Rozdział 31
- Wiecie nawet nie chcę wiedzieć co znowu się stało - mruczała pod nosem pani Luise, ciotka Kristiana. - Mam dość rodziny Kostov, tylko sprawiacie same problemy.
Auto pędziło w ekspresowym tempie mijając złotawe pola zboża i lasy, które przez te trzy miesiące zdążyłam pokochać. Dzięki nim te miejsce było takie klimatyczne, miało swoje tajemnice jak Kristian i było spokojne i ciche jak ja.
- Nie rozumiem jak Zaura mogła wybrać takiego człowieka za męża, jak twojego ojca! - kobieta mówiła dalej. - Każdy mężczyzna w waszej rodzinie jest jakiś wybrakowany i sprawia same problemy. To nie możliwe, nie możliwe...
Później podjeżdżamy pod mój dom i wysiadam, ale Kristian robi to samo i zatrzymuje mnie chwytając mocno za rękę. Stoję patrząc na zaistniałą sytuację.
- Ingrid zaprosiła mnie na chwilę do siebie. Powinienem wrócić przed północą - mówi cioci, która patrzy na niego z poirytowaniem. - Będziemy grzeczni.
- Nie obchodzi mnie co będziecie robić - mówi i parkuje z piskiem opon na przeciwko.
- Nie zapraszałam cię - odkręcam kluczem drzwi. Jak zawsze trochę się zacinają, ale popycham je i uchylają się.
- Więc wprosiłem się - wzrusza ramionami i wchodzi do domu zanim ja zdążę coś jeszcze dodać.
To dziwne, ale w domu jest strasznie cicho. Myślałam, że mama wyskoczy od razu, gdy wejdę do korytarza i zrobi mi własne domowe przesłuchanie i wykład na temat bezpieczeństwa. Ale nikt tu nie stoi. No oprócz Kristiana. Rozglądam się wchodząc do kuchni i zastaje zbite naczynia, wszędzie leżą kawałki porcelany i szkła. Nie wiem co tu się wydarzyło, ale w pomieszczeniu unosi się nieprzyjemna woń, niestety nie potrafię jej rozpoznać. Zaczynam powoli zbierać odłamki i wrzucam je do kosza na śmieci. A jeśli ktoś tu się włamał i porwał mamę?
- Ingrid! - głos Kristiana dobiega z salonu. Wszystko nagle układa się w spójną całość, gdy wchodzę do pokoju i widzę ten nieszczęśliwy obraz. Matka leży na kanapie, ma rozczochrane włosy i brudne ubranie. Wszędzie leżą szklanki i pobite butelki, z których wylewa się znajoma, brunatna ciecz - whisky. Ona musi być totalnie pijana, lekko pochrapuje i co chwilę niespokojnie porusza głową. Chwytam za koc i przykrywam ją, jest za późno, żeby ją budzić i pytać o cokolwiek, jeśli w ogóle byłaby w stanie normalnie mi odpowiedzieć.
- Nie wierze - wzdycham zmęczona. Naprawdę jestem załamana jej zachowaniem. Mówiła, że wyleczyła się z nałogu i teraz zajmuje się pracą. - Znowu pije.
- Twoja mama jest alkoholiczką? - szepcze Kristian i jakby dla wsparcia gładzi mnie po ramieniu.
- Po moich narodzinach była uzależniona, między innymi dlatego tata się z nią rozwiódł - mruczę, chociaż czuję jak drżę pod jego dotykiem. - Dzisiaj się niczego nie dowiem - mówię i kieruje się w stronę pokoju.
Dopiero kiedy do niego wchodzę zaczynam się czuć dobrze, na tyle na ile to jest możliwe. Po takim dniu jak dzisiejszy nic już nie będzie normalne. Kładę się na łóżku i oddycham wpatrując się w sufit. Kristian chodzi po moim pokoju i zatrzymuje się przy ścianie, na której ostatnio przywiesiłam zdjęcia. Myślałam, że będzie to dla mnie jakaś terapia, chciałam przyczepić tam zdjęcia osób, za którymi tęsknię. Ale, gdy wtedy wyjęłam z pudełka fotografię Kiriana rozpłakałam się. Teraz wisiał na bladej ścianie wraz z moim tatą, spoglądając na mnie każdej nocy jak Anioł Stróż. Zawsze taki był, wolałby skoczyć za mnie w ogień, niżeli sama miałabym to zrobić. Wierzyłam, że czuwa nade mną.
