Rozdział 20
- Czy przysięgasz bronić swoich królestw na wszelkie możliwe sposoby? Bronią i sprytem? - zapytał donośnym głosem marszałek dworu. Ridian czuł, że wszystkie oczy są wpatrzone w tron, na którym siedział.
- Przysięgam - odpowiedział głośno i wyraźnie.
- Czy przysięgasz szanować i kochać swój lud ponad wszystko? - kontynuował. Jego wzrok mimowolnie ruszył na poszukiwanie pół elfki. Stała z boku sali ubrana w jasnozieloną suknie ze srebrnymi akcentami w kształcie gwiazd i księżycy na gorsecie. Jej ramiączka wyglądały jak zrobione ze srebrnych naszyjników. Książę, którym przez chwilę jeszcze był, nie dowierzał, że Sariya ubrała się w coś takiego. Zawsze nosiła spodnie, ale ta suknia była miłą odmianą. Naszyjnik wiszący na jego szyi zrobił się nieco cięższy i miał wrażenie, że z czasem będzie tylko gorzej.
- Przysięgam - powtórzył chłopak.
- Czy przysięgasz stać na czele królestwa, dumnie je reprezentując i obiecujesz nie przynieść ludowi hańby? - To pytanie było bardzo wiążące, zwłaszcza, że Ridian tego najbardziej się obawiał. Nie mógł już uciekać. Musiał wreszcie dojrzeć.
- Przysięgam.
Marszałek dworu wziął od jednego sługi koronę, którą ten trzymał na tacy, by przypadkiem jej nie ubrudzić. Mężczyzna delikatnie wziął koronę między palce i zatrzymał się nad siedzącym na tronie Ridianem. Chłopak nieco się wystraszył na widok złotej ozdoby, ale starał się tego po sobie nie pokazywać.
- W imię twego ludu mianuję cię królem Deasrii i Inderu, Ridianie. Obyś zasłużył na tytuł godny twego ojca, Benedicta Mądrego - ogłosił marszałek i włożył mu koronę na głowę, a następnie inny sługa podał mu złote, pokryte brylantami berło i jabłko. Lud znajdujący się w sali tronowej zaczął wiwatować, ale nowy król pokazał im gestem dłoni, aby ucichli. Nadeszła pora na przemowę, którą chłopak pisał od kilku dni. Ridian wstał, uważając, żeby nie upuścić żadnego z królewskich insygniów.
- Witajcie. Dziękuję wam wszystkim za przybycie, niezależnie od tego, czy jesteście mi przychylni czy nie - zaczął dość oficjalnie na wzór przemów swego ojca. Na chwilę zamilkł pod wpływem zdenerwowania, ale zerknął na Sariyę i momentalnie się uspokoił. Przy okazji dostrzegł, że jej włosy urosły, bo wyraźnie było widać fiolet na końcówkach. Kolor ten pięknie kontrastował z jej suknią.
- Przyznam, że kiedy tu jechałem chciałem zostać królem, aby mieć wygodne życie. Nie miałem ochoty zajmować się niczym poważnym, ale coś się zmieniło podczas tej podróży. Moje nastawienie i sposób postrzegania świata zmieniły się diametralnie, ponieważ miałem okazję usłyszeć i zobaczyć na własne oczy, a nawet być świadkiem niesprawiedliwości naszego świata. Dlaczego? Otóż, tylko dlatego, że ktoś kiedyś stwierdził, że elfy są niedobre. Owszem, przyznaję, że są wśród nich jakieś zbuntowane jednostki, ale czy wśród nas ich nie ma? Wystarczy spojrzeć na to, co tu się działo parę dni temu, żeby wiedzieć, że są. Elfy robią to, co robią w głównej mierze dlatego, że chcą się na nas mścić za lata upokorzeń, bo wierzcie mi, że były czasy, gdy wcale nie robiły krzywdy każdemu napotkanemu człowiekowi. Na szczęście, spotkałem kogoś mądrego, kto postanowił wyciągnąć do nas - do ludzi - dłoń, aby zakończyć ten spór. Chodzi mi o króla elfów. Rozmawiałem z nim jakiś czas temu i doszliśmy do porozumienia. Obiecałem mu, że zrobię co w mojej mocy, żeby ułatwić im życie, a on postara się, by ataki na ludzi przestały być na porządku dziennym, a ostatecznie całkowicie