Rozdział 29
Dzisiaj zapytam wprost, mieliście kiedyś sytuację, którą nie można naprawić, cofnąć, cokolwiek co sprawiłoby, że ta historia potoczyła się zupełnie inaczej? Nie chodzi mi tu o złamany paznokieć, skręconą kostkę, potłuczony wazon, bo z paznokciem możesz iść do kosmetyczki, skręconą kostkę nastawić, a potłuczony wazon odkupić. Ale nie wszystko jest takie proste do 'posprzątania' jak szkło po wazonie i jeśli teraz skłamiesz ktoś pociągnie za spust i strzeli, mówiąc: 'Czas na zemstę' (a może to tylko głos w mojej głowie?).
- Uważacie, że na imprezę z okazji zakończenia powinnam założyć tą żółtą prześwitującą sukienkę, czy niebieską z odkrytymi ramionami i brzuchem - pyta Vera, kiedy wchodzimy do szkoły. Do końca katorgi zostały dwa dni i będę wolna.
Ostatniego wieczoru zadzwonił do mnie tata z pytaniem, czy nie przyjechałabym na miesiąc do niego i jego dziewczyny, a także odpoczęła wsłuchana w szum morza, ponieważ wynajął domek koło plaży. Oczywiście zgodziłam się. Co prawda minęły dopiero trzy miesiące od kiedy jestem tutaj na miejscu, ale tak bardzo tęsknie za jego żartami, środami z spaghetti w najlepszej włoskiej restauracji w mieście i wieczorami filmowymi.
- Najlepiej przyjdź nago, większej różnicy to nie zrobi - wzrusza ramionami Charms, która jak zawsze za bardzo ironizuje. Vera posyła jej wkurzone spojrzenie, ale po chwili wybucha śmiechem, do którego się dołączamy i po chwili idziemy korytarzem chichocząc. To niezwykłe, że jeszcze kilka miesięcy temu siedziałam w mundurku, w jednej z najlepszych szkół w kraju i marzyłam żeby zaprzyjaźnić się z kimś kto doceni mnie za to jaka jestem, a nie jaką mam sytuację finansową w domu.
- Twoja przyjaciółka Sara - zaczęła Amanda. - Wydawała się strasznie miła ale szkoda, że musiała wyjechać tak wcześnie rano. Czy wy jesteście pokłócone?
Mówiła o tej samej Sarze, która szantażowała mnie przed balem, groziła niemożliwymi rzeczami, współpracowała z Colem, z jakiegoś powodu znającej się z Kristianem i obdarowującej mnie zakrwawioną psią łapą. Przeszły mnie dreszcze, bo tak naprawdę była jedynym problemem w mojej całej historii. Bałam się jej, bo byłam pewna. Ona z pewnością dotrzyma słowa i zapłacimy z Kristianem za to wszystko.
- Lepiej nie rozgrzebywać starych ran - westchnęłam, zagryzając wargę dość mocno, czułam metaliczny posmak krwi. - Zapomnijcie o tym.
- Dobra... - westchnęła Amanda, grzebiąc w torbie i wyjmując kluczyk do szafki, ale jeszcze na chwilę się do mnie odwróciła. - Jak sprawa z szafką? Nasza zabójcza psycholożka znalazła żartownisia?
Pani Wandell rozmawiała ze mną ostatnio i obiecała mi, że znajdzie tą osobę. Choć wtedy już wiedziałam, że to była Sara nie miałam zamiaru jej mówić, wystarczyło mi problemów.
Nim spojrzałam dziewczyny zaczęły rozmawiać na jakiś mało ważny temat. Dzisiaj nie było lekcji, na których tak czy inaczej nic byśmy nie robili, ponieważ odbywał się międzyszkolny mecz siatkówki plażowej. Na odpowiednio przygotowanym boisku rozgrzewała się równocześnie drużyna męska, jak i damska. Natomiast po drugiej stronie boiska układy ćwiczyły tutejsze cheerleaderki ubrane w skąpe stroje, składające się z spodenek odsłaniając pół pupy i crop topy. Wymachiwały swoimi pomponami w barwach szkoły, krzycząc zagrzewające do walki formułki. Wśród nich była Emma, która co chwilę robiła gwiazdy, albo krzyczała na inną dziewczynę, trzepocząc niemiłosiernie szybko swoimi sztucznymi rzęsami.