- Śpiewałaś? - zapytał przyglądając się mi z niedowierzaniem. Było tam też wspomnienie z lekcji śpiewu, tęskniłam za tym, dawałam tam upust moim emocją i śpiewałam co tylko mogłam.
- Tak - mówię. - To nic wielkiego, wiesz uczęszczałam na lekcje przez dwa lata i było fajnie. To tylko hobby.
- Gdy byłem młodszy uczyłem się gry na pianinie - mówi i siada na krześle przy biurku. - Moi starzy wydawali na to sporo kasy, ale właściwie było ich stać. Gdyby nie to co się stało rok temu, teraz pewnie wylegiwałbym się na czerwonej kanapie i był obsługiwany przez gosposie.
- Czym masz zamiar mnie jeszcze zaskoczyć? - zaśmiałam się słysząc jego komentarz.
- Co prawda to prawda. Jestem człowiekiem niespodzianką - mruga do mnie zawadiacko. - Okej. Mamy stadninę z końmi, to znaczy należy do rodziców.
- Na koniu też umiesz jeździć? - prycham i wstaje podchodząc do magnetofonu. Większość pewnie zabiłaby mnie za to, że trzymam tu takie starocie, ale ja uwielbiam odprężyć się przy muzyce. Biorę z szuflady płytę i chwilę potem z urządzenia wydobywają się piękne dźwięki piosenki Goldeneye - Tiny Turner (to jedna z tych piosenek, która przypomina mi wszystkie spędzone dni z tatą).
- Oczywiście, że potrafię - mówi i wsłuchuje się w muzykę. - Rozumiem, że chciałaś zrobić klimat tą piosenką? - porusza barkami do głosu kobiety.
- Oczywiście - uśmiecham się i jakby nigdy nic kołyszę się na środku pokoju w towarzystwie Kristiana Kostova. - Ta muzyka mnie odpręża, wtedy nie myślę za dużo, a zdarza mi się to ostatnio za często. Mój tata uwielbiał tą piosenkę i zawsze puszczał mi ją, gdy byłam w złym humorze.
Chłopak podchodzi do mnie i ujmuje moją dłoń, posyłając chytry uśmiech. Czuję jak przyciąga mnie do siebie, a potem tańczymy, tak po prostu. Przytulam się do jego piersi i cały stres znika, ten jeden moment sprawia, że czuję ulgę i chcę więcej, choć nie mogę.
- Gdyby ktoś tu wszedł, musielibyśmy się nieźle tłumaczyć - wdycham jego zapach i przyciskam dłonie do jego ciała.
- Ale nikt tu nie wejdzie - mówię, zamykając oczy.
- Sugerujesz coś?
- Mój Boziu, nie! - śmieje się, ale on odsuwa się i patrzy mi w oczy, a później znów się zbliża. Teraz czuję na twarzy jego ciepły oddech. Uśmiech, który mi posyła jest taki doskonały.
- Powiedz tylko, że chcesz żebym cię pocałował - mówi cicho, a ja zastygam w bezruchu. Oczywiście, że chcę, ale za razem nie znam go aż tak dobrze. Muszę się pohamować. Macham przecząco głową i spuszczam wzrok na podłogę. Piosenka się kończy wraz z tą dziwaczną romantyczną chwilą.
- Nie powinniśmy - czuję gorąco na policzkach. Chłopak rozgląda się jeszcze chwilę po pomieszczeniu, stojąc nadal niebezpiecznie blisko. Widzę jak jego klatka piersiowa się unosi, gdy wdycha powietrze. Robi dziwną minę i podchodzi do okna, które jest uchylone. Otwiera je na oścież, staje na parapecie i zeskakuje, podskakując niczym kangur.
- Jesteś głupi - piszczę lekko przestraszona spoglądając przez okno.
- I tak mnie kochasz - śmieje się i mruga do mnie. Jego twarz oświetlają latarnie, ale i tak tonie w mroku.
- W twoich snach - prycham, ale nie oznacza to, że ta sytuacja mnie nie bawi.
- Chyba właśnie w twoich - mruczy, kładąc dłonie na niskim parapecie. Nasze twarze są dość blisko, na tyle, że jeden jego ruch mógłby coś zmienić. - Każdy wie, że o mnie śnisz.
Jak wam się podoba rozdział? Tak mało zostało do końca...
Piszcie, gwiazdkujcie i czytajcie dalej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top