Rozdział 14
Pewnego wieczora, gdy książę oraz świta zatrzymała się, aby odpocząć, Wriven wziął mapę i po raz kolejny zaczął ją studiować.
- Z tego co tu widzę to za jakieś dwa dni powinniśmy być na miejscu - powiedział na tyle głośno, by wszyscy go usłyszeli. Maxon westchnął z ulgą, ale reakcja reszty osób nie była aż tak entuzjastyczna.
- Cudownie - burknął pod nosem następca tronu i wydął dolną wargę.
- Coś nie tak, wasza wysokość? Myślałem, że chcesz szybko zakończyć tą podróż - zauważył jego sługa. Ridian wzruszył ramionami, bo nie wiedział, co powinien powiedzieć. To, że bał się objąć władzę, chociaż zgrywał pewnego siebie czy to, że nie podobała mu się wizja, że już niedługo pożegna się z Wrivenem i Sariyą na zawsze? Zwłaszcza myśl o zostawieniu tej drugiej wydawała mu się dziwnie nieprzyjemna. Już nie wspominając o tym, że wkrótce miał się ożenić z jakąś inną, całkowicie obcą mu kobietą. Wcześniej mu to specjalnie nie przeszkadzało. Owszem, chłopaka trochę irytowało, że ojciec zmusił go do tego małżeństwa, ale tamta księżniczka była ponoć ładna i nie nadawała się do zarządzania królestwem, więc uznał ją za idealną parę dla siebie. Teraz miał ochotę wejść do tego zamku i zawołać: ,,Chwila, może ja nie chcę tego ślubu? Może ona też go nie chce? Może znajdziemy jakieś lepsze rozwiązanie?". Te myśli dręczyły go jeszcze długo i kiedy wszyscy poszli spać, on postanowił się przejść. Było to z jego strony dość nierozważne, ale nie zastanawiał się nad tym. Chciał po prostu uwolnić się od męczących go problemów. Nie rozumiał, dlaczego budzenie się przy tej nieznanej dziewczynie do końca życia napawało go takim lękiem. Co prawda, przedtem nie był typem osoby, która zostaje z kobietą aż do rana, ale przecież Sariyę widywał każdego ranka przez ostatnie tygodnie i było w porządku, choć oni oczywiście nie spędzali ze sobą nocy, a przynajmniej nie tak jak chciałby tego Ridian. Mimo to, przyzwyczaił się do faktu, że widział ją rano, później spotykali się po południu podczas postoju, a na koniec mógł popatrzeć na nią wieczorem, gdy trzymała wartę lub zasypiała. Mógł też w każdej chwili z nią porozmawiać czy nawet się pokłócić i to było takie uspokajające na swój pokręcony sposób. Wtedy księcia uderzyło to, że może nie chodziło mu wcale o samą ideę patrzenia na kogoś przez resztę życia, tylko o to na kogo wolałby patrzeć. Wpadła mu do głowy szalona myśl, że gdyby na miejscu tej całej Arilli była Sariya, to nie czułby się tak jak teraz. Natychmiast potrząsnął głowę, starając się odpędzić od siebie wizję przyszłości z pół elfką, ale było to trudne. Kiedy myślał o tamtej, nie widział nic, a z Sariyą miał cały scenariusz ich wspólnego życia, co było dla niego przerażające. Nigdy nie traktował kobiet w ten sposób, ponieważ one zawsze były dla niego jak trofeum, które chciał zdobyć, ale przy strażniczce było inaczej. Nagle pomyślał, że mógłby rządzić tym królestwem, mógłby być dobrym mężem, a może nawet ojcem, lecz pod warunkiem, że będzie razem z nią. Tok jego rozumowania go przeraził do tego stopnia, że następca tronu musiał oprzeć się drzewo. Bał się tych nieznanych uczuć, które zaczynały przejmować nad nim kontrolę. W takim oto stanie znalazła go Sariya.
- Medytujesz, wasza wysokość? - zadrwiła. Puls Ridiana na dźwięk jej głosu gwałtownie przyśpieszył i blondyn miał wrażenie, że patrząca na niego dziewczyna to czuła.
- Coś w ten deseń - zbył ją. - A co ty tu robisz?
