, a mianowicie dostarczenie przyszłego króla bezpiecznie na drugą stronę lasu - odpowiedział i wskazał głową na Ridiana.
- Nie wszyscy jesteście ludźmi - odezwał się elf ubrany w kwiaty, całkowicie ignorując Wrivena. Mężczyzna podszedł do jego uczennicy, która także zsiadła z konia i obejrzał ją od stóp do głów.
- Nie - mruknął, a potem odwrócił się do swoich towarzyszy. - Ona jest udana tylko w połowie.
Dziewczyna w sekundzie znalazła się przy nim i przyłożyła mu sztylet do gardła.
- Ty możesz być za to całkowicie martwy - rzuciła z wściekłością. Wriven pokręcił przecząco głową i strażniczka odsunęła się od elfa, ale nie spuściła z niego wzroku.
- Rozumiem, że macie swoje ważne sprawy, ale naszym zadaniem jest pilnowanie porządku przy granicy, a wy ten porządek zakłóciliście - zauważył elf, który wcześniej się odzywał. Wszyscy wstrzymali oddech, a istota nagle dodała:
- Jednakże myślę, że nasz władca byłby w stanie wybaczyć to wtargnięcie, gdyby przyszły król Ridian zdecydował się z nim porozmawiać.
Księciu nie spodobało się to, że znali jego imię, ale wiedział, że elfy lubiły sekrety, zarówno swoje, jak i cudze, więc nie zdziwiło go to. Wszyscy zerknęli na następcę tronu i Ridian przez moment miał ochotę powiedzieć im, żeby porozmawiali z jego ojcem, ale przecież to on teraz miał być za siebie odpowiedzialny.
- Dobrze - odparł główny zainteresowany. - Zaprowadźcie mnie do waszego króla.
Sariya miała ochotę przewrócić oczami. Tylko to książątko mogło rozkazywać innymi, praktycznie mając na gardle nóż.
- Niestety, nasz władca jest w tej chwili nieobecny i wróci dopiero jutro, więc proponujemy państwu skorzystanie z naszej gościnności.
- Dziękujemy, ale to nie będzie konieczne - odpowiedział Ridian. Strażniczka rzuciła mu groźne spojrzenie, które zdawało się mówić: ,,Jeśli się nie zgodzimy, zabiją nas od razu". Na szczęście, na ratunek przybył Wriven, który odrzekł, że z radością skorzystają z dobroci elfów. Mężczyzna poprosił ich zatem o pozostawienie tu koni oraz swojej broni. Dziewczyna z niechęcią zostawiła im sztylet oraz konia, któremu posłała smutny uśmiech. Elfy otoczyły ich z każdej strony i poprowadziły ich leśną dróżką do swej krainy. Droga ta nie trwała zbyt długo i parę chwil później, doszli do tam, gdzie mieli dotrzeć. Znaleźli się przy jaskini i po zapewnieniu, że nic im tam nie groziło ze strony elfów, weszli do środka. Żadne z nich nie zdawało sobie jednak sprawy ze złośliwości istot, na których łasce byli. Elfy przyprowadziły ich bowiem do stworzonych z suchych gałęzi cel.
- Ale... - zaczął Maxon, jednak wyraz twarzy elfów go uciszył.
- Przykro nam, ale to najlepsze warunki, jakie możemy wam zaoferować - poinformował ich z rozbawieniem elf ubrany w pióra. Mężczyźni wepchnęli Sariyę, a zaraz za nią Ridiana do jednej celi i ruszyli dalej z Wrivenem oraz Maxonem.
- Fantastycznie - jęknął królewski doradca. - Jeśli elfy go nie zabiją przez noc, to ta twoja strażniczka to zrobi.
- Daj spokój, Maxonie. Ona ma za zadanie go chronić, a nie zabić - odparł starszy mężczyzna.
