Rozdział 12

Wriven już przed wschodem słońca był na nogach i nerwowo przeglądał mapę, która była prezentem od elfów. Nie mógł się on jednak skupić, dlatego postanowił się przejść i przy okazji rozejrzeć, jak co rano. Prawda była taka, że jego myśli zaprzątała Sariya i jej problemy. Dziewczyna była niesamowicie twarda i wytrzymała, o czym strażnik wiedział od lat, ale mimo to, zdawał sobie sprawę, że każdy miał jakieś swoje słabości. Wriven zastanawiał się czy książę Ridian był słabością jego podopiecznej i analizował wszystko, co usłyszał dzień wcześniej od dziewczyny oraz swoje własne spostrzeżenia. Od początku między tą dwójką była wielka niechęć, co momentami nawet go bawiło, ale jak doszło do tego, że niechęć zamieniła się w zainteresowanie? Czy był to po prostu urok księcia czy może jego odważny czyn w królestwie elfów? Mężczyzna obstawiał to drugie, bo przecież sama Sariya przyznała, że było to dla niej dość znaczące.

Niewiele osób okazywało pół elfce jakieś względy. Większość ludzi nie chciała nawet traktować jej z szacunkiem i życzliwością przez jej pochodzenie. Oczywiście, z biegiem czasu ona zapracowała sobie na ich podziw, ale Wriven był zdania, że tak nie powinno być, aczkolwiek dobrze wiedział, że życie nie było sprawiedliwe. Mimowolnie przypomniał sobie małą dziewczynkę, która próbowała ukraść jabłko. Właściwie to nie była taka mała, ponieważ - jak się potem okazało - miała trzynaście lat, ale lata głodu i nędzy zostawiły na niej swoje piętno. Wysokie, lecz ewidentnie zbyt chude dziecko miało także całkowicie ubłocone włosy, co ukrywało ich kolor, ale młody wówczas strażnik jeszcze tego nie wiedział. Mężczyzna chciał złapać dziewczynkę na gorącym uczynku, ale coś go zatrzymało. Zaciekawiło go zachowanie sieroty. Zazwyczaj biedne dzieciaki łapały co się dało przy pierwszej lepszej okazji i uciekały przed siebie, lecz ona posiadała strategię. Najpierw chowała się niedaleko swojego celu i ze spokojem myśliwego polującego na ofiarę wpatrywała się w kupca. Gdy tylko ten odwrócił wzrok i zajął się jakąś kobietą, ona ze zwinnością pantery zabrała jabłko i powoli zaczęła się wycofywać. Jeśli Wrivena akurat by tam nie było, istniała spora szansa, że nikt nie zorientowałby się, iż właśnie miała miejsce kradzież. Na szczęście Sariyi, on ją zauważył i podszedł do niej, a następnie wyciągnął rękę, dając dziecku znać, aby oddało to, co ukradło. Dziewczynka niechętnie zwróciła jabłko, a wtedy Wriven odważył się ją zapytać o to kim była. Nie od razu przyznała się do wszystkiego, ale strażnik dostrzegł jej uszy i fioletowy odcień włosów wystający spod błota. Jej nauczyciel dodał dwa do dwóch i zrozumiał, dlaczego jej matka została zabita. Nieco później, Sariya potwierdziła jego przypuszczenia i opowiedziała mu całą historię, ale dopiero gdy już mu zaufała. Wriven zaproponował jej szkolenie pod jego okiem i uważał to za najlepszą decyzję w swoim życiu. Nie tylko ze względu na to, że zyskał wspaniałego wojownika, ale również dlatego, że nareszcie znalazł kogoś, kogo pokochał, a ta osoba kochała go jeszcze mocniej i nie oczekiwała od niego niczego więcej.

Wriven uśmiechnął się, wspominając chwile spędzone z Sariyą. Przypomniał sobie wyraz jej twarzy po pierwszej wygranej walce. Nigdy w życiu nie widział takiej satysfakcji, aż do tamtego czasu. Później nastolatka zaczęła wygrywać coraz częściej i z czasem stała się tak dobra, że nikt nie mógł jej pokonać, co było dla mężczyzny największą dumą.