zniknęły. Myślę, że równe traktowanie jest czymś, na co każdy zasługuje, dlatego zaraz po koronacji mam nadzieję, że uda mi się wydać dekrety, które ułatwią elfom życie, a także istotom im spokrewnionym. Naprawdę to jak traktujemy - jak sam traktowałem - osoby, które są dziećmi elfa i człowieka jest godne pożałowania. Jest mi wstyd za swoje zachowanie i myślę, że my wszyscy powinniśmy się wstydzić. To nie wina tych osób, że mają taką krew, jaką mają, zresztą znam przypadek, gdy pewna dziewczyna została pozbawiona rodziców głównie dlatego, że prawo zakazywało im być razem. Ta dziewczyna została zmuszona do życia w pojedynkę w bardzo młodym wieku i sądzę, że takich przypadków jest więcej, więc powtórzę po raz kolejny: czas to zakończyć! Zacznijmy być ludźmi, zanim zaczniemy się tak nazywać. Tylko o tyle proszę, występując na tron. Tylko tyle i aż tyle. Szacunek i równe traktowanie - zakończył i zorientował się, że cała sala była tak przejęta, że nawet nie wiedzieli jak zareagować. Nagle jedna osoba zaklaskała i Ridian nie był zaskoczony, kiedy zobaczył, że to Sariya. Do strażniczka po chwili dołączyli następni i ostatecznie wszyscy zebrani zaczęli bić brawo. Chłopak ostrożnie odłożył berło i królewskie jabłko, a potem z powrotem usiadł na tronie. Tłum nieco się rozsunął i do władcy podeszła delegacja z królestwa elfów. Trzech mężczyzn i jedna kobieta ukłoniło się przed nim nisko.
- Nasz król wysyła wyrazy współczucia z powodu ojca, jednakże życzy on waszej wysokości, aby czas panowania okazał się dlań łaskawy i owocny - odezwała się do niego elfka.
- Dziękuję. Przekażcie swemu władcy, że mam nadzieję na kontynuowanie współpracy z nim. Liczę, że uda nam się zmienić podejście ludzi do waszej rasy - zwrócił się do nich król. Cała czwórka skinęła głowami.
- Oczywiście, nasz władca postara się wyznaczyć z waszą wysokością termin spotkania, żeby porozmawiać o wspólnych planach - powiedział mężczyzna. Elfy ponownie się ukłoniły i wyszły z sali. Przy tronie pojawiła się tym razem Sariya. Strażniczka skłoniła się nisko tak, że jej suknia rozłożyła się jak pąk kwiatu na parkiecie. Dziewczyna zbliżyła się do niego odrobinę, ale nie na tyle blisko, by wyglądało to dziwnie dla postronnego obserwatora.
- Tyle razy chciałeś mi zaimponować, wasza wysokość - zwróciła się do niego ledwo słyszalnie. - W końcu ci się udało.
Ridian uśmiechnął się do niej.
- Cóż, próbowałem wymyślić coś dobrego przez ostatnie kilka tygodni, więc cieszę się, że wreszcie mi się udało - zażartował.
- Byłeś wspaniały - stwierdziła szczerze. - Ale nie będę ci już przeszkadzać. Masz, co robić.
Z tymi słowami strażniczka uciekła od niego, choć król miał ochotę poprosić ją by została, bo przecież ona mu nigdy nie przeszkadza, a jeśli nawet to może to robić, ponieważ... Ponieważ co? Im bliżej końca, tym bardziej zaczynał rozumieć co.
Następny w kolejce do Ridiana był Wriven. Chłopak natychmiast wstał na jego widok, mimo, że nie musiał. Chcąc, nie chcąc, naprawdę zaczął go szanować w ciągu tej podróży i nawet korona na głowie nie była w stanie tego zmienić.
- Niezwykła przemowa, wasza wysokość. Nie spodziewałem się czegoś takiego... - pochwalił go mężczyzna.
- Dziękuję. Właściwie to dziękuję ci nie tylko za to, ale za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Byłeś wspaniałym strażnikiem i doradcą, więc jeszcze raz dziękuję, Wriven - powiedział do niego. - Cieszę się, że udało ci się ze mną wytrzymać, chociaż nie było łatwe.