- Dlatego też uważam, że Brytyjczycy to najprzystojniejsi i najfajniejsi faceci, w porównaniu z amerykańskimi mężczyznami - oznajmiła Vera, machając swoją blond kitką. Musiała mówić naprawdę długo, bo reszta dziewczyn patrzyła na nią totalnie znudzone.
- Ja wole iść z moim Amerykanem do McDonalda, niż pić gównianą herbatę z mlekiem - prychła Charms, przewracając oczami na blondynkę, która z wielkimi oczyma wpatruje się w chłopaków grających tuż przy naszej ławce.
- Miłego życia z otyłością - mruczy złośliwie Vera i macha do kogoś siedzącego po drugiej stronie boiska. To jakaś brązowowłosa dziewczyna z wściekle czerwonymi ustami i z wiankiem na włosach. Przypomina mi trochę tego hipisa siedzącego pod przystankiem autobusowym, gdy jeszcze chodziłam do poprzedniej szkoły. Kurtka z frędzelkami i kwiecista spódniczka. - Chociaż jak patrzę na ciebie to masz do tego zadatki.
- Ja wolę norwegów - skarży się Amanda, lustrująca co chwilę swoją komórką i odpisująca na wiadomości. - Są tacy przystojni.
- To twój jedyny argument? - śmieje się Vera i klepie przyjaciółkę w ramie. - Żałosne. Brytyjczycy mają taki piękny akcent, używają pięknych słów i ogólnie są piękni.
- Ingrid ty zdecyduj - Amanda dotyka mnie w plecy czubkiem od sandała. - Norwegowie, czy Brytyjczycy?
- Chyba Brytyjczycy - mówię, a Vera wydaje z siebie taki pisk, jakby co najmniej wygrała wycieczkę na Malediwy. - Ale nie zależy mi na tym jakiej narodowości jest chłopak, chyba chodzi bardziej o to, abyśmy oboje byli ze sobą szczęśliwi.
- Jaka ty jesteś słodka - Amanda mnie przytula. Na dworze jest cholernie gorąco, słońce sprawia, że żar leci wręcz z nieba i opada na odkryte ramiona moje i moich przyjaciółek, które jak zawsze wyglądają nieskazitelnie. Chociaż dzisiaj pierwszy raz od przyjazdu ubrałam sukienkę kupioną z dziewczyną ojca, tą z wycięciem na plecach i połyskującymi w świetle falbankami, aż dziwne, że nawet sama z własnej woli rozpuściłam włosy. Spadały kaskadami w dół, błyszcząc się od odżywki, którą wczoraj umyłam włosy. - Ale, pamiętaj chłopak musi też coś zarabiać. Nie mam zamiaru sama utrzymywać piwopijca.
- Takie słowo w ogóle istnieje? - prycha Charms.
- Nawet jeśli nie, to powinno istnieć - mówi, wstając od stołu i siadając na jeden z rozstawionych leżaków, które nie wyglądają na zbyt stabilne. - Żyć nie umierać - wzdycha i rozciąga się.
Niezbyt rozumiem co szkoła chciała wskórać wystawiając wszędzie te leżaki. Przyjaciółki śmieją się, ale podbiega do nas Emma z uśmiechem wymalowanym na twarzy i w swoim skąpym stroju, który mógłby bardziej posłużyć jako strój kąpielowy.
- Wiecie co? - zaczyna siadając na wolnym miejscu. - Już nie mogę doczekać się imprezy, ludzie mówią tylko o tym. Wiem, że Sam miał załatwić około dwudziestu beczek piwa.
- Za mało - prycha Vera, przesuwając okulary słoneczne na głowę.
- Taaa - śmieje się Charms. - Ty byś wypiła przynajmniej dziesięć. - A drugie dziesięć Amanda - macha ręką na dziewczynę, która potrząsa ramionami do muzyki, którą słucha przez słuchawki.
- No oczywiście - znowu się śmieją. Szczerze nie miałam zamiaru dzisiaj iść do szkoły, nadal bałam się ostrzeżenia skierowanego do mnie ze strony Sary. Wyjęłam komórkę i zalogowałam się na bloga, dostałam kilka nowych komentarzy pod postem z recenzją książki.
- Hej - ktoś szturchnął mnie w ramię. Spojrzałam w górę i napotkałam na ciemnie, czekoladowe tęczówki, mimowolny uśmiech i brązowe, prawie czarne włosy. Kristian Kostov we własnej osobie, ten którego znałam. - Możemy porozmawiać?