Jego rozmyślania przerwał cichy szelest. Ciemnoskóry mężczyzna natychmiast się zatrzymał i rozejrzał, a potem dostrzegł jakiś cień między drzewami. Wriven powoli podszedł do tamtego miejsca, ale nagle coś się poruszyło i cień zniknął. Strażnik szybko znalazł się w miejscu, gdzie wcześniej dostrzegł owy cień, ale nikogo już tam nie było. Strażnik prędko wrócił po konia i ruszył przed siebie, licząc, że może dogoni to, co zobaczył, ale miał przeczucie, że jeśli był to człowiek i w dodatku również posiadał konia, to nie było na to szans. Przeklinając swoją głupotę i uśpioną czujność, Wriven wrócił do obozu. Tam spotkał Sariyę i Maxona, którzy najwyraźniej wstali, kiedy ten ścigał tamtą istotę.

- Wriven, czy coś się stało? - zapytała od razu Sariya, zaniepokojona wyrazem jego twarzy. Sługa również zerknął na niego zdenerwowany.

- Można tak powiedzieć. Widziałem coś przed chwilą - odparł tajemniczo. - Jestem prawie pewny, że zobaczyłem coś lub kogoś między drzewami. Chciałem dogonić tą osobę, o ile to była osoba, więc wróciłem po konia, ale było za późno. To coś zniknęło.

- Nie widziałeś nic dokładnie? - upewniła się dziewczyna. Wriven zaprzeczył stanowczym ruchem głowy.

- Czyli jesteśmy obserwowani? - wtrącił się przerażony Maxon.

- Nie warto wysuwać pochopnych wniosków, ale cóż, lepiej dmuchać na zimne, dlatego proszę was, żebyście byli czujni i mieli oczy dookoła głowy - stwierdził mężczyzna. - Po tym co się stało w królestwie elfów, musimy uważniej pilnować księcia, aby nic mu się nie stało.

- Sugerujesz, że to mogą być elfy? - spytał ze strachem Maxon.

- Raczej nie, bo Ridian się z nimi pogodził, jeśli można to tak nazwać i król ma wobec niego oczekiwania, więc sądzę, że z ich strony, póki co jesteśmy bezpieczni.

- Nie możemy być tego pewni. Elfy mają różne zachcianki i nie wiadomo na jaki chory pomysł mogą wpaść - skomentował sługa, ale prędko spojrzał w stronę Sariyi i powiedział do niej:

- Bez urazy. Nie myślę tak o tobie, ale sama rozumiesz.

- Wiem, jakie są elfy i mam podobne zdanie. Nie możemy ich wykluczyć całkowicie, ale nie sądzę, że to oni i zgadzam się z Wrivenem - odezwała się bez emocji. W tej samej chwili z powozu wyszedł Ridian. Chłopak przyciągnął się i rozejrzał się po twarzach pozostałych.

- Co to? Jakieś zebranie? Mam nadzieję, że dotyczy mojego śniadania - rzucił niedbale i usiadł na pniu tak, jakby był to tron. Nikt nie kwapił się, by go poinformować o bieżących wydarzeniach, ponieważ woleli nie niepokoić go bez powodu. Kiedy następca tronu zjadł, udał się na drzemkę, a wszyscy inni postanowili ruszyć w dalszą drogę.

Tym razem Sariya była niespokojna nie przez przyszłego króla, a przez każdy szelest czy drobny ruch, który dostrzegła. Miała wrażenie, że zaraz coś na nią wyskoczy i zaatakuje, dlatego jej ciało instynktownie napięło się i przygotowało do walki. Postój także nie pomógł jej w utrzymaniu nerwów na wodzy, a wręcz zdenerwował ją jeszcze bardziej. Gdy jechała, starała się choć trochę skupić na jeździe, a podczas odpoczynku myślała jedynie o tym, co może się zdarzyć.