- Nie było tak źle - odparł strażnik, ale chłopak posłał mu rozbawione spojrzenie. - W porządku. Było ciężko, ale ważne, że zrozumiałeś kilka rzeczy podczas tej wyprawy.
- O tak, mam wrażenie, że nauczyłem się tam wszystkiego - przyznał, a Wriven zlustrował go wzrokiem.
- Wasza wysokość, czy mogę o coś zapytać?
- Oczywiście. O co chodzi? - zaciekawił się władca.
- Czy kochasz Sariyę? - zapytał szybko jej opiekun. Ridian zbladł i zamilkł. Mógł zaprzeczyć przed wszystkimi, ale Wriven to Wriven. Jeśli on to zauważał, to znaczyło, że coś było na rzeczy.
- Skąd ten pomysł? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Cóż, twoja przemowa - odpowiedział niepewnie strażnik. - Była bardzo piękna, ale czułem, a przynajmniej tak mi się zdawało, że ta dziewczyna pozbawiona rodziców nie jest ci obojętna. Zatem chciałem się upewnić czy moje domysły są słuszne.
- Tak - potwierdził krótko. Wówczas dotarło do niego to, co wiedzieli już wszyscy dawno temu. Kochał ją, tak po prostu kochał i żałował, że potrzebował aż tyle czasu, żeby to zrozumieć.
- Kiedyś powiedziałbym, że to bez sensu, ale wiem, że ona też cię kocha, więc nie wiem jak to rozwiążecie. Zakładam, że nie zaproponujesz jej korony i miejsca przy twoim boku? - spytał go mężczyzna. Chłopak marzył o tym, aby to zrobić, ale niestety, rozumiał, że nawet bycie królem nie sprawiało, że mógł zrobić wszystko. Owszem, mógłby wziąć z nią ślub i uczynić ją królową, ale ludzie nie byli na to gotowi. Ridian wiedział, że potrzeba lat, zanim wszyscy przyzwyczają się do tego, że elfy mają równe prawa. Pół elfka na tronie to samobójstwo dyplomatyczne i przede wszystkim krzywda dla niej, bo poddani nie daliby jej spokoju. Może nie każdy byłby tak całkowicie źle nastawiony, ale z pewnością nie uniknęłaby krzywych spojrzeń. Dziewczyna, w mniemaniu nowego władcy, już wystarczająco wycierpiała i choć stary Ridian chciałby ją za swoją królową za wszelką cenę, to nowy martwił się o to, jak by to zniosła.
- Chciałbym to zrobić, Wriven, naprawdę bym chciał, ale nie mogę zrobić czegoś wbrew wszystkim. Jestem królem i muszę podejmować odpowiednie decyzje, ponieważ to może mieć wpływ na więcej niż jedną osobę - powiedział ze smutkiem.
- Rozumiem i jako twój były strażnik szanuję to, a wręcz podziwiam, ale jako ktoś, komu zależy na Sariyi chciałbym wiedzieć co zamierzasz zrobić? Wolałbym, żebyś jej nie oszukiwał, ani nie wmawiał jej czegoś, czego nie będziesz mógł spełnić.
- Ja... Nie wiem - przyznał zawstydzony. Poczuł się głupio, bo przecież był królem i nie powinien się peszyć przed swoim - jakby nie patrzeć - poddanym.
- To dowiedz się co jesteś w stanie jej dać i zrób to szybko, bo za jakąś godzinę wyruszamy w drogę - poinformował go.
- Za godzinę? - wystraszył się Ridian. Tak mało czasu... Miał ją stracić na zawsze za godzinę?
- Przykro mi, ale mamy swoje zobowiązania, a ochrona ciebie to nie jest już jedno z nich. Skończyliśmy dla ciebie pracować, chociaż będziemy to na pewno dobrze wspominać, wasza wysokość - pocieszał go Wriven.
- Dziękuję - odrzekł zamyślony. - Czy mógłbyś dać mi znać albo przynajmniej wysłać kogoś, bym mógł się z wami pożegnać przed wyjazdem? Teraz muszę jeszcze porozmawiać z kilkoma osobami.
- Oczywiście, wasza wysokość - natychmiast zgodził się mężczyzna, a następnie ukłonił się z zamiarem odejścia, lecz zanim to zrobił powiedział:
- To był zaszczyt móc cię poznać, Ridianie.