- Nie sądzę, że to dobry pomysł - wyszeptałam, machając przecząco głową. Charms choć czytała magazyn z najnowszymi technikami kosmetycznymi, zerkała na nas z ciekawości.
Moje uczucia były takie niezrozumiałe. Z jednej strony tak bardzo chciałam go pocałować, a z drugiej uciec od niego najdalej jak to jest możliwe. Stał przede mną ubrany w białą koszulkę polo i spodnie typu khaki, spoglądał dziwnie na moje trampki w gwiazdki, przez co poczułam się mało komfortowo.
- Proszę - powiedział to takim głosem, że zrobiłabym dla niego wszystko, nawet gdyby miało to być wskoczenie w ogień. Powoli wstałam i zaczęłam kierować się w stronę budynku, ale poczułam że bardziej próbuję uciec od chłopaka. Wpadłam przez szklane drzwi, poczułam typowy dla tej szkoły zapach - płynu do polerowania podług i dymu tytoniowego. Jedynym wyjściem jakie przyszło mi na myśl była damska toaleta, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Toalety w tej szkole, były takie ohydne, wszystko się lepiło od mydła i czegoś czego nie chciałam znać. Graffiti opisujące najróżniejsze przeżycia lub próbujące kogoś obrazić:
Charlotte to szmata
Umrę szybko, bo ludzie mnie niszczą
Pani Daryl ma kochanka
Byłam sama w pomieszczeniu to i tak strasznie się bałam. Usiadłam w jednej z kabin podkurczając nogi do góry, usłyszałam znajomy brzdęk drzwi. Wiedziałam, że to Kristian.
- Myślałaś, że boje się wchodzić do damskiej toalety? - prychnął, otwierając drzwi od mojej kabiny. W myślach klęłam na siebie, że ich nie zamknęłam i teraz znów musimy patrzeć sobie w oczy. Westchnęłam wychodząc z kabiny i stając przed zlewem. Chyba każde lustro w tej toalecie było gdzieś pęknięte, albo pomazane markerem. Czy tutaj nikt nie sprząta, bo naprawdę tak to wyglądało.
- Okej -mówię. - O czym chcesz porozmawiać?
- Byłaś zazdrosna?
- Słucham - prawie się zapowietrzam słysząc jego oskarżenia.
- Wtedy na promenadzie - mówi. Stoimy przy jednej z kabin - idealne miejsce do rozmowy. - Uderzyłaś Dolores.
Przypominam sobie ten moment i naprawdę nie mogę uwierzyć, że myśli tak samo jak jego dziewczyna. Dlaczego on mnie o to podejrzewa?
- Chciałam cię obronić. Ona żartowała o twojej zmarłej dziewczynie i nie wytrzymałam - mówię, nie patrzę na niego, nie mam na to siły i nerwów. - Wtedy w schowku ten pocałunek był niewłaściwy. Nigdy nie chciałam z tobą być, Kristian nie jestem zazdrosna.
- Nie czujesz nic do mnie? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Przez chwilę wpatrywałam się w gwiazdki na trampkach, niektóre były już mało widoczne.
- To co do ciebie czuję jest inne. Nie jestem w tobie zakochana i nie mogę tego zmienić od tak - mówię, wpatrując się w jego tęczówki.
- Dolores i ja to coś dziwnego - tłumaczy mi jakby zrobił coś złego. - Tamten pocałunek w kawiarni. Zrobiłem źle, okej?
- Kristian całuj się, albo rób coś innego z kim chcesz. Nie tłumacz mi się nie jesteśmy razem - widziałam, że słowa go trochę zabolały, a ja poczułam się źle. Pewnie od tego zapachu w powietrzu. - Powinnam już iść - popycham drzwi od wyjścia. Kristian nadal tam stoi, wygląda trochę jak mały szczeniak, czekający aż ktoś go nakarmi.
Drzwi nie zatrzymują się i czuję mocne pchnięcie do tyłu, a później do pomieszczenia wchodzą dwie zakapturzone postaci. Kristian łapie mnie za ramiona i ciągnie pod ścianę, na której przywieszona jest gaśnica i alarm przeciwpożarowy.
Osoby zdejmują kaptury swoich ciemnych bluz i widzę to czego nie chciałam widzieć. Sara i Cole. Czemu wydaję mi się, że w tym momencie wszystko staje w miejscu. Wtulam się w ramiona Kristiana, choć właściwie nie czuję nic.