- Sariyo?

Strażniczka drgnęła i odwróciła się, żeby zobaczyć za sobą Maxona.

- Co się dzieje? Zobaczyłeś coś? - odezwała się do niego szeptem.

- Nie, wszystko w porządku. Ja tylko chciałem z tobą porozmawiać - przyznał zawstydzony. Dziewczyna zdziwiła się, gdyż sługa Ridiana nigdy wcześniej nie wykazywał nią zainteresowania, chyba, że akurat dotyczyło to księcia. Z wyjątkiem takich sytuacji nigdy tak naprawdę nie rozmawiali sam na sam, więc Sariya nie do końca wiedziała czego się spodziewać.

- Chodzi o Ridiana - Oczywiście, a o cóż by innego, pomyślała ironicznie jego rozmówczyni.

- Jak mogę ci pomóc, Maxon?

- Wiem, że to wścibskie z mojej strony, ale chciałbym się dowiedzieć czy was coś łączy... - wydukał niepewnie i zerknął na nią wzrokiem pełnym strachu. Zdawał się oczekiwać z jej strony na cios.

- Chronię go i ciebie również. To tyle - stwierdziła krótko.

- Rozumiem, ale jednak on jest przy tobie trochę rozstrojony i mam takie przeczucie - może się mylę - że on też nie jest ci obojętny.

- Masz rację - zgodziła się strażniczka, czym zaskoczyła blondyna. - Nie jest mi obojętny, ponieważ utrudnia mi pracę. Jest denerwujący, uparty i próżny. Nie lubię go.

- Och, a więc to tak - odchrząknął Maxon. - Ale w królestwie elfów on ci pomógł. Nie zaprzeczysz, a musisz wiedzieć, że on nigdy nie robi nic dla innych, jeśli nie ma z tego jakichś korzyści.

- Być może ode mnie czegoś oczekuje, ale zapewniam cię, że mu tego nie dam. Jestem mu wdzięczna, ale nie będę miała z nim romansu - wytłumaczyła wojowniczka, a sługa pokiwał głową.

- To dobrze, a skoro już mówimy o elfach, to jeszcze raz cię przepraszam za tą uwagę z rana i wszystkie komentarze, które mogłaś uznać za niegrzeczne. Zdaję sobie sprawę, że nie jesteś taka jak oni, ja po prostu...

- Ty po prostu wykonujesz swoją pracę, tak samo jak ja - dokończyła za niego. - Każde z nas chroni księcia na swój własny sposób. Ja bronię go przed światem zewnętrznym, a ty przed nim samym i jego dziwnymi pomysłami. Wierz mi, że rozumiem cię lepiej niż inni.

- To prawda. Cieszę się, że oboje się zgadzamy - zaśmiał się już nieco bardziej rozluźniony chłopak. - Muszę ci się do czegoś przyznać. Ta praca jest tak strasznie męcząca.

- Domyślam się, ale czy teraz ja mogę cię o coś zapytać?

Maxon skinął głową i odważył się na nią spojrzeć, oczekując na pytanie.

- Dlaczego mu się choć raz nie postawisz? Czemu nie powiesz mu, że jest samolubnym dzieciakiem? Służysz mu przecież dość długo - zaciekawiła się Sariya. Sługa wzruszył ramionami.

- Jak sama mówiłaś, to moja praca i moim zadaniem jest potakiwanie mu, chociaż czasem naprawdę chciałbym go zabić - wyjaśnił cicho, jakby obawiał się, że przyszły król go usłyszy.

- Nie twierdzę, że miałbyś to zrobić wprost i to tak dosadnie, ale tak odrobinkę mu się sprzeciwić i zasugerować, że nie ma racji.