- Mam cię pilnować, więc nie ma opcji, że pozwolę ci na samotny spacer po lesie nocą. Taką już mam pracę. Każdy musi wykonywać swoje zadanie - wyjaśniła, wzruszając ramionami. Tak naprawdę to postanowiła wziąć wartę, ponieważ nie mogła spać z powodu tego, co usłyszała wcześniej od Wrivena i widziała, jak książę wychodził z powozu. Prawda była taka, że przejęła się tym, że ich podróż się kończyła, tak samo jak przyszły król, jednak lepiej to ukrywała.
- A jakie jest moje zadanie? - zapytał ją, starając się wrócić do dawnej formy. Ona zlustrowała go wzrokiem i odparła:
- Bycie ładnym chłopcem.
- Uważasz, że jestem ładny? - podłapał szybko książę i nabrał ochoty, żeby się z nią podroczyć.
- Istny aniołek - zakpiła. - Dopóki masz zamknięte usta.
- Wiedziałem, że w głębi duszy ci się podobam - odparował, szczerząc się.
- O tak, ale bardzo głęboko, gdzieś koło jej dna - zażartowała, ale zaraz spoważniała. - O czym tak rozmyślasz?
Ridian, nie zastanawiając się, uznał, że powie prawdę.
- O tobie.
Dziewczyna natychmiast ubrała maskę obojętności i spięła się jak do walki. Książę nie lubił się jej przyglądać w takich momentach, bo była dla niego jak zamknięte drzwi, do których nie miał klucza, ale bardzo pragnął przekonać się co znajdowało się za nimi. Czasem miał wrażenie, że Sariya się przed nim otwierała, ale potem znowu miała ten wyraz twarzy jak wyciosany z lodu i wiedział, że prawie jej nie znał. Być może nigdy nie pozna jej tak, jakby chciał.
- To znaczy, wasza wysokość? - Znowu usłyszał oficjalny ton i postanowił to wszystko obrócić w żart, ponieważ nie zamierzał go słuchać, gdy zostało im tak mało czasu.
- Myślę jak dziwnie będzie nie mieć kogoś, kto się ze mną pokłóci o każdej porze dnia i nocy, a czasem nawet i pobije.
Strażniczka nieco się rozluźniła, lecz odpowiedziała ostrożnie:
- Na pewno dasz sobie radę i wierzę, że spotkasz wielu ludzi, którzy znienawidzą cię równie mocno jak ja, książątko.
- Jeśli nie, to dam ci znać - obiecał, a potem nagle stwierdził:
- Myślę, że jesteś czarownicą, wiesz? Wredną czarownicą, która chce mnie wykończyć.
- Prawie dobrze, książę. Jestem mieszkańcem - poprawiła go rozbawiona. - To chyba nawet gorzej.
- Z pewnością, bo mam wrażenie, że rzuciłaś na mnie jakieś dziwne czary i teraz nie chcesz mi wyjść z głowy - wyznał pół żartem, pół serio. - Co ty mi zrobiłaś?
- Elfy tak mają, że zmuszają ludzi, aby robili to, czego oni chcą - odezwała się niewinnym głosem. - A ostatecznie zabijają ofiarę.
- Chcesz mnie zabić? - spytał cicho i to pytanie miało dla niego głębszy sens. Miał wrażenie, że ona już to robiła. Zabijała go, sprawiając, że ostatnio myślał tylko o niej. Ridian nawet nie zauważył, że nagle przyłożyła mu nóż do gardła i pochyliła się w jego stronę, szepcząc:
- Marzę o tym.
Nie trwało to jednak długo i zaraz odsunęła się od niego, ku wielkiemu niezadowoleniu Ridiana. W życiu nie sądził, że będzie go pociągać ktoś trzymający mu nóż na gardle. W wykonaniu Sariyi nawet to było pociągające.
- Chodź, książątko, musisz się wyspać, żeby ślicznie wyglądać i nie narzekać jak małe dziecko, więc teraz grzecznie wrócisz do łóżeczka - poinstruowała go i wstała z ziemi, otrzepawszy sobie spodnie.
- A co dostanę w zamian? Zaśpiewasz mi kołysankę? - zapytał i zmrużył oczy w uwodzicielski sposób.
- Nie skopię ci królewskich narządów - odrzekła i pokazała mu, aby się ruszył i poszedł z nią z powrotem do powozu. Kiedy już szli, on spytał ją znienacka:
- Myślisz, że kiedyś to będzie możliwe, żeby ludzie i elfy brali śluby?