- Wytłumacz to królowi jak będzie patrzył na zwłoki syna - wymamrotał załamany chłopak i poszedł dalej. Radowało go jedynie to, że on sam zostanie z Wrivenem, który na pewno go ochroni, bo sam jego wygląd wzbudzał lęk.
W tym samym czasie Sariya, która zorientowała się z kim miała przetrwać noc, całkowicie straciła nadzieję, że uda im się wybrnąć z tej sytuacji i po raz pierwszy od dawna spanikowała. Była uwięziona w krainie elfów i to z Ridianem w jednej celi! Prawdziwy koszmar.
- Nie, tylko nie ty! - krzyknęła dziewczyna z beznadzieją w głosie. - Błagam, nie zostawiajcie mnie z nim!
Strażniczka wrzeszczała sfrustrowana i kopała w gałęzie, które tworzyły kratę, ale one nawet nie drgnęły. To było zaczarowane więzienie i nie dało się go tak łatwo zniszczyć. Ridian natomiast patrzył na to ze złością. Był wściekły, ponieważ ich położenie prezentowało się tragiczne, a histeria wojowniczki mu nie pomagała.
- Och, zamknij się. Twoja rasa chce się na nas zemścić za to, że jesteśmy ludźmi i myślę, że nie będą się nad nami litować - prychnął książę, a Sariya na słowa ,,twoja rasa" rzuciła się w jego stronę i po raz kolejny uderzyła go w twarz. Tym razem udało mu się jednak nie przewrócić.
- Przestaniesz mnie w końcu bić?!
- To przestań mówić o ,,mojej rasie" - warknęła z obrzydzeniem. - Wierz mi, że jestem ostatnią osobą, która chce tu być, bo nienawidzę elfów bardziej niż ktokolwiek inny, ale muszę, więc nie utrudniaj mi tego. Nienawidzę ich, rozumiesz?
- Jak na razie sama to utrudniasz. Swoją drogą, wiedziałem, że tylko zgrywasz taką spokojną, a w głębi duszy jesteś szalona - zakpił Ridian.
- Cisza! - krzyknął elf, który pojawił się znikąd z tacą pełną owoców i dwoma złotymi kielichami. Przesunął on jedzenie pod kratami i odszedł, pozostawiając ich ponownie samych. Sariya wzięła jeden kielich, a resztę tego, co znajdowało się na tacy, podała księciu.
- Zakładam, że nie zaryzykowaliby otrucia przyszłego króla, ponieważ mieliby spore kłopoty.
- Nie, ty zjedz - zaprotestował, próbując zachować resztki dobrych manier.
- Już nie udawaj takiego grzecznego, książątko, bo jeszcze niedawno nazywałeś mnie mieszańcem - parsknęła strażniczka. Następca tronu odpuścił próby zakopania topora wojennego i po prostu zaczął jeść. Wziął też duży łyk czegoś, co smakowało jak wino, tylko wydawało się być dużo mocniejsze. Sariya również napiła się odrobiny tego napoju i od czasu do czasu zerkała na Ridiana złowrogo. Para nie miała pojęcia, że owy napój był istotnie winem, lecz elfim, które dla nich było zwykłym trunkiem, lecz dla ludzi wystarczył jeden kielich by się nim upić. Tą dwójkę zdecydowano się napoić tym napojem, gdyż obawiano się, że będą oni wrzeszczeć na siebie całą noc, a nikt nie miał ochoty tego słuchać. Plan elfów się powiódł, ponieważ po wypiciu połowy kielicha Sariya poczuła się zadziwiająco rozluźniona, podobnie jak następca tronu, chociaż jemu dawało się to bardziej we znaki, bo nie posiadał w sobie nawet kropli krwi elfów.
- Wiesz czemu jestem taka nerwowa? - spytała nieoczekiwanie wojowniczka, czując potrzebę wygadania się przed kimś. - Kiedyś chciałam przybyć do tej krainy, znaleźć swojego ojca i go zabić, ale teraz już nie chcę. W żaden sposób nie chcę być związana ani kojarzona z elfami, chociaż wiem, że to niemożliwe. Zawsze znajdą się tacy jak ty, którzy będą mi wytykać pochodzenie tak, jakbym mogła je zmienić.