- Zaufaj mi, marzę o tym, ale kiedy on tylko słyszy jakąkolwiek krytykę, to od razu próbuje zniszczyć tą osobę. Jedynie jego ojciec nie dał mu się całkowicie pokonać, ale reszta? Proszę cię, Sariya, tacy jak ja wylatują na zbity pysk, a ja potrzebuję tej posady, żeby przeżyć - odparł. - Ty i ja żyjemy w podobnym świecie, więc chyba nie muszę ci tego tłumaczyć.

- Prawdopodobnie tak, a na pewno nie żyjemy w jego świecie - odpowiedziała i wskazała głową na powóz, gdzie znajdował się następca tronu.

- Nie, on nie wie co to głód, ciężka praca i walka o każdy dzień - odrzekł nostalgicznie, a Sariya zaczęła się zastanawiać, jak wyglądało jego życie przed tą podróżą, ale uznała, że lepiej o to nie pytać, gdyż to nie była jej sprawa. Zamiast tego, strażniczka poklepała go po ramieniu pocieszająco.

- Damy radę, Maxon. Już niedługo ta podróż się skończy, a potem książę będzie się próbował bawić w króla - zwróciła się do niego budującym tonem głosu.

- Z tobą na pewno damy radę. Nie poznałem jeszcze kogoś tak odważnego jak ty.

Dziewczyna posłała mu krzywy uśmiech w zamian za komplement.

Ta dwójka nie miała pojęcia, że jakiś czas temu główny temat ich rozmowy wyszedł z powozu i obserwował swojego sługę oraz strażniczkę. Widział jak Sariya kładła mu rękę na ramieniu, a potem się do niego uśmiechała i to sprawiło, że w chłopaku zawrzało. Miał ochotę pobiec do nich i odciągnąć Maxona od pół elfki. Jak on mógł tak z nią rozmawiać? I dlaczego jej wydawało się to podobać? Te pytania dręczyły go, kiedy tylko ich zobaczył, ale najgorsza była jedna kwestia. Czemu z nim nie rozmawiała tak jak z jego sługą? Dlaczego przy nim nie mogła być taka zrelaksowana?

- Maxon, do diabła, gdzie ty łazisz? - wrzasnął wściekły Ridian. Królewski doradca westchnął ciężko, patrząc ze zmęczeniem na Sariyę, a potem podszedł do swojego pana.

- Wybacz, wasza wysokość, ale wolałeś zostać sam, dlatego wyszedłem z powozu - powiedział, tłumacząc się.

- Ale teraz chcę cię tam z powrotem, a najlepiej to idź i sprawdź, gdzie jest Wriven - rozkazał mu następca tronu.

- Po co waszej wysokości Wriven? - zapytał Maxon, a książę spiorunował go wzrokiem.

- Stęskniłem się, więc ruszaj go poszukać - warknął, a jego sługa potulnie poszedł w kierunku, w którym wcześniej udał się strażnik. Ridian natomiast zbliżył się do znudzonej Sariyi.

- Co wy tutaj robiliście? - wymamrotał wciąż zdenerwowany młodzieniec. Strażniczka zerknęła na niego ze zdziwieniem tak, jakby była zaskoczona, że się do niej w ogóle odzywał.

- Rozmawialiśmy? Tylko mi nie mów, książątko, że tego kobiecie też nie wolno - zakpiła, nawiązując do ich wczorajszej rozmowy.

- Wolno, ale... - Ridianowi brakło argumentów, bo nie miał pojęcia jak jej wyjaśnić swoje zachowanie. Miał się przyznać, że widok jej z Maxonem go rozwścieczył?

Dziewczyna spoglądała na niego z wyzwaniem w oczach, ale on uparcie milczał, szukając jakiejś mądrej riposty w głowie.

- Jesteś zazdrosny? - powtórzyła nagle jego pytanie z wczoraj. Przyszły król wzdrygnął się.

- Ja? Niby o co? O ciebie? - oburzył się. - To mnie obraża.