Sariya najwyraźniej nie pomyślała o tym, że to pytanie mogło mieć drugie dno i rozważyła to przez chwilę.
- Może kiedyś, ale raczej nieprędko, chociaż ty masz sporą szansę, żeby tego dokonać, ponieważ zaczynasz z nimi współpracować, a nie patrzysz na nich jak na potwory, przynajmniej już nie.
- Naprawdę tak sądzisz? - zdziwił się.
Dziewczyna skinęła głową.
- Masz okazję do zapisania się w historii i to w dobry sposób. Mam nadzieję, że to ci się uda - powiedziała, a potem zainteresowała się jego powodami:
- Skąd w ogóle takie zapędy? Spotkałeś w królestwie elfów jakąś ładną elfkę?
- Można tak powiedzieć - odezwał się tajemniczo, ale strażniczka nie ciągnęła tego tematu, gdyż dotarli do powozu. Między nimi panowała miła i pełna żartów atmosfera, ale męczyły ich niewypowiedziane słowa, które i tak nie mogły niczego zmienić, dlatego zachowali je dla siebie.
Następnego dnia, który był przedostatnim dniem przed przyjazdem następcy tronu do Inderu, Sariya i Ridian czuli się naprawdę słabo. Wriven podczas postoju coś jadł, Maxon bawił się z Fosem, a tamta dwójka siedziała w milczeniu na dwóch odległych krańcach polany. Tą dziwną scenę przerwał cichutki trzask jakiejś gałęzi, który usłyszał Wriven oraz Maxon. Obydwaj zbliżyli się do siebie i ruszyli w kierunku, z którego dochodził dźwięk, a potem zdołali zobaczyć jak ktoś o posturze mężczyzny ucieka w las. Wriven skinął Maxonowi głową i prędko wskoczył na swojego konia. Maxon wspiął się na Fosa i w przypływie odwagi krzyknął:
- Sariyo, pilnuj księcia!
Zaskoczona dziewczyna nie rozumiała co się działo, ale szybko znalazła się przy następcy tronu. Strażnik i sługa już pędzili przez las w poszukiwaniu człowieka, który ich obserwował. Wszędzie widzieli jednak tylko zieleń. W pewnym momencie ta dwójka się rozdzieliła i Wriven pojechał bardziej na północ. Nikogo tam nie dostrzegł, więc postanowił wrócić do Maxona, aby sprawdzić czy on kogoś nie znalazł. Mężczyzna najpierw zobaczył Fosa, który stał bez jeźdźca, dlatego strażnik zeskoczył ze swojego konia i zaczął się rozglądać za sługą. W końcu znalazł go i jak się okazało, ten nie był sam. Obok chłopaka leżał nieco starszy, na oko, mężczyzna z ciemnymi włosami i w brudnym ubraniu, na którym znajdowała się wielka plama krwi.
- Co tu się stało? - zapytał zdruzgotany Wriven.
- On... Złapałem go... Odciąłem mu drogę do ucieczki - bełkotał Maxon. - On wziął sztylet i sam się... Chyba wolał to zrobić niż dać się złapać.
Z tymi słowami chłopak zwymiotował, a Wriven poklepał go delikatnie po plecach. Rozumiał, że pałacowy lokaj nie był gotowy na takie widoki, do których on był zmuszony przywyknąć. Uprzejmie poczekał aż ten skończy i dał mu bukłak z wodą, by ten mógł przepłukać usta.
- Wszystko w porządku. To nic takiego. Nic nie mogłeś zrobić - uspokajał go mężczyzna i pomógł mu wejść z powrotem na Fosa.
W czasie, gdy Wriven i Maxon gonili tajemniczego mężczyznę, Sariya nakazała Ridianowi wejść do powozu. Dziewczyna zajęła miejsce obok niego i wyciągnęła sztylet, aby być przygotowana. Wydawało jej się, że uda im się bezpiecznie dotrzeć do królestwa, skoro zostało im tak niewiele czasu, ale najwyraźniej myliła się. Nie spodziewała się nawet jakie niebezpieczeństwa na nich czekały.
- Co tam się dzieje? - zaniepokoił się książę.
- Pewnie coś zobaczyli, a raczej kogoś - zagadywała strażniczka.