- Obiecałam wam grę - mówi Sara, śmiejąc się. - Więc zagrajmy.
- Sara odpuść sobie - warczy Kristian. - Co chcesz zrobić?
- Chce, żebyś zapłacił za to co zrobiłeś Soni! - krzyczy i patrzy na Cola, który kiwa głową. - Zabiłeś moją jedyną przyjaciółkę! Nie odpuszczę ci tego!
- O czym ty mówisz? Przed przeprowadzką rozmawialiśmy całą naszą paczką, co się stało - mówi, próbując aby jego głos brzmiał spokojnie, ale słyszę, że drży. Właściwie jego ciało też się trzęsie, chcę go uspokoić i ujmuję jego dłoń, głaszcząc kciukiem spód jego ręki. Patrzy na mnie przez chwilę i smutno się uśmiecha.
- Aleks mi wszystko powiedział - mówi, machając rękami. - Wszystko nam wytłumaczyłeś, ale nie powiedziałeś kto jest mordercą. Bo to ty nim jesteś!
- Mam ci powiedzieć prawdę? - sapie.
- Czekam na to, przyznaj się wreszcie! - warczy.
- To był Aleks - mówi cicho. - Pokłócił się ze mną o Sonie i powiedział, że jeśli on jej nie może mieć to żaden z nas nie będzie jej miał - w jego oczach były łzy. Musiał bardzo cierpieć, nie wyobrażałabym sobie kłócić się z przyjaciółką o tego samego chłopaka, a co dopiero dopuścić się tak okropnej rzeczy.
- Wiesz, że i tak ci nie wierze - mruknęła Sara, wkładając ręce do kieszeni. - Nawet nie masz dowodów.
- Pamiętnik Soni - powiedział cicho. - Mam go w domu.
- Nie kłam! Po prostu się przyznaj! - w jej oczach widać było szaleństwo, dziewczyna wmawiała sobie, że to Kristian i nie przepuszczała żadnej innej myśli. - Przyznaj się, albo go zabiję! - naglę wyjęła niewielki metaliczny pistolet i go przeładowała, celując w głowę Cola.
- Jezu nie! - pisnęłam.
Cole był w totalnym szoku, widać było, że nie na to się umawiali i teraz mówił coś pod nosem, coś na wzór modlitwy.
- Zamknij się! - warknęła. - Będziesz następna! Kristian przyznaj się!
- Sara, błagam cię - Kristian wyciągnął przed siebie rękę chcąc chwycić ją za ramię.
- Przyznaj się! Kurwa! Dlaczego tego nie zrobisz?! Zadzwonię na policję i po sprawię! - zaśmiała się. - Ingrid wreszcie będzie bezpieczna.
- Jestem bezpieczna. On jej nie zabił - wydukałam, przełykając ślinę miałam to utrudnione przez gulę, która rosła mi w gardle. - Proszę zostaw Cola.
- Nie wierze wam! - zawarczała niczym wściekły pies gotowy do ataku. - Pociągnę za spust, jeśli tego nie zrobisz...
- Sara, to zły pomysł. Nie tak się umawialiśmy - mruknął przerażony Cole.
- Cicho! - nim się obejrzała nacisnęła spust i pocisk trafił prosto w jego głowę, nie wiem czy wszędzie czy tylko w mojej głowie rozległ się okropny pisk. Upadłam na kolana, ale ktoś próbował mnie podnieść. Nie mogłam uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Widziałam nieruchome ciało Cola, jego martwe, otwarte oczy patrzące jakby na mnie i ranę w głowie. Szok, panika i niedowierzanie.
Sary już nie było. Nie wiem gdzie się podziała, ale teraz to było najmniejszym problemem. Płakałam w koszulkę Kristiana, ale niczego więcej nie czułam. Może to ja umarłam? Może to tylko jakiś pieprzony żart?
Znów zapytam wprost, mieliście kiedyś sytuację, którą nie można naprawić, cofnąć, cokolwiek co sprawiłoby, że ta historia potoczyła się zupełnie inaczej?
Bo ja tak.
Dobrze więc to jest jeden z najważniejszych rozdziałów w tej książce. Jesteście zaskoczeni tym co się stało?
Ps. Wiecie, że jeszcze trochę i koniec pierwszej części?
Piszcie, gwiazdkujcie i czytajcie dalej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top