Sariya nie pokazała tego, ale w duchu wybuchnęła śmiechem. Ridian był jak mały chłopczyk, więc było to dla niej oczywiste, że gdy jakiś inny chłopiec weźmie jego zabawkę, on się zdenerwuje. Ona jednak nie miała zamiaru być niczyją zabawką, a już na pewno nie jego. Kiedy tak o tym myślała, wpadła na iście szatański pomysł na to jak doprowadzić księcia do wściekłości i przy okazji sprawić, by zrozumiał, że nie miał u niej szans. Żałowała jedynie, że wpadła na niego tak późno.

- Cieszę się, książę, ponieważ bałam się, że możesz mieć coś przeciwko - odrzekła spokojnie.

- Przeciwko czemu? - podłapał natychmiast.

- Ja i Maxon lubimy się, a ta podróż nas zbliżyła, więc mam nadzieję, że będziemy kontynuować tą przyjaźń - wytłumaczyła, starając się nie roześmiać.

- Chcesz co robić? Z nim? Ale słucham? - wydukał zszokowany, a Sariya poczuła wszechogarniające uczucie satysfakcji.

- Słyszałeś, wasza wysokość, ale bardzo dobrze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy i nie będzie między nami żadnych niedopowiedzeń.

Książę powoli pokiwał głową, ale miał taki wyraz twarzy, który sugerował, że nie rozumiał tego, co się właśnie wydarzyło, dlatego też oddalił się i poszedł w przeciwnym kierunku. Pół elfka odwróciła się, aby ukryć uśmiech i po chwili usłyszała głośny huk. Strażniczka w ciągu sekundy znalazła się przy chłopaku i z ulgą stwierdziła, że tym razem to nie był ktoś, kto czyhał na jego życie. Blondyn leżał na ziemi obok powozu i przeklinał głośno, trzymając się za nogę.

- Wszystko w porządku? Co się stało? Dlaczego leżysz? - Zmartwiona Sariya zarzuciła go gradem pytań i uklęknęła obok niego.

- Leżę, bo się wywróciłem - mruknął jeszcze bardziej rozjuszony.

- Ale nic ci nie jest? Jak się czujesz? - pytała przejęta. On spojrzał na nią nieufnie, jakby szukał w jej tonie fałszu.

- Cudownie - odparł sarkastycznie. - Zresztą daj mi spokój i idź się czymś zajmij.

Nagle obok niech pojawił się Maxon.

- Wszystko dobrze? Usłyszałem hałas - stwierdził spanikowany i spojrzał na wciąż leżącego Ridiana. - Wasza wysokość, co się stało?

- Uderzyłem nogą w powóz i teraz sobie odpoczywam, nie widać?!

- Czy zrobiłeś sobie krzywdę, wasza wysokość? - zapytał Maxon, chociaż poczuł się nieco rozbawiony tą sytuacją. Zastanowiło go co takiego powiedziała mu wojowniczka, że ten postanowił się wyżyć na przedmiotach martwych.

- Boli mnie noga - burknął, udając znudzenie. - Niech ktoś pomoże mi wstać, do cholery!

- Ja to zrobię - zaproponowali jednocześnie sługa i strażniczka, a potem wymienili się zdziwionymi spojrzeniami. Sariya odchrząknęła cicho.

- To ja może poszukam Wrivena - uznała i uciekła, zanim zdążyła się całkowicie zawstydzić. Poczuła się niesamowicie głupio przez to, że zachowała się tak, jakby jej na nim zależało. Owszem, zależało, ale wyłącznie w sensie zawodowym, a nie emocjonalnym. Dziewczyna postanowiła, że musi naprawdę częściej rozmawiać z Maxonem, aby spróbować odsunąć się od Ridiana, a przynajmniej, żeby ten wreszcie doszedł do wniosku, że nic między nimi nigdy nie będzie. Do takich dwuznacznych sytuacji nie powinno dochodzić, a ona musiała posłuchać w końcu swojego nauczyciela i go sobie odpuścić, niezależnie od tego jakie uczucia w niej wzbudzał. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top