- Nienawidzę tego. Nienawidzę tego, że zawsze muszę na kimś polegać! - zdenerwował się nagle chłopak. Sariya zerknęła na niego zdziwiona.
- Co ty mówisz?
- Mam być królem, a nie umiem obronić nawet samego siebie. I ja mam sprawować nad tyloma ludźmi władzę - Następca tronu prychnął ironicznie, a w jego głosie słychać była gorycz. Pół elfka była zaskoczona, bo nie spodziewała się usłyszeć od niego takiego wyznania.
- Przecież byłeś taki pewny siebie i chciałeś być królem, nie pamiętasz?
- Myślałem, że to będzie zabawne, a potem kiedy musiałem przeprowadzić dyplomatyczną rozmowę z królem elfów, byłem przerażony. Teraz także jestem przerażony, chociaż takie ataki mogą być na porządku dziennym. Ja się nie nadaję na króla - stwierdził zrezygnowany i wcisnął się w siedzenie.
- Twój ojciec w ciebie wierzy...
- Mój ojciec? Błagam cię, on wysłał mnie do tego małego królestwa tylko po to, żeby sprawdzić czy nic nie popsuję jako władca i mogę ewentualnie objąć kiedyś jego tron. Wątpię, że ma we mnie jakąkolwiek wiarę. Założę się, że już znalazł sobie kogoś, komu przekaże władzę po śmierci i wierz mi, to nie jestem ja!
Wtem z rozpuszczonego księcia chłopak stał się zwykłym człowiekiem, który po prostu lękał się zadania, jakie zostało mu powierzone.
- Będziesz miał wielu doradców. Nie będziesz sam - uspokajała go dziewczyna.
- A co jeśli będą mi doradzać źle, a ja się nie zorientuje i coś pójdzie nie tak? Wszyscy uznają, że to moja wina - panikował, a Sariya powstrzymała chęć wywrócenia oczami. Przyszły król wybrał sobie kiepski moment na pokazanie swoich prawdziwych uczuć.
- Nie wierzę, że to mówię, ale jesteś mądry i zorientujesz się, jeśli ktoś będzie próbował tobą manipulować, poza tym zdobędziesz doświadczenie i staniesz się dobrym władcą - odparła ze spokojem.
- Nikt we mnie nie wierzy, nawet ja w siebie nie wierzę, więc czy to jest możliwe? - zapytał nerwowo.
- Ja w ciebie wierzę, Ridian - zapewniła go emocjonalnym tonem, porzucając tytuły. - Zrobisz to dla mnie, jasne? Bo jak nie to dostaniesz od mieszańca w twarz na oczach całego królestwa.
Sposób, w jaki strażniczka to powiedziała, jakby naprawdę w to szczerze wierzyła, sprawił, że książę odwrócił twarz w jej stronę.
- Ale... - próbował po raz ostatni zaprotestować, lecz Sariya tym razem nie pozwoliła mu skończyć i gorączkowo przycisnęła swoje usta do jego. Nie miała lepszego pomysłu jak sprawić, żeby się nie odzywał, więc wybrała ten najprostszy, przynajmniej teoretycznie, ponieważ wiedziała, że będzie się z tego grubo tłumaczyć, ale póki co, zamierzała wykorzystać ten moment. Prawda, do której pół elfka nie mogła się przyznać nawet sama przed sobą, była taka, że strasznie chciała to zrobić, odkąd pocałowała go tamtej burzliwej nocy. Niestety, bała się chociażby o tym myśleć, gdyż Wriven ciągle ją pouczał, by nie brnęła w tą relację, potem wyniknęła cała sprawa z tym, że byli obserwowani, a wreszcie zaczęli się zbliżać do miejsca, w którym mieli się rozstać, a on miał się ożenić. To wszystko sprawiło, że nie zamierzała go więcej całować, ale wyszło jak wyszło. W końcu musiała się jednak od niego odsunąć.
- Wystarczy - rzuciła krótko i wyjrzała przez okno, ale nic się nie zmieniło. Nadal byli całkiem sami. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i starała się ignorować Ridiana, co nie było trudne, bo zamilkł na dłuższą chwilę. Sariya oparła się wygodnie i ścisnęła w dłoni sztylet, a książę w końcu się odezwał. Nie powiedział tego, czego spodziewała się strażniczka.
- Czy ty kiedykolwiek byłaś zakochana?