Ta godzina minęła zdecydowanie za szybko, zarówno dla króla, jak i jego byłej strażniczki. Zanim się zorientowali, obydwoje stali przed nowym zamkiem chłopaka.
- Więc - odchrząknął, próbując zwrócić na siebie uwagę. - Gdzie teraz się wybieracie?
- Na razie do Deasrii, gdyż mamy tam do załatwienia pewną sprawę - odparł Wriven, sprawdzając siodło swojego rumaka. Pół elfka nie mogła powstrzymać uśmiechu, ponieważ przypuszczała, że ta sprawa będzie wymagała jej sprytu i umiejętności, a były to rzeczy, które w sobie kochała, no i kochała je wykorzystywać.
- Doprawdy? Ja niedługo też mam zamiar tam wyjechać, bo będę rządził stamtąd. Deasria jest dużo większym królestwem, dlatego tutaj będę przyjeżdżał co parę tygodni, aby kontrolować sytuację i tak dalej - wyjaśnił, a potem zerknął przelotnie na Sariyę. - Może uda się nam tam spotkać.
- Wątpię, wasza wysokość - odpowiedziała. - Raczej nie będziesz bywał w tych samych miejscach, co my.
Karczma u brudnego Verlaca nie należała do najbardziej królewskich miejsc, choć dziewczyna ją lubiła ze względu na pewną historią, którą przeżyli tam wraz z Wrivenem. Pół elfka rzuciła mu szybkie spojrzenie i dostrzegła, że mężczyzna próbował ukryć uśmiech, ponieważ najwyraźniej również pamiętał tamten dzień.
- Mimo wszystko, może kiedyś nasze drogi znów się zetną - stwierdził z nadzieją władca. Sariya także miała taką nadzieję, ale wolała tego nie mówić przy swoim nauczycielu. Wriven udał, że kaszle.
- Sariyo, pojadę przodem, a ty sprawdź czy masz wszystko i zaraz do mnie dołącz, dobrze? - zwrócił się do niej, co było zaszyfrowanym ,,Zostawię was samych, bo na pewno chcecie coś sobie powiedzieć". Ciemnoskóry mężczyzna ukłonił się ostatni raz przed królem, a później wsiadł na konia i ruszył w stronę lasu, pozostawiając za sobą tylko kurz. Strażniczka popatrzyła na Ridiana z nostalgią w oczach. Przez jej umysł przelatywały sceny z ostatnich tygodni. Ich trudne początki, kłótnie, uwięzienie przez elfów i wspólna noc, jego ratunek dla niej, pierwszy pocałunek, udawanie obojętności, kolejny pocałunek, a wreszcie uwięzienie przez jego wuja. Nie mogła się uwolnić od tych obrazów, zresztą nie była przekonana, że naprawdę tego chciała.
- Czyli jednak nie ożeniłeś się - zagadnęła go.
Blondyn pokręcił przecząco głową.
- A czy planują ci ślub z jakąś inną? - To pytanie nie było zbyt przyjemne do wypowiedzenia na głos, ale wiedziała, że musi je zadać, aby się nie katować.
- Nie, uznali, że poradzę sobie bez żony, a przynajmniej dadzą mi na to szansę. Oczywiście, gdybym chciał kogoś poślubić, to pewnie mam wolną drogę, ale póki co mam wiele rzeczy do naprawienia - odparł. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Przypuszczała, że kiedyś i tak się ożeni, ale cieszyła się, że jeszcze nie teraz. Nie dziś, ani nie jutro.
- A ty co? Nadal będziesz jeździć z Wrivenem po świecie i udowadniać mężczyznom, że nie mogą się z tobą równać? - spytał ją żartobliwie, na co się roześmiała.
- To moja ulubiona rozrywka - przyznała w tym samym tonie.
- Czy mogę ci zadać ostatnie pytanie, zanim odjedziesz? - poprosił ją, a strażniczka wystraszyła się, że będzie od niej chciał czegoś, czego nie była w stanie mu dać.
- Jeśli za kilkadziesiąt lat elfy i ludzie będą mieli w miarę poprawne stosunki, a ty będziesz miała dość wiecznej walki i postanowisz odpocząć, to czy wrócisz do mnie?
Sariya zawahała się, lecz po chwili odrzekła ostrożnie:
- Jeżeli będziesz na mnie czekał...