Dziewczyna wstała, chcąc rozprostować nogi, ale z zaskoczeniem odkryła, że miała problemy z ustaniem prosto. Ridian znowu poczuł wstyd z powodu tego, że cały czas obrażał strażniczkę i to najgorszą obelgą z możliwych. Wytykanie jej błędów rodziców było okropne.
- Słuchaj, nie powinienem był cię nigdy tak nazywać i przepraszam. Może na zgodę napijmy się za naszą śmierć, bo pewnie oboje tu zginiemy - Ta myśl wydała się księciu niesamowicie zabawna. Wojowniczka miała ochotę odrzucić jego propozycję, ale jakoś brakowało jej sił, więc przystała na nią, unosząc swój kielich. Później, gdy cała zawartość kielichów zniknęła, para siedziała oparta o siebie i opowiadała sobie o różnych rzeczach.
- Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybyś po prostu nie komplikowała spraw...
- I dała się uwieść? - dokończyła dziewczyna. - Pewnie tak, ale denerwują mnie ludzie, którzy mieli co tylko zapragnęli w dzieciństwie, a potem w dorosłym życiu zachowują się tak jak ty.
- Tak jak ja... Już nie rób ze mnie takiego paskudnego człowieka. Zauważ, że te dziewczyny same zgadzały się ze mną romansować, a ja do niczego ich nie zmuszałem - bronił się.
- Powiedz mi, naprawdę żadna przede mną ci nie odmówiła? - zaciekawiła się Sariya.
- Żadna i jestem pewien, że ty jesteś jakimś przekleństwem zesłanym na mnie za wszystko złe, co zrobiłem - odrzekł Ridian, który już ledwo co mówił. - Co ja zrobię jak cię przy mnie nie będzie? Kto mnie będzie bił?
- Nie martw się, mój królu złoty, zawsze możesz napisać list, a ja wtedy przyjadę i cię uderzę jak zwykle - zachichotała strażniczka.
- To nie jest takie proste. Z doświadczenia wiem, że jak kogoś stracisz to już go nie odzyskasz - powiedział zamyślony chłopak.
- Mówisz o swoich tymczasowych ukochanych? - zainteresowała się jego pijana rozmówczyni.
- Właściwie to o matce. Umarła, jak miałem trzy lata i niby jej nie pamiętam, ale czasem mi się zdarza, że za nią tęsknię i zastanawiam się jaka była - odpowiedział cicho. - Chciałem o tym z kimś porozmawiać, ale ojciec unikał tego tematu. Każdy sądził, że poradziłem sobie z jej śmiercią, a w sumie to w ogóle jej nie odczułem, ale tak nie jest. Brakuje mi jej i żałuję, że nie mogłem poznać kogoś, kto dał mi życie.
- Rozumiem. Wierz lub nie, ale doskonale cię rozumiem. Wiem, jak to jest, kiedy brakuje ci kogoś, kogo nawet nie znasz - odrzekła Sariya, żywo przy tym gestykulując.
Ridian pokiwał głową w odpowiedzi i spojrzał na dziewczynę, której fiołkowe oczy błyszczały z powodu wina i wpatrywały się w niego zachęcająco. Wytworzyła się wówczas między nimi jakaś dziwna nić porozumienia i coś przyciągało ich do siebie jak magnes. Zapomnieli o całej nienawiści, jaką się na co dzień darzyli. Chłopak pochylił się w jej stronę, a ona w jego, ale nic więcej się nie wydarzyło, ponieważ wtem jego głowa opadła na jej brzuch i przyszły król zaczął chrapać. Sariya zaśmiała się sama do siebie i powiedziała na głos:
- Straciłeś okazję, książątko, straciłeś okazję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top