Sariya popatrzyła na niego po raz pierwszy od pocałunku.
- Nie byłam, a co ci do tego? - zwróciła się do niego nieco agresywnie. Blondyn wzruszył ramionami.
- Tak się tylko zastanawiam - odpowiedział. - Ja też nie, jeśli cię to ciekawi.
- To mamy ze sobą coś wspólnego - stwierdziła krótko. - Z bycia zakochanym wynikają jedynie kłopoty.
- Tak, myślę dokładnie tak samo. Lepiej jest kochać wyłącznie siebie - odrzekł i znowu brzmiał jak typowy Ridian. - No i może przyjaciół.
- Mówiłam, że jesteś mądry - skomentowała to wyznanie strażniczka.
- Mam swoje momenty - przyznał z szelmowskim uśmiechem. - Tak jak ty czasem bywasz odważna.
Pół elfka posłała mu piorunujące spojrzenie. Normalnie byłoby jej łatwiej się kontrolować, ale w tamtej chwili działała na czystej adrenalinie, która skoczyła u niej do maksymalnego poziomu przez to, co się działo z Maxonem i Wrivenem oraz... pocałunek. Była rozkojarzona i najchętniej uciekłaby z dala od następcy tronu, żeby się uspokoić, ale nie mogła, ponieważ musiała go pilnować.
- Myślisz, że kogoś złapali? - spytał ją cicho.
- Nie wiem. Mam nadzieję, że tak i coś od tej osoby wyciągniemy.
- Oby nic im się nie stało... - zaczął niepewnie, ale Sariya natychmiast mu przerwała.
- Cicho bądź i zachowuj się jak mężczyzna, do diabła!
Dziewczyna stąpała po cienkim lodzie, ponieważ prowokowała i jego, i siebie, co było chyba jeszcze gorsze, ale z drugiej strony, taka okazja mogła się już nigdy więcej nie powtórzyć, dlatego postanowiła przestać myśleć o Wrivenie, księżniczce, buntownikach i milionie innych rzeczy.
- Coś ty powiedziała? - odezwał się cicho, ale gniewnie książę. Sariya wbiła sztylet w jedną ze ścian i złapała jego twarz w dłonie.
- Jeśli powiesz komukolwiek o tym, co się tu zdarzyło, to odgryzę ci język i wsadzę ci go od drugiej strony, rozumiesz? - zagroziła mu, a gdy ten pokiwał głową, nie do końca wiedząc jak zareagować, ona ponownie go pocałowała. Tym razem zrobiła to nieco odważniej niż wcześniej, bo i tak wiedziała, że w jaki sposób by tego nie uczyniła, on będzie miał przerost ego po tej sytuacji. Strażniczka wplotła mu ręce we włosy, który były tak niesamowicie miękkie, że aż mu ich pozazdrościła, ponieważ jej były szorstkie i wiecznie nastroszone. Obydwoje przylegli do siebie i upadli na posłanie, na którym wcześniej siedzieli, nie myśląc o tym jak będą to sobie tłumaczyć późnej. Wtedy po prostu nie liczyło się nic, oprócz nich samych. Było to dziwne doświadczenie, ponieważ wszystko dookoła się waliło, jednak oni nie mieli zamiaru się tym przejmować. Dziewczyna wbiła mu paznokcie w ramię, a ten w ramach rewanżu ugryzł ją delikatnie w wargę. Pół elfka zaczęła się bawić guzikami jego koszuli, a ten całował ją po szyi, doprowadzając do szaleństwa. Pragnął jej tak jak jeszcze nigdy żadnego kobiety. Jej dzikości i uporu. Chciał zobaczyć jak zupełnie traciła przy nim kontrolę.
Ten moment zapomnienia nie trwał jednak długo, bo wkrótce usłyszeli wołanie Wrivena. Strażniczka zrzuciła z siebie Ridiana i wyrwała swój sztylet ze ściany, potem jeszcze tylko poprawiła szybko włosy i wyszła na zewnątrz, chcąc zapomnieć o tym, co się przed paroma sekundami działo. Książę i Sariya stanęli naprzeciwko zmartwionego Wrivena i bladego jak ściana Maxona, a tamci dwaj patrzyli na chłopaka z błyszczącymi oczami i zarumienioną dziewczynę. Każdy zastanawiał się wówczas które z nich miało ciekawszą przygodę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top