Rozdział 7
Reszta lekcji zleciała mi bardzo szybko. W tym momencie razem z Charms szłyśmy w kierunku auta jej rodziców, białego i pordzewiałego. Minął dopiero mój pierwszy dzień w szkole, a ja i tak czułam, że nie wytrzymam tam do końca roku, czyli dwóch miesięcy. Przypominałam sobie lata, kiedy jeszcze mieszkałam z tatą. Zawsze jeździliśmy z jego znajomymi nad morze i rozpalaliśmy ognisko, w tamtym roku też to się udało, w tym też pewnie pojadą.
Pamiętam jak tamte wakacje spędzałam z moim przyjacielem Kirianem, tata i jego rodzice byli znajomymi z pracy, chodziliśmy do tej samej szkoły. Nasza przyjaźń była bardzo trwała, niektórzy mogli uważać, że jesteśmy parą, ale nie wyobrażałabym sobie, aby on mógłby być moim chłopakiem. Oczywiście, kochałam go bardzo; tak naprawdę to on pocałował mnie jako pierwszy, ale znaliśmy się za bardzo, może w tym był problem, gdy mu odmówiłam...
- Słyszysz? - Mea kiwała się w tył i w przód. - Uwielbiam tą piosenkę. Chce żeby to była nasza piosenka - podgłośniła radio i z głośników popłynęła piosenka, którą dobrze znałam - The Neighbourhood - Sweater Weather.
- Jest dobra - uśmiechnęłam się i też zaczęłam kiwać się w rytm muzyki. Przejechałyśmy przez skrzyżowanie, ale dziewczyna skręciła na inną drogę. - Jedziemy gdzieś?
- Tak. Pojedziemy do mojej ulubionej włoskiej restauracji - zachichotała. - Jedzenie jest tam świetne, a kelnerzy tacy mniam mniam - uniosła brwi w znaczącym geście.
Jeszcze chwilę jechaliśmy, po czym wjechałyśmy na mały parking zastawiony autami, wydawało mi się, że większość z pojazdów należy do uczniów. Restauracja wcale nie przypominała włoskiej, a bardziej pub, w którym sprzedawano tanie i śmierdzące piwo. Skrzywiłam się, ale Charms musiała to zauważyć.
- Nie oceniaj... konia po kopytach, czy jakoś tak - prychła.
Weszłyśmy do środka i na prawdę byłam pod wrażeniem. Pełno kolorów, zapachów i przede wszystkim ludzi, którzy siedzieli i jedli lub tańczyli na parkiecie. Włochy pełną gębą.
- Buenos putas ! - zawołał Ely, który akurat do nas podszedł. Miał na sobie strój roboczy, musiał zatem być tu kelnerem.
- Koleś, wiesz co ty w ogóle powiedziałeś? - zaśmiała się Mea.
- Nie... dopiero zacząłem uczyć się włoskiego - mruknął, prowadząc nas do wolnego stolika koło ściany obwieszonej różnego rodzaju obrazami.
- To było po hiszpańsku, idioto - mulatka nie mogła wytrzymać ze śmiechu, Ely tylko głupkowato się nas patrzył. - Nigdy nie mów tak do kobiety. W Hiszpanii dostałbyś w mordę.
- Ostro siostro - droczył się z nią. - To wasze karty dań...
- Wiesz dobrze co ja jem, dla niej to samo - wyrwała mi menu i zwróciła chłopakowi. - Tylko nie zapomnij o podwójnej porcji sosu, ostatnio jej nie było.
- Takie skargi to możesz składać do szefa, a nie do mnie - wyprostował się. - Ja jestem tylko kelnerem.
- Chyba chciałeś powiedzieć frajerem.
Dziesięć minut później postawił przed nami talerze z makaronem i pesto z pomidorami z sosem beszamelowym. Jedzenie było naprawdę świetne, tak samo jak muzyka, która dodawała temu miejscu magiczny klimat.
Miałyśmy się już zbierać, gdy Ely wziął mnie za rękę i zaprowadził mnie na parkiet. Jego ruchy przy moich były świetnie, wyczuwałam, że mógł tańczyć zawodowo. Wirowałam pomiędzy tymi wszystkimi ludźmi, dopóki nie potknęłam się o własną nogę i jakby na zawołanie padłam jak długa. Co mogłoby się okazać mniejszym koszmarem, gdyby nie to, że upadając wpadłam na kelnera niosącego jakieś danie z makaronem, więc większość wylądował na mojej głowie.
- Mój Boże - burknął. - Co za łamaga - znałam skądś ten głos, zwróciłam oczy i przeskanowałam chyba każdy milimetr jego twarzy, by się upewnić czy to na sto procent on.
Kristian. Kogo innego mogłam się spodziewać.
Kochani na samym początku chciałabym wam gorąco podziękować za wszystkie odsłony i gwiazdki. Zapewne wiecie jak one bardzo motywują. Btw. Jestem ciekaw czy ktoś wie, co oznacza ,,pozdrowienie", którym przywitał Ely, dziewczyny. Piszcie jestem ciekawa, czy zgadnijcie 😂.
Ja już kończę, a was zachęcam tradycyjnie do komentowania, gwiazdkowania i czytania dalej!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top