- Zawsze będę na ciebie czekał, ale muszę się dowiedzieć czy to ma sens - powiedział ponuro.
- Nie zostawię swojej pracy za rok czy za dwa, a ty nie dasz rady naprawić nastawienia ludzi do elfów w tak krótkim czasie - ostrzegła go, gdyż wolała być szczera.
- Tak, wiem, ale jestem skłonny poczekać nawet wiele lat, jeśli bedzie trzeba - zapewnił ją desperacko. - Ale powiedz mi czy wrócisz.
- Wrócę - odpowiedziała krótko, ale chłopakowi to wystarczyło, bo odetchnął z ulgą.
- Kocham cię - wyrzucił z siebie nagle, sprawiając, że Sariya otworzyła usta ze zdziwienia. Dziewczyna zamrugała szybko.
- Ja ciebie też kocham - wymamrotała pod nosem.
- Nie myśl sobie, że powiedzenie tego przyszło mi łatwo - dodała nieco głośniej, starając się opanować. Ridian wzniósł oczy do nieba rozbawiony jej potrzebą bycia uważaną za zimną wojowniczkę.
- Pocałuj mnie - poprosił, a ona wstrzymała oddech.
- Czy to rozkaz króla? - zadrwiła, nawiązując do pewnej rozmowy, w której chłopak nakazywał jej się pocałować, ponieważ jak to powiedział: był jej królem i musiała robić to, czego zażądał. On zdawał sobie sprawę do czego nawiązywała, ale tym razem nie myślał już tak jak niegdyś.
- Nie - zaprzeczył. - Prośba zakochanego w tobie chłopaka.
To jej wystarczyło, żeby wpić się w jego usta i pocałować go tak jak nigdy wcześniej. Był to najbardziej desperacki i uczuciowy pocałunek w ich całym życiu. Sariya miała wrażenie, że przez moment pogrążyli się w bez słownej rozmowie, którą tylko oni mogli zrozumieć. Nie byli w stanie powiedzieć ile tak trwali, wtuleni w siebie, ale kiedy się w końcu odsunęli, poczuli się jakby stracili część swojej duszy.
- Od teraz żadnych romansów z ludźmi, których będziesz ochraniać - odezwał się do niej.
- A ty ani mi się waż wykorzystywać jakieś księżniczki - odparowała i groźnie zmrużyła oczy.
- Niech tak bedzie, ale za kilkadziesiąt lat odbije to sobie przy tobie - rzucił, udając poważny ton. Dziewczyna przygryzła wargę, aby się nie zaśmiać. Pomyślała z żalem, że mogłaby prowadzić z nim takie dyskusje codzień, ale na razie musiała na to poczekać.
Ridian podszedł do Fosa i poklepał go po pysku.
- Żegnaj, kobyło. Będę za tobą tęsknić.
Rumak prychnął, ale nie tak agresywnie jak zawsze. Bardziej przyjaźnie, więc nowy król uznał to za dobrą wrożbę. Następnie podsadził Sariyę, żeby wygodnie się na nim usadowiła.
- Do zobaczenia, wasza wysokość - powiedział do niej, kłaniając się.
- Co? - zdziwiła się.
- Musisz się zacząć przyzwyczajać, bo kiedyś będziesz to słyszała codziennie - odparł przebiegle.
Strażniczka westchnęła ciężko.
- Może jednak jesteś w stanie uwieść każdą.
Władca nie zdążył już nic odpowiedzieć, ponieważ pół elfka gwałtownie popędziła na Fosie w tą samą stronę, co wcześniej Wriven. Ridian spoglądał w tamtym kierunku tak długo, dopóki stukot kopyt jej rumaka nie ucichł. Blondyn w końcu się odwrócił i wszedł do swojego zamku, myśląc o tym, że postara się, aby dziewczyna wróciła do niego z dumą spowodowaną jego osiągnięciami. Wtedy jej się oświadczy.
Tymczasem Sariya jechała pośród drzew, starając się uciec od bolesnych wspomnień. Wtem poczuła, że jej policzki są mokre. Ciekły po nich łzy. Strażniczka nie płakała od czasu śmierci matki, a było to prawie dziesięć lat temu. Od tamtego czasu uważała, że płacz to słabość, ale gdy tak pędziła na Fosie, miała wrażenie, że nigdy nie czuła się silniejsza, dlatego pozwoliła łzom płynąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top